Praca Konkursowa | Tam i Z Powrotem, czyli Stąd do Przeszłości – Sikor

Sikora boje z Atari… Lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia to były ciekawe czasy. Wywołany do tablicy przez sponsora konkursu – ccwrc, postanowiłem wziąć w nim udział. Nie będzie łatwo, ale… może was nie zanudzę paroma wspominkami… Zachęcam także wszystkich miłośników retro komputerów oraz innych maszynek z przeszłości – do wzięcia udziału w tym nostalgicznym konkursie i podzielenia się z czytelnikami waszymi pięknymi wspomnieniami dotyczącymi magicznych czasów pierwszych komputerów, konsol, gier i nie tylko…


CZY GODZILLA ŚNI O ATARI?

Pierwszy kontakt z KOMPUTEREM miałem pod koniec podstawówki, gdy jeden z kolegów przyniósł magiczną małą skrzynkę i nauczycielka pozwoliła to cudo podłączyć do telewizora na dużej przerwie. Było to najprawdopodobniej ZX Spectrum 16K i gra DEATH CHASE, ale głowy nie dam. Było to dawno temu i nieprawda. Czas biegł nieubłaganie, a moje zainteresowania w końcu ukierunkowały się na komputery – sprzęty, które w tamtych czasach były czymś magicznym. W roku bodajże 1984 wraz z kolegami z bloku (Krzysiek z drugiej klatki i Michał z pierwszej klatki, który właściwie nazywał się Adam) postanowiliśmy, że zainteresujemy się programowaniem. Było to zaskakujące, gdyż wtedy żaden z nas jeszcze nie miał komputera! Później Krzysiek dostanie Atari 800XL, zaś Michał Atari 130XE z uwaga, uwaga (Proszę Wstać) stacją dysków Atari 1050!  Do tego zacnego grona dołączę ja z moim Atari 65XE prosto z Pewexu, ale o tym szerzej napiszę nieco później! Wróćmy do momentu, gdy jeszcze nie mieliśmy własnych maszyn…

Warszawski Ośrodek Kultury. To tu chodziliśmy na kurs programowania.

Wraz z Krzyśkiem poszliśmy na kurs programowania w Warszawskim Ośrodku Kultury przy ul. Elektoralnej 12. Oczywiście było to programowanie w Atari Basicu, raz na tydzień, wieczorową porą. Nie odstraszyło nas nawet to, że trzeba było jechać aż do innej dzielnicy w samym środku zimy! Niesamowity głód wiedzy normalnie, aż nie mogę w to dzisiaj uwierzyć! Dostaliśmy tam kiepskiej jakości broszurkę (marne xero) z instrukcjami Atari Basica i przez trzy, czy cztery miesiące (nie pamiętam jak długo trwał ten kurs) zgłębialiśmy tajniki tego języka, szczęśliwie zasiadając przed klawiaturami wysłużonych Atari 800XL lub 65XE z magnetofonami. Czas mijał, a kurs się skończył. Pojawiały się pierwsze gazety o szeroko pojętej tematyce komputerowej. Pochłanialiśmy je chyba we wszystkich możliwych odmianach, niezależnie jakich komputerów dotyczyły! Początkowo chyba nawet kupowaliśmy coś takiego jak Żołnierz Wolności, czy jakoś tak, gdzie były zazwyczaj tylko dwie do czterech stron o komputerach! Takie to były dziwne czasy…

Giełda Komputerowa na Grzybowskiej…

Pojawiły się też pierwsze giełdy komputerowe, na które chodziliśmy nacieszyć oczy… Byliśmy zbyt młodzi, aby nas było stać na własne komputery. Aż pewnego dnia (nie wiem, w roku 1985 czy 1986) ojciec przywiózł Krzyśkowi piękne Atari 800XL, przynajmniej ja ten fakt tak zapamiętałem… Juppi, można już było zaopatrywać się w świeżutkie oprogramowanie na kasetach i wczytywać je do kompa! Ja jeszcze tego szczęścia nie miałem, ale zdążyłem w międzyczasie odłożyć z kieszonkowego jakąś kwotę na upragniony komputer. Swego czasu poszedłem na giełdę na Grzybowskiej, która powoli stawała się największą giełdą w Warszawie, potem w Polsce i o mały włos nie stałem się posiadaczem Commodore C16! Na szczęście zabrakło mi wtedy kasy… Życie toczyło się dalej, dorastaliśmy. W kinach panował mój ulubiony Król Potworów, czyli Godzilla, a w naszym bloku powoli przybywało komputerów. Znaczy się Michał dostał 130XE przywiezione z „zzagramanicy”, jak się wtedy mówiło. Był to chyba początek 1987 roku.

