Recenzja | Al-Qadim: The Genie’s Curse

Zapraszam do krainy baśni tysiąca i jednej nocy. Pustynnych gorących wiatrów, panów z nagimi torsami i turbanami na głowie, tajemniczych kobiet skrytych pod zwiewnymi szatami oraz niewielkiej dozy magii pod postacią przepotężnych dżinów. Oto Al-Qadim: The Genie’s Curse z 1994 roku – debiutancka produkcja amerykańskiego studia Cyberlore Studios, które niedługo później miało zasłynąć produkcją dodatków do Warcrafta 2 (Beyond the Dark Portal) i Heroes of Might and Magic 2 (The Price of Loyalty) oraz własną, bardzo dobrze przyjętą produkcją Majesty: The Fantasy Kingdom Sim.


AL-QADIM: THE GENIE”S CURSE

STRATEGIC SIMULATIONS INC. / CYBERLORE STUDIOS (1994)

ACTION RPG

PC-DOS / PC-WIN / MACOS / LINUX

Jakimś trafem nigdy wcześniej nie miałem styczności z tą grą. W młodzieńczych latach nigdy nie wpadła mi w oczy w żadnej prasie growej. Kupiłem ją jakiś czas temu, gdy przeglądałem zasoby serwisu GOG com. A do kupna przekonały mnie screeny, które są zaprezentowane na stronie gry. Tego rodzaju pixelart to jeden z moich ulubionych stylów graficznych w starych grach. W dodatku zobaczyłem informację, że wydawcą był SSI (którego cenię bardzo), więc grę wziąłem w ciemno skuszony wizją przygody z elementami RPG w klimatach orientalnych. Co prawda trochę moje oczekiwania się rozminęły z rzeczywistością, ale o tym za chwilę. Zacznijmy tę opowieść od początku…

Niczym Sindbad Żeglarz będziemy przemierzać niezmierzone wody i odkrywać tajemnicze lądy.

Usiądź, zrelaksuj się, opowiem Ci historię

W grze wcielamy się w rolę jednego z synów familii Al-Hazrad. Właśnie kończymy nasze szkolenie na “Korsarza” (tak to jest nazywane w grze, ot kilkuletni trening pod okiem mędrca, który stanowi przejście do bycia mężczyzną. Dzięki temu naszemu bohaterowi nieobcy jest fechtunek i podstawy magii) i wracamy do rodzinnego miasta, w którym trwają przygotowania do zaślubin naszego bohatera z córką Kalifa, a nasza familia jest bliska zakończenia wieloletniego konfliktu z inną rodziną w mieście. Niestety dochodzi do nieszczęśliwego wypadku. Jeden z dżinów (którzy są integralną częścią świata) atakuje i zatapia statek rodziny-rywali, którym płynął także Kalif i jego córka. Młódka znika, Kalif uchodzi ledwo z życiem, a pozostali świadkowie tragedii opowiadają, że za atakiem stał dżin będący sługą… naszej familii (co możniejsze rody w świecie gry mają dżiny na swoich usługach). Naszym zadaniem jest wyjaśnienie tajemnicy ataku, oczyszczenie familii z zarzutów zdrady i uratowanie przyszłej żony.

Ekspozycja fabularna, tu się zaczyna cała draka.

Dungeouns & Dragons, czy aby na pewno? 

Tak na szybko prezentuje się fabuła. Tu i ówdzie można przeczytać, że gra jest określana jako action-rpg. Trochę jest to nadużycie. W porządku, do stworzenia świata gry został wykorzystany setting znany z Dungeons & Dragons, ale to niemal wszystko, co można podpiąć pod CRPG . Nasz bohater ma własne statystki typowe dla D&D, ale są one predefiniowane i nie mają kompletnego znaczenia (po prostu wyświetlają się w oknie opisu postaci). W teorii zdobywamy punkty doświadczenia, które pozwalają awansować nam na kolejny poziom, ale przekłada się to jedynie na możliwość rozwoju umiejętności walki mieczem (o tym za chwilę) i większy pasek zdrowia. Oprócz tego do elementów rpg-owych można chyba jeszcze zaliczyć ekwipunek i zbierane potiony oraz kilka przedmiotów, które wpływają na naszą skuteczność obrony i ataku (np. miecz +3 lub pierścień dodający obronę +2). Czy ma to duży wpływ na rozgrywkę, nie mam pojęcia.

To w zasadzie cały element RPG w grze.

