Witam serdecznie w drugim odcinku Legend Salonów Gier! Dzisiaj zaprezentuję Wam absolutnego killer’a swoich czasów, którego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba. Księżycowy Patrol (Moon Patrol) bo o nim mowa, to kolejny obok przedstawionego w poprzednim odcinku Kung-Fu Master’a mistrzowski hit od wizjonerów z IREM! I dziwnym zbiegiem okoliczności kolejna gra od zapomnianego geniusza – Takashi’ego Nishiyamy – nic tylko pogratulować temu panu pomysłów! Moon Patrol – to przepiękna, jak na swoje czasy, wyprawa Księżycowym Łazikiem po srebrnym globie, która ze spokojnej przejażdżki połączonej ze zwiedzaniem i podziwianiem lunarnych pejzaży przeistacza się w nie dającą wytchnienia i oddechu, nieustanną walkę z obcą cywilizacją. Świst kul działa grawitacyjnego w czasie ostrzału latających spodków, rozrywające bębenki uszne wybuchy księżycowych skał niszczonych przeciwpancernym pociskami, dwumetrowe skoki nad wielkim dziurami, minami czy patrolami kosmitów… Tak, to wszystko i jeszcze więcej czeka na Was w tej jakże grywalnej, cholernie różnorodnej pod względem rozgrywki, jedynej w swoim rodzaju Wyprawie na Srebrny Glob! Dlaczego jedynej? Ta legenda nigdy nie doczekała się kontynuacji… Zapraszam do lektury!
MOON PATROL
IREM / WILLIAMS ELECTRONICS (1982)
GŁÓWNY PROJEKTANT: TAKASHI NISHIYAMA
akcja – strzelanina
Automat Moon Patrol kolorystycznie nawiązywał do naszego satelity+ Świetny remix motywu przewodniego (autor: Arcorias)
LEGENDA
Starszy niż większość tutejszych użytkowników, a mimo upływu lat dalej cholernie grywalny i natychmiastowy! Swego czasu obecny w każdym saloonie gier w Polsce! Kto wie, może i na świecie… Czy wśród retrowyjadaczy są tacy, którzy nie znają tego tytułu? Którzy w niego nie grali? Pewnie młodszym także co nieco obiło się o uszy, czy rzuciło w oczy. Pierwsza gra z parallax scrollingiem w historii? Całkiem możliwe… Ale do rzeczy, o co tu chodzi?
Luna City – pierwsze ludzkie, księżycowe miasto! Dosłownie nieziemskie pejzaże, przyjazna hodowlana fauna i pokojowo nastawieni do przybyszów z Ziemi kosmici. Zero zagrożeń dla naszego gatunku. Terraformowana atmosfera z tlenem umożliwiającym oddychanie, sztucznie utworzone zbiorniki wodne, całkiem korzystne ceny księżycowej ziemi oraz pewna robota przy wydobyciu uranu. Tak reklamowano Luna City na plakatach. Aha zapomniałbym o najważniejszym! Masz dość smrodu naszej zniszczonej, skażonej promieniowaniem atomowym, pełnej mutantów i anarchistów macierzystej planety? Zapomnij o ZIEMI! Wystarczy sto tysięcy ziemskich kredytów by przenieść się do Luna City – Raju na Księżycu… Kurwa, i ja w to uwierzyłem! Na początku było jak w bajce, jak w reklamie… A teraz? Po dziesięcioleciach od osiedlenia nikt nie opuszcza Luna City… Miejscowi kosmici czyli Lunarianie wcale nie byli naszymi przyjaciółmi. Nie dziwota. W końcu my tu jesteśmy intruzami. Walczymy z nimi już 5 rok i końca wojny nie widać… Hodowlana fauna? Buhehe – chyba wyhoduj sobie potwora, który Cie później opierdoli… Ziemska atmosfera? Tylko pod tarczami tlenowymi Luna City, spacerki poza nimi wyłącznie z butlą tlenową i spluwą w kaburze… Zbiorniki wodne? Ktoś je widział? Robota, fakt, pewna jest, ale trzecia ręka czy dodatkowy fallus to tylko niektóre z korzyści wynikających z pracy w kopalniach uranu. Pozostają tylko przepiękne, księżycowe pejzaże, które mogę podziwiać bez ustanku… Więc co ja tutaj robię do cholery? Jak to co?! Morduję Lunarian i wszelkie szumowiny! Jako kapitan policji Luna City zaprowadzam porządek na Srebrnym Globie w swoim Księżycowym Łaziku Bojowym! I powiem Wam coś w tajemnicy… Już dawno Zapomniałem o Ziemi… Zapominam o niej w każdej chili kiedy naciskam spust…
