Przegląd gier na NESa z serii Black Box [część 3/5] Action Series: Balloon Fight, Clu Clu Land, Kung Fu, Super Mario Bros, Urban Champion, Ice Climber, Pinball

Przegląd gier na NESa z serii Black Box

Kontynuujemy przegląd gier wydanych na NESa z serii Black Box. W poprzednich dwóch częściach było co nieco o „Arcade Series”, czyli hiciorach z automatów oraz kultowe gry wykorzystujące Zapera z „Light Gun Series”. Tym razem będzie „Action Series” i jak pewnie się domyślacie gry wchodzące w skład tej serii nie będą należeć do tytułów spokojnych. 3.. 2.. 1.. AKCJA!

Balloon Fight

Nintendo – NES (1985)

Zręcznościowa

Jako że Prezesowa miała okazję zrecenzować balonowe walki to pokrótce opiszę z mojego punktu widzenia. Przyznam że ani za młodu, ani obecnie nie mogę się wciągnąć w tę prostą zręcznościówkę, sam nie wiem dlaczego. Może to sprawka mało różnorodnego gameplayu? A może za mało akcji w akcji? Ciężko stwierdzić. Z prostych gier typu „rozwal wszystkich na ekranie by przejść do kolejnego poziomu i tak do końca świata” osobiście wolę Dig Duga.

Retrometr


Clu Clu Land

Nintendo – NES (1984)

Zręcznościowa

Kolejny tytuł którego nie trawię. W telegraficznym skrócie można powiedzieć że to taki miks Pacmana z Brush Roller / Crush Roller. Wcielamy się w czerwoną okrągłą kropelkę ze śmigłem zamiast ogona i podobnie jak w żółtym głodomorze poruszamy się po labiryncie, z tą różnicą że bez ścian w środku (czasem trafi się jakaś pojedyncza, zazwyczaj w formie przeszkody). Jednak zamiast wcinać kuleczki musimy zamalować obszar wchodząc w wybrane obszary mapy. W górnej części ekranu mamy informacje ile złotych bloków zostało do aktywowania niezbędnych do ukończenia danego poziomu.

To co wyróżnia Clu Clu Land na tle innych zręcznościówek jednoekranowych jest dość specyficzne sterowanie do którego najpierw trzeba się przyzwyczaić. Domyślnie nasza postać porusza się cały czas do przodu, dopóki nie trafi na ścianę, wtedy się od niej odbija i zmierza w kierunku odwrotnym. Natomiast gdy chcemy skręcić wtedy trzeba nacisnąć klawisz kierunkowy by bohater wyciągnął swą dłoń, by móc chwycić za drążek. W zależności jak długo wciśniemy przycisk, taką akcję uświadczymy, albo skręci w prawo lub lewo, albo zacznie wirować dookoła słupka po dłuższym wciśnięciu strzałki na gamepadzie. Tak jak wspomniałem, no trzeba się do tego przyzwyczaić, zwłaszcza że tempo gry jest tutaj szybsze niż w wcześniej wspomnianym Pacmanie.

Jak pewnie można się domyślać krzyżować nasze plany będą przeciwnicy, no i rzeczywiście tak jest. Ale na szczęście nie jesteśmy bezbronni, gdyż możemy strzelać falami dźwiękowymi, które po trafieniu zamieniają złowrogie kulki w kokon (?), teraz tylko wystarczy tak jak w Snow Bros zepchnąć do ściany by pozbyć się delikwenta, a no i jeszcze musimy uważać by nie wpaść bezpośrednio do wiru z którego respawnują się przeciwnicy.

Dopiero po latach miałem okazję zapoznać się z tym tytułem i nie dziwię się czemu nie chętnie trafiał do rozmaitych składanek na pegazusie, gdyż bez instrukcji z początku ciężko się połapać o co w tym wszystkim chodzi, a jak pewnie wiecie gry z bazarków nie miały jakiegokolwiek opakowania, a co dopiero dokumentacji. Warto dać szansę, albo się Wam ten tytuł spodoba, albo i nie, dlatego ocena tak pośrodku.

