Recenzja | L’Abbaye des Morts (Commodore 64)

Dzisiaj stRing zaprasza was do Opactwa Umarłych – świetnej gry na Komodę! We wrześniu 2019 roku na youtube’owym kanale popularnego amerykańskiego vlogera znanego pod pseudonimem „The 8-Bit Guy” ukazała się zbiorowa recenzja kilku gier na VIC-20 i Commodore 64. Jedną z pozycji, którą omawiał David i która z miejsca przykuła moją uwagę była gra L’abbaye Des Morts (tłumacząc na język polski „Opactwo umarłych”). Bardzo lubię tego typu komnatówki, z ciekawym tłem fabularnym i charakterystyczną grafiką, estetycznym designem plansz oraz możliwością interakcji z otoczeniem i do tego świetnie pasującą muzyką. Tak przynajmniej wynikało z recenzji wspomnianego youtuber’a i prezentowanego przez niego filmu z rozgrywki. Gra od razu znalazła się na mojej liście zakupowej i niedługo potem zacząłem się interesować możliwością nabycia tego tytułu w formie fizycznego wydania. Wydawcami tej gry są Double Sided Games (dyskietka, kartridż), oraz Psytronik (kaseta). Odezwałem się więc do pierwszej firmy z chęcią nabycia wersji na kartridżu (do wydania pudełkowego z tym nośnikiem dodawany był także kolekcjonerski pierścień). Niestety otrzymałem informację, że wydawca wyprzedał wszystkie kopie i nie planuje kolejnych wznowień. Psytronik także oferował limitowaną edycję (o czym dowiedziałem się zbyt późno), która wyprzedała się bardzo szybko i na dzień dzisiejszy pozostaje jedynie opcja zakupu cyfrowej wersji „L’abbaye Des Morts”. W momencie kiedy piszę tę recenzję (tj. marzec 2020) cyfrowa wersja gry, wg informacji na stronie wydawcy Double Sided Games, jest do pobrania za darmo.

Okładka wydania od Double Sided Games, którą zaprojektował Tristan Lefebvre.

Gra przy pierwszym kontakcie zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Estetyczna, spójna i tajemnicza. Dopracowana pod wieloma względami, z wygodnym sterowaniem i dobrze wyważonym poziomem trudności. Po jakimś czasie zacząłem przeglądać sieć, aby zdobyć o niej więcej informacji i odkryłem, iż to wcale nie był nowatorski pomysł, bowiem gra jest tylko (i aż) remakiem tytułu wydanego w 2010 roku na komputery PC. Twórcą oryginału znanego pod tym samym tytułem jest Hiszpan kryjący się pod pseudonimem Locomalito. Jak o sobie pisze: (…) Moim hobby jest tworzenie własnych, klasycznych gier. Zanim wyłączę nocną lampkę, wyciągam notes i spędzam kilka minut planując i szkicując nowe pomysły. Na drugi dzień siadam przed komputerem, aby urealnić to co wymyśliłem wcześniej. W swoich projektach używam m.in. GameMaker’a i programu Iconmaker (…).

Koncepcyjna mapa gry, stworzona przez Locomalito.

W swoim portfolio twórca ma też kilkanaście innych, bardzo zróżnicowanych gier, a wiele z nich jest dostępnych za darmo. Jak pisze Locomalito na swoim blogu: L’abbaye Des Morts powstał pod wpływem inspiracji tragiczną historią Katarów. Autor wyznaje, że jednocześnie chciał stworzyć grę platformową na wzór tych z ZX Spectrum i tu wymienia tytuły: Manic Miner czy Jet Set Willy. Produkcja powstawała nocami, podczas wakacji, gdy spędzał czas w południowej Francji. Autor stworzył ją w dwa tygodnie i jak sam uważa, jej design z jednolitym czarnym tłem, jednokolorowymi sprite’ami i  prostymi 1-bitowymi dźwiękami (muzyka w oryginale, rzeczywiście brzmi ubogo) doskonale pasuje do atmosfery, a brak detali pobudza wyobraźnię gracza, tworząc dość osobliwe doświadczenie.

