Recenzja | Monster Hunter (PS2)

Dawno, dawno temu w odległej prehistorii, byli sobie ludzie. Przestali prowadzić koczowniczy tryb życia, natomiast zaczęli się osiedlać. Powstawały już wioski, a nawet miasta. Plemiona żyły ze sobą w zgodzie, nie zagrażając sobie nawzajem. Jednak innym dość poważnym niebezpieczeństwem były wielkie bestie, które nękały ludzkość zakreślając tym swoje obszerne, dzikie terytoria. Jedyną nadzieją na zagwarantowanie bezpieczeństwa jest wysłanie wyszkolonych łowców na wielki połów, bo cóż innego czynić? A zatem – na pohybel ogromnym potworom!


Monster Hunter

Capcom

PS2 (2004)

cRPG / Hack & Slash / taktyczna

11 Marca 2004 roku w Japonii zadebiutowała nowa seria gier Capcomu, która lekko zatrzęsła Krajem Kwitnącej Wiśni. Powstał hit wśród gier akcji, będący czymś w rodzaju taktycznego TPP slashera z elementami RPG. Osadzony w nietypowym prehistorycznym świecie, w którym panują stwory rodem z Jurajskiego Parku oraz średniowiecznych bestiariuszy. Brzmi nieco oryginalnie, a najlepszym wprowadzeniem do tego uniwersum niech będzie intro do gry z PS2:

Od razu widać, co/kto stanowi ostatnie ogniwo łańcucha pokarmowego

Rozpoczynamy grę od tworzenia własnej postaci. Może nim być chłopek albo babka. Wybieramy jakieś pierdoły dotyczące wyglądu i ruszamy na łowy! Moment, moment, chwila, chwila… a gdzie jakieś edycje statystyki, wybór broni? Otóż w Monster Hunter niczego takiego nie wybierasz na początku. To od ciebie, drogi graczu, zależy kim się tak naprawdę staniesz. Nikt nie zawraca sobie głowy ile posiadasz: zręczności, inteligencji, czy charyzmy (ta ostatnia cecha raczej słabo sprawdzałaby się przeciwko któremuś smokowi). Jesteś i już.

Po stworzeniu postaci wybieramy dwa tryby gry:

  • Village – tryb Offline, w którym przenosimy się do wioski, będącą naszą kampanią dla pojedynczego łowcy,
  • Town – tryb Online oferujący nam zabawę multiplayer, gdzie możemy wypełniać questy do 4 graczy (ten tryb już nie działa, Sony zamknęło serwery w 2008 roku).

Moje doświadczenia z pierwszej części MH opierają się jedynie na kampanii dla jednego gracza, gdzie trafiłem do Kokoto Village. Polecam sobie włączyć poniższy motyw muzyczny płynący z tej malowniczej wioski, będący idealną introdukcją:

Czym chata bogata

Wiocha wizualnie wygląda dobrze, ot prehistoryczna oaza. Raczej nie ma tam rzeczy niepotrzebnych. Dostajemy kwaterę, w której zapisujemy grę kładąc się do łóżka. Stan gry zapisuje się wraz ze snem naszego łowcy. W tym przytulnym lokum oprócz łóżka mamy jeszcze dużą skrzynię, w której przechowywane są niezbędne przedmioty.

Na zewnątrz jesteśmy w środku małego gmachu, gdzie przemieszczają się mieszczanie. Z najważniejszych osobistości należy wspomnieć o sklepikarce, dwóch zbrojmistrzach oraz szefie wioski: Kokoto Chief. Nie dość, że szef daje nam zadania, to jeszcze pełni rolę przewodnika podczas samouczka. O tym dowódcy dowiadujemy się, że jest wyweriańskim przekoksem, ponieważ pokonał legendarnego Monoblosa mieczem o wdzięcznej nazwie Hero Blade. Sami możemy ten miecz otrzymać po spełnieniu pewnego zadania, jednak w swoim czasie. Zbrojmistrzowie dają nam możliwość kupna typowej zbroi oraz orężu. To, za co się kocha Monstery to możliwość tworzenia oraz ulepszania naszego uzbrojenia. Dokładnie tak. Bronie posiadają swoje drzewka rozwoju, a dzięki odpowiednim materiałom, można stworzyć dla siebie idealnego eksterminatora oraz super-odporną zbroję. Oczywiście, jeśli nie potrafisz grać w MH – na nic ci super uzbrojenie. A wszystko dlatego, że jest to indywidualny, odmienny rodzaj rozgrywki, o którym sam się przekonasz.

