Recenzja | Project Zero 3: The Tormented (PS2)

Na samą myśl o zbliżającym się zmroku nachodzi mnie paniczny lęk. To już taki mój rytuał, że każdego wieczoru zaparzam sobie termos mocnej kawy, by jak najdłużej pozostać świadomym i szybko nie skończyć w objęciach Morfeusza. Ale to walka z wiatrakami. Nie chcę zasypiać. Nie chcę ponownie przekraczać zbutwiałego progu tej przeklętej posiadłości pełnej smutku oraz gniewu.

W przypływie desperacji zacząłem nawet wyrywać sobie paznokcie – na oko został mi ich jeszcze z tuzin. Chciałem w ten sposób sztucznie wywołać ból, by jakoś odżegnał mnie od snu, jednak ciało szybko się przyzwyczaja. Ból fizyczny nie jest tak przenikliwy jak ten psychiczny. Z każdą nocą kiedy odpływam i dobijam do tej przystani udręczonych dusz, cierpienie ofiar coraz bardziej zżera mnie mentalnie.

Wiem jak to jest. Wiem co czuje Rei, która w wyniku swojej nieuważnej jazdy doprowadziła do wypadku i straciła w nim ukochanego narzeczonego. Po takich traumatycznych przeżyciach najlepiej jest rzucić się w wir pracy. To w przeżartej próchnem, sfatygowanej przez nieubłaganie przemijający czas rezydencji na obrzeżach miasta, gdzieś w otoczeniu gór, młoda pani fotograf chciała zapomnieć o przykrej przeszłości, jednakże jeszcze bardziej rozdrapała wciąż świeże rany. Spoglądając przez obiektyw ulubionego aparatu dostrzegła leniwie sunącą przedsionkiem sylwetkę niedawno zmarłego partnera. Poczuła jakby ktoś sprzedał jej silny, otrzeźwiający cios w policzek, lecz mimowolnie pobiegła za zjawą w głąb korytarza. Rzeczywistość wokół nagle przeinaczyła się, wypluwając pannę w starodawnym dworku. Dworku zwanym Manor of Sleep, który otwiera swoje włości przed każdym, kto nosi w sobie choć cząstkę żalu.

Recenzja | Project Zero 3: The Tormented (PS2)

Co? Boisz się dziewczynek z młotkiem?

Spotkasz tu swoich nieżyjących bliskich, widma postronnych, przypadkowych nieszczęśników jak i uwięzione po wsze czasy dusze, na nowo odgrywające przypisane role w festiwalu barbarzyńskich obrządków jakie miały tu niegdyś miejsce. Młoda matka z córeczką wiecznie kogoś tęsknie nawołująca, budowniczy zamurowani żywcem za fasadą czy dziewczyna, której wszystkie cztery kończyny przyszpilono do posadzki to jakże odmienne byty, za którymi kryje się osobna, tragiczna historia. Pragną byś ich wysłuchał, toteż zwracają na siebie uwagę w różny sposób, mniej lub bardziej agresywny. Łakną po prostu ratunku. Od udręki uwolnić może ich tylko Camera Obscura potrafiąca uwiecznić na kawałku kartonika targającą nimi rozpacz.

Dlatego też, gdy będziesz miał okazję, zerknij przez okular tej wyjątkowej lustrzanki, wybierz odpowiedni film, po czym za pomocą żarnika namierz nieboszczyka i naładuj w pełni jej potencjał. Kiedy poświata zacznie zbliżać się, wstrzymaj swe fotograficzne zapędy do momentu, aż okrąg aparatu zabarwi się czerwienią. Jeśli wyzwolisz migawkę tuż przed atakiem zjawy (Shutter Chance) odbierzesz jej sporą część energii i wprowadzisz w stan odrętwienia, co da kilka sekund na ucieczkę w bezpieczne miejsce. Jeśli jednak jesteś na tyle zuchwały, by wyczekać, aż duch będzie w trakcie szarży, zrobienie zdjęcia w odpowiednim momencie aktywuje Fatal Frame – najsilniejszy typ zadawanych obrażeń, który dodatkowo odrzuci z impetem delikwenta i otworzy furtkę do czesania szeregu combosów.

Recenzja | Project Zero 3: The Tormented (PS2)

