Magiel | Planszówki, a sprawa gier video

retromagielW ostatnim maglu gaworzyliśmy o zmianach w naszym graniu na przestrzeni lat, dziś idziemy z tymi zmianami krok dalej. Pora podyskutować o planszówkach! 

RepipRepip: Choć nie wszyscy na RnG grają w planszówki to jednak grono zasiadających nad planszą z browarkiem lub kwasem chlebowym mamy wystarczająco spore, by sobie nieco podyskutować o tych grach. U mnie osobiście nie licząc „dzieciństwa z chińczykiem i Eurobiznes” od kilku lat na spotkaniu ze znajomymi planszówki stały się stałym elementem. A dlaczego to? A no właśnie postarajmy się na to popatrzeć z perspektywy graczy video, którzy to tęsknią do czasów, gdy z kumplami stawali się wojownikami dywanu i w co-opie łupali przed TV. Jak zwykle w każdym maglu zaczynamy od gradu luźnych pytań na które sami sobie postaramy się odpowiedzieć w trakcie jeszcze luźniejszej rozmowy. Czy według Was dla starego dziada tęskniącego za co-opem planszówka jest możliwością powrotu do tych beztroskich czasów? Generalnie jak to jest u Was z planszami, co byście polecili i co Was w nich zachwyciło? Czy planszówki/karcianki/gry kościane w jakimś stopniu uzupełniają lub stanowią alternatywę dla Was w stosunku do gier? 

eurobiznes recenzja

Daaku avatarDaaku: Okej, to może dyskusję rozpocznę ja – i to rozpocznę od najpierwszej poruszonej przez Nacz(OS)a kwestii, bo pojawiła się ona nieco znikąd. Planszówki powiązane z kanapowym multi? Nie, panie, nic bardziej mylnego. Dla mnie termin “kanapowego multi” ma tylko jedno znaczenie – staroszkolne rozwalenie się ze znajomymi przed telewizorem (celowo nie piszę “na kanapie”, bo w u nas i tak w pewnym momencie lądowało się na dywanie, metr od kineskopu), z padami w łapach i iskrą determinacji w oczach. Czekanie na skuchę kolegi, by zagrać jako Luigi w Super Mario Bros., słodkie zwycięstwa i gorzkie przegrane na Versusie w Tekkenach, syki niezadowolenia, gdy dostawaliśmy rakietą w Crash Team Racing i traciliśmy pozycję… To są uczucia jedyne w swoim rodzaju, nabyte tylko podczas obcowania z wytworami elektronicznej rozrywki, i choć rzuty kostką także potrafią wywoływać całe spektrum różnych emocji, to jednak otoczenie i okoliczności je wyzwalające są już kompletnie inne.

Krótko – kanapowe multi tylko konsoli, planszówkowe multi – przy stole!

RepipRepip: U mnie z kolei planszówki wyparły całkowicie gry jeśli chodzi o spotkania pod dachem. W wielu grach planszowych jest jak to się określa „negatywna interakcja”, czyli właśnie te pstryczki w stronę rywala, gdy się mu „robiło pod górkę”. Pamiętam na C64 jak w Archonie się człowiek każdego chwytu podjął by wygrać i jak dumnym się było, gdy słabszą figurą się pokonało mocniejszą. W planszówkach jest podobnie, w Osadnikach za dobrze komuś idzie? A dawaj mu złodzieja na jego najbardziej dochodowe pole! A w Cykladach to już łohoho, jakie misterne sojusze! Generalnie dochodzi do tego, że pod koniec gry jest „wszyscy vs ten cwaniak, który zaraz wygra” hehe, a że niemal co turę praktycznie jest inny kandydat do wygranej to trzeba nieźle „zakulisowo” kombinować.

cyklady gra planszowa

Z co-opem podobnie, w np. Tankach/Battle Ships musieliśmy współpracować by chronić orzełka i wybić wrogów. W grach planszowych jest cały segment „gier kooperacyjnych”, gdzie tak na dobrą sprawę reguły gry są Twoim przeciwnikiem, a Ty z ekipą musisz współpracować by wygrać. Odnalazłem się w planszach właśnie dlatego, że przypominają mi czasy gdy się wspólnie grało z kolegami/rodziną przed ekranem.

Czarny IvoCzarny Ivo: W pełni się muszę zgodzić z Daakiem co do tego, że granie w planszówki nijak nie rekompensuje kanapowego/dywanowego grania. To jakby picie wódki miało rekompensować picie piwka. Dwie różne rzeczy. Na pewno jednak planszówki są zbawienne w zbliżaniu ludzi. Ma to swój swój urok kiedy większa grupa ludzi gromadzi się wokół stołu obsypani zagryzkami i alkoholem i rzucają koścmi, tasują karty, przeżywają, knują przeciwko sobie, wchodzą w sojusze, zrywają sojusze. Kiedyś nasi ojcowie spotykali się na wódkę, ogórka i karty, teraz nowe pokolenie staruchów gra sobie w gry planszowe. 

