Czas na kolejny raport, upały doskwierają, komary rypią, a jak bingowicze? Borsuk wyruszył na urlop, Wojt zarobiony, ja sam też jakoś nie narzekam na brak obowiązków, ale mimo to coś wpadło. W tym miesiącu na łajbę wskoczył również KSH, który porządził na grubo, ale pamiętajcie – Ślepy nie śpi, tylko gra ;). Poniżej zasady i tabelka, a na koniec tradycyjnie indywidualne podsumowania, a działo się spooooro!
Wyzwanie Retro Bingo 3
ZASADY
- zaczynamy grę od 15 czerwca 2020, zakończymy 15 grudnia 2020 (gry zaliczone wcześniej odpadają, napoczęte przed 15.06, a skończone po mogą być)
- jedno pole = jedna gra, jedną grę liczysz raz. Wyjątek stanowią pola A5, C1, E2, E3 i E5, tutaj można wykorzystać gry użyte również do innych pól
- trzeba mieć 5 pól w jednym rzędzie (pion, poziom, ukos) by uzyskać bingo
- w przypadku zakreślenia już jednego pola, podobnie jak w krzyżówce zostaje ono „pełne” i możesz je wykorzystać przy robieniu innego bingo
- twoje ostateczne ułożenie bingo zatwierdzasz wraz z końcem zabawy, do tej pory możesz dowolnie kombinować z umieszczaniem skończonych przez ciebie gier
- w razie ogrywania kompilacji gier w której znajduje się więcej niż jeden szpil (np. Contra Anniversary Collection), każdy traktowany jest jako osobna gra
- uczestnictwo kompletnie „for fun”, nie będziemy nikomu zaglądać do łóżka i żądać udowodnienia skończonych gier, sami też bierzemy w grze udział
- mimo iż to strona retro, to nie ma nic złego w tym że przechodzisz jakąś nowość i ją dasz do bingo jeśli spełnia kryteria pola
- w przypadku pola „BINGO CHALLANGE” możesz się posiłkować nie tylko tym co aktualnie zostało ograne przez bingowiczów, ale i w przeszłości. Podsumowanie pierwszej edycji znajduje się tutaj i tutaj, a drugiej tu
- gdyby zasady wymagały doprecyzowania to rezerwujemy sobie prawo do ich modyfikacji
repip
Kolejny miesiąc bingo za nami, do calaka daleko, ale idę powoli do przodu. Wpadły w większości łatwe kafle, są wakacje więc nie mam aż tyle czasu na granie, no ale mimo to cosik odhaczyłem. Tymczasem wracam grać w genialnego Shox, o którym bardzo dużo dyskutujemy z Gralingradem, Yohokaru i innymi na tłicie, zapraszam tutaj
Do tej pory wpadło: B2 – TUBA GRA!; C3 – KOMENTATOR; D1 – BINGO W KIESZENI – Ape Escape P.
B1 – Meloman – podejrzewam że wszyscy zakładali że opiszę tutaj OST do któreś z części THPS więc postanowiłem opisać inną ścieżkę dźwiękową ;). Ostatnio mam mega wkrętkę na muzę z SSX3, chyba szykuję się mentalnie na ponowne spotkanie z tym genialnym szpilem w którym równie świetny co OST jest komentator, tekst “I’m DJ Atomika, and you’re listening to Radio BIG” pamięta chyba każdy, obok Crash FM z Burnout 3 Takedown najlepszy komentator w grach ever! Prócz tego melodyjne kawałki i remixy jak Poor Leno (Royksopp), czy coś bardziej z pazurem jak N.E.R.D.-Rockstar (Jason Nevins Remix), nawet Junkie XL coś dorzucił. Ohhh chcę już wskoczyć na stok! Ale przed tym jeszcze kilka pozycji z dorobku EA BiG, myślę że ta “wędrówka” po grach sprawia że z każdym tytułem nakręcam się bardziej na SSX3 w czym OST dodatkowo pomaga! Muzyka zdaje się być dobrana, (a że to remixy to i w pewnym sensie skomponowana) idealnie, ale jeszcze raz chciałbym zwrócić uwagę na rolę komentatora, wielka szkoda że prócz Burnout 3 i SSX3 nie słyszałem by aż tak rozbudowano ten element gry robiąc z komentatora integralną część tytułu.
zamiast OST, próbka komentatorskiego kunsztu w grze video!
C5 – Back to the 90’s – udało mi się przejść jeden z symboli giereczek z lat 90, pierwszego WipEouta! Bałem się że słynne “gry w 3D się brzydko starzeją” + uboga zawartość tego szpila sprawi że go porzucę. Nic bardziej mylnego! Choć ta gra to tylko turniej złożony z 6 tras to by go wygrać szlifowałem skilla jakieś 6h. Z przyjemnością połykałem kolejne kilometry futurystycznych arterii, po prostu mega pozytywne zaskoczenie! O popłuczynach w postaci WipEout Fusion już zapomniałem!
D2 – Licencja na granie – gdy to czytacie pewnie film dokumentalny o pierwszej części THPS miał już swoją premierę. Ja mam hajp na niego niemały toteż podłączyłem swojego Dreamcasta i opierdzieliłem na złoto Tony Hawk’s Skateboarding dla lepszego klimatu, uwielbiam tą część. Nie jest ani najlepsza, ani najbardziej kultowa, właściwie to patrząc na nią nic w tej serii nie miała “naj” ale na starość do jej najprostrzej mechaniki wracam najczęściej. Licencja bije z samego tytułu jako że sygnuje ją sam Tomek Jastrząb, kratka wpadła.
D3 – Night Rider wbite! W Freekstyle trasa Gnome Sweet Gnome i Let It Ride zostały przeze mnie zdobyte. Nie była to łatwa victoria, trochę się nawqrwiałem na bugi w grze i nie do końca poukładane z głową trasy (bardzo ciasna “Gonome…” z masą zakrętów, ścian i możliwości wylecenia za bandę, w grze arcade nastawionej na użycie turbo i robienie ewolucji…), ale jest! Kolejny kafel zdobyty, idziemy dalej.
E3 – Pilot Czasu -tego samego dnia gdy mój DC mielił krążek z Tonim Hołkiem wsadziłem mu na dokładkę w paszczę płytę z Sturmwind. Dla mnie shmup idealny, nie potrzeba mi żadnego innego, hordy kosmitów zezłomowałem przy pomocy Lichtblitz, Nordwest i Rudel.
kosmiczne ścierwo zezłomowałem w pięknym stylu na Makaronie Segi!
