Recenzja | Spirit Camera: The Cursed Memoir (3DS)

Zapowiadał się kolejny rutynowy, zwykły dzień. Jak zawsze wróciłem na chatę z tyrki, lubej jeszcze nie było, więc szybki obiad z poprzedniego dnia miał zaspokoić donośne burczenie żołądka domagającego się żarła w hurtowych ilościach. Co my to mamy? Bolognese? Nieźle! Doglądając, jak jedzenie kręci się w mikrofali niczym na odpustowej karuzeli, w międzyczasie sprawdziłem zawartość skrzynki pocztowej, która zwiastowała ponowne, comiesięczne uszczuplenie domowego budżetu. Wśród rachunków za wodę, gaz i prąd znajdowała się czysta, niepodpisana koperta ciut większego formatu.

Żadnych literek układających się ani w dane nadawcy, ani w dane adresata. Hmm, pewnie jakaś reklama — pomyślałem. Albo zaproszenie na pokaz nierdzewnych garnków czy super duper, mięciusiej pościeli. Jednak po otwarciu papierowego etui mym oczom ukazał się wymiętolony, purpurowy pamiętnik wypełniony poniszczonymi zdjęciami nieznanych mi ludzi, widokówkami jakiegoś domu oraz finezyjnymi bazgrołami namalowanymi rękoma sześciolatka. Co u licha? Z zainteresowaniem wertowałem następne strony, gdy z transu wyrwał mnie powtórny, dźwięczny dzwoneczek mikrofalówki. Rzuciłem bezwiednie książeczkę na stół i potruchtałem zaspokoić ogromny głód. Spaghetti zdawało się gotowe od dobrych pięciu minut, jednak było jeszcze na tyle ciepłe, że z powodzeniem dało się posmyrać wysublimowane kubki smakowe. Brzusio został  udobruchany, więc pozostało czekać na powrót mojej lepszej połówki… To Be Continued.


Spirit Camera: The Cursed Memoir

心霊カメラ ~憑いてる手帳

Tecmo – Nintendo 3DS  (2012)

Survival Horror

Czas ten postanowiłem umilić sobie, zapuszczając The Legend of Zelda: Phantom Hourglass. Jednakże, gdy uruchomiłem swojego 3DSa, ten wydał dziwny dźwięk, po czym automatycznie przełączył się w tryb fotograficzny. Za nic w świecie nie dało się zamknąć aplikacji ani tym bardziej wyłączyć samej konsolki, więc spanikowany, że to jej ostatnie chwile zacząłem nią potrząsać i delikatnie stukać w rubinową obudowę. Chaotyczne ruchy przypadkowo skierowały obiektyw na fioletowy pamiętnik leżący na stole, gdy kieszonsolka po raz kolejny wydała to samo niepokojące brzmienie. Wygląda na to, że obie te rzeczy łączy jakaś więź — przeszło mi przez łeb. Ruszyłem spokojnym krokiem w stronę dzienniczka i otworzyłem go na pierwszej stronie.

Wodzony nieznaną siłą skierowałem drżącymi dłońmi aparat na kartkę przede mną i spojrzałem nań przez ekran — ta powoli pociemniała, ożyła i zmieniła się w bezkresną, mroczną otchłań, która w mgnieniu oka nagle wessała mnie w głąb siebie. Ocknąłem się w nieznanej mi ponurej, ale zarazem osobliwej rezydencji, w ciasnym korytarzu na końcu, którego złowrogo spoglądała z portretu jakaś starsza kobieta. Upiorność miejsca pobudziła szybszą pracę serca, które tchnęło nieco życia w me sparaliżowane nogi. Niechętnie posuwałem się przed siebie do chwili, kiedy mym oczom ukazała się stojąca bokiem dziewczyna w pięknej, przeźroczyście błękitnej, zwiewnej sukni. „Czekałam na Ciebie…tak długo” – czyiś przeciągły, chłodny głos nieoczekiwanie prześwidrował me uszy. Po tych słowach dziewczę, jak gdyby nic, rozpłynęło się w powietrzu. Kurwa, co tu się dzieje? Czyżby mięso było stare i ogarnęły mnie halucynacje? Rzuciłem się w pogoń za niewiastą, lecz wybiegając zza winkla, niczego nie zastałem prócz lekko uchylonych drzwi. Już miałem zajrzeć co kryje się po drugiej stronie, gdy na swych odrętwiałych plecach poczułem delikatny, miły szept ostrzegający przed moim zamiarem. Zamarłem, ale ciekawość była silniejsza. Powoli odwróciłem się i… coś odcięło mi prąd. Obudziłem się we własnym, przytulnym domu. Nie byłem jednak sam. Nie było przy mnie również mojej połowicy. Przed moimi ślepiami ujrzałem pannę ze starego domu.

