Gierki indie pozwalają nam wkroczyć w świat retro z kompletnie innej perspektywy. W sposób maksymalnie wygodny, nowoczesny i natychmiastowy. Borsuk na swym kanale regularnie odkopuje kolejne perły nawiązujące do klasyki w które z przyjemnością młóci zarówno stary koń jak i nowy narybek giereczkowej społeczności. Jedną z takich gier jest Horizon Chase Turbo, zakorzeniony w 16bitowej szkole wyścigów.
Amigowy Lotus, czy SNESowski Top Gear to odpowiednie skojarzenia gdy widzimy screeny z tej produkcji. Horizon zaczynał na mobilkach jako kolejna gra na smartfony, o której pewnie nawet byśmy nie wspomnieli. Widać sprzedała się dobrze bo brazylijskie Aquiris Game Studio przeniosło ją na “duże” sprzęty do grania dodając to i owo, a w szczególności split screen! Ten ostatni ficzer jest szczególnie ważny w dzisiejszym tekście, ponieważ całą grę przeszliśmy z Borsukiem właśnie na splicie. W starym dobrym stylu na kanapie wspólnie pierdzieliśmy i dawaliśmy gazu przemierzając kolejne fikuśne krainy!
Sapporo, śnieżyca nabierająca tempa z każdym okrążeniem
Fikuśne, wielobarwne, wręcz soczyste trasy czekają na nas! Tutaj wszystko się świeci i jest tak nasycone że aż polukrowane przez cukiernika, dzięki temu jest miło i wesoło, to nostalgiczna jazda do pierwszej połowy lat 90’siątych kiedy byliśmy młodzi i piękni, a dziś już tylko piękni! To wszystko działa na wyobraźnię, współgra z sobą na wielu płaszczyznach. HCT oferuje same pozytywne wibracje, wywołuje radość, a jak współdzielisz to grając z kumplem na kanapie, a my jeszcze z dziesiątkami ludzi na liveczacie to wszystko się potęguje. Tak tu słodzę, że aż tęcza z dupy wychodzi, ale takie mam generalnie doznania po grze. Głównym trybem jest World Tour, który zabiera nas w trasę po torach dosłownie na całym świecie. Przepiękny rajd wybrzeżem Australii, przebijanie się przez wulkaniczny popiół w Islandii, walka o paliwo na pustyni, walka o widoczność w deszczową noc, gazowanie na turbo na długich i szerokich prostych, szybkie reakcje na krętych i wąskich szutrach, tu jest wszystko! Gdy myślisz że wszystko już widziałeś atakuje cudowny finał w Haiti!
Oczywiście dajemy tutaj mało screenów, ale w zamian dajemy nasze zapisy z live byście mogli to zobaczyć w ruchu. Jak nietrudno zauważyć gra zapierdala! Trzymają się klatki animacji mocno i dobrze bo inaczej taka gra stała by się nie grywalna (mam nadzieję że wersja na Switch też się dzielnie trzyma, my graliśmy na PS4). Refleks trzeba mieć, bo bez tego ani rusz. Zdobywamy wraz z progresem kolejne samochody i ulepszenia zwiększające statystyki. Zauważyłem że Borsuk preferował innego typu samochody niż ja. Dla mnie gra otwarła się na dobre dopiero po zdobyciu Lanici Stratos, z nią grałem do końca i zdobywałem medale, jak widać na filmiku z Sapporo, jakakolwiek zmiana samochodu mi nie leżała ;). Preferuję przyśpieszenie kosztem max prędkości, zwrotność kosztem turbo, Adam ma na odwrót, on woli dać po garach ;).
piękna trasa wzdłuż plaży w Australii
Trzeba pamiętać nie tylko o jak najlepszej lokacie, ale i zebraniu porozrzucanych po trasie tokenów. Nasze miejsce i zebrane tokeny wpływają na punktację po wyścigu, a ilość punktów determinuje nasz progres. Jeśli olejemy grę, nie zbieramy tokenów, nie zdobywamy medali to szybko się okaże że nie mamy dostępu do dalszych tras i trzeba wracać by poprawić wyniki. Nie da się przejść tej gry po łebkach, trzeba się nieco wysilić. Na trasie należy też pamiętać o łapaniu ikonek paliwa, jeśli nie będziemy ich uzupełniać możemy nie dojechać do mety z powodu pustki w baku. Czasem jest paliwka pod dostatkiem, ale czasem jest to wręcz walka o ogień, olewasz walkę na torze tylko skupiasz się na tym by nie przeoczyć kanistra.