Terror Mechagodzilli to był czad! Król Potworów to także moja wielka pasja.

Dla mnie osobiście był to trudny rok, ale zarazem szczęśliwy. Trudny był przede wszystkim ze względu na chorobę mamy, która wtedy ją dopadła. Po operacji okazało się, że przez jakiś czas nie będzie mogła jeździć samochodem, co się okazało dla mnie szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Po sprzedaży maminego dużego fiata i zdobyciu na czarnym rynku bonów (dolarów wtedy prawie na czarnym rynku nie było!) i dołożeniu części kasy przez tatę – udało się uzbierać upragnione 199$ na moje pierwsze Atari 65XE! Jakież było moje wkurwienie, choć wtedy na pewno tego tak nie nazywałem, jak jakiś miesiąc później 199 dolarów kosztowało 130XE, a 65XE staniało do 125 dolarów! Koszt komputera bez peryferiów to wtedy była równowartość całkiem niezłego samochodu. Komputer dostałem na początku września w ramach „urodzin i pod choinkę”. Oczywiście byłem bardzo szczęśliwy z samego komputera, po czym dostałem klasyczny OPR od taty, że nie powiedziałem, iż „potrzebny jest jeszcze magnetofon!”. Po dwu dniach leżała u mnie nówka sztuka prosto z Pewexu!

Żegnaj Duży Fiacie! Witaj Atari 65 XE…

Pierwszą kasetę skopiowałem u Krzyśka. Z powodu braku joysticka (tak, nie powiedziałem, że potrzebny… cóż młodość) pożyczyłem takowy od niego, po czym… złamałem go w jakiejś grze. Tak, pierwszy pancerny joystick Atari padł w łapskach Sikora! Tym niemniej po chwili już miałem własny, a Krzysiek odkupiony. Lista gier i programów powoli powiększała się, a ja sam zacząłem nawet programować. Coraz więcej znajomych miało komputery, zarówno w bloku, jak i w liceum. Co ciekawe, wtedy nie znałem nikogo, kto by miał konkurencyjny sprzęt – naokoło sami Atarowcy! Po pewnym czasie dorobiłem się stacji dysków, powoli kiełkowała mi w głowie pewna myśl – próbowałem wydać sowje programy w Atari Studiu AS (późniejszy Mirage), pierwszy raz widziałem wtedy na oczy Atari TT030, w domu u Tomasza Mazura, który – jak się wtedy okazało – mieszkał na tej samej ulicy co ja… Poznałem też kilka ciekawych miłośników komputerów na giełdzie na Grzybowskiej. Zaprzyjaźniłem się z niektórymi chłopakami i powoli, powoli wciągnąłem się w tak zwaną „scenę Atari”. Zacząłem wtedy jeździć na zloty komputerowe, w pewnym momencie założyłem także firmę: znany niektórym Sikor Soft, wydający programy i gry na Małe Atari i muszę się pochwalić, że z drobnymi przerwami firma ta działa do dziś.

Sikor i ekipa na Zlocie Kocerany 2003 rok. Prawda, że piękny kabriolet! Źródło: Pigwa / Dely

Los sprawił, że w roku 2003 byłem współorganizatorem (formalnie – praktycznie organizatorem) party dla Atari i Apple. Właściciel terenu identyfikował się bardziej z Apple, nie wspominam jednak jak się nazywa, bo z tego co po latach pamiętam – to sobie tego nie życzy… Jak się okazało – dotarli tam praktycznie sami Atarowcy. Party uważam za udane i naprawdę wtedy bardzo się wciągnąłem w takie klimaty. W międzyczasie zmusiłem świętej pamięci Mariusza Geislera (początkowo firma KAREN, później po rozłamie – KARIN) do stworzenia interfejsu stacji dysków PC do Małego Atari. Tak, KARIN MAXI, którą sobie bardzo chwalę, to częściowo efekt mojego częstego nachodzenia firmy Karin… 

Jakiś czas później kolega z bloku kupił sobie Atari ST, a inny Amigę. Co ciekawe, bardziej podobało mi się ST. Były to czasy, kiedy jeszcze gry na oba sprzęty były bardzo podobne, a zawsze śmieszyło mnie to, że Amiga mając wpinany modulator często gubiła… kolor w TV. Porównując oba sprzęty, dokonałem świadomego wyboru i po jakimś czasie udało mi się zdobyć (od “człowieka z giełdy”) Atari 1040STE, które mam do dziś. Początkowo Małe Atari poszło w odstawkę, ale jakoś… nie potrafiłem bez niego żyć! Więc po pewnym czasie oba komputery stały wspólnie koło siebie.