Zagrałem w oryginał, jednak stało się to już po ukończeniu wersji na Commodore 64 i muszę stwierdzić, że pierwowzór jest naprawdę klimatyczny. Może nawet bardziej niż ten z C64. Warto dodać, że L’abbaye Des Morts doczekał się także konwersji na inne platformy, w tym m.in.: ZX Spectrum (a więc historia poniekąd zatoczyła koło), konsolę OUYA, Mac’a, Wii, PSP, a także Segę Mega Drive’a – która to wersja jest bardzo rozbudowana, bowiem oprócz grafiki właśnie z Segi, zawiera kilka dodatkowych trybów „udających” pozostałe systemy, w tym: Amstrada PCW, MSX’a, Game Boy’a, PC z kartą CGA, a także oryginał z 2010 roku i nawet wersję na C64. Niestety ta ostatnia wygląda dość biednie i w żaden sposób nie może się równać z właściwym portem na Commodore, który będziemy tutaj omawiać.

Pierwowzór – wersja na PC, różnice w grafice są zauważalne.

Lubię kiedy gra ma ciekawe wprowadzenie, rozbudzające we mnie chęć zagłębienia się w fabule i wykreowanym świecie, a także gdy skłania do poznania odrobiny historii z nią związanej, zarówno tej quasi-prawdziwej, jak w przypadku Opactwa umarłych, jak i całkowicie zafałszowanej.  Z instrukcji do L’abbaye Des Morts oraz menu, dowiadujemy się, że w XIII wieku Katarzy byli traktowani przez Kościół katolicki jako heretycy i wypędzano ich z regionu Langwedocji w południowej Francji. Jeden z nich (bohater gry – najpewniej fikcyjna postać) Jean Raymond uciekając przed krzyżowcami, odnalazł stary klasztor, w którym postanowił się schronić. Nie wiedział, że pod jego murami kryje się starożytne zło.

Wygnanie Katarów, źródło: Wikipedia.

Kim byli Katarzy? To członkowie ruchu religijnego, którzy sprzeciwiali się ówczesnemu ustrojowi feudalnemu i hierarchii kościelnej. Popularyzowali oni życie w ubóstwie. Nie uznawali krzyża, służby wojskowej, ślubowań i wielu innych aspektów życia propagowanych przez Kościół. Byli zwalczani przez krucjaty i inkwizycje. Popierali poglądy dualistyczne, w których zakładano jednoczesne istnienie dwóch równoważnych elementów świata i życia takich jak “Dobro i Zło” czy “Jasność i Ciemność”. Uznawali, że świat w którym żyją miałby być wypadkową tych rzeczy. Głoszonymi poglądami realnie zagrażali ówczesnemu Kościołowi i powiązanym z nim stosunkom społecznym i politycznym. Nic dziwnego więc, że skazani byli na potępienie.

Głównymi twórcami wersji na C64 są koder Antonio Savona (stworzył kilka innych gier, w tym P0 Snake, która zajęła pierwsze miejsce w konkursie organizowanym przez RGCD w 2014 roku), oraz grafik i muzyk Saul Cross. Chociaż nie jestem grafikiem to uważam, że L’abbaye Des Morts pod tym względem wypada bardzo pozytywnie. Użyty został tutaj tryb Hires o rozdzielczości 320×200 pikseli, który jest doskonale wykorzystany, prezentując precyzyjnie wykonane elementy tła (ach te witraże!) i doskonale dobrane kolory. Saul wykonał kawał dobrej roboty konwertując grafikę i przedstawił ją w ten sam, dość ascetyczny sposób. Ulepszył ją jednak dodatkowo o cieniowanie detali i tym samym poprawił wygląd oryginału. Prawie każdy font jest unikatowy i charakterystyczny. Wspomnijmy, że w jednym foncie 8×8 pikseli mógł zostać wykorzystany tylko jeden z palety 16 kolorów jakie oferuje Commodore. Oczywiście poza tłem, które w tym przypadku jest czarne. Łącznie przypada 40×22 fonty na grafikę komnaty. Mimo tych ograniczeń, grafika prezentuje się naprawdę ładnie i widać że autorzy musieli się natrudzić i z pewnością poświęcili sporo czasu na jej skonwertowanie.