Trening czyni mistrza

To prawda, że na samym początku nie wybiera się klasy postaci, co nie oznacza, że ich tam w ogóle nie ma. Możemy dobrowolnie i kiedy chcemy zmienić swoją taktykę podczas zwiedzania wioski/miasta, wybierając inną broń lub zbroję. Jest to pewien rodzaj innowacyjnej alternatywy. A kasty wyglądają następująco:

  • Blademaster – dzierży broń białą i jest to jego jedyna broń podczas polowania. Nie może też zmienić broni w trakcie trwania misji. Broń-mistrzowie mają specjalną zbroję pod ich profesję,
  • Gunner – trzyma w łapach lekką, bądź ciężką broń dystansową. Tak samo może nosić tylko jedną broń podczas polowań i nie może jej zmienić. Posiada również specjalną zbroję dla tej klasy.

Do dyspozycji mamy parę rodzajów broni. Każda jest na swój sposób indywidualna, a odmienna mechanika każdej z nich wymaga za każdym razem innej taktyki podczas pojedynków. Mam jednak nadzieję, że każdy znajdzie tam coś dla siebie:

  • Great Sword – moja ulubiona broń ze wszystkich części MH. Ogromny miecz zadaje potężne, lecz powolne, obrażenia cięte. Dzięki wielkości ostrza można się nim osłonić, przyjmując na siebie ataki,
  • Sword and Shield – podstawowa broń każdego huntera. Mniejszy miecz zadaje małe obrażenia, ale za to owocuje w płynnie przechodzące combosy, a dzięki tarczy można się obronić,
  • Hammer – rodzaj sporej broni obuchowej, łączący wielkie obrażenia ze swobodą ruchu. Posiada ataki wykonywane w biegu. Idealny do rozłupywania chronionych części ogromnych bestii,
  • Lance – mój kolejny faworyt. Długa broń trzymająca gada na dystans; przeznaczona do walk o charakterze defensywnym. Lanca jest bronią wymagającą i trochę trudniejszą do opanowania, ale dzięki możliwości chodzenia podczas bronienia się przy pomocy dużej tarczy czyni ją jedną z najbezpieczniejszych broni,
  • Dual Blades – dodana dopiero w wersji USA, jest bronią skupiającą się na ofensywie i szybkich atakach małymi ostrzami. Taki Sword and Sword zamiast Sword and Shield,
  • Light Bowgun – broń dystansowa lekka, należąca do Gunnerów. Przeznaczona dla strzelców, którzy lubią wspierać swoich towarzyszy. Nauka zajmuje więcej czasu, niż w przypadku broni białej,
  • Heavy Bowgun – broń dystansowa ciężka, określana jako główna strzelecka. Nie jest serwowana dla przeciętnych graczy, raczej dla tych już wprawionych.