WojT
A ićććććć … mało w tym miesiącu się działo. Bo górę wzięła robota i rodzina. Niewiele czasu zostało na jakiekolwiek inne przyjemności. Wiecie, trzeba się wywczasować – nawet jak COVID, trzeba napie**** salta w robocie, trzeba oddychać świeżym powietrzem (rowery, spacery, jeziora) a nie uganiać się za pikselami na ekranie. Zatem cóż mogę powiedzieć po kolejnym miesiącu bingowania? No niewiele – czekam na deszcze, czekam na kolejny lockdown, wtedy będę gonił tych wariatów co tu już finiszują :) Lecimy zatem z tym żałosnym updatem :)
A1 – W mordę mu – przy okazji wypadu do Wrocławia na party Decrunch (relacji nie będzie, bo tym razem impreza miała inny klimat niż edycje, do których byłem przyzwyczajony poprzednimi latami – gier nie było praktycznie w ogóle, bo całość imprezy działa się w większości na zewnątrz na plaży :P), zadekowaliśmy się z Lokatymi (i jeszcze innymi 4-ema osobami) w apartamencie, w którym Lokaty podłączył do TV swoją zabaweczkę do grania z dwoma bezprzewodowymi padami od X-boxa. Siedząc na kanapie, sącząc drinki, graliśmy w jakieś ciekawe gierki. A przy okazji rozegraliśmy kilka partyjek Mortal Kombat 9, które było … fajne! Dobrze się grało – jak za starych dobrych czasów – raz łoiłem Lokatego ja, a raz on mnie. Czy to ważne? Ważny był fun!
C2 – Poka, poka – To nie jest mój pełnoprawny gameroom. To jest miejsce, gdzie ostatnimi czasy najwięcej czasu spędzam w domu przy komputerze i ewentualnie grach. Docelowe miejsce powstanie za kilkanaście miesięcy (albo kilka lat). Natomiast na teraz, mam po prostu zaadaptowany pokój syna na “pseudobiuro”, w którym w wolnych (he, he – ile ich jest) chwilach czasem coś pogram. Jest też podłączony NES – albo czasem inny retrokomputer – i sobie można przełączyć i się odstresować. Kiedyś dorobię się pełnoprawnego nerdroomu :)
Mały game room? Nie to tylko namiastka – adaptacja pokoju syna na tymczasowe biuro uzupełnione o sprzęt do grania – czasem znikam tam na kilka chwil i zapominam o świecie :)
C3 – Komentator – Kurła, ciągle komentuję! Ostatnimi czasy się opuściłem, ale niedawno znowu nadrobiłem. Należy mi się ten kafel jak psu buda! Jakby nie było mam już tu nastukane prawie 500 komentów. Więc chyba sobie mogę akonto wziąć ten kafelek :P [NIE! :P – Nacz. Os. rep]
B2 – Tuba gra – To nie jest jakieś wyzwanie akurat dla mnie ;) Ponieważ nawet jeśli jestem już bardzo zmęczony, że nie da się trzymać joy-a w dłoni, to w momencie, kiedy kładę się do łóżka, zaczynam się przebudzać. Wtedy trzeba się czymś zająć – zakładam więc słuchawki i włączam YouTube, aby przejrzeć moje ulubione kanały i to nie tylko retrogamingowe. Natomiast takich z retro mam wiele – stąd ostatnimi czasy zaliczam zaległe odcinki niektórych jutuberów. Tutaj będzie zatem reklamka kilku: Arhn.eu – ze swoimi krótkimi filmikami na prawie każdy temat i wyzwaniami, Loading – ze swoimi dłuższymi filmikami tematycznymi, lubię słuchać dyskusji tych panów, Gramy na gazie – nadrabiam zaległości i oglądam (partiami) te długaśne odcinki, dyskusji tych panów też lubię słuchać. Obejrzałem też jak mój kolega, Renton, ogrywa Moon Patrola na Atari ST (i pokazuje wersję monochromatyczną). YouTube to jest fajne medium – dobrze, że jest i zastępuje telewizję :)
Wakacje pełną gębą, bo nawet niektórzy jutuberzy rzadko wypuszczają filmiki na swoich kanałach – Renton zagrał w Moon Patrola na Atari ST, Borsuk chyba jeszcze tej wersji nie zaliczył?
Zatem z matrycy bingo wynika, że na razie nie mam żadnej linijki zrobionej. Jednak jest nadzieja, bo wydaje się, że wiersz 2 jest do zrobienia – choć lekki problem mam z E2, bo nie lubię bić kobiet… i nawet nie wiem w jakiej grze mógłbym takiego bossa babkę znaleźć. Poszukam :)
Borsuk
Witam serdecznie z urlopu z Dziadowej Kłody! Pięknie jest, pogoda dopisuje, lasy wokoło, rodzinka, Monty ma przyjaciela Bary’ego, z którym bawi się cały dzień, a na dodatek może ganiać koty i siedzieć alltime na zewnątrz. Po prostu psina jest zachwycony! Na urlopie nie gram, gdyż mi się nie chce, patrzę tylko jak kuzyn ciśnie w The Last of Us 2 i jedno jest pewne – nie kupuję tego! Tragiczne dialogi na początku gry i wiadome rozwiązanie fabularne (nie, nie chodzi o LGBT i pochodne) – powoduje, że ten tytuł może dla mnie nie istnieć. A jestem wielkim fanem jedynki…
Udało im się mnie zwieść, że będzie to niezapomniana przygoda. Bardziej film, albo jakieś “doświadczenie” niźli gra.
Jednakże zanim wyjechałem na urlop to kontynuowałem moją przygodę z pożyczonym Xboxem One (pozdro ponowne dla Szyszki!). Może najpierw zacznijmy od gier, które zacząłem, ale ich nie skończyłem? Po pierwsze Hellblade – tytuł, który urzeka niesamowitą grafiką, świetnym klimatem nordyckiej mitologii oraz poruszaniem nietuzinkowych tematów – w tym wypadku choroby psychicznej głównej bohaterki. No i co z tego wszystkiego, skoro mechanika tej gry i jej grywalność to największy pustak jaki widziałem w historii gier 3D! O co chodzi w skrócie? Chodzimy bohaterką po lokacjach używając do wszystkiego jednego przycisku akcji (wspinanie, schylanie się itp.) i szukamy symboli runów ukrytych w otoczeniu. Trzeba nieraz spojrzeć na jakieś belki, czy drzewa z odpowiedniej perspektywy, żeby ich kształty utworzyły odpowiednie runy. Fajne by to było przez 15 minut, lub jako przerywnik, czy jedna z wielu zagadek w grze, a nie jako główne założenie rozgrywki! Drugą wyborna składową mechaniki tego tytułu jest wielce emocjonująca walka… Wyskakuje chłopek do zabicia, robimy unik jednym przyciskiem, a drugi mashujemy do oporu i po walce. Znaczy się wyskakuje później kolejny identyczny chłopek, z którym walka jest równie prosta i na tych samych zasadach. No, nieraz wyskoczy kilku takich ziomeczków, a na końcu etapu czeka nas boss, który wygląda inaczej i ma więcej energii, ale walka z nim polega glownie na tym samym… Na początku myślałem, że to tylko start gry, ale po kilku godzinach szukania symboli runów i pokonywania takich samych wrogów w ten sam sposób – odpuściłem sobie te męczarnie. Nie lubię kiedy w grze nie mam nic do robienia, a w przypadku Hellblade udział gracza w rozgrywce to jakaś parodia grania. Co z tego, że tytuł porusza poważne tematy, co z tego że nasza wojowniczka ma fachową mimikę i animację, i co z tego, że otaczają nas piękne widoki a w głośnikach mamy wspaniałe dźwięki. Jajco! A raczej jedna wielka wydmuszka, pustak, samograj, popierdółka w zacnych szatach. Bruce Lee na Małym Atari był bardziej skomplikowany pod względem rozgrywki od Piekielnego Ostrza. Poczytałem trochę opinii graczy o tym tytule i o dziwo – wielu ludziom odpowiada taki przerost formy nad treścią. Bo gra porusza poważne tematy… Strata czasu! Czerwone światło w retrometrze i największy zawód ostatnich lat.
