Przegląd | Seria Alien Shooter (PC)

Jeżeli kiedykolwiek w bliższej lub dalszej przyszłości uda nam się spotkać z obcą, pozaziemską cywilizacją istnieją co najmniej dwa scenariusze: albo dogadają się z nami i przekażą swoją wiedzę, albo staniemy się nowym elementem ich łańcucha pokarmowego. Zanim jednak dojdzie do takowego spotkania trzeciego stopnia trzeba wywołać ciąg przyczynowo skutkowy by obcy chcieli nas bliżej “poznać”. W dzisiejszym materiale przedstawię takową sytuacje z punktu widzenia rosyjskiego Sigma Team. Przeładujcie magazynki, zapnijcie pasy, bo czeka nas ostra rzeźnia!


Alien Shooter

Sigma Team – PC (2003-2004)

Top-down shooter

Rok 2030, naszą ojczystą planetę najechali kosmici, wojsko nie daje rady z zatwardzającą ilością monstrów, a najwięksi twardziele zajęci są innymi równie ważnymi sprawami – kto więc uratuje ludzkość oraz losy planety, a może i wszechświata? Tak jest, Ty drogi graczu. Pistolety w dłoń i w drogę!

Zaś w roku 2003 małe niepozorne studio z odległej Rosji – Sigma Team (nie mające nic wspólnego z głównym bossem z serii Mega Man X) wydaje niskobudżetową produkcję. Dosłownie rok później trafia do polskich czasopism z grami po 4,90zł wraz z takimi “hitami” jak Poldek Racer, Maluch Racer czy Syrena Racer, by zaraz potem trafić do konkretniejszych “gazet”, by w końcu po iluś tam latach doczekać się wydania Steamowego – warto było wskrzeszać tą zapomnianą przez odmęty czasu sagę?

W Obcym Shooterze wcielamy się w… no w zasadzie to w nie wiadomo kogo – albo w losowego faceta albo w nieznaną nikomu babeczkę. Do wyboru, do koloru, zresztą i tak nie jest aż tak ważne, bo wyobraźcie sobie, że jako taka fabuła pojawiła się dopiero w dodatku, ale nie uprzedzajmy faktów. Po wybraniu płci i imienia dla naszego herosa lądujemy na jakimś opuszczonym kompleksie badawczym – dlaczego, po co? Tego nie wiadomo, pewnie jakaś misja ratunkowa, czy jakoś tak. W każdym bądź razie pierwszy poziom pełni tak jakby rolę samouczka, w którym nie spotkamy ani jednego przeciwnika – idealna okazja do zaznajomienia i ogarnięcia prostego, intuicyjnego sterowania oraz zapoznania się z mechaniką rozgrywki. Klawiszami WSAD kierujemy naszym herosem, myszką celujemy oraz strzelamy, a i klawiszem F włączamy latarkę, a to wszystko w rzucie izometrycznym, niczym w kultowym Diablo – tyle powinno wystarczyć by się dobrze bawić.

Nie ma jak hektolitry rozlanej obcej krwi

Po niby samouczku rozpoczynamy prawdziwą rozwałkę. Ci co grali w Dooma, czy inne staro-szkolne FPSy będą czuć się jak w domu – chodzimy sobie po korytarzach, rozwalając wszelakie stwory, szukamy jakiegoś przełącznika, włącznika, czy tam innego wihajstra żeby otworzyć sobie drzwi do kluczowej lokacji. Na koniec szukamy wyjścia, przechodzimy do kolejnego etapu, cieszymy się sukcesem – tak z grubsza prezentuje się większość gry. Oczywiście żeby nie było za nudno od czasu do czasu będziemy musieli troszkę bardziej pomyszkować w poszukiwaniu lasek dynamitu by wysadzić gniazda wiecznie respawnujących się ufoków, tak więc fani rozbudowanych, wielowątkowych rozgrywek raczej nie mają co tutaj szukać. Natomiast ci co ogrywają Poważnego Sama na dzień dobry uradują się widząc sporawe, znaczy ogromne stada wściekłych kosmitów pragnących unicestwienia każdego stojącego na ich drodze. Czasem jest ich tak dużo, że muszą czekać grzecznie w kolejce, by móc przejść przez korytarz.