WSPOMNIENIA
Księżycowy Łazik. Saloon Gier. Ja i mój przyjaciel Michał – wtedy młode szczyle, patrzymy jak grają mistrzowie, zaciskając w pięściach pozostałe nam dwudziestozłotówki z Marcelim Nowotką. Uczymy się! Wreszcie doczekaliśmy się na swoją kolej. Z braku funduszy gramy we dwójkę na jednej blaszce. Jeden z nas kieruje łazikiem i skacze, drugi bawi się w strzelca pokładowego. Ja pierdziuuu! Doszliśmy do pierwszego miasta. Jest czad! Idzie nam całkiem dobrze, ale pojawiają się schody… Znaczy się miny i za cholerę nie wiemy jak mamy je przeskoczyć.“- Przejdę Wam to!” – mówi jakiś wyrośnięty nastolatek z delikatnym zarostem. Wtedy każdy nastolatek był dla nas wielki. I przechodzi! A my patrzymy jak zręcznie skacze pomiędzy minami regulując prędkość, nieraz szybując nawet nad dwoma jednocześnie. Skubany! Dobra, oddał nam gałę, teraz my! A to co do cholery? Jakieś toczące się kule? Materdyjo! Game Over…. Zaczynamy od początku, ale wiemy już jak przejść pole minowe! Kule nie okazują się takim wyzwaniem jak myśleliśmy. Kiedy zbliżamy się do ostatniego punktu kontrolnego oznaczonego na trasie literą “Z” nasze podniecenie sięga zenitu… Jest! Skaczemy do góry jak kangury! Przeszliśmy Moon Patrol’a! Czekaj, czekaj Michał… Przeszliśmy dopiero pierwszy level… (zaznaczę, że pierwszy z dwóch, zaś po przejściu drugiego – gra ulega zapętleniu jak to często bywało w przypadku gier z “automatów”…)
Moon Patrol w praniu, eee graniu! Walka na ziemi jak i w powietrzu obecna non stop!
TRZY GROSZE OD GRACZA
Ciapo: Moon Patrol. Jest to jedna z pierwszych gier jakie dane było mi ogrywać w salonach gier. Miałem wtedy jakieś 6 czy 7 lat i byłem z rodzicami nad morzem, a zaraz przy naszym ośrodku wczasowym stał blaszak z automatami w środku. Moon Patrol jest jedyną grą, którą pamiętam z tamtego salonu do dziś. Gra polega na przejechaniu naszym śmiesznym, trzykołowym pojazdem księżycowym z punktu A do punktu Z i omijaniu wszelkiej maści przeszkadzajek starających się nie pozwolić nam na to. Nasz pojazd potrafi strzelać do przodu i w górę oraz podskakiwać. W dzisiejszych czasach grafika wygląda jak z tureckiego swetra, a piskliwe dźwięki pojawiające się w czasie rozgrywki, mogą wielu odstraszyć. Jednak gra ta ma w sobie coś tak wciągającego, że człowiek nie może się od niej oderwać. Można godzinami powtarzać kolejne poziomy, które wyglądają w zasadzie tak samo i słuchać tych samych plumkających dźwięków i z każdym straconym życiem stwierdzać „Ku*wa, ostatni raz!” Co prawda w salonie nie szło mi w tę grę najlepiej, za to kilka lat później w moje ręce wpadła wersja na Commodore 64. W tamtych czasach była to niemal konwersja „arcade perfect” ;) co prawda różniła się mocno graficznie, ale grało się w nią tak samo doskonale jak w oryginał z automatów, a do tego nie trzeba było wrzucać drobniaków. Moon Patrol to fantastyczny, kultowy klasyk i na pewno nawet dziś znajdą się tacy, którzy chętnie poświęcą chwilę czasu na wycieczkę po księżycu.