Cholera wszystko tu niby gra, tylko po cholerę kopiować walkę od Dark Souls? Wcześniej to była przecież kopia God of Wara i Zeldy… Może przejdę kiedyś na PS4.
W co jeszcze grałem, ale na ukończenie ciśnienia nie miałem? Darksiders 3 – naprawdę porządna produkcja, ale… No właśnie, niby wszystko gra, stylistyka graficzna i klimat niczym z poprzednich części serii tych gier o Jeźdźcach Apokalipsy. Tym razem wcielamy się w Furię z zabójczym pejczem, którym będzie chlastać komiksowo narysowane bestyje! Brzmi fajowsko, co nie? Szkoda jednak, że ona chlasta te potwory tylko na samym początku rozgrywki, a później… Potem twórcy wpadli na pomysł, że walka zamiast wyglądać podobnie jak w poprzednich częściach (siekamy multum wrogów na plasterki) – to będzie przypominać gry z serii Dark Souls, tyle że bez możliwości blokowania (Furia nie posiada tarczy). Nawet zbieranie dusz jest tutaj wprowadzone… Czyli wywabiamy wrogów pojedynczo, unikamy ich ataków i prowadzimy żmudne pojedynki jeden na jednego z mocnymi koksami. Zwykłe leszcze potrafią nam skroić jednym ciosem pół energii i wiecie co? To nie jest Darksiders takie jakie lubiłem… Oczywiście dalej jest to metroidvania, gdzie obok walki głownym celem jest fachowa eksploracja, szkoda też, że zagadki w tej części prawie nie występują, a w poprzednich był to mocny element gameplayu. Powiem tak, spędziłem w tym świecie chyba 14 godzin i to nie jest zła gra, raczej taka 7/10, jeżeli miałbym więcej czasu i nie musiałbym oddawać Xone kumplowi – to możliwe, że skończyłbym Darksiders 3. Żółte światło w retrometrze i najsłabsza część serii.
Jest pies, jest mrok, są zagadki, kasety VHS. Szkoda, że to bardzo żmudna gra. Nie dla każdego, ale kto lubi spokojniejsze produkcje – może atakować.
Podobnie jak Blair Witch Project, to nowe i polskie tworzywo, które posiada klimacik fajny i mroczny, zwichrowanego bohatera, wiernego towarzysza w postaci psiaka i żmudne chodzenie po lesie i szukanie przedmiotów oraz rozwiązywanie niby zagadek. Taki symulator łażenia, przeglądania znalezionych taśm video, kojarzenia faktów i aportowania psa. Jakbym nie miał innych gier to bym grał, ale na siłę to mi się nie chciało. Przypomniało mi się jak Monty zauważył tego psiaka w moim TV i nawet zaszczekał parę razy na niego! No, ale tamten nie reagowal to Monteusz dał sobie spokój… Spokój z graniem dałem sobie też i ja… Przeciętniak. Dobra, wiecie już jakie tytuły nie podeszły mi ostatnio, teraz pora przejść do tych, które ukończyłem!
Trochę gameplayu z ostatniej wersji na Switcha. Nie martwcie się, mnie też trailery nie zachwycały, a tu kozak gra!
E1 – POTĘPIONY – BLOODSTAINED: RITUAL OF THE NIGHT. Główna bohaterka tej gry to co prawda łowczyni demonów, ale przeprowadzano na niej diaboliczne eksperymenty i potrafi wchłaniać demoniczne moce (shardy), więc jest mocno potępiona. Pod koniec gry to już praktycznie demonica pełną gębą, więc łapie się na ten kafelek Bingo, a kto twierdzi inaczej niech mnie cmoknie w pompkę. A sama gra? Na początku podchodziłem do niej jak pies do jeża, nie za bardzo podobała mi się grafika, jej artystyczny design – zamiast ręcznie rysowanego 2D otrzymujemy grę 2,5D (chyba na Unreal Engine 4), z trochę kiczowato wyglądająca heroiną (jakaś uczennica, wtf?) i niektórymi tłami takimi mało klimatycznymi… Jednak kiedy zacząłem grać okazało się, że wszelkie moje uprzedzenia rozpierniczono w drobny mak! Kapitalny gameplay (stuprocentowa Castlevania!), wielkość gry (pincet komnat i ponad 28h grania, by wymasterować tytuł na 100%), ogromniasty bestiariusz (pincet wrogów różnorodnych), trzy kopy bossów fachowych (smoki, wampiry, czarodzieje, potwory), niesamowicie wielka ilość różnistych mocy do zdobycia od demonów (i walczenia nimi), trzy wielkie tiry ekwipunku (stroje, bronie, jedzenie, mikstury, składniki do tworzenia oręża, czy gotowania nawet), kapitalny soundtrack (melodyjne nuty połączone z podniosłą muzyką poważną, z naciskiem na pianino, czy inny fortepian). A sama grafika? Moje marudzenia były bezpodstawne, trafiają się co prawda brzydkie kwiatki w postaci słabego designu niektórych potworów, ale inni przeciwnicy są przedstawieni rewelacyjnie, a niektóre tła po prostu urzekają. Wielka, grargantuiczna i pełna smaczków Castlevania, która jest duchowym następcą Symfonii Nocy. Mnóstwo easter eggów i nie ma nudy! Polecam. Gdyby nie częste zwisy dałbym medal!
Arcydzieło! I tyle w temacie.