O ile w początkowych fazach gry ilość przeciwników jest w miarę standardowa, tak mniej więcej od połowy gry będzie taka liczebność maszkaronów (liczona setkach, o ile nie w tysiącach) że nawet i Poważny Sam miałby problemy. W szczególności w ostatnich dwóch etapach – tam dopiero jest hardkor! Aby mieć jakiekolwiek szanse na na przytłaczające siły wroga panowie z Sigma Team dali do dyspozycji naprawdę fajowe zabawki. Począwszy od bywalców prawie każdego shootera – pistoletów, shotgunów, minigunów, granatników i rakietnic – które będą użyteczne tylko przez pierwszą połowę gry (tak dobrze przeczytaliście, wyrzutnia rakiet zaliczana jest do tych słabszych broni), po działa masowej zagłady – karabinu zamrażającego, działka plazmowego z siłą eksplozji zbliżonej do BFG, miotacza ognia oraz Magma Cannon – niesamowicie fajowego miniguna, który wypluwa tonę kul gorącej magmy z czego każdy pocisk ma siłę kilku rakiet, co w połączeniu z przeogromnym magazynkiem na ponad 3000 kul sprawi że nie będziecie chcieli zmienić broni aż do końca gry. Szkoda tylko, że dostęp do tego cudeńka uzyskujemy pod sam koniec gry, chociaż z drugiej strony wtedy byłoby zdecydowanie za łatwo.

O ile graficznie AS (nie mylić z Superbohaterem ASem) nie powala – oczywiście jak na grę z 2003, tak rockowe nuty towarzyszące podczas oczyszczania sobie drogi wymiatają, że nie raz będziecie bujać rytmicznie głową w górę i w dół.

Dla tych, co standardowe 10 poziomów to za mało, Sigma Team przygotowała jeszcze dwa dodatki po 5 leveli każdy, dziejące się w biurowych pomieszczeniach oraz w opuszczonej szkole. Jak widzicie po chłodnej kalkulacji łącznie uzyskujemy 20 etapów, co w sumie jest całkiem niezłym wynikiem jak na produkt niskobudżetowy.

Retrometr

PS: Na koniec jeszcze jedna ważna uwaga na temat edycji cyfrowych – w wersji na GOGa w jednej paczce kupujecie podstawkę i dodatki, na steamie macie tylko podstawkę, a dodatki trzeba sobie dokupić.

PS2: gra po latach doczekała się wydania na wielu platformach: Android, iPad, iPhone, PlayStation 3, PlayStation 4, PS Vita.


Theseus: Return of Hero

Sigma Team – PC (2005)

Top-down shooter

Ufoki kontratakują! Teraz o tym, jak to chłopy z Sigma Team pokomplikowały sprawę i zamiast nazwać swą kontynuację Alien Shooter 2, czy tam Alien Shooter: Wstaw jakiś losowy tekst, ale taki, żeby brzmiał cool, to ni z gruchy ni z pietruchy wyskoczyli z powrotem Theseusa – kim on jest? Czy to główny bohater z jedynki? Skąd on powraca? Jak on trzyma setkę rakiet w kieszeni? Czy wystąpi w jakiejś cutscence? A czy to ważne? Jako że główną osią rozgrywki jest strzelanie i chodzenie, porzucono jakąkolwiek skomplikowaną fabułę – ot kosmici zadomowiły się na Ziemi – ubij je i zostań za to sowicie nagrodzony (albo i nie).

Największą zmianę jaką tu uświadczymy to nowe terytorium działań naszych poczynań – bo ileż można łazić bo opuszczonych kompleksach badawczych? No właśnie, dlatego teraz będziemy hasać po otwartych przestrzeniach wiejskich – o ile brzmi to na świetny pomysł, tak nieco gorzej jest z wykonaniem, gdyż przez większość czasu będą towarzyszyć nam pustki. No niestety design poziomów uległ pogorszeniu, z ilością przeciwników w porównaniu do poprzedniczki też nie najlepiej, dopiero pod koniec atakują w standardowych jak na tą serię ilościach – co w sumie może zadowolić osoby, które wcześniej nie grały w żadnego Alien Shootera.

Powrót rzekomego Tezeusza z klaustrofobicznych lokacji do otwartej przestrzeni

Kolejny elementem na minus to przede wszystkim mniejsza liczba pukawek do wyboru, z domyślnych dziewięciu zostało jedynie sześć – miotacz ognia, działko laserowe i zamrażacz poszły w odstawkę, czyli akurat te najfajniejsze, dobrze chociaż, że nie zredukowali różnorodności przeciwników. Przyczepię się też do jednej rzeczy – muzyki, która na dobrą sprawę nie jest aż taka zła – ot niczym nie wyróżniające się wypełnienie, zza wyjątkiem głównej nuty – nie wiem kto wpadł na pomysł wrzucenia dziwnego połączenia muzyki rosyjskiej z meksykańską oraz jękami kosmitów, która prędzej by się nadawała na jakąś imprezę taneczną niż na ostrą strzelankę. Tak dobrze słyszycie, zresztą jak uruchomicie grę to będziecie wiedzieć o jaki utwór mi chodzi.