Konsolka 3DS autora pasuje idealnie do omawianego tytułu

To był punkt zwrotny. Od tamtej pory w moim mieszkaniu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nie było chwili, bym nie słyszał szeptów, przeraźliwych jęków wołających o pomoc, ba nie było godziny, by zaczepliwe zjawy nie pojawiały się w moich milusich czterech kątach. Być może brzmi to dla Ciebie niedorzecznie, jednak sam poczujesz to wszystko na własnej skórze, jeśli tylko będziesz posiadać źródła tych wszystkich anomalii. Niejaki Purple Diary dołączony do Spirit Camera Cursed Memoir, pozwoli Ci spojrzeć zupełnie z innej perspektywy na serię Project Zero. Dzięki wykorzystaniu Augmented Reality, czyli systemu rozszerzonej rzeczywistości, Twoja hacjenda stanie się główną sceną tego widowiska, po której deskach stąpać będziesz Ty mój drogi, jej pierwszoplanowy bohater. Wraz z pomocą dziewczyny o imieniu Maya, dzierżąc w łapkach swojego 3DSa, pełniącego tutaj rolę samej Camera Obscura, rozwikłacie zagadkę tajemniczej kobiety w czerni, która zwabia do starego domostwa niczego nieświadome ofiary i bez krzty zawahania się, swymi gołymi, szponiastymi rękoma zdziera ich piękniusie twarze. Fioletowy pamiętniczek stanowi więc niejako łącznik między Twoim światem a światem przedstawionym, światem duchów, by zaś przekroczyć tę cienką granicę, należy jedynie odszukać odpowiednią stronę książeczki i spojrzeć na nią przez cyfrówkę przenośniaka.

Nanosząc na siebie niebieski okrąg obiektywu oraz biały okrąg konkretnej stronicy pchniesz akcję do przodu i nie tylko sprawisz, że ukazane obrazki ożyją bądź wyświetlą krótkie animacje, nie tylko przywołasz do siebie pełne gniewu zjawy, ale przede wszystkim w interaktywny sposób weźmiesz udział w tej niecodziennej przygodzie. Wertowanie kartek, by znaleźć kolejne poszlaki, wespół z wykorzystaniem aparatu zostały w znakomity sposób wdrożone i są na tyle zróżnicowane, że skutecznie osłabiły moje sceptyczne podejście do tej formy rozrywki. Micha szeroko cieszyła się, kiedy otwarcie drzwi wymagało ode mnie dodatkowo przyłożenia dłoni do papieru albo kiedy na widokówce pewnego pokoiku zmuszony zostałem zajrzeć głęboko do czarnej wyrwy na znajdującym się tam parawaniku. Było zbyt ciemno, by cokolwiek dojrzeć, jednak zdałem sobie sprawę, iż stronę dalej znajduje się zdjęcie tej samej izdebki wraz ze zgaszoną lampką nocną na pierwszym planie. Szybkie spojrzenie przez ekran sprawiło, iż ciemność delikatnie rozproszona została blaskiem światła lampionu. Magic!

Czyżby amnezja?