Retrometr


Kung Fu

Irem – NES (1985)

Zręcznościowa, beat’em up

Teraz tytuł, który z pewnością nie jest Wam obcy, Retro Borsukowi również, gdyż zaraz przed pierwszą rocznicą najlepszej strony o grach retro miał okazję opisać swe doświadczenia z wersją automatową tegoż hitu. My zaś skupimy się na 8-bitowym porcie.

Mało kto wie, ale jest to pierwsza z dwuczęściowej serii Spartan-X, będącej swobodną adaptacją filmu Interes na kółkach z Jackie Chanem w roli głównej. Wcielamy się w mistrza kung-fu Thomasa, który ma za zadanie uwolnić księżniczkę… to znaczy niewiastę o imieniu Sylvia uwięzioną na szczycie wielopiętrowej wieży. Na każdym z pięciu poziomów czyhać będą przeciwnicy w hurtowych ilościach gotowi by przyjąć na klatę kopniaka lub piąchę głównego bohatera, zaś na końcu danego piętra będzie czekać na nas boss pilnujący schodów na górę. Negocjacje z nim za wiele nie zdziałają, więc pozostają tylko metody siłowe. Gdy tylko uda nam się w jednym kawałku dotrzeć na sam szczyt uwalniamy kobitę i żyli długo i szczęśliwie… o ile oczywiście wcześniej nie ujrzymy ekranu Game over. Oj nie jest to tytuł łatwy, gdyż jego korzenie pochodzą z wiecznie głodnych automatów czekających na kolejną monetę.

Przyznam że Nintendowska edycja wyjątkowo wiernie odwzorowuje oryginał i jedyną różnicę jaką zauważyłem, to mniej szczegółowa, ale równie atrakcyjna wizualnie grafika. Tytuł wręcz obowiązkowy dla fanów kina kopanego.

Retrometr


Super Mario Bros

Nintendo – NES (1985)

Zręcznościowa, Platformer

O pierwszych większych przygodach pana Mariana z pewnością nie raz czytaliście w wszelakich portalach o tematyce growej, zresztą pewnie znacie ten tytuł na pamięć, więc opiszę z redaktorskiej powinności.

Wąsaty hydraulik wraz z swym równie wąsatym bratem wpada w nie tą rurę co powinien i wpada do magicznej krainy pełnej przerośniętych muchomorów, które proszą o pomoc w odnalezieniu nieprzypominającej grzyba księżniczki rządzącej ich krainą, która została porwana przez smokopodobnego Bowsera będącego po części żółwiem z kolcami, znanego także jako Król Koopa.

Wcielając się w tytułowego Mario (oraz Luigiego w trybie na dwóch graczy) przemierzamy kolejno 32 poziomy podzielone na 8 światów, na końcu każdego z nich trafiamy do zamku głównego złego z nadzieją że może właśnie w tej konkretnej budowli spotkamy uprowadzoną damę. Na naszej drodze czekać będą rozmaici przeciwnicy, większość z nich będzie można pokonać poprzez wykonanie skoku bezpośrednio na nich lub (gdy znajdziemy stosowne ulepszenie) poprzez trafienie kulą ognia.

SMB w porównaniu do poprzednich platformówek wprowadził znacznie dłuższą rozgrywkę, nie ograniczającą się do 10 minut oraz większą różnorodność rozgrywki. Poza sekcjami chodzonymi mamy też etapy podwodne, nie aż tak dobre jak te piesze, ale nie jest ich dużo, bo tylko dwa.