B5 – CDN – ORI AND THE WILL OF THE WISPS. Co tu dużo będę gadał… Niesamowity Ori doczekał się przezajebistej kontynuacji, która po prostu zniszczyła mnie na początku swoją gargantuicznością! Przepiękna grafika wyciska wszystkie soki z Xboxa One, który nieraz mocno się poci i krztusi! Zaprawdę powiadam wam, że jakbym to zobaczył na mocniejszym Xonexie w rozdzielczości 4K na telewizorze Oled to pewnie umarłbym z wrażenia! Przepięknie narysowane, wiejące artyzmem i mrokiem jednocześnie! A muzyka? Po prostu arcydzieło! A rozgrywka? Jebitna metroidvania z wielką ilością zdolności, połączona z najlepszym platformerem 2D (motywy jak w Donkey Kong Country) i elementami action rpg (są nawet questy i NPC!). Na dodatek walka została zmieniona i Ori może zakupić u handlarzy zarówno duchowy oręż (miecz, młotek, łuk, pioruny – wszystko niby przedstawiono jako zdolności, ale to w sumie oręż), którym siecze wrogów, jak i specjalne runiczne kamienie, które wpływają na jego umiejętności (potrójny skok, zadawanie większej ilości obrażeń, lepsza odporność). Oczywiście, że w takim wypadku to oprócz ucieczek przed potworami (znanymi z jedynki) mamy także niesamowicie epickie starcia z wielkimi bestiami! Oczywiście eksploracji jest tu co nie miara, zagadek od cholery, ale i tak najlepsza w tym wszystkim jest cudowna i wzruszająca narracja całości. Można się zachwycić, wkurzyć, zapłakać, a nawet poniekąd zrozumieć agresywne zachowanie głównego “złego” w prostej, lecz poruszającej fabule. Moon Studios obydwoma częściami Oriego wzniosło się na wyżyny prezencji i gameplayu gier video i dla mnie to zdecydowanie dwie najlepsze nowożytne gry 2D w historii! Dwójkę zrobiłem na 100% chyba w 23 godziny i powiem tyle: majstersztyk i arcydzieło. Medal bez dwóch zdań!
C2 – POKA POKA – czyli pokazanie kolekcji lub game roomu. Pokazywałem już wielokrotnie mój pokój uciech w wielu odcinkach Gramy na Gazie, więc macie jeszcze raz, żeby mi zaliczyło ten cholerny kafelek w Bingo. Zresztą co ja będe ściemniał, mój każdy pokój wraz z sypialnią może być game roomem, gdyż w każdym stoi jakiś rupieć do grania. Ale to się sprzeda… Na dole zerknijcie na stołowy…
Stołowy jako game room, a po lewej w gablocie kolekcja na PS3 / X360 / PS4. Na ekranie kto? Montezuma!
D4 – MASZYNISTA – przejdź grę, w której bohaterem jest maszyna. Buhehe, tu umieszczam MY FRIEND PEDRO, którego bohaterem jest co prawda maszyna, ale do zabijania! Do stylowego, punktowanego, pełnego combosów kasowania bandziorów za pomocą najróżniejszych spluw. Widok z boku, zwalnianie czasu niczym w Max Payne, skoki i akrobacje, strzelanie dwoma gnatami jednocześnie w trakcie wiszenia na linie, oczywiście głową w dół… Akcje tu odchodzą niczym w filmach Johna Woo, czy akcyjniaków z Hong Kongu, a gra punktuje wszelkie zabójstwa podobnie jak seria Tony Hawk zalicza punkciory za akrobacje na deskorolce… Zresztą jest tu także możliwość jazdy na desce i prucia ołowiem do zbirów jednocześnie, cholewcia w sumie to czego tu nie ma? Pełna wymiany ognia jazda na motorze, swobodny lot bez spadochronu plus szatkowanie wrogów, atak na pociąg, ścieżka zdrowia z laserami, bossowie do zabicia, no i oczywiście nasz przyjaciel… BANAN! Buhehe, odwiedzimy też rodzinne strony naszego owocowego kumpla w mocno psychodelicznych światach i te etapy są mocno zwariowane! Powiem tak – jeżeli ktoś lubi stylowe gry na nabijanie rekordów to My Friend Pedro będzie dla niego pierwszorzędną rozgrywką! Ja wolałbym jednak wprowadzić tutaj ograniczenie żyć głównego bohatera (kilka istnień na całą historię i dodatki za punkty), żeby gra była także wyzwaniem, a tak to przemykamy przez nią jak burza. Na kilku etapach wykręciłem niezłe wyniki, na innych mi się nie chciało i w sumie przeszedłem całość w kilka godzin. Plusem jest, że końcówka gry mocno zaskakuje, ale tego wam nie zdradzę. W sumie dobra zabawa, ale wolałbym “prawdziwą” grę z taką mechaniką strzelania jak w Moim Przyjacielu Pedro. Daje więc żółte światło. Aha, słyszę, iż ktoś marudzi (Naczelny?), że nie o taką maszynę mu chodziło, kiedy tworzył tego kafla w Bingo? Spoko, Maroko staaaary! Przejdę jakiś Moon Patrol do końca tej edycji naszego konkursu i też będzie pasować pod maszynistę… Na razie niech jest tu Pedro…
Max Payne spotyka Tony Hawka! Dzieje się, oj dzieje….
Na tym zakończymy, myślę, że nie jest źle! 11 kafli z poprzedniego odcinka Bingo, 4 pola w tym – w sumie 15! Jeszcze DYCHA i MISSION COMPLETE! Chociaż na urlopie jestem teraz to chłopaki mogą nadgonić…
KSH
A3 – 60 LAT SEGI Nie mogłem tak po prostu przejść obojętnie obok tak apetycznego kafelka. Konsola Segi – Mega Drive 16 bit jest moją ulubioną konsolą ze wszystkich jakie powstały do tej pory. Pomyślałem o przejściu gry w którą zagrywałem się za dzieciaka, mianowicie chodzi o The Smurfs: „Hej dzieci jeśli chcecie zobaczyć Smerfów las przed ekran dziś zapraszam was! I telewizor włączcie, kartridż włóżcie i usiądźcie, zaraz zaczynamy dla was nowy szpiiil!”. O tak, oldschoolowi bohaterowie wieczorynek czy też kaset VHS dla dzieci zagościły również na konsoli Sega. Plot jest taki, że porwana została blondyna Smerfetka przez niejakiego alchemika Gargamela. Po drodze zaginęły też inne ważne niebieskie skrzaty. Brodaty włodarz w czerwonych galotach oraz główny reproduktor w grzybowej wiosce Papa Smerf zarządził, że Osiłek pójdzie na wyprawę ratunkową. Wraz z dalszym przechodzeniem gry każdy uwolniony smerf staje się grywalną postacią. Osiłek potrafi przenosić ciężkie przedmioty (w tym wypadku to sprężyna z liści), Zgrywus rzuca wybuchającymi prezentami (pozwalają wysadzić mur z kamieni), Ważniak posiada kaganek ze świecą do rozpraszania mroku, a Łasuch po prostu ładuje swoje wypieki w przeciwników. Grafika oraz animacja jest całkiem ładna i przyjemna. Kiedy pierwszy raz zagrałem w Smerfy ciężko było mi odróżnić animowaną bajkę od gry. Smerfy są wciąż ładną, wciągającą i trudną platformówką z elementami logicznymi, która zestarzała się tylko troszkę.