Azjatyckie nawyki straszenia mają swój urok

Mimo swojej odtwórczości, cykanie fotek nadal sprawia, że z wypiekami na twarzy i zjeżonym grzbietem będziesz egzorcyzmował widziadła. Nie da się obojętnie, ot tak przejść obok tych wykrzywionych facjat pełnych grymasu. Wyssane spirytualne życie przełoży się na zdobycie adekwatnej ilości punktów, za które ulepszysz parametry aparatu. Większa moc, szerszy obiektyw czy lepsza czułość urządzenia (umożliwia szybsze ładowanie Camera Obscura oraz pozwala uchwycić upiorka w dalszej odległości, ułatwiając tym samym trzaskanie serii fotosów) zdecydowanie uprzyjemnią potyczki. Ale przeciw zwinnym, mocniejszym zmorom, stosującym nieczyste zagrywki, takim które nagle znikają z pola widzenia, pełzają po suficie bądź poruszają się dziarsko ruchem falującym to nie wystarczy. Z pomocą przychodzą wówczas upgrade’owalne, wymienne soczewki (m.in. spowolnienie, całkowite zatrzymanie, potężniejszy atak) jak również dopałki poszerzające ustrojstwo o dodatkowe funkcje. Z automatycznym namierzaniem lub migającym i dzwoniącym wskaźnikiem informującym o sposobności wykonania Fatal Frame nieco raźniej będzie Ci stąpać po przegniłych deskach Sennej Posiadłości.

Recenzja | Project Zero 3: The Tormented (PS2)

Rozważne rozdysponuj punkty na ulepszenia

A z każdą następną nocą domostwo otwierać będzie coraz to nowsze komnaty. Zaprosi Cię w głąb siebie, wprost w objęcia gęstego mroku, ledwo przecinanego przez wkradające się oknami słabe światełko blasku księżyca czy wyraźny snop latarki nerwowo ściskanej w dłoni. Ciemność łapczywie pożera każde ciepło tlące się płomyczki ogarków, które niespokojnie zatańczą jeśli wyczują ruch powietrza wywołany Twoim truchtem. Tu czas się zatrzymał, ale estetyka niezmiennie cieszy oko. Co rusz w trakcie przygody napotkasz na zygzakowate wstążki papieru owinięte wokół sznureczków, starojapońskie komody, wnętrza wystrojone zwiewnymi suknami czy kolorowymi kimonami co wraz buddyjskimi posążkami, shintoistycznymi ołtarzykami oraz ceremonialnymi maskami wprowadza przyjemną, eteryczną atmosferę. Nie trzeba hektolitrów krwi, aby na plecach pojawiły się ciarki, a jeśli już jakaś zaschnięta posoka zaznaczy swoją obecność ropaćkanymi plamami to tylko po to, by ze smakiem podkreślić posępność tego miejsca. Wieczorne sesje, w ponurym pokoju zlewają się w jedność z poczynaniami na ekranie i znakomicie budują immersję.

Obszerny teren rezydencji chwilami jest w stanie też zawrócić w głowie. Szczególnie kiedy powietrze stanie się cierpkie, ciężkie i wypełni się miazmatycznym kożuchem. Monochromatyczny filtr obrazu poinformuje, że coś jest na rzeczy. Jedynym lekarstwem, by choć na chwilę wrócić do stanu pierwotnego, są przemyślanie porozsiewane tu i ówdzie purpurowe świece oczyszczające aurę, lecz do tego czasu jesteś narażony na pogoń tajemniczej, długowłosej kobiety w całości pokrytej niebieskimi tatuażami. Motyw zgrabnie napina nerwy, ale z racji, że szybkie to dziewczę i niebezpieczne, toteż zwiedzanie izdebek przy powolnym biegu postaci (znak rozpoznawczy cyklu) stopniowo robi się uciążliwe, tym bardziej, że wraz z progresem do głosu dochodzi backtracking. Zazwyczaj cel danej wyprawy wskazują zjawy podążające w konkretnym kierunku bądź wskazujące palcem dany pokój, ale jeśli masz sporo samozaparcia, nic nie stoi na przeszkodzie, by na chwilę zboczyć z głównej ścieżki i udać się na łowy ukrytych duszków, ulepszeń czy specjalnych, stęchłych zdjęć, które następnie wywołasz w ciemni u siebie w domu.

Recenzja | Project Zero 3: The Tormented (PS2)

Cały ten kaprawy koszmar rozgrywa się kiedy Rei kładzie się spać, a jej procesy fizjologiczne spowalniają. Balansujesz więc między snem, a jawą. Między przeraźliwą ułudą, a bezpieczną ostoją. W swym mieszkaniu troszkę odpoczniesz, w poszukiwaniu poszlak pomyszkujesz po gabinecie umarłej drugiej połówki, zaś goszcząca asystentka, niejaka Miku, dostarczy informacji na temat wywołanych negatywów. Z czasem cienka granica pomiędzy rzeczywistością, a majaczeniem pomału zacznie się zacierać i w chawirze powolutku zadomowią się duchy. Będą pojawiać się znienacka w różnych, niespodziewanych miejscach, ale nie tak napastliwie jak miało to miejsce u Henry’ego Townshenda, a w nieco subtelniejszy sposób – włos na głowie zjeży się, gdy kątem oka dojrzysz czyjeś nogi za kotarą czy w odbiciu lustrzanym rozmazaną krew. Kiedy kanały słuchowe posmyra złowrogi podmuch wiaterku, w napięciu będziesz rozglądał się wokół siebie czy aby na pewno jesteś sam. Nawet obserwacja zwykłego zacieku na ścianie, to jak na przestrzeni kilku dni zmienia się jego struktura, kształt sprawi niezłą niespodziankę. Rewelka.