Tajemnicze i mroczne menu z wersji na Commodore C64.

Poza tym każda komnata jest unikatowa, przez co gra wygląda na zróżnicowaną. Mimo, że tych plansz nie ma zbyt wiele w grze (łącznie 23), to ich rozmieszczenie względem siebie i konieczność ponownego ich odwiedzenia sprawia wrażenie, że mapa gry jest większa. Powrót do wielu z nich będzie konieczny, bowiem natrafimy tutaj na ukryte przejścia, pozamykane drzwi i przełączniki które je otwierają. Przeprawy przez świat gry nie ułatwia fakt, że krzyże które musimy zbierać przybierają różną formę i nie od razu możemy je wszystkie podnieść. Mimo że doświadczymy tu tzw. „backtracking’u” to ja nie czułem się przez to znużony odwiedzając po raz kolejny tę samą komnatę. Są one rozstawione z głową – projektant poziomów Locomalito, naprawdę się postarał. Przejść pomiędzy nimi jest wiele, skrótów nie brakuje, a obecne w dwóch skrajnie położonych komnatach portale, pomagają w szybszym przemieszczaniu się po mapie gry. Dodatkowo każdy pokój ma swoją nazwę, która wyświetla się u dołu ekranu, co z pewnością ułatwia orientację.

Oprócz właściwej gry, w wersji na C64 dostępna jest także mini-gierka, którą udało mi się odkryć wraz z synem. Tam nasz pędzący z zawrotną prędkością bohater przeskakuje nad przepaściami i stojącymi adwersarzami, niczym łazik z Moon Patrol nad kraterami. Jean Raymond unikając wrogów i przeszkód, stara się zebrać jak najwięcej dodatkowych żyć. Jak wejść do tzw. „Hacker Room” z dostępną mini-gierką? Mała podpowiedź: Przypuść szturm na krzyżowców i skryj się wysoko w koronie drzew…

Ukryta mini-gierka, coś dla fanów Moon Patrol, ale na sterydach!

Wróćmy jednak na Ziemię. Jakie zadanie czeka na nas w grze właściwej? Jak wspomniałem, najważniejszym celem jest zebranie dwunastu krzyży. Już na początku informuje nas o tym jeden ze zwojów, który odnajdziemy obok ołtarza. Wyczytamy z niego następującą wskazówkę: „Dwanaście krzyży przeciwko złu”. Część z nich przybrała jednak inną formę. Grając Raymond’em będziemy mogli zebrać jedynie greckie krzyże, których wszystkie ramiona są równe. Innymi krzyżami, których podnieść nie możemy będą krzyże Św. Piotra, czyli odwrócone do góry nogami krzyże łacińskie, kojarzone z satanizmem. Na jednej z plansz występującej pod nazwą „The wheel of Faith” możemy sprawić, że nie zebrane jeszcze krzyże zmienią formę z greckiego na Św. Piotra i na odwrót. Przemiany możemy dokonać tylko na tej jednej planszy i jeśli pominęliśmy jakiś z tych równoramiennych, to będziemy zmuszeni ponownie uprawiać „backtracking” i konieczna będzie kolejna przemiana. Zebranie wszystkich krzyży jest konieczne do ukończenia gry i bardzo pomoże naszemu bohaterowi w osiągnięciu… pewnego celu. Sama końcówka gry też jest zaskakująca i daje dużo do myślenia.

