Jako gracz sterowałem już całą bandą dziwactw, gekon, goryl, smok, jamraj i przeróżne kombinacje innych futrzaków, był nawet jegomość bez szyi, kolan i łokci. Jednak nie spodziewałem się do tej pory sterowania maślakiem, nie jakimś słodkim na modłę nintendowskiego Toada, czy Goomby, a ożywionym maślakiem! Co więcej nie będzie sam bo u jego boku będzie armia smardzów i borowików (prawie jak u prezydenta). Brzmi dziwnie? A będzie jeszcze ciekawiej.
We are the champignons!
Wszystko zaczęło się od uderzenia meteorytu, którego ludzie zlekceważyli i uznali za niezagrażającego życiu ponieważ spalił się w atmosferze. Jego drobne fragmenty i pył sprawił, że grzyby otrzymały świadomość, zaczęły się poruszać i rozmawiać. Rodzaje jadalne były pokojowo nastawione do życia, jednak te trujące miały zupełnie inne plany, tak oto zaczęły się wojny zarodników. Wcielmy się w Pax’a, ostatniego ocalałego z rodzaju maślaków, którego wioskę wycięły w pień muchomory wspierane przez czubajeczki (twórcy też byli chyba po grzybach). Pax ma ciekawą cechę, której nie posiadają inne grzyby sprzymierzone, a mianowicie pochłania kawałki meteorytu co sprawia, że staje się mocniejszy wraz z kolejnymi dawkami kosmicznej materii.
Po tych dzikich wywodach zejdźmy nieco na ziemię, najprościej rzecz ujmując Mushroom Men: The Spore Wars jest platformerem, będziemy zatem zbierać masę śmieci i skakać po platformach. Co (prócz designu o którym później) różni ten tytuł od całej ferajny skoczków platformowych i zbieraczy to konstrukcja poziomów. Nasi bohaterowie mają kilka, kilkanaście centymetrów i z ich perspektywy wszystko jest zrobione. Co za tym idzie nie będziemy zwiedzać olbrzymich świątyń, nie przemierzymy pustyni i nie zanurzymy się w podziemnych laboratoriach. Mamy skrawek ziemi gdzieś w Teksasie, gdzie Pax rósł. Będziemy przechadzać się dla przykładu po… szopie na narzędzia. Że co? Że do dupy? Nic z tego! Szopa jest dla naszego mikrusa bardzo wysoka, co innego podłoga, co innego blaty mebli, a strop to już całkiem inna bajka. Jak już się domyślacie poziomy to nie idź do przodu po sznurku, a często wielopoziomowe konstrukcje z masą znajdziek, bez wskaźników typu “tu idź głąbie, a tam nie patrz” w których często trzeba coś określonego zrobić. Wspomniana szopa jest np. zamieszkała przez zające podgryzające bluszcz… a w tej krainie bluszcz żyje i cholernie mu się to nie podoba. Pomożemy mu eliminując zające, ale nie musimy iść na gołe klaty, przemierzając szopę zauważymy, że z stropu nad jednym futrzakiem zwisa szpadel, inny wcina pod załączonym wentylatorem… no cóż miłośnicy zwierzątek niech szykują się na kilka niepożądanych z ich strony akcji. Eksplorację ułatwia sticky hand, nie wiem czy pamiętacie ten wynalazek z dzieciństwa, to taka łapka z lepiącego żelu którą można rzucać i chwytać. Pax właśnie za jej pomocą może przyczepić się do oddalonego o metr kawałka metalu lub butelki i polecieć w górę. Wiąże się z tym niestety to, że musicie non stop samemu ustawiać kamerę bo ta która bez naszej ingerencji wszystko ukazuje nie daje temu schematowi rady. Mimo tego musicie przyznać, że pomysłów jest tu sporo co? A to tylko jeden z pierwszych leveli, nie chcę nic więcej zdradzać choć chętnie poopowiadałbym o planszy, która mi się najbardziej spodobała – o zasyfionym sraczu, ale zostawię to Wam do odkrycia samemu.
Naturalnie skoro Pax jest “tym jedynym” musi posiadać również odpowiednie umiejętności, łapkę już znacie do tego dodajcie sporekineses, która pozwoli mu przenosić i rzucać na odległość obiektami (wykorzystuje się tu wiilota), will of spore sprawi, że będzie kontrolował rośliny (np. z zwiędłych liści zrobi platformę lub trampolinę), a spore punisher jest swego rodzaju dobiciem osłabionego przeciwnika. Czyli na wojnę nasz maślaczek jest przygotowany, a gdyby to nie wystarczyło to są przecież jeszcze bronie. Te oczywiście również są pomysłowe i dostosowane do realiów. Po okolicy w specjalnych pudełkach przypominających krzyżówkę matrioszki z jajkiem niespodzianką są różne części pochowane. Broń musisz sobie skompletować sam, nawet nie wiesz co za oręż możesz zrobić z żyletek, szczoteczek do zębów, zapałek, kapsli itp. dla przykładu pionek wsadzony w fajkę daje niezłą maczugę. Jak olewasz zbieranie części to wiadomo, broni nie będzie. Nie jest jednak tak, że dowolnie eksperymentujesz, masz schemat z opcjami w menu i gdy pozbierasz składniki to po prostu odblokuje się dana broń. Łącznie jest ich 25 i są podzielone na 4 kategorie: obszarowe, sieczne, kłujące i mechaniczne. Na zdanie wyjaśnienia zasługują mechaniczne, są cztery, a każda w momencie gdy ją otrzymasz jest cholernie mocna i każda w odróżnieniu od reszty posiada amunicję, która dość szybko się wyczerpuje, więc zostawiamy ją na większych przeciwników.