B1 – MELOMAN – Tenchu 2: Birth of the Stealth Assassins to jedna z moich ulubionych gier na konsolkę PSX. Pierwszą styczność miałem z nią bardzo dawno temu, kiedy moi dobrzy znajomi pokazali mi ją u siebie. Później pożyczyłem od nich konsolkę i sam ogrywałem ten jakże wspaniały tytuł. Nie znałem wówczas jeszcze Metal Gear Solid, dlatego była to dla mnie pierwsza skradanka, jaką ujrzałem w ogóle. Od razu urzekła mnie w niej, może nie tyle tematyka Ninja, a klimat feudalnej Japonii. Jest to Prequel wydarzeń z pierwszej części Tenchu. Opowiada o narodzinach dwóch skrytych zabójców: Rikimaru i Ayame. Wielką zaletą gry jest edytor misji, który wraz z dalszym przechodzeniem trybu fabularnego jest coraz bardziej rozbudowany. Za muzykę do tej pięknej gry napisał Noriyuki Asakura, odpowiedzialny za tło do najważniejszych części Tenchu, później również do capcomowego Way of the Samurai (w którego również się zagrywałem na PS2) oraz do całkiem świeżej gry Sekiro (w którą bardzo chcę zagrać). Co bardzo podoba mi się w muzyce Tenchu to wykorzystanie tradycjonalistycznych instrumentów japońskich. Od razu czuć wszechobecny średniowieczny klimat Kraju Kwitnącej Wiśni. Do tego dodajmy takie elementy jak ambient, elektronika, odrobinę jazzu, rocka i minimalizmu i dostajemy poważny, dojrzały filmowy soundtrack. Kompozycje są na ogół ascetyczne, niemniej jednak bardzo obrazowe. Ulubione utwory:
Kengeki (剣戟 po jap. Miecz) – jeden z najbardziej filmowych kawałków. Przypomina mi muzykę do starych czarnobiałych filmów japońskich znakomitych reżyserów jak Kobayashi, czy Kurosawa. Gdybym miał ze sobą szablę katana po pierwszych nutach tego utworu od razu wyciągnąłbym ją z pochwy i zacząłbym nacierać na przeciwnika! Swoją drogą jestem samoukiem sztuk walki i mam w domu bokken oraz kije Bo i Jo, stąd też moje zamiłowanie do muzyki walki dalekowschodniej.
Syukumei – z początku smutna filmowa kompozycja, która z czasem zamienia się w mroczną elektroniczną gęstwinę, w której można poczuć się jak prawdziwy cichy zabójca.
Ensa – kolejny utwór minimalistyczny, niepokojący dark ambient.
Taidou – krótki utwór, który można usłyszeć w menu. Bardzo dobrze go zapamiętałem.
Podsumowując, OST bardzo pasuje do ogólnego klimatu gry, niemniej jednak najlepiej zagrać w obojętnie jaką część Tenchu lub Way of the Samurai, aby się o tym przekonać osobiście. Jest to bowiem dobry soundtrack do wybitnej gry.
B4 – I’LL BE BACK– Porzuciłem Xenoblade Chronicles “…ale nie jeden raz. Słuchaj słuchajajaj”. Zupełnie jak w tej durnej piosence ;) porzucałem grę, ale nie dlatego bo była dla mnie mdła; chodziło o zwyczajny brak czasu, oraz o przesiadkę z Wii na PS4. Jednak ostatnio poczułem się zdeterminowany, ponieważ fabuła rozkręciła się tam na dobre, a ja miałem zwyczajnie ochotę powrócić do tego świata. Mogę napisać, że zatraciłem się w nim na amen. Przejście zajęło mi 103 godziny i 47 minut. Dokładnie wiem ile dzięki licznikowi przy zapisywaniu stanu gry. Co mogę napisać o samej grze: jest obłędna. O B Ł Ę D N A ! Każdy kto lubi ten typ gier mianowicie JRPG i RPG w ogóle oraz typowo mangowo-anime stylistykę powinien ten tytuł po prostu zaliczyć. Bez względu na czas jaki pochłania ta gra. Nikt nie każe wam ślęczeć przed tym tytułem non-stop. Nie każdy też tytuł zasługuje na speed run i tak jest w tym przypadku. Urzekająca grafika, muzyka chwytająca za serce, dubbing japoński, mangowe poczucie humoru stoją na wysokim poziomie. Rozbudowany system walki, który zbytnio mnie nie nużył, sporo samouczków, ciekawy crafting, ogromna liczba przedmiotów, broni, sekretów – mogę wymieniać i wymieniać. Lokalizacje obszerne, mapy w rozmiarze XXXL, interakcje między kompanami w drużynie, utrzymywanie relacji nawet z byle jakimi NPCami. Panie i panowie… diament. Na Metacritic (dane obecne) ta gra, według użytkowników, zajmuje 7 miejsce spośród wszystkich gier RPG na wszystkie platformy! Z pewnością ten tytuł kładę wysoko i mało tego – planuję tam kiedyś wrócić, bo czeka mnie jeszcze gra+. Nie chce spojlerować. Coś pięknego.
B5 – CDN– skończyłem niedawno kolejną grę, tym razem na PS4 Resident Evil VII Biohazard. Jest ona kontynuacją jednej z moich ulubionych serii. Mimo, że wydana została nie tak dawno, pewne elementy czerpią garściami z pierwszej części Biohazard, co mi się osobiście bardzo podobało. Zagadki to wypisz-wymaluj pierwszy Resident Evil. Są też i nowe podobne elementy rozwijające ideę pierwowzoru. I takie rozwiązania głównie sprawiały mi fun podczas przemierzania rezydencji. Widok z pierwszej osoby nie do końca mnie przekonuje, znaczy nie jest moim ulubionym widokiem w tego typu grach. Najbardziej odpowiada mi ujęcie z trzeciej osoby, która miała początek w 4 części, nie pogardzam także widokiem izometrycznym z Residentów 1-3. Z drugiej strony część VII różni się od pozostałych: mamy więcej eksploracji a mniej samej walki, dlatego tą nowość w serii czyli widok FPP mogę zaakceptować. Bardzo ucieszył mnie fakt, że następny Resident nie został kolejną krwawą jatką nastawioną tylko i wyłącznie na akcję jak miało to w przypadku części poprzedniej. Dostajemy całkiem nową historię, nowych bohaterów i antagonistów, więc możemy poczuć powiew świeżości. A raczej zgniłości, tej tu nie zabraknie. Zaś RE Engine jest spełnieniem marzeń każdego zapalonego horrorowego survivalowca. Mapa jest prosta, czytelna, system craftingu również. Gdybym miał porównać ten tytuł do innego, jeśli lubicie Outlasta 1, Penumbrę, Amnesię i inne tego typu survival horrory, to moim zdaniem musicie zagrać w tego Residenta. Gwarantuję, że gra jest lepsza z każdym następnym zadaniem. Już zassałem darmowy DLC.