Nic tutaj nie byłoby aż tak dobre, gdyby nie muzyka jaką skomponował weteran Barry Leitch. O samym kompozytorze więcej opowie wam Borsuk, ja tylko wspomnę że nie mogliśmy my, jak i widzowie sobie nachwalić jego kawałków. Hołd starej szkole, 16 bitowe brzmienia w świetnych aranżacjach spajają wszystkie elementy. Chciałbym tylko zauważyć, że to nie jest tylko gra dla fanów 16bitowych wyścigów. W odróżnieniu od Borsuka ja nie grałem w takie gry wtedy, ja w wyścigach i rajdach zakochałem się dopiero od PSX’a i pełnego 3D. Przy Horizonie mam podobnie jak przy Outrun 2006: Coast2Coast, nie grałem w 8 i 16 bitowe Outruny, niespecjalnie mnie jarały, ale edycja z 2006 roku pozamiatała mnie pod asfalt i zostawiła zdumionego pokładami grywalności. Z Horizonem jest podobnie, dobra gra jest po prostu dobra i broni się sama!
jest bardzo szybko, ale mimo to można dostrzec wszechobecne ładne widoki
Na lajfach nieco psioczyłem na wolny progres, nieco przydługą kampanię, na to że w tą grę nie można grać długo, trzeba ją sobie dawkować. Max 1,5h i to najlepiej raz na kilka dni bo ci oczy wypłyną i porzygasz się tęczą! Mimo tego psioczenia, teraz jak na chłodno sobie to pokalkulowałem i przeanalizowałem wydaje się że wszystko tu jest fajnie wyważone. Progres jest uczciwy, nie wymaga wszędzie złota, choć musisz mieć go sporo, upgrade wybierasz sam z puli dostępnych więc możesz swoje preferencje nieco ustalić. Split screen chodzi jak żyleta, pomysłów na trasy jest cała masa, a OST to wisienka na torcie. Spędziłem tu miło 8 godzin i jak Borsuk kiedyś będzie miał ochotę na DLC (Summer Vibes i Senna Forever) to jestem do dyspozycji. Medal jak w mordę strzelił!
3 grosze Borsuka
Horizon Turbo Chase to spełnienie marzeń, co ja gadam, mokry sen każdego z retro graczy wychowanych na 16-bitowych wyścigach pokroju Lotusa, Crazy Cars, czy Jaguara XJ 220! Ostra jak żyleta grafika; niesamowite uczucie pędu; neonowa, wręcz oczojebna kolorystyka, (przy dłuższych posiedzeniach oczy mogą nam wypłynąć z oczodołów, nie żartuje!); różnorodność tras oraz znaczna ich ilość umiejscowiona w wielu krajach na świecie i piękne widoczki na horyzoncie; a przede wszystkim niesamowita i wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa autorstwa Baryy’ego Leitcha (jego soundtrack do Hero Quest z Amigi i C64 do dzisiaj chodzi mi po głowie!). No i najwazniejsze – niesamowita grywalnośc i kapitalny tryb rywalizacji na podzielonym ekranie (od 2 do 4 graczy). Fakt iż dla nas – retromaniaków to nic nowego – przecież stosowany on był często w czasach komputerów 16bitowych i pierwszych Playstationów, ale teraz został jakby trochę zapomniany, a tutaj sprawdza się wybornie! Poziom trudności gry także jest dobrze wyważony i na początku przechodzimy przez wyścigi jak burza, zaś na końcu naszego światowego tournee musimy się już sporo napocić by zająć miejsce na podium, a i bez rozbudowy samochodu, czy wymiany go na lepszy model też się nie obejdzie! Czy ta wybitna gra posiada jakieś wady?
Trailer wersji na PS4, którą ogrywaliśmy. Czad!
Na początku mierziło mnie, że nie ma tutaj driftów, ale przecież uświadomiłem sobie, że w czasach Amigi, czy SNESów to takowych także nie było i po prostu w Lotusie, czy Jaguarze puszczało się przycisk gazu na zakrętach by łatwiej je pokonać. I tutaj także kontrola pojazdem jest prościutka, łatwiutka: za pomocą “fajera” dodajemy gazu i przeganiamy frajera, hamulec też mamy, lecz go kurna chata nie używamy, zaś przycisk turbo aka nitro to podstawa sukcesu i wduszamy go na prostych odcinkach w opór! Wiatr rozwiewa nam włosy, muchy wpadają w zęby, a my cieszymy japę i zapierniczamy na spotkanie z horyzontem! Model jazdy to po prostu easy to learn and little harder to master. Na trasie znajdziemy też różne znajdźki, tokeny za które otrzymujemy lepsze wyniki punktowe za przejazd, czy paliwo niezbędne do przejechania dłuższych tras, albo butelki z nitro, które dają ostrego, wspomnianego już wcześniej kopa. Gra jest bardzo długa jak na produkcje wzorowaną na 16-bitowych racerach i za jednym posiedzeniem to raczej jej nie przejdziecie, o nie. Wtedy w sumie mogłaby was znużyć, ale jeżeli dawkujecie ją sobie po parę godzin dziennie to zachwytów i radości z Horizon Turbo Chase nie będzie końca! A dodatkowo to jak się ma takiego rywala do potyczki jak Repip to ocena tej gry może być tylko jedna. MEDAL! Horizon Turbo Chase to po prostu LOTUS TWOICH MARZEŃ! I nie ma marudzenia!