Piękny i wielokolorowy Hires w wersji na C64.

W grze odnajdziemy więcej zwojów z zagadkami. Rozszyfrowane wskazówki jakie z nich odczytamy pomogą nam w dostaniu się do wielu miejsc i nie rzadko ułatwią zebranie krzyża, bowiem niektóre z nich na pierwszy rzut oka wydają się nieosiągalne. Poza zbieraniem zwojów i krzyży będziemy manipulować przełącznikami, szukając sposobów na otwarcie drzwi i ukrytych przejść. Naprawdę jest tu co robić, a relatywnie niewielka ilość plansz powoduje, że praktycznie na każdej z nich mamy jakieś zadanie do wykonania, lub zagadkę do rozwiązania. Oprócz typowych zadań typu znajdź-rozwiąż-użyj, będziemy musieli zręcznie omijać wrogów. W podziemiach i katakumbach pętają się różnego rodzaju przeciwnicy. A jest tego cały bestiariusz: nietoperze, szkielety, szczury, pająki, demony i wiele, wiele innych zagrażających naszemu życiu stworów. Sterowanie jest jednak na tyle dopracowane, pod względem precyzji i dynamiki, że możemy ich zręcznie omijać, bez większych przeszkód. Wymagana jest jedynie odrobina wprawy. Co prawda w kilku ostatnich komnatach napotkamy już istne szaleństwo, bo potworów jest więcej i poruszają się bardzo szybko, to nabyta dotąd wprawa w poprzednich komnatach, powinna nam ułatwić przebycie także i tych najtrudniejszych. Oprócz pomniejszych nieprzyjaciół, będziemy mieli do pokonania, a właściwie ponownie – do ominięcia, trzech większych „boss’ów”. Życie ułatwiają punkty zapisu, które są dość racjonalnie rozmieszczone. Dodatkowo zbieramy „życia” w formie serc, które przydadzą się w późniejszych, trudniejszych momentach, lub podczas prób ominięcia bossów.

Jeden z trzech boss’ów. Nie do po-ko-na-nia!

Uważam iż ta gra jest jedną z najlepszych produkcji ostatnich lat. I nie bez powodu L’abbaye Des Morts zdobył tytuł gry roku na witrynie Indie Retro News. Mimo, że to konwersja to jednak bardzo udana i pieczołowicie dopracowana na wielu płaszczyznach. Z przepiękną grafiką i pasującą muzyką, mnóstwem ciekawych zadań do wykonania i wieloma przeciwnikami do „pokonania”. Z niebanalnym zakończeniem i wiarygodną historią w tle. Żaden fan retro-gaming’u nie powinien przejść obok niej obojętnie, a dla wielbicieli komnatówek jest to pozycja obowiązkowa. Ja ukończyłem ją dwa razy, a mój syn do tej pory próbuje bić rekordy w „Hacker Room”. To moja pierwsza maksymalna ocena (z medalem) w serwisie Retronagazie, ale gra naprawdę na to zasługuje!

Retrometr

Autor: Michał „stRing” Radecki-Mikulicz


Premierze gry na Commodore 64 towarzyszył bardzo klimatyczny trailer.

stRing o sobie: gracz (głównie Atari 8-bit, C64, Amstrad CPC, Amiga, PS4), muzyk (głównie Pokey), redaktor (Retrokomp, Atari Fan, od czasu recenzji The Shadow Over Hawksmill na RnG), kolekcjoner retro sprzętu i gier.

Ulubione gatunki retro: przygodowe, logiczne, platformowe

Ulubione gatunki modern: „skradanki”, przygodowe

Posiadane platformy: Atari 8-bit (także konsole), C64, C16/Plus4, CPC, GX, PCW, ZX, Amiga i wiele innych…

Screeny dostarczone przez stRinga, pudełko i trailer gry ze strony wydawcy.