Spin–off cyklu Project Zero zdecydowanie kładzie większy nacisk na AR i mimo nieskomplikowanej mechaniki, główny trzon gameplayu jest naprawdę rajcujący. Związany z tym jest jednak mankament natury technicznej, który odkrywa serię niedoskonałości studzących początkowy entuzjazm. Aby móc cieszyć się normalną zabawą należy grać w odpowiednio oświetlonym pomieszczeniu. Zarówno przy zbyt słabym, jak i nadmiernym świetle (refleksy pojawiające się na papierze) 3DSowy aparat ma problemy z uaktywnieniem niebieskiego, jak i białego okręgu, toteż nieraz musiałem zmieniać położenie dzienniczka albo brać go do ręki i kombinować z odległością dzielącą go od obiektywu, by móc swobodnie cieszyć się rozgrywką. Jeśli do tego dołożyć związane z tym odbicia otoczenia pojawiające się w ekranie (w tym mojego krzywego ryja) oraz konieczność trzymania konsolki na wysokości oczu czy to podczas konwersacji z Mayą, czy to w trakcie potyczek z marami, po pysku deczko dostaje komfort gry. W konsekwencji ulatuje również klimat znany z dużych odsłon, gdyż zabawa w nasłonecznionym pokoju nie idzie w parze z tą nutką tajemniczości, uczuciem czegoś nieznanego czającego wokół. I nie oszukujmy się, ale nawet zwykłe jump scary w takich warunkach nie mają w sobie na tyle siły i mocy, by jakkolwiek wzdrygnąć ciałem.

Wydawać by się mogło, iż namiastkę sennej atmosfery, przenikliwego lęku poczujesz, gdy przeniesiesz się do wspomnianej posiadłości. Problem leży jednak w tym, że ten element potraktowany został po macoszemu, niczym niechciany bękart, owoc miłości pokojówki i milionera. Nie dość, że takich wypadów zaliczysz raptem trzy, to sprowadzają się one jedynie do króciutkich, nawet kilkunastosekundowych, automatycznych spacerów jak po sznurku (postać sama się porusza), w których jedyna interakcja, na jaką Cię stać to nieskrępowane niczym rozglądanie się wokół siebie. A gdzie strzelanie fotosów duchom, spytasz? Sesja zdjęciowa czeka na Ciebie tylko i wyłącznie, kiedy do głosu dochodzi rzeczywistość rozszerzona.

Rola nadwornego fotografa, choć wciąż daje masę frajdy, to jednak trzyma dość nierówny poziom, a nawet nie ustrzegła się pewnych uproszczeń. Z racji, iż Spirit Camera wykorzystuje żyroskop konsolki, wyszukiwanie straszydeł odbywa się bezpośrednio poprzez ruch sprzęcicha sygnowanego logiem Nintendo, więc kręcenie się wokół własnej osi bądź sprawdzanie zakamarków pokoju stoi na porządku dziennym. W ferworze walki warto więc być ostrożnym, by przez przypadek nie piznąć się kolanem o mebel lub nie potknąć się o własne nogi. Mimo to, podczas starć nadal odczuwalne jest napięcie, kiedy to starasz się utrzymać widziadło w obiektywie, cierpliwie czekając, aż zbliży się na tyle blisko, by okrąg aparatu przybrał kolor krwistej czerwieni. Wówczas w trakcie tak zwanego Shutter Chance przed oczami pojawi się w pełnej krasie nasiąknięta bólem i złością morda ducha, a Ty mając ułamek sekundy, możesz zablokować atak i wyprowadzić własny, silny cios. Choć transparentne byty mają swoje nieczyste zagrywki – niespodziewanie atakują, gibią się koślawo żwawymi ruchami, to same potyczki nie są wymagające, psychicznej zaś otuchy dodaje fakt, iż klisza fotograficzna daje Ci możliwość wykonania nielimitowanej liczby zdjęć.