C1 – UBIJ GADA! – Nie było to dla mnie łatwym zadaniem. Przyszło mi bowiem pokonać gadzinę gadzin. A zwał się: Dragon King Alcar! Aggrh! Był jednym z wielu bossów ogrywanego przeze mnie Xenoblade. Smok naprawdę sprawił mi niemały problem. Zadawał obrażenia nawet gdy nie walczył, ponieważ miał na sobie kolczastą aurę (spike). Aby go pokonać musiałem drużynie pozakładać specjalne klejnoty, które bronią częściowo przed obrażeniami tego typu.
C3 – KOMENTATOR – Każdy kto śledzi Retro na Gazie wie, że tu często gęsto piszę ;) Nie napiszę już nic więcej, szkoda tuszu….
C5 – BACK TO THE 90’s – przeszedłem szpila na arcade: Mega Twins, inaczej Chiki Chiki Boys z mojego rocznika 1990. Barwny platformer beat’em up od Capcomu. Oczywiście spodobała mi się. Można w nią zagrać w kompilacji Capcom Classic Collection vol2, którą już wielokrotnie polecałem ;) Co zapamiętałem z tej gry? Różnorodne poziomy, w których nie tylko chodzimy, ale też pływamy czy latamy. To ważne, ponieważ przez to każdy poziom się różni i nie jest taki sam. Dodam, że gra ma nieoczekiwane zakończenie.
D5 – ZNAK JAKOŚCI – Ten kafelek chciałem zaliczyć jako Maszynista, na razie będzie to jednak Znak Jakości, ponieważ okazało się, że Mega Man X został zrecenzowany u Was przez Czarnego Ivo. Jest to pierwsza odsłona z pokaźnej serii X na SNESa. Protagonista jest niczym innym jak nowym wynalazkiem Doktora Lighta; twórcy pierwszego Mega Mana. Wynalazca zamknął swoje dzieło w kapsule. Pionierski robot X wyposażony w umysł, oraz uczucia został odnaleziony po 100 latach przez Doktora Caina. Głównym zadaniem Rockmena jest unicestwienie Łowców Maverick. Mega Man X to dobra gra. Poziomy są dość dobrze skonstruowane, jednak moim skromnym zdaniem niektóre mogłyby być ciut lepiej zrobione. Za to walka z bossami to istny majstersztyk. Każdy jeden to odmiennie uzbrojony skurczybyk. Nauka wszelkich ruchów mechanicznego Łowcy, taktyka oparta na unikach i skokach, czy dobór odpowiedniej broni to podstawa każdej walki przeciwko Maverickom. Po pokonaniu szefa otrzymujemy jego moc (jak chyba w każdym Mega Manie) która pomaga zarówno podczas przechodzenia etapów, jak i przede wszystkim ułatwia walkę z danym Maverickiem. Czasem miałem strasznie dużo podejść zanim któregoś zniszczyłem. Grając nie opierałem się na żadnym poradniku, przez co przejście gry zajęło mi dużo więcej czasu. Jak się wie którego bossa czym ubić przechodząc etapy według planu jest o wiele prościej. W przeciwnym wypadku zamiast paru minut na walce z szefem robi się godzina, dwie. Tak było, nie zmyślam! :D
E1 – POTĘPIONY – miałem zagwozdkę w tym momencie. Która gra pozwoli mi wcielić się w oryginalną postać o mrocznym charakterze? Wpadłem na pomysł, żeby przejść spin-off serii Ghosts’n Goblins o tytule Demon’s Crest. Mamy do czynienia z mało znaną i słabo sprzedającą się pozycją Capcomu na konsolkę SNES. Jest też kontynuacją gier Gargoyle’s Quest, której wyszły dwie części na poprzednie generacje. Demon’s Crest jest zatem zwieńczeniem trylogii o demonie zwanym Firebrand (w Japonii: Red Arremer). Szczerze – długo nie wiedziałem o jej istnieniu, a przecież jestem fanem rycerza w bokserkach! Historia skupia się na świecie opanowanym przez demony, w którym wybuchła wojna domowa. Firebrand uzyskał szósty Herb (aż chciałoby się napisać 666) po pokonaniu Smoka Somulo w Gargoyle’s Quest II, jednak sam został poważnie ranny. Wykorzystując moment słabości Czerwonego Arremera, Demon zwany Phalanx zaatakował go i ukradł dla siebie wszystkie herby, z wyjątkiem Herbu Ognia, który został rozbity na kawałki (Firebrand wciąż ma jeden jego odłamek na początku gry) . Dzięki mocy Herbów Phalanx ogłasza się nowym władcą zarówno królestwa demonów, jak i świata ludzi. Już na początku gry stajemy z bossem, co od razu mnie zaskoczyło. Był to smok Somulo, dokładnie ten z którym Firebrand stoczył walkę w poprzedniej części, jednak tym razem pod postacią gnijącego smoka. Głównym celem gry jest zdobycie od nowa skradzionych Herbów. Demon’s Crest jest platformówką, podobnie jak Ghosts’n Goblins tyle, że z elementami RPG. W moim osobistym odczuciu jest to Mega Man w świecie Duchów i Goblinów, ponieważ Czerwony Arremer zdobywa Herby z różnymi mocami po pokonaniu bossów. Jego postać potrafi się nawet całkowicie przemieniać zyskując i tracąc pewne umiejętności. Stwór którym gramy potrafi latać, a raczej utrzymywać się w powietrzu za pomocą skrzydeł. Ogółem duży pozytyw względem sterowania, dla mnie było bardzo przyjemne. Po każdym stejdżu możemy przemierzać świat demonów z lotu ptaka (gargulca) wybierając gdzie mamy się udać. Graficznie jest bardzo ładna, muzycznie jest klimatyczna. Poziom trudności jest moim zdaniem prostszy niż w serii G&G, jednak bossowie potrafią sprawić niemały problem. Tu przydaje się refleks sprawnego platformer gamera. Samo przejście nie zajęło mi dużo czasu, zaledwie parę godzin intensywnego klepania na padzie. Zaskoczył mnie fakt, że może i gra jest krótka, ale zawiera różne zakończenia. Przez przypadek przeszedłem grę jak najszybciej się da, przez co nie do końca byłem zadowolony z endingu ;) Dlatego z pewnością będę chciał do niej wrócić, aby zebrać więcej mocy dla Firebranda, bo warto. Polecam każdemu, kto lubuje się metroidvaniach w klimacie mrocznym, czy horrorowym.