ROZ(G)RYWKA
Miłośnikom Księżycowego Patrolu rozgrywki przedstawiać nie trzeba, jednak młodszym graczom wypadałoby naszkicować główne zamierzenia tego naprawdę przełomowego tytułu. Horyzont naszego jedynego satelity wraz z pędzącym po nim wehikułem bojowym widzimy z kamery umiejscowionej z boku. Gałką kontrolujemy prędkość naszego pojazdu: wychylając ją w lewo zwalniamy, zaś w prawo przyspieszamy – niestety nie mamy możliwości postoju (i dobrze!). Bezlitosny przesuw ekranu popycha wartką akcję uporczywie do przodu, więc na nudę nie będziemy narzekać. Przyciskiem FIRE obsługujemy dwa narzędzia zagłady, w które jesteśmy wyposażeni. Pierwsze – grawitacyjne działko pokładowe, za pomocą którego będziemy non-stop ostrzeliwać pojawiające się znienacka eskadry wrogich spodków nad naszą głową. Drugie – haubica przeciwpancerna wystrzeliwującą pociski niszczące wszystko przed pojazdem. Obydwa działa strzelają jednocześnie, różniąc się tylko częstotliwością ognia. Regulując szybkość łunochodu lawirujemy między nabojami kosmitów (można je także zestrzelić), zaś drugim z buttonów JUMP – skaczemy naszym pojazdem. Prędkość jazdy naszego pojazdu wpływa na długość naszych skoków. Kapiszi? To przejdźmy do czyhających na naszego bohaterskiego policjanta niebezpieczeństw…
Świetna reklama Moon Patrol idealnie oddaje to co się dzieje na ekranie. Ciągła pożoga!
Różnorodność! Słowo klucz w przypadku Moon Patrol’a i główny z powodów jego olbrzymiego sukcesu. Popatrzcie na rok produkcji – 1982! Spójrzcie na gry z automatów z tamtego okresu. Teraz włączcie omawianą grę, i co? Prawda, że pod względem oprawy graficznej gra wygląda jakby przybyła z przyszłości? Rany Julek – ależ tu się dzieje! Lunarianie atakują nas w trzech rodzajach swoich latających maszyn, z których zdecydowanie najgroźniejsze są te kuliste, ich pociski wyrywają w podłożu wielkie dziury. Walka z Obcymi to już nie lada wyzwanie, a jeśli dodacie do tego ogrom przeszkadzajek spotykanych na drodze to wiecie, że bez odpowiednich zdolności manualnych nie macie tu czego szukać… Księżycowe skały pojedyncze i podwójne, kratery, pola minowe, toczące się kule, zwiadowcze patrole nieprzyjaciela atakujące nas od tyłu, strzelające pociskami czołgi czy nawet tutejsze potwory przyczajone w rozpadlinach… Biorąc pod uwagę, że często toczymy jednocześnie walkę zarówno na lądzie jak i w powietrzu to jedno jest pewne – zapomnij o nudzie! A jaki jest cel naszej wyprawy? Po prostu przebyć całą najeżoną niebezpieczeństwami trasę od punktu “A” do punktu “Z” w dwóch przygotowanych przez autorów poziomach: początkującym (dla mnie już łatwy) oraz mistrzowskim oznaczającym prawdziwe wyzwanie!