Jak pewnie wiecie pierwsze Super Mario zasłynęło także jako tytuł idealny do speedrunowania, czyli ukończenia go w jak najkrótszym czasie, a to wszystko za sprawą sekretnych rur pozwalających przenieść się o kilka poziomów do przodu. Pierwotnie służyły one jako zamiennik zapisywania gry, gracz po ich odkryciu nie musiał każdorazowo powtarzać po kolei wszystkich poziomów, tylko przeskoczyć ze świata pierwszego do drugiego, trzeciego lub czwartego, zaś w świecie czwartym na gracza czekały dwie sekretne miejscówki prowadzące kolejno do światów od 6 do 8, albo do 5-1, gdy pominęliśmy wcześniejszy ukryty obszar.

Nintendo do perfekcji połączyło łatwe do ogarnięcia zasady, wciągający gameplay, wpadającą ucho muzykę oraz atrakcyjną warstwę wizualną, nic więc dziwnego że pomimo 38 lat tytuł potrafi wciągnąć nawet i dziś.

Retrometr

Zastanawia mnie tylko grafika z amerykańskiego wydania gry na której Mario w swej super formie wpada do lawy. Czyżby miało to świadczyć że gracze będą mieli do czynienia z wymagającą grą, w której co chwilę będą ginąć? Jakież to przesłanie miał przekazać autor grafiki? Tego raczej się nie dowiemy.


Urban Champion

Nintendo – NES (1984)

Zręcznościowa

A na zakończenie nielegalne walki uliczne od Nintendo. Można by powiedzieć że jest to protoplasta wszelakich bijatyk. Zapomnijcie o jakimkolwiek wyborze postaci, jeden losowy anonimowy ludek w zupełności musi nam wystarczyć, o combosach zresztą też zapomnijcie, do wyboru mamy uderzenie pięścią do góry i w dół. Każdy trafiony cios powoduje odepchnięcie przeciwnika do tyłu, gdy wyleci za ekran trzykrotnie uzyskamy możliwość zadania ciosu ostatecznego poprzez wrzucenie go do kanałów. Wtedy z okna wyskoczy uśmiechnięta babka i sypać nam będzie konfetti, po czym przechodzimy do kolejnego starcia i tak w nieskończoność.

Co jakiś czas będzie trzeba przerwać oklepywanie się nawzajem, gdyż ulice miasta patroluje policja, wtedy trzeba grzecznie poczekać jak odjedzie i dalej kontynuować nieskończoną niezbyt interesującą batalię.

No niestety czuć że gatunek bijatyk dopiero zaczynał się kształtować, już wydany zaraz potem Yie Ar Kung-Fu zaoferował znacznie różnorodniejszą rozgrywkę.

Retrometr


Ice Climber

Nintendo – NES (1984)

Zręcznościowa

Nie łatwe jest życie eskimosa, w szczególności takiemu co pterodaktyl kradnie jedzenie i zabiera je na szczyt wieży. Taki żywot niestety ma dwójka walecznych wspinaczy Popo i Nana, którzy są gotowi dać niezły łomot każdemu, kto stanie im na drodze, w końcu żołądek sam się nie napełni.

W większości platformówek na NESa poruszamy się głównie w prawo, okazyjnie w lewo. W tym przypadku wyjątkowo kierujemy się ku górze, podobnie jak w Kid Icarus (można by powiedzieć że ten tytuł mógł być głównym źródłem inspiracji dla Icy Towera).

Sterowanie w IC równocześnie proste jak i złożone. Żeby móc ukończyć choć jeden poziom to przede wszystkim będzie trzeba wyczuć te specyficzne momentum oparte o lekkie ślizganie się podczas zatrzymywania się, ci w co grali Mario Bros będą wiedzieć o co chodzi, gdyż tam było podobnie, no i trzeba przyzwyczaić się do dość dziwnych skoków do góry. Gdy uporamy się ze sterowaniem to potem już będzie z górki.

Nasz dzielny lodowy wspinacz wyposażony jest w młot, który służy zarówno do obrony przed dzikimi bestiami takimi jak ptaki, foki, a nawet yeti! Młot jest oczywiście też od niszczenia murków znajdujących się nad nami, wystarczy parę podskoków i bariera uniemożliwiająca dalszy progres do góry zostaje zniwelowana.