E2 – LIKE A NERD BOSS – Hehe, zabrzmiało to prawie jak: “Like a Rolling Stone” Boba Dylana :) Tak, pokonałem kobietę, która ma nawet ludzkie imię: Barbara. Jednakże ona sama zbyt ludzka nie była ;) wystąpiła w szpilu: Battle Circuit (o tytule rozpiszę się za chwilę). Jakieś wspomnienia? Dałem jej w mordę, aż gryzła piach na plaży. Może tego nie chciałem, ale to nie była gra przygodowa a bijatyka. A tam się bije wszystko co się rusza :)
E3 – PILOT CZASU – Battle Circuit polecił mi mój znajomy. Wcześniej, przyznam się bez bicia (haha mogłem napisać bez mordobicia!), nie słyszałem o tej grze. Dlaczego? Przecież to beat’em up, bijatyka chodzona i to starego Capcomu! Ano właśnie. Nie jest to tytuł zbyt sławny, ponieważ powstał wtedy, kiedy ten typ gier stracił już trochę na popularności w roku 1997. Poza tym jest trochę nietypowa. Można rzec, że jest nieco surrealistyczna i mocno popieprzona. Posiada też wiele podtekstów, jak choćby do Elvisa Presleya, czy do wcześniejszych gier Capcomu jak <i>Street Fighter</i>. A najdziwniejsze są postacie którymi gramy. Jeśli wydaje wam się, że Captain Commando miał najdziwniejszy team do grania w beat’em, to jesteście w błędzie. Ja też byłem. Nie wiedziałem, czy zagrać kimś kto wygląda podobnie do Kapitana Commando (o właśnie, kolejne nawiązanie, o grze z nim napisałem powyżej!), czy żółtą Kobietą Kotem, która ma swojego przyjaciela liska (WTF?!), czy różowym ptakiem Dodo ujeżdżanym przez dziecko (OMG?!), czy może w końcu chodzącym, a raczej pełzającym alienem rośliną z zębami?!?!?! Mimo wszystko sama gra jest ukoronowaniem beat’em upu tamtych lat. Mamy ciekawy system kupowania ciosów za pieniądze (pewnie zeny) co kolejny etap, który od razu mi się skojarzył z późniejszym Devil May Cry. Graficznie wypada bardzo ładnie, w końcu została stworzona na CP System II na którym powstała m.i. mini seria Dungeons & Dragons. Polecam w każdym razie do przejścia przynajmniej raz. A kafelek zaliczony przy okazji oklepu na obcych z odległej galaktyki.
E4 – HEAVEN OR HELL? – Tym razem zostaję przy HEAVEN, a dokładnie chodzi o poziom trudności Beginner w grze Super Monkey Ball na konsolę Nintendo Gamecube. Razem z narzeczoną usiedliśmy i zagraliśmy w tą zwariowaną arcadówkę. Jak wrażenia? Zacne! Beka na całego Jedno muszę przyznać – gra uczy cierpliwości i balansu. Na szczęście kafelki można z każdym miesiącem inaczej rozmieścić. Kto wie – może zdążę przejść grę korporacji SEGA na najtrudniejszym poziomie? Ze Schodów do Nieba pojechałbym Autostradą do Piekła!
Oprócz tego w zasięgu: Licencja Na Granie, Kult Plastiku, Night Rider, Tuba Gra!
Czarny Ivo
W zeszłym odcinku obiecałem bombę. Powiem, że mogło być lepiej, ale i tak jest zajebiście.
[W mordę mu] Tutaj wymagania były niskie, bo wystarczyło “kilka” pojedynków w mordobiciu. Padło na najnowszego Tekkena 7. Miało paść na mocarnego TMNT Tournament Fighters, ale Turniej Żelaznej Pięści był bardziej po drodze, bo akurat wbijałem dzbanki i żona dołączyła do boju. Tekken to akurat o tyle dobra bijatyka, że nie trzeba umieć grać i nawet waląc na oślep po klawiszach zawsze coś tam wyjdzie, więc żonie się podobało :). A co do siódemki to nie jestem znawcą bitek 3D, raczej też zwykle mashuję i nigdy jakoś nie opanowałem żadnej postaci by w pełni świadomie grać. Mi się podoba a ulubione postacie to jak zwykle Bryan, King i Asuka.
[Meloman] Odsłuchałem sobie soundtrack z gry Gradius V. Nie znam się na muzyce i nie bardzo umiem o niej mówić, ale jako laik skategoryzował bym tę ścieżkę jako “twardy trans”:D Dużo tu elektroniki, patosu i mocniejszych brzęknięć. Całość daje solidnego kopa na zachętę do walki i takie poczucie otaczającego nas ogromu kosmosu. Mój faworyt to kawałek “Stage 7 part 2″ – taki “gibki” i trochę tajemniczy.
[Potępiony] Miałem nie iść na łatwiznę, ale kupiłem remake pierwszego MediEvil więc wpadło. Ta gra jest niedzisiejsza sztywne skakanie, brak checkpointów, czasem nawala kamera i nieokiełznany hitbox ale mimo wszystko ją uwielbiam tak samo jak za szczyla. Fantastycznie zharmonizowany klimat grozy, groteski i humoru. Z jednej strony ponure miejscówki i mistycyzm, z drugiej pociesznie pokraczny protagonista Dan. Ukończyłem całość maksując co się da, ostatecznie wbijając platynę. Tak samo na pierwszym PlayStation zdobyłem dobre zakończenie, bo aż chce się tutaj to wszystko robić. A remake jest zrobiony niemalże 1 do 1 więc czujemy się jakby znów był 1999.
[Tuba gra!] Na pierwszy ogień poszedł AVGN. Robił przegląd bijatyk z żółwiami ninja i kurde strasznie się zawiodłem. Totalna amotorka, zrobiona powierzchownie i na odwal. Nawet nie udało się im (na filmiku gościnnie jego kolega Mike Matei) dojść do tego że w NESowym Tournamencie można było grać więcej niż 4 postaciami (“profeska”). Wiem, że Nerd zawsze szedł bardziej w rozrywkę, ale jednak jakieś tam info zawsze przekazywał. Po tym filmiku doszedłem do wniosku, że on się chyba już wypalił jako gracz i bardziej poszedł w kinematografię. Szkoda, bo to dzięki niemu poszedłem w kolekcjonerstwo.
Drugi filmik to Pat the NES Punk. Dziwny koleś, nawet trochę zabawny, ale chyba ma jakieś problemy psychiczne na podłożu depresyjnym Obejrzałem film o gadżetach związanych z Pac Manem. Przyznam, że średnio przepadam za tą żółtą kulką i nie miałem pojęcia, że był aż tak popularny. W sklepach można było znaleźć wszystko z jego wizerunkiem od pościeli i bielizny po płatki i żarówki :D
Ostatni to Happy Video Game Nerd, który od jakiegoś czasu przemianował się na Stop Skletons from Fighting. Też jest w nim wciąż wiele pasji i stara się robić ciekawe nagrania. Obejrzałem ciekawe nagranie o różnych portach pierwszego Sonica.
[Like a Nerd Boss] Niby nie można nawet kwiatkiem, ale swoją twardą lachą złoiłem Magikę de Czar w DuckTales na NESa. Wyszedłem trochę z wprawy ale boss łatwy to i padł szybko. Same Kaczki do klasyka nad klasyki, więc chyba niewiele trzeba o nich mówić. Wciąż trzyma się dobrze i starzeje lepiej od Nathana Dreka ;)
[Bingo Challenge] Borsuk przy okazji bicia kobiet ukończył nowe Streets of Rage 4 i ja również po nabyciu wersji na fizycznym nośniku ją przeszedłem. Strasznie dobra gierka. Dużo nawiązań do klasyki. Na razie ukończyłem tylko na banalnym trybie story, ale powoli się wkręcam w Arcade, który jest jedynym słusznym trybem. System walki jest prosty i zajebisty z dużym polem do popisu. Każda postać to trochę inna strategia walki. Póki co mój faworyt to Adam. Szybki o silnych pięściach. Liczę, że wykręcę jakiś przyzwoity wynik godny miejsca w Hi-Score.
