Recenzja | The Young Indiana Jones Chronicles

W latach 90. nasza niezastąpiona wtedy Telewizja Polska emitowała na TVP1 serial “Kroniki Młodego Indiany Jonesa“. Każdy jego odcinek rozpoczynał się od wglądu w codzienne życie emerytowanego archeologa, Henry’ego Jonesa Juniora, który nie przepuszczał ani jednej okazji na wysnucie osobie postronnej opowieści o dokonaniach jego ojca, Henry’ego Jonesa Seniora. Jego przygody zabierały młodego Indy’ego w wiele egzotycznych miejsc kuli ziemskiej, co gwarantowało pełną, niezmąconą uwagę siedzącego przed telewizorem małego Daaka. Parę lat później dane mu było przeżyć te przygody ponownie – tym razem dzięki żółtej kasetce Pegasusa.

Wydana przez Jaleco w styczniu 1993 r. platformówka The Young Indiana Jones Chronicles (co ciekawe, data ta zbiega się z rozpoczęciem w Polsce emisji serialu!) zaczyna się w ten sam sposób – stary pryk przedstawia się jako Indiana Jones i w ramach krótkiego wprowadzenia zaprasza nas do posłuchania kilku opowiadanych przez siebie historii z jego lat młodości. Od tej pory będzie on pełnił funkcję narratora, który raz na jakiś czas będzie dopowiadał pewne wątki lub napoczynał kolejne. Nam pomiędzy kolejnymi wspominkami pozostanie przede wszystkim zabawa w skakanie i wywijanie biczem. Ale po kolei.

Gotowy na każdą ewentualność

Sterowanie młodym podróżnikiem od początku nie nastręcza większych trudności – poza wspominanym skokiem i atakiem, nie tylko biczem, potrafi on także ciskać bronią miotaną ponad głowę, czołgać się oraz wspinać się po drabinach. Jak na archeologa niby niewiele, ale wystarczy. Bicz, czy cokolwiek mamy akurat w ręku, wykorzystujemy do rozbijania porozstawianych po całej planszy skrzynek. Zwykle dadzą nam one kilka sztabek złota (za każdą zebraną setkę otrzymujemy dodatkowe życie), ale co to za poszukiwanie skarbów bez skarbów? Dlatego też epizodycznie znajdziemy w nich także kapelusz pozwalający przeżyć kontakt z przeciwnikiem (w innym wypadku szlibyśmy do piachu), statuetkę unieruchamiającą na kilka sekund wszystkich wrogów czy jeden z wielu zbrojnych argumentów zmyślnego rozrabiaki: od rykoszetujących kamieni i lasek dynamitu, przez noże do rzucania, granaty, a nawet kilka rodzajów broni palnej. Posiadana broń ma to do siebie, że tak jak kapelusz, pozwala nam przeżyć jedno trafienie – zostajemy wtedy z gołymi piąchami, ale lepsze to od zgonu i konieczności powtarzania sekcji od ostatniego chekpointu.

Dookoła świata

W sumie do pokonania będziemy mieć 8 poziomów umiejscowionych na terenie trzech państw (Meksyk, Francja, Niemcy), a podzielonych na prawie 20 pomniejszych sekcji. Na co już teraz pragnę zwrócić uwagę to fakt, że sekcje te są niezwykle różnorodne  i nawet w obrębie jednego państwa często będziemy świadkami zmiany tła, kolorystyki oraz napotykanych przeszkód. Co jakiś czas na naszej drodze stanie także czekający na końcu poziomu boss, na którego będziemy musieli znaleźć odpowiedni sposób: czy to wyczekując na odpowiedni moment, czy to skupiając się na jego słabym punkcie. Walki te są ciekawie pomyślane, nie za trudne, a przede wszystkim różnorodne: w kopalniach będziemy musieli podrzucać granaty do biegającego nam nad głową oprycha, na francuskim froncie skorzystamy z ruchomych platform, aby dosięgnąć wieżyczki czołgu, a po opuszczeniu pędzącego po niemieckich torach pociągu unikać będziemy dwupłatowcem ognia samego Czerwonego Barona. Co jak co, ale na nudę nie można podczas gry narzekać, a kolejne miejscówki ustawicznie serwują nam nowe rozwiązania.

Meksyk wita nas soczystą kolorystyką piasku i skał, pozwalając na zapoznanie się z garniturem ruchów Indy’ego oraz rodzajami dostępnych power-upów. Zdecydowanie ciekawiej robi się za to we wspomnianych już kopalniach, których mrok rozświetlić możemy zbieranymi tu i ówdzie pochodniami. Pomoże to nam zwłaszcza w pokonywaniu zawalających się półek czy ruchomych platform. Po ciemku może być ciężko, także nie spać, zwiedzać!

We Francji dominuje z kolei wszechobecna wręcz zieleń. Jak to na froncie wojennym, naszym głównym zmartwieniem są pruscy wojacy, choć częstym zjawiskiem będzie także ogień lotniczy, zdradliwe niewypały czy ulatniający się trujący gaz (na który pomoże zastępująca kapelusz maska przeciwgazowa). W jednej z sekcji będzie nam nawet dane wskoczyć na motocykl i nieco nim poskakać!

Niemcy dla odmiany posiadają multum palet barw: stonowana szarość towarzysząca podróży pociągiem towarowym, błękit wodospadu podczas wspinaczki w stronę bazy wojskowej, a nawet inwazyjna żółć charakteryzująca laboratoria szwabów. Napotkamy tutaj całą gamę upierdliwości: żołnierzy z rakietnicami, baseny trującej cieczy, wieżyczki strzelnicze, pola siłowe… Bardzo niegościnne miejsce! Niejako w ramach easter egga możemy znaleźć tu medalion pełniący wypisz-wymaluj funkcję gwiazdki z Super Mario Bros. – Indy przez krótki czas stanie sie nieśmiertelny i będzie kładł każdego przeciwnika jednym ciosem/strzałem. W komplecie nawet chwytliwa muzyczka!

Pora na napisy końcowe

Jak przy okazji serialu telewizyjnego, tak w kontakcie gry video na jego kanwie The Young Indiana Jones Chronicles wspominam bardzo miło. Duże zróżnicowanie miejscówek, sekcje wymagające trochę innego podejścia oraz ciekawe walki z bossami to zdecydowanie największe zalety tego tytułu i choćby dla nich warto byłoby po niego sięgnąć, już pal licho znajomość materiału źródłowego. Jedynym minusem, który mógłbym wynaleźć, to pewna bezwładność prowadzonego przez nas bohatera – potrzebuje on niewielkiego rozpędu przed skokami, a podczas lądowania nieco się “ślizga”, co potrafi utrudnić pokonywanie bardziej złożonych etapów platformowych. Poza tym – większych wad brak, mniejszych w sumie też.

Co innego mi więc pozostaje, poza wystawieniem zielonego retrogazka i poleceniem powyższego tytułu?

Retrometr

Beznadziejnie zakochany w konsolach przenośnych. Posiadane handheldy: GBC, PSP, NDS, PSV, 3DS, WonderSwan, Game Gear, N-Gage