Jedno z wydawnictw Sikor Soft czyli gra logiczno erotyczna Sexy Six! Polecam.

Pewnego dnia w moim domu stanęło TO, właśnie TO! Czyli co? Zaraz wytłumaczę. W moim domu pojawiła się pożyczona TT-ka, dokładniej Atari TT030 i jak się okazało – była ona na sprzedaż (dziękuje PETowi za załatwienie sprawy). Był to naprawdę profesjonalny sprzęt, jak na swoje czasy i to własnie na nim były przygotowywane naklejki oraz instrukcje do wydawanych przez Sikor Soft programów i gier. Jak wspominałem wcześniej we wpisie – zacząłem wtedy wydawać gry na Małe Atari. Współpracowałem też przy dystrybucji, oczywiście na giełdzie na Grzybowskiej i co ciekawe: handlowałem tylko oryginałami, ale kopiowałem dema. I praktycznie zawsze ktoś ze “scenowców” wtedy mnie odwiedzał. Ot, taka ciekawostka, którą miło powspominać. Oczywiście sam miałem nie tylko oryginały, ale w tamtym czasach nie obowiązywały przecież prawa autorskie takie jakie znamy dzisiaj. Wynik mojej działalności to między innymi obrót używanymi Atari (i nowymi Karin Maxi), ale niestety pieniążki z tego były kiepskie. Jednak dzięki temu stałem się posiadaczem kilku różnych modeli ośmiobitowego Atari (większość mam do dziś), jak także wielkiej ilości oprogramowania na dyskietkach.

Pewnego dnia moje Małe Atari… po prostu padło! Poszła pamięć i do dzisiaj nikt nie podjął się udanej próby naprawy, ale obiecuję, że kiedyś to zrobię! Przecież to pierwszy komputer, który mam do dziś! Na szczęście na bazie dostępnego w domu sprzętu przystosowałem sobie (dzięki jer!) nowy egzemplarz, na którym teraz działam (320KB, stereo, cztery OS-y) i z którym jeżdżę na różne zloty. Bo musicie wiedzieć, że z nich nie zrezygnowałem, choć proza życia nie pozwala mi na bywanie wszędzie.

W PEWEXIE nabyłem swoje kochane Atari 65 XE. Podobnie jak wielu Polaków.

Na zakończenie taka ciekawostka. Bardzo długo broniłem się przed PC, nawet pracę dyplomową na studiach pisałem na Atari TT030, zresztą dotyczyła ona Calamusa SL (program DTP) na wspomniane Atari. Do zakupu zmusili mnie dopiero jakiś czas później moi klienci, wiecie drobne usługi DTP i konieczność używania alternatywnego oprogramowania dla nich.

Z Małym Atari nigdy się nie rozstałem i mimo, że w życiu bywa różnie – nie przypuszczam, aby to nastąpiło w najbliższym czasie. Po prostu jest częścią mnie. Tak samo jak prawdziwy japoński Godzilla oraz klasyczne książki science fiction. Wracając jednak do tematu – o Atari pewnikiem ode mnie jeszcze usłyszycie (przeczytacie) nie raz, na pewno ten krótki artykuł nie wyczerpał tematu konkursowego, ale… co ja was będę zanudzał moją prywatą… Na koniec zerknijcie sobie na zdjęcie ze zlotu w Głuchołazach z 2012 roku i poszukajcie tam Sikora!

Zlot Atarowców w Głuchołazach 2012 rok.

Autor: Paweł „Sikor” Sikorski


PS1. Zdjęcia lub linki do nich zostały dostarczone przez Sikora.

PS2. Z okazji Mikołaja życzymy wszystkim czytelnikom podobnie pamiętnych prezentów, jak sikorowe Atari 65XE.

Przypominamy, że konkurs trwa aż do 31.12.2019 roku – a prace nie muszą być molochami, wystarczą wasze wspominki. Nagrody są zacne więc myślę, że można poświęcić te kilka godzin na napisanie własnej historyjki. Zasady macie tutaj: KONKURS.

Sikor to atarowiec z krwi i kości. Miłośnik wszelakiego sprzętu Atari, filmów z Japońskim Godzillą oraz starego SF. Zasadniczo w opisach opiera się wyłącznie o sprzęt Atari, choć czasem nie pogardzi czym innym. Działa głównie na 8-bit, ale konsole nie są mu obce... lubi czasem popykać na maszynach Arcade, ale gry na PC go nie pociągają...