Za to trzeba pochwalić za wprowadzenie warunków pogodowych – wyobraźcie sobie taką sytuację: rozpoczynacie poziom o poranku, by po paru minutach, akurat kiedy leci na ciebie spora grupka kosmitów zaczęło się ściemniać i do tego pada intensywny deszcz – niby to aż tak niepotrzebne do gameplayu, jednak cieszy oko. Warto wspomnieć o największej nowince jaką tu ujrzymy – system misji – czasem niezbędnych do ukończenia danego poziomu, a czasem już nie. Za szczególnie rozbudowane to one nie są, mimo co urozmaicają rozgrywkę – poszukaj i uratuj ocalałych, wysadź siedliska obcych, odszukaj wyjście – szału nie ma, ale lepsze takowe rozwiązanie niż jego brak.

Podczas ogrywania czułem, że coś mi tu brakuje w tej odsłonie – otóż brakuje tutaj jakichkolwiek rozwalanych ścian w których poukrywano wszelakie pukawki i pieniądze niczym legendarne kurczaki z Castlevanii – niby mały szczegół, a jego brak z lekka drażni. Po przejrzeniu plusów (których za wiele nie było) i minusów wyraźnie widać, że dwójka to krok wstecz w stosunku do poprzedniczki – co moim zdaniem jest nieco dziwne. Jedyne sensowne wytłumaczenie to fakt że ta odsłona jest łatwiejsza od jedynki oraz jest pozycją darmową, więc śmiało można ją uznać za swoistą reklamę „większych” gier z tej serii dla tych, którzy wcześniej nie kojarzyli AS, dlatego też zamiast oceny czerwonej będzie jedno oczko w górę.

Retrometr


Alien Shooter 2 (Vengeance)

Sigma Team – PC (2006/2009)

Top-down shooter

Nie minął rok kalendarzowy a Sigma Team przygotowała kolejną, trzecią już z kolei kosmiczną rozwałkę. Tym razem jednak postawiono na elementy RPG – czy to był pomysł? O tym dowiecie się już za moment.

Z Dziennika Pokładowego

Ziemia, rok 2030. Ludzkość zmaga się po raz kolejny z najazdem kosmitów. Na szczęście tym razem jesteśmy na to przygotowani. Nie to co ci pechowcy z poprzedniej ekipy. Nie pamiętam ile lat trwa już ta beznadziejna wojna o losy ludzkości. Nieważne ile naparzam w tych brzydali, to ich liczba nic a nic nie ubywa. Ba, nawet wydaję mi się, że jest ich coraz więcej. Jak one to robią? Klonują się? Zresztą nie ważne, liczy się tylko całkowita eksterminacja tego badziewia.

Sytuacja na froncie jest coraz gorsza, zaczyna nam brakować amunicji, zresztą widać to po zniesmaczonej minie dowódcy. Jak obecna sytuacja się nie poprawi w ciągu najbliższych paru miesięcy będziemy musieli skapitulować, a wtedy będą czekać wyjątkowo ciężkie czasy dla ludzkości – nie żeby obecne były jakieś wesołe.

Podczas odbywania rutynowego patrolu w bazie jednostki podsłuchałem co nieco rozmowę dowódcy z jakimś podejrzanym typem w czarnym garniaku z równie ciemnymi okularami – takim nie trzeba ufać. Wracając do tej rozmowy to dowiedziałem się, że rząd wysyła do naszej jednostki jakiego typa, weterana wielu wojen, czy jakoś tak oraz, że za parę dni on lub ona do nas przyjedzie, a także żebyśmy nie zrobili obciachu przed tym „weteranem”. Swoją drogą jak to możliwe, że władze nie wiedzą czy wysyłają faceta, czy babkę? Tak ciężko to odróżnić? Prawdę mówiąc nie mój to problem. Najważniejsze, by wykosił za nas te wszystkie ufoki. Hehe, ale by było fajnie, jakby taki jeden gość wyskoczył w samo centrum bazy obcych z minigunem i powiedział „Sam I am”, po czym nacisnął za spust i BAM – zero obcych… ach pomarzyć można. Nie ma co się nastawiać na nie wiadomo co – pożyjemy, zobaczymy. Ważne, że chociaż dobre żarcie nam dają, nie to co w sąsiedniej jednostce Delta-Zero-32145, która podobno wcina szczury w sosie pomidorowym, tyle że bez pomidorów – nic tylko współczuć. Dobra, na czym to ja stanąłem? Ach tak, na tym podejrzanym typie, obrońcy ludzkości… oho słyszę wycie syren alarmowych, nie wróży to dobrze. Eh, a myślałem, że wieczorkiem człowiek odpocznie i pogra w szachy z kolegami. No nic, karabin w dłoń i w drogę!