O samych przedmiotach warto coś napisać, gdyż jest ich w cholerę i jeszcze trochę. Każde dobrodziejstwo ma przypisaną rzadkość 1-5. Niemal każdą możemy sprzedać, niewiele z nich można kupić. Większość materiałów zdobywamy poprzez zwyczajne zbieractwo, które w tej grze odgrywa dość ważną rolę. Ważną, ponieważ wiele z tych przedmiotów da się ze sobą połączyć. Kombinacje znane mi już były z innych gier Capcomu jak Resident Evil, czy Dino Crisis, gdzie łączenie ze sobą przedmiotów pomagało w sztuce przetrwania. Nie inaczej jest w MH – z tą różnicą, że samych kombinacji w szpilu jest aż 69! Wyobraźcie sobie zatem ile musi być materiałów do tworzenia. Także fach łowcy nie ogranicza się tylko i wyłącznie do siekania i krojenia potworów, ale też i odpowiedniej umiejętności planowania. Ograniczone miejsce w ekwipunku zmusza gracza do łączenia przedmiotów i zadawania sobie takiego pytania: po co mi dana rzecz na tę walkę? Ano właśnie.

Kokoto Chief, jako że już sam jest dziadkiem emerytem, przydziela misje młodym łowcom. Każdy quest jest od kogoś z wioski. A to musimy zdobyć mięso i upiec, a to przynieść wywercze jajo, a to zabić gada, bo zagraża komuś z wioski itd. Rodzajów zadań jest kilka:

  • Zbieractwo – obejmuje zbiory jednego rodzaju przedmiotu w określonej liczbie i przyniesienie ich do obozu np.: przynieś 7 specjalnych grzybów,
  • Zabijanie – polega na pokonaniu danego typu stwora, czasem w określonej liczbie, np.: zabij trzy Velocipreye,
  • Łapanie – jest zadaniem żywcem wziętym z gier Pokémon: złap je wszystkie! A na serio chodzi o uchwycenie danego stwora, nie zabijając go, np.: złap Yian Kut-Ku.

W następnych odsłonach będą zadania typu Hunt, polegające na dowolnym upolowaniu zwierzyny, w którym można zabić albo złapać według uznania. Im więcej misji przejdziemy, tym wzrasta poziom trudności. Najtrudniejsze są te typu “Urgent” (pilne). Za każdy poprawnie wypełniony quest otrzymujemy zapłatę w postaci zenów (capcomowa waluta używana w paru grach tego wydawcy). Źle wykonanie misji kończy się porażką oraz zerową nagrodą. Do każdego zadania przydzielony jest również czas, którego nie możemy w żaden sposób zapauzować. Na szczęście czasu jest zazwyczaj dość dużo, np. 40 minut. Do tego mamy wgląd w którym miejscu wykonujemy dane zadanie. No to co, gotowi? Czas skopać parę gadzich tyłków!

Let the hunt begin!

Na początku zadania zawsze trafiamy do obozu, w którym zbieramy parę przedmiotów startowych ze skrzyni. Rzeczy nam przyznawane gratis zależne są od typu misji, które często możemy wykorzystać tylko podczas jej wykonywania. Oprócz tego mamy łóżko w namiocie, w którym można odpocząć lecząc w ten sposób rany i status. Interfejs jest pokazany w prosty sposób: zielony pasek wskazuje HP, żółty odpowiada za wytrzymałość, ostrze pokazuje ostrość broni, a zegar odmierza czas trwania misji. Na dole po prawej stronie mamy pasek szybkiego używania ekwipunku, gdyż jest wiele przedmiotów, które możemy wykorzystywać w czasie rzeczywistym. Powyżej paska rynsztunku mamy umiejscowioną mapę z ponumerowanymi obszarami (1 obszar – 1 ładowanie terenu, czyli zmiana otoczenia).

Wychodząc z obozu, który jest naszym azylem, zaczynamy eksplorację obszernego terenu. Z początku będziemy jedynie mogli zwiedzać zaledwie parę obszarów, jednak wraz z nowymi misjami dostaniemy dostęp do całej mapki. W czasie trwania zadania możemy robić wiele różnych innych rzeczy, w tym zbieranie wszelakich dobroci, które zafundowała nam matka natura: ziółka, nasiona, grzyby, kości. Z nich można przyrządzić choćby podstawowe napoje zdrowotne. A najważniejszą kombinacją w Łowcy Potwora jest wzór na zwykły leczniczy Potion:


Herb (zioło) + Blue Mushroom (niebieski grzyb) = Potion (napój uzdrawiający)


A jeśli dodamy do owej receptury Miodek, tworzymy tzw. Mega Potion, który rzecz jasna leczy lepiej. Oprócz tego można łowić ryby, czy łapać owady za pomocą odpowiednich narzędzi. Przywołuje to od razu typowe japońskie produkcje jak Harvest Moon, czy Animal Crossing. Do tego za pomocą kilofa rozłupujemy skały, dzięki którym możemy pozyskać kamienie, rudy i inne kryształy potrzebne do wyrobu potężnych broni. Narzędzia podstawowe mogą ulec zniszczeniu, dlatego czasem warto brać ze sobą więcej niż jeden kilof, siatkę na owady, czy wędkę.

Kiedy już zapoznaliśmy się z podstawami zbieractwa, można już zacząć właściwe polowanie. Podczas eksploracji terenu natkniemy się na trzy rodzaje stworów:

  • Neutralne – to takie, które zbytnio nie zagrażają życiu łowcy, co nie oznacza, że są bezbronne. Jednak nie atakują, jeśli nie mają powodu. Najczęściej są to przedstawiciele roślinożernej fauny do których zaliczamy: Aptonoth, Kelbi, Mosswine,
  • Agresywne – atakują każdego, kto wkroczy na ich terytorium. Formują się w stada. W większości przypadków są to drapieżnicy. Dobrym przykładem są: Velociprey, Cephalos, Melynx,
  • Wielkie – są czymś w rodzaju bossów. Jest ich mało na całej planszy, a pokonanie ich zajmuje dość sporo czasu. Nieraz tylko jeden obejmuje całą mapę na dany rodzaj misji. Na przykład: Velocidrome, Rathalos, Diablos.

Nie samym polowaniem łowca żyje

Oj nie samym, ani nie samymi grzybkami i ziołem łowca żyje (a raczej baluje), dlatego jeśli komuś włączy się ostre gastro, należy napełnić swój brzuch. Aby tego dokonać, najpierw i tak pasuje nam coś upolować. Pamiętacie jak się robi steka? Najpierw upatrujemy sobie tłustego gada (w tym wypadku będzie to Aptonoth), zabijamy go, a następnie patroszymy myśliwym sztyletem pozyskując mięso bądź kość. Animacja zbierania oraz patroszenia nie jest ukryta jak w większości gier RPG, tylko ukazana w naturalny, ludzki sposób. Powracając, jeśli udało nam się zdobyć surowe mięso, pasowałoby go odpowiednio przygotować. Do tego będzie nam potrzebny rożen BBQ. Kiedy już go mamy, rozkładamy go tam, gdzie nam pasuje. Mam przy tym miłe wspomnienia, kiedy to rozkładałem BBQ i obracałem sobie kamerę tak, aby widać było przy tym przepiękne widoki. Przy przyrządzaniu jadła to nie wszystko, bowiem czeka na nas jeszcze mini-gierka. Puszczona zostaje śmiechowa muzyczka. Kiedy się skończy musimy szybko nacisnąć przycisk akcji. Jeśli zrobimy to za wcześnie, mięso będzie Rare Steak, za późno Burnt Meat, a idealne Well-Done Steak, który daje nam najwięcej punktów staminy na czas dopóki znów nie będziemy głodni. Taki tam mały, pocieszny QTE.

Jak wytresować upolować smoka?

Większe potwory są gwoździem programu. Upolowanie, szczególnie pierwszy raz, daje niesamowicie dużo satysfakcji. Najczęściej są to wywerny oraz smoki. Możemy fechtować się między innymi z Ptasimi, Ognistymi, Skalnymi, Rogatymi, Latającymi, czy Rybimi Wywernami oraz rzadziej – ze Starszymi Smokami. W większości do dziś te poczwary robią na mnie duże wrażenie, bo któż nie chciałby upolować Rathalosa, czyli czerwonej wywerny z okładki?