[Corona-19] Ukończyłem Mario & Luigi: Paper Jam Bros. Jest to dla mnie pierwsza gra z serii i już bardzo się wkręciłem. Bardzo fajny mariaż lekkiego RPG i zręcznoścówki. Walka odbywa się turowo, ale to od naszej zręczności zależy jak mocne będą ataki i czy uda nam się uniknąć posunięć wroga. Oprócz tego dużo eksploracji świata, mini gierek nastawionych na główkowanie, spostrzegawczość i po raz kolejny zręczność. Wszystko okraszone zabawnym, lekkim humorem. A co do korony to miała ją na głowie Piczka, King Boo i King Bob-omb, więc istna pandemia =/
To tyle na ten miesiąc. W przyszłym również postaram się nie zawieść…
Prezesowa
A1 – W mordę mu! – Digimon Rumble Arena
Nie jestem fanatyczką anime, ale Digimony to bajka (wybaczcie!) mojego życia. Postanowiłam odkurzyć nieco grę z nawalającymi się stworkami w kontekście jakiejś przyszłej recenzji, a przy okazji złapałam oklep od znajomych – po kilku pojedynkach uznałam, że jednak muszę lepiej popykać w singla, żeby móc skompletować informacje. W każdym razie, polecam!
B2 – Tuba gra!
Nie ukrywam, że oprócz grania w gry lubię też czasem coś o grach obejrzeć. Na początek wspomnę o zapewne znanych Wam GrachOnline. Często śledzę poczynania radosnej ekipy, z naciskiem na Heda i jego gry z kosza oraz Pana Mateusza szalejącego z modami w Simsach. Co prawda nagrywają sporo materiałów o grach bieżących, ale wśród notowań różnych list trafiają się i starsze perełki. Kolejny gość to Pat Contri, który w sposób zabawny przedstawia swoje relacje ze znajomymi i dziewczyną w kontekście gier z NES-a (polecam odcinek o Panic Restaurant). Na koniec arhn.eu i przegląd gier na NES Classic Mini.
D4 – Maszynista – Gun-Nac
Przez pewien czas zastanawiałam się, za jaką grę z mechami się zabrać. Niby na PSP kurzy się gdzieś egzemplarz Transformersów, kusiła wizja zdobycia Xenogears, z kolei NES-owy Metal Storm to dla mnie wciąż za wysokie progi, niemniej przypomniałam sobie, że przecież samolot to też maszyna :p Zatem, zgłaszam przygody pilota o kryptonimie Gun-Nac, którego nie poznajemy osobiście, jednak możemy latać jego statkiem, zdobywać pięć różnych typów power upów, ulepszać je i rzucać bombami we wszelkie istoty znajdujące się na planszy. Fajna strzelanka kosmiczna z sub bossami i głównymi szefami, choć to nie mój gatunek, czułam dużą frajdę z przechodzenia.
C1 – Ubij gada – The Flintstones: Rescue of Dino & Hoppy
Ten kafel powinien być miesiąc temu, bo już zgłaszałam tę grę, ale nie doczytałam, że do tego punktu można wrzucić grę, którą już wykorzystano.
E4 – Heaven Or hell
Oczywiście heaven, nie tylko ze względu na moje poglądy religijne, ale też dlatego, że lubię przyjemne gry. Wiem, że to się staje nudne, ale znów zgłoszę FIFĘ, w której przeszłam tryb menedżerski na najniższym poziomie trudności :p Tym razem PS3 i powrót do 11 lat wstecz, edycji 09.
Na ten moment wszystko idzie zgodnie z planem, niebawem jednak dojdzie szkoła, a potem może zawirowania ze zdalnym nauczaniem. Nie ma co wybiegać w przód, trzeba działać
Gomlin
Witam! Tego miesiąca wałka brak! Naczelny Repcio regularnie suszył mi głowę o (prawidłowym) zbliżającym się terminie oddania bingo. Wszystko klepnięte, Nynek uwalił na to dupsko, więc gitarka. Przez ostatni miesiąc sporą ilość czasu zabrał mi Bravley Default, którego udało się dokończyć, niestety, nie może już być składnikiem bi(n)gosa, gdyż użyłem go w innym polu. A co tam się dzisiaj uda się zakwalifikować? :
A4 : Wiedźmińskie Opowieści: Wojna Krwi. Kto by pomyślał, że ze zwykłej karcianki jak wiele innych da się stworzyć złożoną, wciągającą na długie godziny grę. Więcej o niej będzie na CP. Koron tam dostatek, ale oczywiście najważniejsza jest ta, którą nosi na głowie główna bohaterka: Królowa Meve.
D3: Jak nocny wyścig , to tylko Need for Speed Unerground, tym razem w wersji PSP’kowej, czyli Rivals. Co prawda, kieszonkowa wersja nijak się ma do pełnej, dużej odsłony NFS:U/U2, ale całkiem przyjemnie się pykało i poświeciłem 2 wieczorki na nocne ścigałki.
B1: Myślę, że każdy, kto chociaż raz miał styczność z trzecią odsłoną wiedźmina przyzna mi rację. Słowiańskie brzmienie to coś, bez czego ta gra nie posiadałaby tak wyjątkowego klimatu. Wystarczy zapodać sobie ost’a, zamknąć oczy a w wyobraźnie od razu ukazuje się magia, słowiańskie legendy przybierają kształty. Zupełnie jakbyśmy byli w samym środku wytworzonego przez Sapka świata fantasy.
C1: Gdzie się najlepiej ubija dinusie? Lego Park Jurajski? Dino Crisis ? A skąd! Najlepiej taką gadzinę (niejedną!) ubić w Tomb Raider Anniversary! Kto jak kto, ale Pani archeolog zna się na rzeczy. Bierzemy gnaty do ręki i prujemy wprost na te krzywe mordy. Swoją drogą, prawie zapomniałem, że TB też się szczycił takim rodzajem przeciwniów, za dużo gramy w rebooty! W tym miesiącu to na tyle. Nie ma tragedii, bingo leci do przodu. Pozdrawiam wszystkich udzielających się i życzę udanych celnych strzałów do retro-tarczy!
Przypominam że to nie jest impreza zamknięta i liczymy również na Wasze typy w komentarzach! Jak zwykle uruchomiłem po prawej stronie banner „Retro Bingo” którym na skróty dostaniecie się do najnowszego podsumowania (na mobilkach trzeba posmyrać na sam dół)