Tak jak w rasowej grze role-play na samym starcie wybieramy w kogo się wcielimy – w jednego z trzech jegomościów lub równie tylu babeczek. Oczywiście, poza wyglądem, każda z postaci posiada unikalne statystyki i wyposażenie. Możemy więc wybrać speca z premią do ataku, albo pójść w defensywę. Następnie wybieramy jeden z ośmiu perków wpływających na przebieg rozgrywki – samoleczenie, widzenie w nocy bez użycia latarki, wampiryzm, mistrz hipnozy, ekonomista, bokser (kompletnie nieużyteczny), szybko uczącego się z mnożnikiem doświadczenia oraz mój ulubiony – specjalista od szukania ukrytych pomieszczeń pełnych dodatkowej kasy, amunicji i innych przedmiotów. Następnie przydzielamy w typowe RPG-owe statystyki, wiadomo – wytrzymałość (obronę), szybkość, siłę, celność – to jest atak, poziom wybranego perka. No i inteligencję wpływającą jak dobrego chipa modyfikującego naszą postać możemy sobie wsadzić (nie pytajcie gdzie). Przed podjęciem rozgrywki nieraz będzie trzeba rozważyć w jakie statystyki inwestować, a w które nie, bo za pierwszym razem każde z trzech kliknięć plusika ulepszającego daje +10 do danej umiejętności, co daje łącznie 30 punktów do rozdysponowania, potem za każde level up będziemy dostawać tylko 5 punkcików – jest różnica, prawda?

Dobra, podjęliśmy wyjątkowo ciężkie decyzje wpływające na losy kierowanego przez nas herosa to pora na ostrą rozwałkę, co nie? No jeszcze trochę musicie poczekać, gdyż w pierwszym poziom za wiele się nie dzieje, po to by wczuć się w atmosferę i jak poprzednim razem poznać te niezwykle złożone sterowanie WSAD + Myszka.

Pierwsze co się rzuca w oczy to dość mroczna oprawa graficzna w przeciwieństwie do pierwszego AS, co moim zdaniem wypada na plus, bo w końcu to nie jest jakaś wesoła wycieczka do Egiptu, czy tam gdzieś na drugi koniec wszechświata. Gdy przebrniemy dość powolny początek odkryjemy, że pierwszy raz w historii serii nie jesteśmy sami i pojawiają się inni żyjący przedstawiciele ludzcy, co więcej będą przemawiać do nas ludzkim głosem! To dopiero postęp technologiczny i to w zaledwie trzy lata po wydaniu jedynki ;)

Oczywiście nie samymi pogawędkami gracz żyje, bo przede wszystkim liczy się ostra rozwałka, co nie? A będzie do czego strzelać, wiadomo – jak ostatnim razem z początku będą atakować nas maleńkie grupki obcych by zaraz potem zaskoczyć nas liczebnością liczoną w setkach i tysiącach. Tak jak w jedynce podczas grania będziemy balansować pomiędzy masakrowaniem lewego klawisza myszy, a eksploracją już nie aż tak opuszczonych lokacji. A warto będzie zdobyć jak najwięcej grosza, bo tym razem mamy aż ponad 50 gnatów do wyboru podzielonych na kategorię: pistolety, strzelby, karabiny maszynowe, broń wybuchowa (rakietnice i granatniki) oraz specjalna, czyli laserowa, plazmowa i wszelakie miotacze ognia. Mało tego, każdy dostępny gnat charakteryzuje się poziomem ataku, szybkostrzelnością oraz jak dużo musimy wybulić szmalu by się daną zabawką nacieszyć. Szczerze przyznam, że sam pomysł jest strzałem w dziesiątkę, choć ogrywając ten tytuł za drugim, bądź trzecim strzałem odruchowo będziemy kupować jedne i te same sprawdzone bronie, celując w broń plazmową i rakietnice – bo właśnie te zadają największe obrażenia ze wszystkich, no i są najdroższe – no ale coś za coś.