Pokonanie takiego bossa nie jest jednak takie proste. Najpierw trzeba dobrze orientować się w danym terenie, aby w miarę szybko zlokalizować potwora i jego trasę. Żaden ze stworów nie chadza po całej mapie, jedynie po jej części (na każdego potwora z osobna indywidualnie). Gdy już znajdziemy gadzinę wypadałoby rzucić w nią kulą farbiącą (paintballem), aby uwidocznić stwora na mapce. Farba ta działa tylko na jakiś czas, jednak bardzo pomaga, szczególnie jeśli stwór potrafi latać. Dalej rozpoczyna się walka z bossem oraz o własne przetrwanie. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to brak paska HP u jakiegokolwiek przeciwnika. Naprawdę?! W rzeczy samej. Bijemy stwora, dopóki nie padnie, lub łapiemy go w sidła, jeśli jest takie zadanie.

Co do samego pojedynku, naprawdę wiele zależy od naszego refleksu. Spożywanie przedmiotów uzdrawiających jest również animowane i zajmuje parę sekund, dlatego musimy się upewnić się, że jesteśmy przez tą chwilę bezpieczni. Wytrzymałość działa podobnie jak choćby w późniejszych Dark Soulsach – bieg, przewroty, uniki, obrona wpływają na jego pasek. Udana obrona kosztuję trochę punktów staminy, także trzeba uważać. Do tego wszystkiego niektóre bronie wymuszają ich chowanie i wyciąganie, aby w ogóle uderzyć gadzinę. Oprócz tego jesteśmy narażeni na zewnętrzne czynniki, które pogarszają nasz status. Dzięki specjalnym przedmiotom leczymy się z nich lub pewne rodzaje zbroi uodparniają nas przed nimi. Jedyny czas na wytchnienie podczas walki jest wówczas, gdy stwór nagle ucieknie do innej strefy na mapce. Niestety za długo nie można sobie pozwolić na odpoczynek, gdyż gadzina potrafi się regenerować, kładąc się spać w swoim siedlisku. Poza tym trzeba pamiętać o upływającym czasie. Jeśli zdarzy się wypadek i stwór nas pokona, koty Felyne na noszach przenoszą naszego bohatera do obozu. Startujemy wówczas z pełnym HP oraz startową staminą. Cokolwiek nas zabije podczas misji mamy tylko trzy szanse. Po trzecim dostajemy ostateczny nokaut i wypad z misji.

Warto jednak dotrwać do końca, ponieważ dzięki zdobytym surowcom z wywern możemy tworzyć wspaniałe bronie i zbroje. Przykładowo, jeśli upolujemy takiego Rathalosa, możemy skompletować jego zbroję. Jest to ciężkie wyzwanie, ale dla chcącego nic trudnego. Aby tego dokonać, trzeba takiego gada pokonać wiele, wiele razy, licząc przy tym na sprzyjający drop. Pamiętajmy – im trudniejszy przeciwnik, tym więcej satysfakcji. Nieraz w grze możemy poczuć swego rodzaju epickość porównywalną do pokonania bossa z Shadow of the Colossus.

Location, location, location

Lokacje w grze są bardzo ładne i przemyślane. Na początku startujemy i odkrywamy tylko Forest & Hills. Dopiero później mamy dostęp do pozostałych terenów. Gdybym miał wybrać swój jeden ulubiony z części pierwszej – wybrałbym spowite mgłą Old Swamp (stare bagna), w której zamieszkują jadowite bestie. Pozostałe lokacje: Old Jungle, Old Desert, Old Volcano prezentują zbliżony poziom zachwytu. W trybie online można było ponadto zwiedzić jeszcze Fortress i Castle Schrade. Oprócz ładnej oprawy pewne tereny posiadają również czynnik zewnętrzny. I tak oto w upalnym Old Desert musimy często pić Cold Drinka, który schładza nasz organizm. Jeśli w innej planszy jest nam za zimno, musimy wypić z kolei Hot Drinka. Innymi słowy różnorodność plansz nie jest od picu. Twórcy postarali się też o ładne widoki w tym trójwymiarowym świecie, dając nam do dyspozycji kawał kodu do przejścia.