W końcu nocne przywidzenia pochłoną także najbliższych naszej podopiecznej. Miku wciąż opłakująca swego zaginionego brata czy dobry przyjaciel bohaterki, Kei mający konotacje z pewnymi bliźniaczkami podążającymi za karmazynowym motylkiem również zapadną w mętny sen, więc będziesz musiał pomóc im przejść przez tę gehennę. Każdą z postaci kieruje się nieco inaczej, zaś sama Camera Obscura wykazuje w różnych rękach odmienne właściwości. Główna podopieczna ma zdecydowanie najmocniejszy aparat i jest w stanie wspomóc się fleszem oślepiającym straszydła. Drobniutka współpracowniczka wciśnie się w wąskie przejścia, a jej lustrzanka kosztem soczewek pozwoli spowolnić czas oraz wykonać zdjęcie z podwojoną siłą. Ostatni z bohaterów ma najmniejsze obycie z aparatem, ale za to wykiwa zjawy chowając się za parawanami. Niestety nie do końca dobrze wyważono umiejętności i to jedynego faceta w tym towarzystwie prowadzi się z najmniejszą przyjemnością.

Recenzja | Project Zero 3: The Tormented (PS2)

Kei lubi bawić się w chowanego

Powoli popadam w obłęd. W mej głowie łomocze się kojąca kołysanka śpiewana miłym, dziewczęcym głosem. Krystalicznie czysty, metaliczny dźwięk młota miarowo uderzającego z dużą siłą w kołek zakończony ostrym szpikulcem hipnotycznie przecina błogą ciszę. Z każdym zamachem kolejny gwóźdź wbija się coraz głębiej i głębiej w dłonie oraz stopy, lecz ofiara nie krzyczy. Żaden skowyt nie zakłóca dźwięcznej faktury tonu, tak jakby wybranka pogodziła się ze swoim losem. Nie słychać cierpienia, ale ja i tak na swym ciele czuję dreszcze, kiedy stalowa i kamienna powierzchnia jęczą w trakcie pocałunku. Zamykam oczy i widzę ból nieszczęśnika. Kiedy deski zaczynają piskliwie, acz złowieszczo skrzypieć już wiem że uginają się pod naporem ciężaru niematerialnego bytu. To wszystko wybornie działa na wyobraźnię, przeszywa grzbiet na wskroś i pobudza przepływ krwi w żyłach, ale chwile kiedy do uszu dochodzi usypiający świst powietrza, nastrajające odgłosy otoczenia, ospałe szepty, atmosfera robi się niepokojąco potulna. Tego nie da się podrobić, udźwiękowienie to jeden z nierozerwalnych elementów genialnie podkreślający mroczną aurę.

Recenzja | Project Zero 3: The Tormented (PS2)

A Ty leżysz jak ta kłoda

Minęło szesnaście nocy. Patrzę na swoje dłonie oraz stopy i widzę, że nie został się żaden paznokieć. Kawa przestała już jakkolwiek pomagać, przez co śpię coraz dłużej. Sen ostentacyjnie przychodzi nawet w ciągu dnia. Czuję, że moja dusza coraz słabiej związana jest z ciałem i chce się z niego wyrwać ostatkiem sił. Ale dziwnym sposobem ekscytuje mnie to. Drobne zmiany jakie wprowadzono w Project Zero 3 może nie dokonują w serii rewolucji, ale w dostateczny sposób dodatkowo urozmaicają ogólną rozgrywkę. Jeden z oryginalniejszych pomysłów na gameplay nadal robi robotę, jeśli chodzi o poczucie lęku oraz strachu. Folklorystyczne naleciałości, typowa japońska maniera jaka bije z tytułu nadają unikalnej, egzotycznej estetyki, eksploatując zarazem dobrze znane motywy azjatyckiego kina grozy. Taka mieszanka działa na zmysły. To czołówka najlepszych survival – horrorów, z dobrze poprowadzoną historią, zarówno tą pierwszo jak i drugoplanową, wypełnioną po brzegi goryczą i żalem. Mimo wad jak i dłużyzny, która z czasem zaczyna się wdzierać. Jeśli chcesz poczuć na skórze niepokojące mrowienie, a w klatce piersiowej hercklekoty nie wahaj się – wejdź w głąb Posiadłości Snu. Uratuj potępionych. Uratuj mnie.

Retrometr

Redaktor. Ulubione gatunki: przede wszystkim przygodowe/akcji z głównym nastawieniem na survival-horror. Poza tym wsio prócz niemal wszelakich rpgów (tutaj wyjątek stanowi action rpg), symulatorów i strategii. Lubię odpocząć przy wciągającej platformówce. Posiadane platformy: 3DS, PSP, PS2, PS3, PS4, C64, PC