Co do oprawy to jak już wcześniej przeczytaliście – jak na rok produkcji gra oszałamia oprawą graficzną (głównie dzięki wspomnianej parallaxie) i nawet dzisiaj możemy bez grymasu na twarzy podziwiać urokliwe pocztówki ze Srebrnego Globu. Muzyczki jak to w typowych grach salonowych – od razu wpadają w ucho, a motyw przewodni natychmiast zapętla się w naszym mózgu. Dźwięki wystrzałów, wybuchów, skoków i całej tej rozpierduchy oddano bardzo trafnie i nie sposób im wiele zarzucić..
Jak wiec po latach sprawuje się nasz Księżycowy Łazik? Czy aby nie zardzewiał zakopany gdzieś na srebrnych wydmach, zaś w jego lufach nie ma już ognia? Nic bardziej mylnego! Skurczybyk lśni odpicowaną karoserią w pełnym słońcu, z dział nieustannie wypluwa z siebie śmiercionośne serie, a koła niosą go dziarsko przed siebie jak ponad trzydzieści lat temu. Z jednej strony prostota rozgrywki, z drugiej złożoność kontrolowania dwóch planów akcji podnoszą adrenalinę. Różnorodność wszelkich atrakcji jakie przygotowali dla nas programiści plus nie starzejąca się grywalność i oprawa powodują, że to najlepszy z kosmicznych patroli jaki możecie odbyć w naszej galaktyce…
Wiecie co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim? Albo raczej najsmutniejsze? To, że ten nieśmiertelny hit nigdy nie otrzymał oficjalnego sequela! Dlaczego? Nie wiem. Zawirowania względem praw do gry czy licencji? Irem był twórcą i wydawcą zaś Williams dystrybutorem na Amerykę Północną, a Atari przygotowywało konwersje na komputery domowe… Może o coś się pożarli? Jednak sprawa nie wydaje mi się aż tak zagmatwana… Po prostu Moon Patrol był za dobry na sequel! Tak dobrze czytacie. Za dobry! Nie wyobrażam sobie lepszego następcy tej gry wydanego w tamtych czasach … Któż z Was chciałby stanąć przed zadaniem zrobienia sequela legendy? No właśnie…
MOON PATROL (AUTOMATY ARCADE)
Piękny, grywalny, różnorodny, napakowany akcją Księżycowy Patrol!
Zapomnij o nudzie! Zapomnij o Ziemi!
W ORYGINAŁ ZAGRAMY:
M.A.M.E. / Arcade Hits: Moon Patrol & Spy Hunter (GBC) /
Midway Presents Arcade’s Greatest Hits: The Midway Collection 2 (PS1 / PC / DREAM)
KONWERSJE
…. i z tego założenia wyszli też pewnie twórcy konwersji Księżycowego Patrolu na ówczesne sprzęty domowe, dostarczając nam głównie średnio udanych produktów. A przecież przy odrobinie wysiłku i umiejętności programistycznych ośmiobitowce powinny z problemami, ale uciągnąć księżycową odyseję. Na Atarynie udziwniono pojazd zamieniając go prawie w czołg (lub słonia…) i oślepiono gracza bardzo przeciętną grafiką. Jednak nie zapomniano o grywalności, albo to rak udawał tylko rybę na bezrybiu i przez to grało mi się całkiem dobrze? Wersja na Komodę (C64) wyglądała już lepiej, ale ze względu, że wyszła w początkowej fazie życia “mydelniczki” także nie miała startu do oryginału. Obydwie produkcje oceniłbym dzisiaj żółtym światełkiem w retrometrze. Tyle z doświadczeń organoleptycznych, patrząc zaś na screeny z pozostałych wersji na “dinozaury” to port na Colecovision (wydany dopiero w 2014!) wydaje się posiadać najbliższą oryginałowi jakość. W przypadku zaś potworów 16 bitowych – Atari ST wreszcie ujarzmiło naszego dzisiejszego bohatera otrzymując kapitalną konwersję. Wiem, bo grałem u kumpla 20 lat temu… Niestety na moją kochaną Amigę oficjalny Moon Patrol nigdy się nie ukazał, gdyż za świetną edycją na eSTeka stało samo Atari USA zapewniając sobie świetnego “exclusive’a”…