Krótko o systemie walki bo niestety nie ma o czym pisać, machając byle jak wiilotem wyprowadzasz ciosy, możesz też się turlać i blokować, ale przez większość czasu po prostu naparzasz w ślepo dodając ewentualnie skok, mocniejszych traktujesz w/w mechanicznymi broniami i tyle. To dotyczy oczywiście zwykłych przeciwników i ich nieco mocniejszych kumpli, czym innym są bossowie. Bardzo wielu tuzów gatunku na polu bossów od grzybów może się uczyć, jest ich dość sporo, są pomysłowi i cholernie różnorodni. Nie trafiłem dwa razy na takiego samego i nie walczyłem z nim dwa razy tak samo. Jednej szajce po prostu musiałem nastukać po kapeluszach, innych musiałem obserwować by wyczaić ich schemat i wg niego zadziałać, a przy jeszcze innym nie brałem nawet bezpośredniego udziału, walczyli między sobą a ja musiałem dopilnować by ten, który trzyma ze mną wygrał. Ten element jest zdecydowanie na plus.
“Hit me all you want i’ll never DIE!”
Mam nadzieję, że po screenach i moim opisie widać ile w tej grze klimatu i stylistyki, którą zwykło się nazywać Burtonowską od nazwiska znanego reżysera. Mi taka stylistyka jak i filmy Tima cholernie odpowiadają to też był to dodatkowy wabik przed zakupem. Wszystko jest tutaj przedstawione jakby w krzywym zwierciadle, niby to nasz świat, ale jakoś tutaj brudno i groteskowo, jest zdecydowanie klimatycznie. No bo w jakiej innej grze walczysz z ninja/samuraj/sumo grzybami shiitake, czy zającem z porożem w pełni księżyca. Barwy często są jakby fluorescencyjne, ładnie świeci móżdżek Paxa gdy dostanie (kawałek jego kapelusza odpada i widać “zawartość”), zainfekowane/napromieniowane zwierzęta mają toksycznie jaskrawo zielone oczy. Ten świat wydaje się jakby martwy, a jednocześnie pełen życia, jak w ekranizacjach Burtona. Zaskoczyła mnie muzyka, a właściwie to skopała zad. Ona jest już kompletnie pokrzywiona i niestandardowa, nie spodziewałem się tego i nie wiem nawet jak to sklasyfikować. Tak jakby dla tego dziwnego świata stworzono na nowo równie dziwny nowy gatunek. Co tu dużo pisać posłuchajcie pod recenzją tych kawałków ja nie mam pomysłu jak ją opisać. Szkoda jednak, że postacie nic nie mówią i zostały nam same napisy. Trochę mnie to już denerwuje w grach Nintendo, aż taki problem jest podłożyć głosy pod 5 postaci wypowiadających ze 20 zdań (często niepełnych)?
Jak do tej pory brzmi to wszystko pięknie, jest klimatycznie, pomysłowo i gra potrafi zachwycić. Problem polega na tym, że gra to jednak coś więcej niż ciekawa stylistyka i pomysł. Jak już wspomniałem system walki jest byle jaki, kamerę musimy sami non stop prowadzić, postacie nie mówią, ale to nic. Poziom trudności i brak wyzwań jest też problemem. To nie jest tak, że się nie ginie jak w de Blob 2 bo padłem dość sporo razy, problemem jest to że odżywamy w tym samym miejscu i czasie, czyli tak jakbyśmy w ogóle nie zginęli. I dotyczy się to o dziwo również walk z bossami co jest nieco dziwne. U mnie miało to taki skutek uboczny, że nie chciało mi się wyciskać 100% z tytułu co się w sumie rzadko zdarza. Nie czułem wyzwania, a co za tym idzie nagrody po jego osiągnięciu, po prostu skupiłem się na zwiedzaniu świata i zdobyłem jedynie 70+% skrawków meteorytu. Kolejny wielki minus to krótki czas gry. W 6 godzin spokojnie ogolisz wszystko i zobaczysz napisy końcowe, szkoda bo chciałoby się jeszcze ze 3 klimatyczne i rozbudowane miejscówki zaliczyć. Niby uzupełniają i maskują to dodatkowe bonusy w postaci szkiców koncepcyjnych (świetne), odtwarzacza muzy z gry, możliwości powrotu do danej planszy celem zebrania wszystkich znajdziek i mini gierek (memory, mały tower defence i kilka logicznych). Czyli dość sporo w starym stylu upchanego stuffu, ale to nadal dodatek, a główne danie było zbyt mało obfite.
Co mogę napisać na koniec? Tytuł mnie pozytywnie zaskoczył, bo takiej zwichrowanej muzy w życiu nie słyszałem, burtonowską stylistykę łykam bez popity, platformowe elementy uwielbiam, a sam świat grzybów mnie zaintrygował. Zdaję sobie jednak sprawę z minusów bo ogólnie pojęta mechanika ma wady, a sama gra za długa nie jest, ale gdzie zobaczysz zombi kaktusa giganta, zawalczysz z czubajeczką, czy będziesz się wspinał w górę zasyfionego kibla? No gdzie?
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: Nintendo Wii/2015
3 słowa do gracza: Po grzybach warto iść na wojnę… u boku grzybów
Ciekawostki:
» w jednym z poziomów mamy coś ala knajpkę z sushi na której jest neon z napisem Miyamoto Musushi
» po zbiórce funduszy niedawno ukazała się na PC trzecia część wojen zarodników Mushroom Men: Truffle Trouble, jest logiczno-platformową grą w 2D do kupienia np. przez steam.
Do posłuchania w trakcie lektury:
Mushroom Men – Mean Mr. Mushwoom
Mushroom Men – Mushroom Men Theme