Tym razem godny następca jedynki. Jest w co strzelać!

Jedynie do czego miałbym się tak odrobinkę przyczepić to fakt, że najsłabsza broń plazmowa to niedrogi pistolecik zadający całkiem niezłe obrażenia, nie zużywającą nic a nic amunicję przez co spokojnie może zastąpić tańsze karabiny maszynowe, a co za tym idzie możemy zaoszczędzić sporo grosza w początkowych fazach rozgrywki i znacznie ułatwić sobie życie – tak jakby twórcy na start zachęcali gracza do korzystania tylko z tej jednej kategorii broni. Niby wiadomo, że człowiek nie ma przymusu kupować tego działka, jednak pokusa łatwiejszej rozgrywki jest tak silna, że człowiek się nie obejrzy i już ma tę pukawę w kieszeni. Okazuje się jednak, że wizja “łatwej rozgrywki” jest tylko złudzeniem, bo nie raz będziemy musieli sobie zadać serię ciężkich pytań, czy warto kupić mocniejszą wersję posiadanego gnata, czy może lepiej zainwestować w biochipy, a może lepiej w lepszą zbroję, czy jednak naprawić starą oraz czy w ogóle na cokolwiek mnie stać? Normalnie jak w prawdziwym życiu, co nie? Kto by pomyślał że “prosta” strzelanka do obcych rozwinie w nas umiejętności ekonomiczne? Na szczęście twórcy zdali sobie sprawę, że w pewnym momencie będziemy w przysłowiowej dupie, nie mając szans na jakiekolwiek poważniejsze starcie, dając nam poukrywane tu i ówdzie w miarę konkretne gnaty. Czasem zdarzy się też, że znaleziona broń jest bezużyteczna, ale od czego mamy sklepik – zawsze przyda się nieco kasy w kieszeniach.

Przez to, że każda pukawka na z góry zdefiniowany przedział ile może zadać obrażeń, nie raz zdarza się ciekawa sytuacja, gdy na przykład znajdziecie pistolet strzelający jeden strzał na sekundę i zadający średnio 90 obrażeń, by zaraz potem zdać sobie sprawę, że waszą poprzednią najlepszą bronią była rakietnica zadającą 70 dmg, z trzy sekundowym czasem przeładowywania. Tak, dobrze przeczytaliście, że maleńka broń mieszcząca się w jednej ręce może być znacznie mocniejsza od sporej bazooki. Z drugiej strony nie ma co się dziwić, skoro jest to RPG, a tam niekiedy drewniany kijek może być znacznie potężniejszy od dwuręcznego miecza – logiczne, prawda?

Kolejną innowacją jest możliwość kierowania trzema różnymi świetnymi pojazdami, ach nie ma to jak pędzić jeepem setkę na godzinę i rozjeżdżać setki obcych prując z miniguna umieszczonego na dachu – no po prostu czysta poezja. Oczywiście czym byłby erpeg bez rozmaitych questów i fabuły ? Owszem mamy jakieś tam cele misji – włącz zasilanie, ochraniaj naukowca, uratuj kogoś tam, czy klasyczne idź z punktu A do B i wyrżnij co się da. Natomiast co do fabuły – serio aż tak jest to potrzebne w tego rodzaju grze? No nie sądzę, twórcy tak samo stwierdzili i mamy standardową opowiastkę w stylu: źli obcy atakują nas, tylko Ty drogi graczu możesz nas uratować, odwalając za nas brudną robotę, a my będziemy udawać że ci troszeczkę pomagamy.

Warto dodać, że trzy lata później wydano ulepszoną edycję pod tytułem Reloaded, która dodaje dwa nowe poziomy, nowy tryb survivalu Gun Stand oraz, co najważniejsze, znacząco uproszczono system statystyk bohatera. Już nie musimy się martwić jaki rodzaj broni chcemy ulepszyć – po prostu ładujemy w celność i tyle. A i jeszcze zmniejszono rozmiar gry, by się szybciej ściągała na dysk – fajowo, nie?