Orient Express – przed siebie i do celu

Samej grze najbliżej do action-adventure. Chodzimy po danej lokacji, rozmawiamy z jakimiś NPC (są kwestie dialogowe do wyboru, ale nie ma jakichś wyborów wpływających na grę, raczej są to kwestie “stylistyczne”, czy chcemy być sztywnym bubkiem z wysokiego rodu czy ziomkiem z podwórka, odbieramy od nich quest, rozwiązujemy go, dostajemy wskazówkę co robić dalej, udajemy się tam, kolejny quest itd. itp. Sama rozgrywka to głównie elementy zagadkowo-puzzlowo-labiryntowe (a to odpowiedni układ dźwigni, a to umiejętne poruszanie się po zaczarowanych podłogach), które nie są skomplikowane, lub walka. Ta jest prosta do bólu. Aby zaatakować, napierniczamy klawisz Ctrl. Nasz bohater ma tylko swój sejmitar, którego będziemy używać do końca gry. Urozmaicenie w walce polega na tym, że po awansie na wyższy poziom możemy wybrać się do mistrza walki, który nauczy nas nowych technik (z podstawową łącznie trzy). Różnią się one tym, że należy dłużej przytrzymać klawisz ctrl, aby wykonać potężniejszy atak. W grze jest także kilka fragmentów skradankowych.

Oprócz walki bronią białą możemy się posługiwać podstawami magii. Dysponujemy słabym czarem ofensywnym pod postacią małego pocisku kierowanego w stronę wroga (możemy go używać w nieskończoność). Wraz z rozwojem przygody będziemy znajdować ograniczoną liczbę innych czarów ofensywnych. Prawdę powiedziawszy zupełnie można się bez nich obyć. Albo inaczej – nie warto ich chomikować, bo potem się okaże, że 3/4 w ogóle nie użyliście. Osobiście z innych czarów niż podstawowy skorzystałem dopiero pod sam koniec gry. Podobnie jest z potionami. Tutaj regularnie używa się tylko napojów leczących, napitki ochronne przed żywiołami nie bardzo wiem, kiedy można wykorzystać, a z kolei chwilowa nieśmiertelność czy zwiększona siła doskonale sprawdzą się w finałowej i tak już dość niewymagającej walce. W grze zbieramy także złoto, za które wspomniane trunki możemy zakupić u handlarzy.

Wspominałem już o grafice – jest urocza, te małe rysowane światy i postacie są cudowne i bardzo charakterystyczne. Zakochałem się z miejsca i miłość nie wyczerpała się do końca gry. Znakomity jest także soundtrack w mocno orientalnych klimatach, świetnie buduje nastrój gry.

W trakcie gry odwiedzimy wiele nietuzinkowych miejsc i poznamy charakterystyczne postacie, a wszystko to podane w ślicznej oprawie graficznej.

… i żyli długo i szczęśliwie

Moje wrażenia z gry – choć liczyłem na więcej RPG – i tak są bardzo pozytywne. Bawiłem się bardzo dobrze, zagadki i puzzle nie są skomplikowane. Gra jest liniowa, a kolejne zadania do wykonania są klarowne. Nie ma momentów, że nie wiemy, co robić. Generalnie zabawa nie jest trudna, może poza początkiem, ponieważ podstawowy atak sejmitarem jest tak beznadziejny, że łatwo się zrazić do reszty gry… (a tak się składa, że w początkowej fazie czekają na nas dwa dość wymagające “batalistyczne” obszary gry). Historia toczy się dobrze przez jakieś 3/4 gry, siada dopiero pod koniec, ale wtedy już z rozpędu możemy zakończyć rozgrywkę. Dialogi są dobrze napisane, postacie charakterystyczne i zapadające w pamięć. Mogę się za to przyczepić do niepotrzebnego ekranu śmierci naszego bohatera. Okey, jest to ładny obrazek, jednak z niewiadomych względów nie można go ominąć… Toteż gdy przyjdzie nam się zmierzyć z bardziej wymagającymi momentami w zabawie, które będą kończyć się dość częstą śmiercią, będziemy zmuszeni oglądać wielokrotnie dość długi ekran zakończenia rozgrywki. Nie powiem, z czasem zaczęło to niezwykle irytować. Ale to chyba jedyna poważna skaza, która zapadła mi w pamięć.

Jeśli miałbym przywołać w ramach podobieństwa i skojarzeń inne gry, byłyby to Little Big Adventure (prowadzenie historii) i Legend of Zelda (walka i rozwój postaci). Myślę, że miłośnicy obydwu tytułów (szczególnie tego pierwszego) odnajdą się tutaj doskonale. Mnie przejście całej gry na poziomie średnim zajęło około 11 godzin. W żadnym razie nie uważam tego za czas stracony. Macie ochotę na niezobowiązującą i w miarę wciągającą przyjemną rozgrywkę z ładną grafiką i ciekawym arabsko-orientalnym sztafażem? Jak najbardziej możecie wypróbować Al-Qadim: The Genie’s Curse.

AL-QADIM: THE GENIE”S CURSE

(PC-DOS / PC-WIN / MACOS / LINUX)

Retrometr

Orientalny sztafaż i prześliczna grafika, fabułą trochę siada pod koniec rozgrywki.

Szkoda, że nie rozbudowano elementów role-playowych.

Action-adventure pełną gębą, który wciąga swoim niebanalnym klimatem.

Autor: schizzm