Szukanie dziury w całym… uzębieniu gada

Czas na wady produkcji. Jedną z największych bolączek Monstera jest dość trudne sterowanie. Wyobraźcie sobie, że kamera nie jest przypisana do prawej gały dual schocka, tylko do strzałek. Co zatem kryje się za prawą gałką? Otóż nią walczy się właśnie. Wyobraźcie też sobie, jak długo trzeba przyzwyczaić się do takiego sterowania. Mnie to osobiście nie przeszkadzało, a wręcz zafascynowała ta alternatywa, jednak wielu nowych graczy mogło się przez to porządnie zrazić. Uważam to mimo wszystko za delikatną wadę, ponieważ po dłuższym nieobcowaniu z MH na PS2 można mieć problemy z ponownym przyzwyczajeniem się. Na całe szczęście nie zostawili nas bez samouczka, co jest jakby na to nie patrzeć najważniejsze.

Kolejna sprawa to niepotrzebny czasem, wręcz irytujący poziom trudności. Na paru obszarach jest bardzo trudno pokonać wielkiego potwora, ponieważ inne stworzonka w danej chwili nam przeszkadzają w tym. Nie jest to wcale takie głupie, ale gdy gra się samemu, można się nieźle zrazić do takich głupich sytuacji, jak dajmy na to stado dziko-podobnych Bullfango (których w tej grze nie cierpię) nie pozwoli wam nawet wstać porządnie z ziemi.

Mocno denerwującym faktem w trybie offline może być brak możliwości zatrzymania gry podczas wykonywania misji. O ile w trybie online jest to całkiem zrozumiałe, tak na offie jest to bez sensu. Jedynym wytłumaczeniem na brak pauzy w singlu jest utrzymanie podobnego poziomu trudności porównywalnej w tej z online. Poza tym nie widzę jakiegokolwiek sensu zabierania graczom tej przecież iście potrzebnej pauzy. Także drodzy czytelnicy – zanim zaczniecie poważną walkę z potworem najpierw zrób siku, wygoń wszystkich z gameroomu, zaparz sobie herbaty/ kawy lub po prostu otwórz piwo. Ach i nie zapomnijcie wziąć najpotrzebniejszych przedmiotów do misji!

Obrońcy praw zwierząt i krypto-zoolodzy również będą oburzeni, że zamiast zabijać wszystkiego winnych ludzi, będziemy kroić piękną, majestatyczną faunę. Grając uczymy innych jak postępuje się z gatunkami zagrożonymi wyginięciem. Pamiętajcie o tym, zanim zaczniecie smażyć steka z dinozaura!

Jest jeszcze jedna rzecz do której można się przyczepić. Mianowicie chodzi o swobodną eksplorację bez wykonywania misji. Tego w tej części zabrakło, przez co musimy zbierać pewne przedmioty podczas trwania zadania. Niby nic takiego, ale moim zdaniem fajnie by było pozwiedzać chociaż pierwszą lokację nie martwiąc się o upływający czas. Jednakże, biorąc pod uwagę ilość zawartości całego szpila, przymknąłbym oko na powyższe niedoskonałości.

Najtrudniejsza gra Capcomu?