Sami widzicie, że seria poszła w dobrym kierunku (niestety nie na stałe). Nic, tylko wychwalać jaki to kawał porządnego szpila. Czyli jak, będzie “na medal”? Niestety nie, owszem granie w AS2 po raz trzeci czy czwarty nadal sprawia sporo radochy, tyle że jeżeli go porównamy do takiego Dooma czy Serious Sama, czy innych topowych hitów zauważymy że w Obcym Shooterze brakuje nieco urozmaicenia, na przykład jakieś prostej zagadki logicznej, czy coś w tym stylu. Co oczywiście nie jest to jakimś nie wiadomo jakim problemem.

Pozostała jeszcze kwestia bugów – podczas ogrywania dwa razy miałem taką sytuację, że wyrzuciło mnie gdzieś za planszę i musiałem powtarzać cały poziom od nowa, tracąc te 15 minut progresu, raz wysiadając z jeepa po złej stronie ściany, a za drugim razem zepchniętym na siłę przez kompana, który szedł po wytyczonej przez niego ścieżce – jak coś to zostaliście ostrzeżeni.

Jeżeli drogi Graczu uwielbiasz gry w których najpierw się strzela, a potem się zastanawia nad konsekwencjami lub poszukujesz odstresowującej pozycji po powrocie z pracy/szkoły/spotkania/imprezy to możesz dodać tego maleńkiego wykrzyknika do oceny końcowej – jeden z lepszych tego typu pozycji!

Retrometr


Alien Shooter: Revisited

Sigma Team – PC (2009)

Top-down shooter

A teraz pora na jedno wielkie deja vu, bo szóste starcie to nic innego jak remake pierwszego wydania na silniku AS2. O ile na papierze to może i wygląda fajnie – lepsza grafa, system statystyk postaci oraz broni, tak w praktyce wychodzi już nie aż tak najlepiej. Z grafiką jest w porządku, acz nie idealnie – bo jakoś nie przemawiają do mnie te mroczniejsze korytarze, ale z drugiej strony nie ma już totalnych ciemności w niektórych etapach. Moim zdaniem z systemem pseudo RPG zupełnie nie trafili, ale po kolei.

Sama rozgrywka nie uległa zmianie – nadal chodzimy, strzelamy, niszczymy ściany i tak dalej, jednakże na samym starcie uraczono nas możliwością wyboru jednej z kilku dostępnych postaci, która to ma konkretne statystyki na starcie. Tyle, że one nie mają zbytniego wpływu na rozgrywkę – jeden ma więcej HP, inny może trzymać więcej amunicji, a inny (bądź inna) może szybciej chodzić, niestety tych różnic po prostu się nie odczuwa. W “dwójce” owszem miało to jakiś sens, bo jak pamiętacie wraz z dalszym postępem zdobywaliśmy poziomy doświadczenia za które rozwijaliśmy konkretne statystyki – tu tego nie ma.

Twórcy zaserwowali prawie to samo, tylko ładniej

A co do broni, no cóż, jedne pukawki wzmocniono (shotgun, minigun), inne osłabiono (granatnik, rakietnica, działko plazmowe), a jeszcze inne zmieniono – zamiast pistoletów mamy całkiem niezłe uzi, zamiast działka zamrażającego mamy miotacz ognia tyle że na lód, a wręcz superowe działo magmowe zamieniono na taki sobie minigun laserowy, dlatego też ogólny poziom trudności uległ zmianie – znacznie ciężej wybić legion ufoków, a co za tym idzie łatwiej o utratę życia.

Czy ten remake był aż tak potrzebny? Szczerze mówiąc nie, gdyby chociaż pozmieniali poziomy to wtedy byśmy mieli jakiś tam sequel, a tak uzyskaliśmy średnio strawny kotlet z tymi samymi 10 poziomami (tak, o dodatkach zapomnieli – tym bardziej na minus), z tą samą muzyką (to akurat na plus) nie za bardzo wart tych dwóch czy tam jednej dychy – złe nie jest, ale lepiej zagrać w oryginał.

Retrometr


I w sumie wystarczy tego na dziś. Owszem mógłbym jeszcze się nieco rozpisać o Alien Shooterze tyle, że za bardzo nie ma o czym, bo poza wyżej wymienionymi mamy jeszcze:

  • dwa razy krótszą wersję dwójki na zasadzie „kopiuj-wklej” z innymi poziomami,
  • średni klon jedynki wprost z mobilnego wydania,
  • trylogia gier typu tower defence która mnie za bardzo nie interesuje,
  • koszmarny port z telefonów oraz dwuczęściowa seria spinoffów o której opowiem w bliższej lub dalszej przyszłości przy stosownej okazji.
Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC