Recenzja | Ape Escape (PSX)

Od niedawna kolejne okrążenie w Internecie zatacza mem z pytaniem w stylu „czego najbardziej się boicie?” i odpowiedzią „polskich tłumaczeń filmów”. My jako gracze mamy jednak to szczęście, że tytuły gier rzadko są tłumaczone, nawet przy pełnej lokalizacji produkcji. Aż strach pytać, jaki lingwistyczny potworek powstałby z „ucieczki małp”. Tymczasem, niezrażeni nazwą gry możemy, a nawet powinniśmy po nią sięgnąć. To produkcja ciekawa, wymagająca, ale przede wszystkim niezwykle zabawna. Zacznijmy jednak od początku.

Pewien profesor prowadzi badania nad małpami. Przez czysty przypadek jedna z nich, Spectre (zwierzak z białą grzywką emo), zdobyła specjalny hełm, który podnosi inteligencję każdego, kto go przywdzieje. Nie używa go jednak z myślą wstąpienia do Mensy, ale po to, by podporządkować sobie cały świat. W tym celu zleca produkcję takich samych nakryć głowy, aby jego człekokształtni ziomkowie słuchali jego rozkazów. Pragnie także, aby małpy zajęły się nie tylko teraźniejszością, ale by rządziły na całej szerokości geograficznej oraz w różnych epokach. Kres tym imperialistycznym zapędom próbują położyć Spike i Jake. Dwaj młodzi chłopcy, z polecenia profesora, którego laboratorium zostało zaatakowane przez małpiszony, ruszają za nimi w podróż, aby nie udało im się zastąpić ludzi na należnym im miejscu. Co ważne, służyć ma temu wehikuł czasu, wynaleziony przez tegoż naukowca.

Spike jest zdecydowanie po jasnej stronie mocy

Ape Escape wjechało na salony w 1999 r. za sprawą Sony. Już na wstępie cechowało się pewną innowacją, ponieważ do gonienia małp potrzebny był nam pad z opcją dual schocka. Wynikało to z faktu, że praktycznie każdy z dostępnych przycisków pełnił funkcję w grze. Przyznaję, że najlepiej zawsze sterowało mi się krzyżakiem, jednak dzieło twórców PSX-a było warte dokonania zmiany przyzwyczajeń. Nasz Spike, który imię na chrzcie otrzymał na cześć fryzury, wraz z rozwojem gry otrzymuje gadżety, które ułatwiają mu łapanie zgub. Podstawowym ekwipunkiem jest siatka, do której trafiają niereformowalne zwierzaki, jednak gdy stawiają opór można je przyatakować mieczem a`la Star Wars, zestrzelić procą, czy choćby skorzystać ze specjalnego radaru, pomagającego je wyniuchać. W każdym levelu znajduje się określona liczba małp, spośród których należy złapać określoną liczbę, aby zaliczyć poziom. Wielu z nich nie będziemy w stanie schwytać od razu, nie mając specjalistycznego sprzętu – w ten sposób sprytnie zmusza się gracza do powrotu do rozgrywki po zdobyciu nowych gadżetów. No właśnie, padło wcześniej, że konieczne jest użycie dual schocka, więc należy dodać, jak to się przekłada na akcję. Do naszych przycisków akcji (X, O, kwadrat, trójkąt) przypisane są gadżety. Kiedy chcemy zmienić sprzęt, musimy po prostu wcisnąć odpowiedni przycisk, zaś każdorazowe powtórzenie pozwoli nam na użycie go. Z czasem jednak ilość ulepszeń będzie wykraczać poza podstawową czwórkę. Wówczas możemy w czasie gry w menu pauzy ustawić interesujące nas rzeczy lub choćby zmienić przyciski. Wszystko po to, by było najwygodniej.

Kraina lodu 3

Jedno z popularnych porzekadeł głosi, by nie oceniać książki po okładce, lecz doświadczenie przypomina, że czasem wystarczy na kogoś spojrzeć, by wiedzieć, co sobą reprezentuje. Nie inaczej jest w przypadku małp. Ich poziom IQ oraz cechy szczególne odzwierciedla kolor gaci, które noszą. Zadaniem Spike`a jest albo błyskawiczne, albo ciche zakradnięcie się z siatką, aby nie zostać zauważonym. Gdy małpiszon odczuwa niebezpieczeństwo, jego kapelutek zaczyna świecić na czerwono, zaś on sam jest dużo szybszy i agresywny (robi taki dziwny ruch w kierunku gracza, którego nie umiem opisać słowami, coś w stylu suszarki Alexa Fergusona), czasem rzuca skórkami od bananów (choć to jeden z najbardziej przereklamowanych slapstickowych gagów, tutaj sprawdza się idealnie). Najlepiej wówczas wycofać się, poczekać, aż foch mu przejdzie, a następnie spróbować kolejny raz. Jak już padło, zwierzaki są mądre, dlatego często wybierają kryjówki, do których mamy utrudniony dostęp. Latają statkiem UFO, chowają się do wody, biegają za kratkami. Wszystko to sprawia, że mimo cukierkowej grafiki mamy do czynienia z całkiem wymagającym tytułem nie tylko pod względem zręcznościowym, ale też umysłowym (Spectre, oddawaj hełm!). Osobiście najmocniej irytowały mnie właśnie sekcje wymagające ogromnej precyzji, kiedy dobrze wiedziałam jak sięgnąć po małpę, ale biegnąc po zbyt wąskiej platformie, niechybnie zaliczałam spotkanie z przepaścią.

Samych leveli jest całkiem sporo i stanowią one szeroko pojętą wariację konkretnych okresów historycznych. Stąd będziemy gonić małpy po śniegu (nasz Spike popyla sobie radośnie w koszulce i spodenkach mimo to), wnętrzu dinozaura (nie radzę w tym czasie niczego podjadać, grozi pawiem), nawet Chińskim Murze, który w grze okazuje się czasem za wąski. Należy przyznać, że wszelkie miejscówy zostały zaprojektowane z pomysłem, nie tylko nawiązując do pewnej koncepcji jak w wymienionych przykładach, ale też same w sobie są duże, rozbudowane, kryją w sobie wiele sekretów i przejść.

A tymczasem na kanale historycznym po godzinie 22

Oprócz standardowych leveli, znajdujemy także mini gierki. Otrzymujemy do nich dostęp po zebraniu odpowiedniej liczby monet. Jak widać, zbieractwo sprawdza się w niemal każdej grze. Takie urozmaicenie to oczywiście kwestia gustu, niemniej mnie niesamowicie irytowały wyścigi, w których byłam wyprzedzana z reguły na ostatniej prostej lub po etapie polegającym na przebiegnięciu po wąskiej przestrzeni. Jednakże, można je omijać, więc należy zaliczyć to na plus jako fajny bajer do całkiem wymagającej rozgrywki.

Oprócz specjalnych monet, dających nam możliwość korzystania z mini gierek, Spike zbiera także ciastka. Często wylatują one z przeciwników. No właśnie – nie samym łapaniem małp żyje człowiek. Na naszej drodze staną także bałwany, kwiaty i różne inne monstra próbujące powstrzymać nas przed ratowaniem teraźniejszości. Wspomniane słodkości uzupełniają życia naszego chłopaczka. W początkowych levelach niemal bez trudu pokonujemy przeciwności bez uszczerbku na zdrowiu, im dalej w las, tym dużo trudniej. Wściekłe małpy również potrafią napsuć sporo krwi i wbiegając w nas, pozbawić ciasta koniecznego do przeżycia. Mówcie co chcecie, ale dla mnie stworzenie paska życia jako kilku ciastek jest bardzo przekonujące i idealnie do mnie przemawia.

Kilka, a może raczej kilkanaście słów należy się naszym tytułowym bohaterom. Jak wcześniej padło, różnią się kolorami bielizny, która wskazuje na ich intelekt, ale ich różnorodność i wielość akcji dosłownie powala. Na dalszych etapach nie tylko nasz Spike będzie uzbrojony. Małpiszony mogą posiadać pistolet, włączać dmuchawę, która będzie strącać naszego bohatera, a nawet ujeżdżać wielkiego mamuta. Niektóre z nich, w zależności od pogody, mają również dodatkowe odzienie, inne noszą stylowe okulary przeciwsłoneczne. Do tego wiele z nich, przebywając w bezpiecznym miejscu, najzwyczajniej w świecie nabija się z gracza. Wszystkie te cechy motywują nas do jak najskuteczniejszego pościgu za poddanymi Spectre.

Spike biegnie do skrzynki po awizo

Tym, co należy również pochwalić, jest tutorial. Nie musimy od początku zmagać się z przydługim tekstem, ale uczymy się zasad w praktyce. Kiedy tylko profesorek tworzy nowy gadżet dla Spike`a, przed wyborem kolejnego levelu pojawia się krótka plansza, w której musimy owego ustrojstwa użyć, by przejść dalej. Tym samym poznajemy zalety nowego sprzętu, gdzie cała akcja nie trwa długo, zaś następnie bez problemu zmagamy się z „prawdziwymi” małpami, które musimy wyłapać. Czasem jest to opcja zaledwie dodatkowa, niemniej część etapów wymaga użycia przedmiotów. Dużo radości sprawiał mi hula hop służący do przyspieszenia. Mimo wszystko rzadko korzystałam z małpiego radaru, ponieważ z reguły udawało mi się lokalizować małpy, gorzej było z samym schwytaniem ich.

Mocnym punktem Ape Escape jest grafika. Levele są różnorodne, ale też ładnie wyglądają, animacje małp są świetne, jest ich naprawdę sporo. Niemal każda interakcja z małpą wywołuje jej reakcję nie tylko związaną ze wzmożonym atakiem na Spike`a, ale też widać wręcz mimikę… mordki każdego z naczelnych. Plansze są kolorowe, może trochę kanciaste, jednak to w żaden sposób nie przeszkadza w odbiorze gry. Bardzo dokładnie oddane są elementy wodne. Mimo upływu lat wciąż można patrzeć na grafikę z przyjemnością, czym wiele gier powstałych w tym czasie nie może się już poszczycić. Świetnie wypada udźwiękowienie. Małpy wydają dźwięki adekwatne do naszych działań, nieźle brzmią w akcji gadżety naszego protagonisty, muzyczka przygrywająca w czasie przechodzenia leveli jest dynamiczna, czym zachęca do pogoni za zwierzakami. Nie są to utwory, których będziemy słuchać z zamiłowaniem, jednak w czasie rozgrywki sprawdzają się idealnie.

Złap je wszystkie!

Plusów jest sporo, jednak Ape Escape nie jest pozbawione wad. Dla kogoś, kto uwielbia calakować gry z pewnością irytujący będzie fakt, że nie da się jej przejść na 100% od razu. Aby złapać wszystkie małpy, potrzebujemy konkretnego sprzętu. Oczywiście, można wybierać konkretne levele i „dołapywać” małpiszony, jednak wygodniej byłoby mieć taką możliwość od samego początku. Kolejna kwestia już jest sporna. Jak pisałam, uwielbiam grać na krzyżaku i analogi traktuję zupełnie opcjonalnie. Tymczasem gra nie daje nam wyboru i zmusza do kierowania gałką. Fani współczesnych konsol pewnie nie mają z tym problemu, mnie, lekko mówiąc, mocno wkurzało, szczególnie w miejscach, gdzie konieczna była precyzja. W dalszych levelach bardzo często trzeba było przełączać trzymany w ręku sprzęt, lecz jeśli nie zrobiło się tego odpowiednio szybko, małpa zdążyła uciec. Tym bardziej wkurzało, im więcej wysiłku wkładało się w dotarcie do konkretnego miejsca.

Ape Escape jest tytułem świetnym. Spędzicie przy nim wiele godzin, w czasie których ubawicie się przednio. Całość da się scalakować w ciągu 5 godzin, ale nie o speed run tu chodzi, a czystą rozrywkę. Zapewniają ją elementy platformowe, logiczne, zręcznościowe i komiczne. Każdy znajdzie coś dla siebie. O żywotności tytułu świadczy również wydanie na PSP pod nieco zmienionymi tytułem i kosmetyką (równie dobra, gorzej z potworkami w stylu Ape Academy). Levele są kolorowe, z czasem dochodzą gadżety, co daje nam poczucie progresu. Ciężko oderwać się od pada, szczególnie że rozgrywka jest mocno zróżnicowana i nie daje poczucia znużenia. Może Spike nie jest najbardziej charyzmatyczną postacią w historii gier, niemniej pomaganie mu w chwytaniu małpiszonów daje ogromną radość. Nie ma co się dłużej zastanawiać, let`s ape!

Retrometr

O Prezesowa 68 artykułów
Nowa na pokładzie, gotowa do pracy! Ulubione gatunki gier: jRPG-i, wszelkie Simsy, sportowe, platformówki, "GTA podobne" oraz tytuły poruszające problematykę moralną. Posiadane platformy: NES (no dobra, Pegasus), PSX, PS2, PSP, PC, od niedawna także PS3, przy czym najukochańszą jest ta pierwsza. Raczej casual niż hardcore, niemniej potrafiąca docenić tytuły kopiące w rzyć.