Czym byłaby natomiast Camera Obscura bez specjalnych soczewek? Biorąc pod uwagę, iż gameplay nastawiony jest bardziej na rozwiązywanie prostych łamigłówek z elementarną eksploracją, niźli starcia, toteż typowo ofensywne dopałki nie mają tu racji bytu. Wymienne szkiełka znalazły głównie zastosowanie w trakcie posuwania akcji do przodu poprzez interakcję z pamiętnikiem i jak najbardziej swą pomysłowością podnoszą walory zabawy. Przy pomocy odpowiedniej przesłony będziesz w stanie odtworzyć potargane fotografie, utorować zablokowane pieczęcią przejście czy odnaleźć zjawę ukrywającą się w jakimś zacienionym miejscu. Jeśli jednak jest zbyt jasno, nic nie stoi na przeszkodzie, by zgasić światło i samemu stworzyć odpowiednie warunki, prawda? Różnorodność koncepcji stanowi więc o sile tytułu, jest jej przewodnim motorem napędowym, szkoda tylko, że takie zagrania obejmują dosłownie pojedyncze przypadki. Dosłownie.

Gra wydaje się równie opętana, co „Wielka Księga Komunikacji z Duchami” Raymonda Bucklanda

Kiedy lata temu ukończyłem Project Zero III: The Tormented, zamarzyło mi się łapanie duchów w domowych pieleszach. Nie udało się zrealizować tego pomysłu na Playstation Portable, a dopiero dzięki współpracy Tecmo i Nintendo otrzymałem tę możliwość na poczciwym 3DSie. Podobnież jak w przypadku Rei Kurosawa, pierwszoplanowej bohaterki trzeciej odsłony tej mistycznej serii, również i w moim własnym domu — bezpiecznym azylu, zaczęły pojawiać się nieproszone byty, które mimo wszystko długo tutaj nie zabawiły. Z jednego, prozaicznego powodu. Czas na ukończenie tytułu zamyka się w kilku godzinach i na upartego główny wątek można zaliczyć w trakcie jednego posiedzenia. Co prawda, po wszystkim możesz stoczyć serię starć z marami czy podejść do historii kolejny raz na wyższym poziomie trudności, lecz nagroda w formie bonusowych notatek i dodatkowych skórek dla Mayi nie jest jakimś łakomym wabikiem.

Nie jestem w stanie zrozumieć, czym kierowali się twórcy, wrzucając osobno tryb fotograficzny, gdzie po wykonaniu zdjęcia czy to otoczenia, czy to czyjejś twarzy losowo pojawia się na nim jakiś przedmiot, duch bądź naniesiony zostaje filtr w postaci odcisków dłoni, ściekającej plamy krwi. Oj wieje od tego nudą i zatęchłym laciem na kilometr. Potencjał drzemiący w Spirit Camera Cursed Memoir był naprawdę spory, sam pomysł na zabawę jest jak najbardziej atrakcyjny, jednakże nie został on należycie wykorzystany. Wystarczyło, chociażby rozwinąć wypady do nawiedzonej posiadłości i odpowiednio wyważyć je z elementami poszerzonej rzeczywistości, by podnieść jakość produkcji. A uwierz, dało się to zrobić, ponieważ możliwość pozwiedzania nieznanych zakamarków chałupy wraz z opcją cykania zdjęć otrzymujesz w jednej z autonomicznych, prostych minigierek, niezwiązanej z główną osią fabularną. Niemniej Spirit Camera stanowi wciąż oryginalne, unikalne doświadczenie, tyle że całość należy rozpatrywać jako ciekawostkę, przystawkę na jeden kęs.

Retrometr

Redaktor. Ulubione gatunki: przede wszystkim przygodowe/akcji z głównym nastawieniem na survival-horror. Poza tym wsio prócz niemal wszelakich rpgów (tutaj wyjątek stanowi action rpg), symulatorów i strategii. Lubię odpocząć przy wciągającej platformówce. Posiadane platformy: 3DS, PSP, PS2, PS3, PS4, C64, PC