Z drugiej strony może mówię tak bo jestem w pozycji człowieka, który uprawia kanapowe granie do dziś. Ale spotkania przy stole kojarzą mi się z taką bardziej ciepłą, rodzinną, przyjacielską rekreacją, a spotkania na dywanie raczej ze współzawodnictwem, nawet jeśli jesteśmy w tej samej drużynie, bo trzeba pokazać temu drugiemu kto ma więcej punktów :>

avatar XeroXeRo: Ja również muszę się zgodzić z przedmówcami. Planszówki dzielą z kanapowym multi interakcję międzyludzką, możliwość podejrzenia zachowań przeciwnika czy pochwalenia go za udaną akcję (lub poczęstowania płaskim strzałem w karczycho za jakąś świńską). To trochę jak z czytaniem książek i oglądaniem filmów – niby w obu czynnościach pracujemy mózgiem, ale tak naprawdę aktywujemy przy tych czynnościach inne jego obszary. Kanapowe multi w moim odczuciu potrzebuje, nomen omen, właśnie tej kanapy. I konsoli, choć żyjemy w czasach, gdy pozycji z dostępnym split-screenem praktycznie nie ma.

Z planszówek najbardziej lubię te kooperacyjne, nastawione na współpracę graczy, gdzie przeciwnikiem jest sama gra i jej zasady, a nie kumpel, który knuł przeciw nam i jeszcze śmiał się głośno, gdy podrzucił nam świnię i gdzieś się wyłożymy. Wyzwalają więcej pozytywnych emocji i cieszą, gdy wspólnymi siłami uda się wygrać, niekiedy nawet bardziej niż wbicie kolejnego trofika/aczika. Dobrze się wkręca również w gry, które są… proste. Wiem z doświadczenia, że im mniej zapisanych kartek w instrukcji, tym większa jest motywacja do grania – człowiek nie martwi się wtedy, że nie zwrócił uwagi na jakiś mechanizm, zapomniał o jakieś mechanice lub wprost ominął jakiś etap. Typowe dla planszówek zjawisko, w którym dopiero po rozegraniu 3-4 partii zna się zasady na tyle, że można grać płynnie, bez przestojów na poradzenie się instrukcji, również tak nie dokucza. Podsumowując, najlepiej zacząć od jakichś gier kościanych lub karcianek.

Znak starszych bogów planszówka recenzja

O różnicach między grami na planszy a tymi na ekranie telewizorami napisałem nieco powyżej, ale najważniejsza jest chyba ta radość z wygranej, a chyba nawet samo to, że można ją dzielić z innymi. Jeśli pokonam bossa w The Division, to dostanę jakieś tam doświadczenie, sprzęt i wpadnie mi pucharek. Ot, codzienność. Jeśli za to uda mi się zamknąć portal do innego świata zanim obudzi się prastare bóstwo próbujące nas zniszczyć, wynajdę lekarstwo na panoszące się po świecie epidemie lub zwyczajnie pokonam wszystkich podsuniętych przez grę wrogów – wtedy klękajcie narody, gratulujemy sobie nawzajem z innymi graczami zaangażowania i dziękujemy za pomoc w ciężkich momentach. Stąd przedkładam gry “cooperative” nad “competitive”, radość z wygranej nie jest przytępiana zawiedzionymi minami przegranych domowników.

Swoją drogą warto zauważyć, jak zmienia się rynek gier. Kiedyś w planszówki się nie grało, to była rozrywka dla dzieci lub rodziców z dziećmi (przynajmniej w moim środowisku). Podobnie traktowało się gry wideo. A dziś? Rozrywka z użyciem ekranu telewizora czy monitora nie świadczy już o zdziecinnieniu (może bardziej o braku powagi), a w dużych miastach można wręcz przebierać w ofertach lokali, w których z filiżanką kawy w ręku nie siedzi się nad smartfonem, tylko rozłożoną planszą, kośćmi i pionkami. Gry planszowe weszły na salony, podczas gdy gry wideo, choć mniej już krytykowane, dalej są domeną pokoi młodzieżowych i sypialni.

Naczelna Osoba na stronie, czyli Nacz.Os. (zajmuje się wszystkim i niczym). Hedonistyczny megaloman o sercu z pikseli. Ulubione gatunki: platformery, sporty extreme w sosie arcade, carcade, logiczne, klasyki z C64 i wszystko co wyzwala adrenalinę! Posiadane platformy: C64, PSX, PS2, GC, Wii, PSP, PC, DC, Xbox