Spekulowałbym w tej kwestii. Na pewno seria MH jest czasem toporna, a brak jakiegokolwiek paska HP u wrogów potrafi nie raz sfrustrować, jednak nie czynią ją najtrudniejszą grą ze stajni Capcomu. Nie zaprzeczam w żadnym wypadku, że gra do trudnych nie należy, bowiem jest momentami nawet bardzo trudna. Trudność w Monsterze Hunterze jest specyficzna. Z jednej strony lepsze i odpowiednie zbroje oraz bronie ułatwiają grę, z drugiej i tak najważniejsza jest sama umiejętność walki, za co tę serię niezmiernie cenię. Równie, lub nawet bardziej trudną grą jest znany każdemu fanowi automatów arcade Ghosts’n Goblins. Pozostałe trudne szpile w dalszym ciągu pozostają gry z serii survival horror, jak Resident Evil, czy Dino Crisis. Do tego dołóżmy tasiemca Mega Manów, czy slashery Devil May Cry.

Podsumowanie

W pierwszej części twórcom nie udało się zrobić wszystkiego. Na szczęście w kolejnych odsłonach tej serii dużo poprawiali wad oraz dodali nowe zawartości. Niekiedy nawet za bardzo uprościli, ale generalnie serii wychodziło to tylko na dobre. Jeśli zaś chodzi o samą grę – Monster Hunter to ogromny świat, który potrafi pochłonąć bez reszty. Jest jeszcze wiele aspektów, których nie byłem w stanie zmieścić w tej recenzji, a które warto odkryć samemu. Jeśli jesteś graczem wytrwałym, lubujesz się w tego typu klimacie i nie przeszkadza ci ogrom poświęconego czasu nad szpilem – jest to gra wprost dla ciebie!

Retrometr


Ciekawostki

  1. Rok później został wydany pierwszy Monster Hunter na konsolę przenośną PSP pod nazwą Monster Hunter Freedom. Jest osadzona również w pierwszej generacji potworów, ponieważ jest to port jedynki z PS2, tylko znacznie ulepszony. MH:F dostał również nowego potwora – Yian Garugę. W Europie wielu graczy kojarzy serię MH właśnie z handheldów.
  2. Nie tylko Freedom został wydany w tym samym roku – Monster Hunter G, zwany inaczej Ultimate był rozszerzoną edycją pierwszej części zawierającej wiele nowości. Przede wszystkim pewne potwory występujące wcześniej w grze dostały nowe odmiany gatunkowe, które były jeszcze trudniejsze do ubicia. I tak otrzymaliśmy m.in. Lazurowego Rathalosa, Różową Rathianę, czy Zielonego Plesiotha. W 2009 roku powstał też port MH:G na konsolę Nintendo Wii, który niestety powstał tylko w Japonii. Aby w niego zagrać potrzeba wersję ze specjalnym anglojęzycznym patchem, oraz wymagany jest Classic Controller. Ja tak grałem, bo nie mogłem znieść, że nie będę mógł się zmierzyć z Różową Rathianą!
  3. Aby poznać lepiej samą grę, polecam podczas grania skorzystać z wiki traktującej o pierwszej części MH. Jest tam cała masa informacji dotycząca tej ogromnej zawartości. Moim zdaniem nie jest to jakieś oszustwo. Na pewno to jest lepsze, niż oglądanie gameplaya na YT.
  4. Pomimo zamknięcia serwerów przez Sony jest możliwość zagrania w trybie Miasta. Jeśli chcielibyście koniecznie wypełniać zadania z kimś przez neta, można to zrobić, ale tylko poprzez emulator. Osobiście tego nie próbowałem, ale widziałem filmiki na YouTubie, w którym ludzie ze sobą jeszcze w to grają.
Screenshoty zapożyczone są z mobygames.com oraz monsterhunter.fandom.com
Sentymentalny pasjonat oldshoolowych gier i meloman. Oprócz grania z feelingiem lubi oddawać się licznym pasjom. Ulubione gatunki: beat ’em up, arcade, survival horror, slashery, platformówki, bijatyki, RPG, turowe, FPSy, co-opy. Przede wszystkim stare miodne gry. Posiadane platformy: Sega Megadrive 16 bit, Ps2 Slim, PS4, PC, GCN, Nintendo Wii: emulatory i homebrew, Nintendo Switch oraz ulubione MAME. Pożycza też konsole od znajomych :-)