Gra oferuje aż 32 poziomów, każdy można ukończyć w czasie około jednej, dwóch minut. Na szczycie każdej góry czeka na nas etap bonusowy w którym naszym zadaniem jest zebranie jedzonka i złapanie się pterodaktyla nim skończy się czas.

Teoretycznie mógłbym napisać że każdy poziom wygląda identycznie, jednak tak nie jest. Owszem wizualnie wyglądają bardzo podobnie, jednak wraz z kolejnym etapem umiejscowienie przeszkód ulega zmianie. Oprócz wcześniej wspomnianych zwierząt będziemy musieli uważać na spadające sople lodu oraz pędzące chmury pełniące rolę ruchliwych platform z których także mogą spadać lodowe obiekty.

Ice Climber oferuje także grę na dwie osoby, więc nic nie stoi na przeszkodzie by wraz z towarzyszem lub towarzyszką po rozruszać szare komórki, planując jak bezpiecznie dotrzeć na sam szczyt unikając bliskiego spotkania ze niezbyt przyjacielskimi zwierzakami i niewpadając w otchłań nieskończonej przepaści. Szczerze przyznam że w dwójkę lepiej się gra w ten tytuł, głównie ze względu na masę nieprzewidywalnych akcji.

Można zagrać, acz należy zwrócić uwagę na monotonię wdającą po parędziesięciu etapach.

Retrometr


Pinball

Nintendo – NES (1984)

No po prostu Pinball jak sam tytuł wskazuje ;)

Pamiętam jak w czasach młodości uwielbiałem ogrywać wszelakie flipery, pegazusowski był właśnie jednym z nich*, nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłem, gdy odkryłem na nowo zakupionym kompie z Windowsem XP na pokładzie, że ten posiada jeden z najlepszych pinballi jaki powstał… a właściwie to jego demo, ale to opowieść na inny materiał. Dziś skupmy się na tym wydaniu z Mario w niebieskim ubranku na okładce.

Zasady rozgrywki są praktycznie identyczne ja w każdym innym odpowiedniku, mającego swoje początki w fizycznej formie na początku XX wieku. Dwoma łapkami umiejscowionymi po prawej i lewej stronie odbijamy srebrną kulkę, tak by ta odbijała się od jak największej ilości elementów za które otrzymujemy punkty, gdy piłka spadnie na sam dół trzy razy, wtedy kończymy partyjkę.

W porównaniu do współcześniejszych adaptacji NESowa wersja nie oferuje aż tak dużo atrakcji, jednak w swej prostocie jest na tyle grywalna, że warto poświęcić parę chwil. Do wyboru mamy jedynie jeden stół podzielony na dwa ekrany oraz sekretną mini gierkę, w której gramy najsłynniejszym hydraulikiem świata w wariację arkanoida, uważając by Pauline z Donkey Konga spadła na naszą platformę i bezpiecznie skierowała się do wyjścia.

Graficznie wygląda w porządku, jest prosto i czytelnie, co innego w kwestii muzyki, której praktycznie nie ma, ot jedynie prosty jingiel w menu głównym i efekty dźwiękowe sygnalizujące że piłeczka miała interakcję z jakimś obiektem.

Czy po latach warto zagrywać w tego klasyka? Myślę że tak, choć nie należy oczekiwać wielogodzinnych sesji. Dla jednych wolniejsze tempo rozgrywki może być plusem, na przykład dla osób nie mających doświadczenia w fliperach, dla innych może być minusem, dlatego ocena będzie pośrodku.

Retrometr

*jeżeli chodzi o pierwszego pinballa w jakiego grałem to ledwo co go pamiętam, kojarzę tylko że zagrywałem w niego tylko raz u znajomej, która miała monochromatyczny komputer oparty o okienka, prawdopodobnie był to Apple II, było to tak dawno że nawet moja znajoma tego nie pamięta.

O LukegaX 74 artykuły
Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC