Gears of War! Zwani gdzieniegdzie pudzianami, kafarami, czy maszynami do mielenia kosmicznego ścierwa. Wrrrrr! Grrrr! A pośród nich najbardziej nieustraszony i najtwardszy z twardych bohater gier video, skurwiel o złotym sercu, czyli Marcus Fenix. Jebudu! I jego bohaterski Oddział Delta, kompania braci, brygada straceńców – złożona z niedobitków innych jednostek, które wcześniej zostały rozniesione na strzępy przez krwiożerczą Szarańczę w trakcie jej inwazji na planetę Sera. Chlast i prast! Nie sera żółtego! Wiecie, rozumiecie towarzysze, ta śmieszna Sera to nazwa własna ojczyzny naszych wojaków… Kapiszi and jawohl?! Marcus Fenix, Dominic Santiago, Augustus Cole i Damon Baird – losy tych czterech weteranów, wręcz psów wojny, śledzimy w pierwszej trylogii Trybów Wojny i nie będzie przesadą, że w trakcie rozgrywki stają się oni naszymi przyjaciółmi. Siema ziomy! Pomiędzy nimi także wyrasta więź braterstwa, chociaż nie od początku, o nie! Fenix ciula się znasz na dowodzeniu, karku bezmózgi, tfu twoja mać! Każdy członek Delty jest charakterny, oj tak i to bardzo, posiada jednocześnie zalety i przywary, i każdy jest niepowtarzalny, chociaż twardo ciosany ze wzorca bohaterów wszelakich – czyli howardowskiego Conana. Wiecie rozumiecie – Marcus to taki Arnie, tylko że z karabinem zamiast miecza, chociaż z drugiej strony spluwa ta posiada też piłę łańcuchową do rżnięcia kosmitów, więc Conan pewnikiem też mógłby zręcznie nią władać… Wrrrr, grrr, beczkę z juchą, co ja gadam, kran, a raczej juchociąg uważam za otwarty! Zapraszam na kilkuodcinkowy przegląd gier z serii Gears of War! Uwaga – mogą tu wystąpić przekleństwa, chociaż chyba już wystąpiły…
Klasyczny Oddział Delta. Od lewej Damon “Mózg” Baird, Augustus “Pociąg” Cole, Marcus “Legenda” Fenix, Dom “Przyjaciel” Santiago. Od tego się wszystko zaczęło…
Nie da się ukryć, że nasi żołnierze tworzą niesamowicie efektywną, wybuchową, zgraną i sympatyczną paczkę. Piona, piona! W sumie takiej żołnierskiej brygady nie było nigdy wcześniej w żadnej growej historii i żadnym twórcom gier (wojennych, science fiction, czy tam jakich bądź) – nie udało się powołać do życia równie charyzmatycznej ekipy. Na pohybel skurwysynom! Ekipy ubranej w wielkie pancerze bojowe, które wyglądem i gabarytami zawstydzają leszczorów ze Space Hulka, wyposażonej dodatkowo w świetnie zaprojektowany arsenał w ilościach hurtowych. Czyścić spluwy psie syny i do boju! Przed wami Oddział Delta – ich paliwem jest adrenalina, wojna oraz krew pokonanych wrogów tryskająca na ich twarze! Ponowny mlask i plask! A najbardziej napędza ich co? Bohaterskie czyny! W tej serii wpisów przedstawię wam moje wrażenia z obcowania z losami tych wojaków. Zacznijmy od samego początku, na dodatek w dwóch wersjach…
GEARS OF WAR
(Microsoft / Epic Games – 2006)
W 2006 roku Marcusa Fenixa wybrano najlepszym nowym bohaterem w świecie gier video. Zasłużenie.
Popularne Gearsy to dla mnie bez dwóch zdań jedna z najlepszych serii w historii elektronicznej rozrywki, po prostu wielbię w niej wszystko! A co dokładniej? Niesamowicie mroczny klimat hard scifi – odwiecznej i brutalnej wojny z Obcymi (zwanymi Szarańczą), kapitalnie zrealizowaną wymianę ognia, która zrewolucjonizowała strzelaniny trzecioosobowe, propagując wyborny i intuicyjny w obsłudze system osłon. Wiem, że Operation WinBack na PS2 było pierwsze w tym temacie, ale to jednak Gearsy ustanowiły standardy mechaniki krycia się za przeszkodami, które były później kopiowane przez inne gry. W momencie premiery, czyli w 2006 roku – system osłon to było coś absolutnie rewelacyjnego i rewolucyjnego jednocześnie! Dzięki temu strzelanie z broni palnej w grach z widoku TPP nigdy nie było tak miodne, a strzelaniny stały się naprawdę realne, oczywiście jak na grę akcji… Podobnie do Resident Evil 4 mogliśmy kropnąć w każdą część ciała przeciwnika, ale dodatkowo też – mogliśmy w sposób w pełni kontrolowany i płynny wykorzystywać przeszkody terenowe do osłaniania się, a nawet do taktycznych manewrów. Pięknie! Nigdy więcej bezmyślnego biegania pomiędzy pociskami, jak to często bywało w ramotkach TPP sprzed czasów Trybów Wojny…
PSY WOJNY: MARCUS MICHAEL FENIX
Mówię ci stary, wielokrotnie myślałem, że jest już po mnie! I byłoby, uwierz mi, oj byłoby, gdyby nie on! Gdyby nie pieprzony Marcus Fenix to Szarańcza wielokrotnie odstrzeliłaby mi mój pierdolony łeb od mojego zapyziałego tyłka! Znasz mnie stary, znasz i dobrze wiesz, że na polu bitwy nie daję sobie w kaszę dmuchać i zrobię wszystko by przeżyć… Jednakże wtedy… Wtedy nie było już dla mnie żadnej nadziei, co ja gadam, mój cały oddział był bez szans! Wyrzynali nas… I nagle zjawił się on! Raaaaany staaaaaary, mówię ci jak on sprząta Szarańczę! Normalnie jakby spłukiwał gówno w kiblu! Wiesz, oczywiście, że słyszeliśmy opowieści o nim… Wojny Wahadłowe, Pola Aspho, starcie pod Timgad… Mówię ci stary, pierdolona żyjąca legenda, która nagle staje pomiędzy nami i chwyta za broń! I wiesz co ci powiem? Po tym co zobaczyłem – to te wszystkie historyjki o nim można wsadzić sobie w rzyć! To jakieś ugrzecznione bajeczki dla małych dzieci, wcale nie odzwierciedlają męstwa Marcusa… Czegoś takiego jeszcze nie widziałem! Facet jest po prostu nie z tej ziemi! / – Szeregowy Jace Stratton* (*Źródło: Gears Wiki w interpretacji Borsuka).
Gears of War zrewolucjonizowało wymianę ognia na polu bitwy w strzelankach TPP. Wykorzystywanie osłon, przeszkód terenowych plus zbliżenia przy celowaniu. Miód!
Premiera Gearsów to były jeszcze te normalne czasy, kiedy można było zaprezentować prawdziwe archetypy bohaterów, wiecie – napakowanych testosteronem twardzieli w wielkich zbrojach, z ogromnymi spluwami i jajami, którzy nie boja się nikogo i niczego! A jakże! Niektórzy palą nawet cygara pomiędzy mordowaniem przerażających bestii, jednak z perspektywy całej trylogii nie są tylko bezmózgimi mięśniakami, maja swoje motywy działania, rozterki, dylematy. A najważniejszy jest fakt, że mają wartości za które walczą do ostatniej kropli krwi! Przyjaźń, honor, ojczyzna – niby stereotypowa śpiewka na ustach każdych żołnierzy, ale wcale nie wyświechtana, a dzisiaj jakby wyśmiewana, nieważna… Wówczas członkowie Oddziału Delta mogli uchodzić za trochę przeterminowane relikty przeszłości, jednakże w dzisiejszych czasach promujących wiele spierdolin – jawią się oni jako naprawdę świeża partia bochnów chleba! Do przesady hardzi, ale ludzcy jednocześnie, bezwzględni dla wroga, zaś dla swoich pobratymców gotowi poświęcić życie. Po przejściu Gears of War zdajemy sobie sprawę, że w przypadku jakiejkolwiek wojny z jakimkolwiek najeźdźcą – chcielibyśmy aby to właśnie Marcus i jego przyjaciele pomogli nam w potrzebie! Ha, potrafią nawet rozładować atmosferę jakimiś czerstwymi jednozdaniówkami, które bywają (o dziwo!) naprawdę śmieszne… Patrząc z perspektywy fabuły Gearsów jako całości – nie jest to może materiał na oskarowe kino, ale też nie ma się tu czego wstydzić w porównaniu z innymi strzelankami. Zresztą co ja będę pitolił, osiem strzelanin na dziesięć ma gorszą historię niźli ta ukazana tutaj, jednakże może to głównie zasługa swojskich bohaterów…
Pogaduchy wojaków zwiększały imersję, widoczki bywały niezapomniane, a i z działa stacjonarnego można było postrzelać…
ZARYS FABUŁY
Wieloletnia wojna o surowce pomiędzy mieszkańcami Sery skonfliktowała ich wszystkich… Dzięki odkryciu nowego źródła energii, substancji znanej jako imulsja, doszło do zawieszenia broni i zakończenia wojny. Tym nowym paliwem zainteresowane były wszelkie megakorporacje w galaktyce. Nadchodziły czasy pokoju i prosperity… Niestety razem z imulsją wypełzła Szarańcza! Dosłownie! Nagle spod powierzchni ziemi wylęgły się straszliwe potwory, niektóre humanoidalne i uzbrojone w broń palną, inne zaś ogromne i przerażające, jakby żywcem wyjęte z koszmarnego snu! A może to ludzka chciwość otwarła podwoje piekieł? Zresztą kogo interesuje pochodzenie tych krwiożerczych pomiotów – skoro nastała godzina rzezi! Dosłownie! Szarańcza zalała wszystkie największe miasta na planecie i wybiła w pień ponad 80% ludzkiej populacji! Stąd właśnie wzięła się ich nazwa… Sądny dzień, w którym pojawili się najeźdźcy nazwano Dniem Wyjścia… Ludzkie niedobitki schroniły się w miejscach z twardym podłożem, gruntem uniemożliwiającym kopanie jakichkolwiek tuneli. Przynajmniej tutaj wróg nikogo nie zaskoczy… Te wydarzenia jednak nie złamały ludzi, ciągle prowadzą oni nierówną wojnę z Rojem! Niestety po czternastu latach konfliktów sytuacja wcale nie uległa poprawie, stała się wręcz katastrofalna! Skazany za dezercję sierżant Marcus Fenix odsiaduje właśnie dożywocie w swojej celi. Trybunał wojskowy nie był łaskawy nawet dla niego – dla jednego z największych wojennych herosów… Jednakże teraz, gdy zagłada ludzkości jest już naprawdę blisko – ktoś wydał rozkaz uwolnienia tej żywej legendy… Widocznie znowu jest on potrzebny! Dom Santiago – najlepszy przyjaciel Marcusa – akurat w tej właśnie chwili uwalnia go z celi… * (*Źródło: Gears Wiki w interpretacji Borsuka).
Gears of War E3 2006 Trailer. Sielankę przerywa nagły atak Szarańczy! Na szczęście ludzkość ma Marcusa Fenixa…
Pierwsze wrażenie jakie wywarła na mnie rozgrywka z Gears of War? Gdy będąc posiadaczem PS2 zobaczyłem na portalu Gametrailers recenzję video pierwszej części – spadłem po prostu z krzesła! I to tak fest! Ta gra spełniła wszelkie moje marzenia o nowoczesnej grze akcji w mrocznych klimatach science fiction: czyli powtórzę się jeszcze raz, ale to jest właśnie to co w grach lubię najbardziej: wielcy twardziele kontra jeszcze większe potwory! Kiedy uruchomiłem Tryby Wojny po raz pierwszy, byłem w szoku ile szczegółów zaprezentowano na pancerzu Marcusa (ach, ten przeskok z SD do HD!) oraz zachwyciłem się jakością wyświetlanej grafiki, zaś smaczki pokroju gorącego powietrza wydobywającego się z rozgrzanej lufy i załamującego naszą perspektywę widzenia – były smakowitą wisienką na pysznym torcie. Pod względem oprawy wizualnej – ta gra to był wówczas sztos sztosów, rzekłbym sztosiwo najwyższej próby! Wspaniałe modele postaci, kapitalne odzwierciedlenie wszelkiej broni palnej, pojazdów, niesamowity projekt potworów, piękne widoczki i ta cudna architektura… Co prawda akcja rozpoczyna się w więzieniu, kiedy to Dom uwalnia Fenixa z jego celi – i tu jeszcze nie zauważyłem przepychu otoczenia, ale… gdy wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem strzeliste, monumentalne, przepiękne gotyckie budowle, z których pobudowano wszelkie miasta na planecie Sera, to po prostu oniemiałem! Kościoły, biblioteki, ratusze, domy mieszkalne, wszystko oddane z najdrobniejszymi wówczas szczegółami grafiki HD. Jejciu, jak to dobrze się wszystko skomponowało: wielcy komandosi kontra jebitne potwory i ich starcia w gargantuicznych gotyckich budowlach podlane mrocznym sosem horroru. Mniam!
Architektura lokacji poniewierała nas równie często jak potwory… Po prostu przesiadka z SD w HD mocno podbiła mi gały…
A co ze ścieżką dźwiękową? Odpowiadał za nią nieznany mi szerzej Kevin Riepl (soundtracki do niektórych gier z serii Unreal Tournament), który dołożył wszelkich starań by muzyka Gearsów została w uszach graczy na dłużej. I podołał! Zaserwował orkiestrową muzykę symfoniczną o filmowej wręcz jakości, która w sposób bardzo udany łączy melodyjne motywy przewodnie i ostrzejsze brzmienia, które atakują gracza w momencie bitewnej zawieruchy, czy większego zagrożenia. Są tutaj momenty i do nucenia, i do kontemplacji, i do ostrzejszego trzepania łbem! Zresztą posłuchajcie suity przewodniej, która pasowałby jak ulał do kinowego arcydzieła o nazwie Predator kontra Terminator kontra Obcy!
Kevin Riepl – Gears of War Main Theme
Niesamowity był także bestiariusz jaki pojawił się w tej grze, mocno zakorzeniony w filmowych horrorach i to takich mocniejszych! Nie było zmiłuj, strzelaliśmy się z potworami straszliwie koszmarnymi i często wielgachnymi! Pośród jednostek armii Szarańczy znajdziemy zarówno człekokształtnych piechurów (zwyczajni, snajperzy, grenadierzy) o przerażających mordach podobnych do tolkienowskich Uruk-Hai (ponoć pochodzą oni od ludzi), czy ich bardziej wyrośniętych towarzyszy. Na przykład grubaśni Boomerzy z ogromnymi spluwami, Strażnicy Therona z łukami, olbrzymie i ślepe Berserkerki, a także różnego rodzaju insektopodobne poczwary: olbrzymi pająk Grabarz, ośmiornica połączona z Alienem zwana Rozpruwaczem, czy Siewca strzelający do nas zarodnikami. Mało? To co powiecie na gargantuiczne godzillopodobne giganty zwane Brumakami, na plecach których zamontowano olbrzymie działa przeciwpancerne, miniguny, czy nawet wyrzutnie rakiet? Niestety w jedynce Gearsów na Xbox360 co prawda z Brumakiem nie powalczymy – uciekamy tylko przed nim, ale i tak wtedy można zesrać się w gacie! W konwersji na PC oraz Remaku dodano jednak cały rozdział i pojedynek z tym skurwielem! W przeciwwadze do olbrzymów spotkamy także karłowate i upierdliwe stwory chodzące po ścianach (które urwały się chyba z kultowego horroru Zejście) zwane Wretchami, latające wybuchowe zarodniki nazywane Nemacystami, czy Krylle – stada drapieżnych, mrocznych “ptaków”, które potrafią nas rozszarpać w ciągu sekundy, gdy dłużej zabawimy w nieoświetlonych lokacjach. Te ostatnie bardzo przypominają mi podobne ptaszyska z filmu Pitch Black z Vinem Diselem i pewnie na nich wzorowali się twórcy gry. Zaprawdę powiadam wam, że bardzo rozbudowany i (nie)przyjemny zwierzyniec zaserwowali nam panowie z Epic Games! Trochę oryginalnych potworów, trochę wzorowanych na sławnych filmowych odpowiednikach, jedne paskudniejsze od drugich, a większość naprawdę przerażających! Powiem wam jedno, kiedy widzimy mordy takich przyjemniaczków jak na poniższych fotkach, to od razu chcemy poczęstować ich śrutem ze strzelby, czy nawet pociąć piłą lancera… Prawda? Jak nie, jak tak!
ZOO z naszych koszmarów! Od lewej na górze: latający Rozpruwacz, zarodnik Nemacyst, karłowaty Wretch, olbrzymia Berserkerka! Środkowy rząd: ptaszyska Krylle, stacjonarny Siewca, piechur Szarańczy, Snajper, no i grubas Boomer. Boom! Dolny rząd: chodząca forteca Brumak, Straż Therona w dwóch wersjach, no i pajęczak Grabarz! Normalnie strach się bać!
A jest z czego karmić Szarańczę! Pizg ze snajperki i głowa piechura pęka niczym dojrzały arbuz pełen krwistego soku… Skurwiele podeszli bliżej? Jebudu, przeładuj, jebudu, poprawka, jeb! Dobrzeeeee! Shotgun pozamiatał ich niczym kula kręgle… Uwaga, wielgachny Boomer przymierza się do strzału wyrzutni granatów! Widzisz skurkowańca? Zwolnij, schowaj się za budynkiem, naciągnij cięciwę wybuchowego łuku, spokojnie wymierz… Nieee, nie teraz! Czekaj, aż grubas wystrzeli i nie trafi, będziesz miał wtedy więcej czasu, przecież musi przeładowywać swego gnata. Kapiszi?! Jak nie, jak tak – to jedziesz z tłuściochem! Spokojnie, nie wychylaj się zbytnio, fest mocno naciągnij, precyzyjnie wymierz, dokładniej i… Jest, teraz, teraz strzelaj! Fruuu i mamy to! I w pizdu, grot wylądował i wbił się w dupne czoło Boomera! Adrenalina jest, nieprawdaż? Pozostaje poczekać sekundkę, aż ładunek wybuchowy dopełni działa zniszczenia… był chłop, nie ma chłopa, normalnie zabawa na całego! Cooooo? Brakuje ci mocniejszej amunicji, wystrzelałeś się?! No to pistolety w dłoń! Wiem, wiem, że to słabe pukawki, ale może masz w plecaku Boltoka? Ten niepozorny, mały skrzat potrafi ostro przykurwić, zupełnie niespodziewanie jak na swoje rozmiary! Uwaaaagaaaa! Kolejna horda Szarańczy na godzinie dwunastej. Może czas sprawdzić w akcji granaty? Wybuchowy lub dymny, twój wybór! Pamiętaj, że te wybuchowe zabawki możesz też przyczepić do przeciwnika, kiedy podejdzie blisko! Chociaż, może lepiej… Olej konwenanse i dobre maniery! Przetnij gnojków na pół swoją piłą łańcuchową zamontowaną w lancerze! Ha, ha, ha, ha! A coś tak poczerwieniał, czyżby z wysiłku? Aaaa, krew cię zalała… Przyzwyczajaj się synku, to jest prawdziwa wojna z potworami, a nie jakaś pieprzona gra komputerowa… Tak przy okazji to wynalazca lancera połączonego z piłą łańcuchowa powinien dostać nagrodę Nobla! Co nie?
Najbardziej skuteczne narzędzia deratyzacji Szarańczy! Kultowy Lancer z piłą, dwulufowa strzelba na pociski boom boom, snajperka – chyba najbardziej śmiercionośna spluwa w grze, no i trudny w użyciu, ale jakże satysfakcjonujący – wybuchowy łuk. Rambo byłby dumny!
Powyżej na szybko przedstawiłem wam trochę pomysłowego, świetnie zaprojektowanego, a przede wszystkim skutecznego w działaniu (fakt, piła się nieraz zatnie…) arsenału występującego w Gears of War. Jednakże to nie koniec wielkich plusów tej produkcji, ale trzeba się streszczać, bo mnie Naczelny opierniczył, że znowu zrobię przegląd do czytania na lata… Na koniec recenzji pierwszej, pionierskiej części serii – wróćmy na chwilę do pozostałych zalet produkcji. Co powiecie na jedną z najlepszych kooperacji w historii gier video? Podzielony ekran (lub tryb online) i dostosowane do współdziałania etapy oraz możliwość podążania odmiennymi ścieżkami fabularnymi? Cudnie, no nie? Jednak dla samotników (ja tak grałem) zabawa tez jest przednia, gdyż możemy naszym kompanom wydawać proste polecenia pokroju ostrzału danego miejsca, obrony, czy podążania do lokacji.
Koszmarów cztery pary, czyli bestyje w akcyjach! Pająk Grabarz, Berserkerka, a na końcu wredny generał Raam. Strach się bać!
Pierwsza części gry w sposób najbardziej udany balansuje pomiędzy wojenną grą akcji, a pełnym grozy horrorem. Kampania jest pełna scen gore, a nawet tak zwanych przestraszaczy (jump scare’ów, czy scary jump’ów, zwał jak zwał) i została przedstawiona w mniejszej skali niźli jej następcy. Skupia się ona na perypetiach tylko naszego oddziału i udanie pokazuje koszmar tej wojny z perspektywy zwykłych (aczkolwiek niezwykłych) żołnierzy. Normalnie parno tu, duszno i nawet mokro, tylko zamiast ponętnych kobitek to z ciemności wskakują na nas potwory, a my szczamy w gacie… Powiadam wam, zapamiętam do końca życia pierwsze spotkanie z ogromnym i ślepym Berserkiem (chociaż to ponoć kobitka jest), albo ostatni pojedynek z Generałem Szarańczy niejakim Raamem, który jest jednym z najtrudniejszych bossów, jakich ubiłem w grach video. Pojedynek z nim rozpocząłem o drugiej w nocy, a skończyłem gdzieś w okolicach szóstej nad ranem… Kurwi syn, co on mi napsuł krwi, a jeszcze więcej upuścił! Musicie wiedzieć, ze wszystkie Gearsy ogrywałem na poziomie trudności hardcore, gdyż grając na niższym doznania z walki i miodność są zdecydowanie mniejsze, więc wszystkim polecam przechodzić kampanię właśnie w ten sposób. Wtedy walczymy o każdy metr kwadratowy na placu boju, o każdą osłonę, planujemy nasze akcje, wydajemy proste rozkazy naszym towarzyszom i po trupach (dosłownie naszych i wroga!) zmierzamy do celu. Nieraz jest to męczarnia, wręcz męczeństwo, ale satysfakcja ze zwycięstwa ogromna! Podsumowując Gears of War to była po prostu pieprzona rewolucja i rewelacja w jednym, która do dzisiaj jest wielce rajcowna!
GEARS OF WAR ULTIMATE EDITION
(Microsoft / The Coalition – 2015 / 2016)
Chłopaki znowu w akcji!
Na koniec opisu pierwszej części przyjrzyjmy się jeszcze remakowi tego hiciora, który w 2015 roku zagościł na konsoli Xbox One pod nazwą Gears of War Ultimate Edition. Tak dobrze czytacie, ta wersja to zdecydowanie remake, a nie remaster, gdyż zmian w grze jest tu całkiem sporo i pomimo paru drobnych błędów (glitche graficzne i nie ładujące się skrypty) to na chwilę obecną najlepsza wersja pierwszej odsłony serii. Należy się jednak zastanowić czy nie wyszła ona zbyt szybko? Nie i juch! A to niby dlaczego? Ano dlatego, że Gryzących Worów nigdy dosyć, szczególnie że Oddział Delta tutaj nieźle przypakował na siłce! Że jak? Na ukos i na wspak, po prostu jest tu ładniej, no i obszerniej w każdym aspekcie, więc nie zastanawiać się ino brać tego szpila i grać! Tako rzecze Borsuczysko. Przyjrzyjmy się więc zmianom, bo o reszcie zawartości gry możecie przecież poczytać powyżej.
W wersji Ultimate jest ładniej, bardziej kolorowo i nawet Brumakowi można spuścić łomot!
Po pierwsze: oprawa graficzna uległa znacznej poprawie, a w szczególności ulepszono modele postaci, z naciskiem na piękniejsze twarze (ludzie) i paskudniejsze mordy (Szarańcza)! Wszystko zgrabnie zostało dostosowane do nowszych standardów graficznych i na premierę wyglądało naprawdę bosko! Dodatkowo akcja w multiplayerze zasuwała aż w 60 klatkach na sekundę i to była niewątpliwa zaleta edycji Ultimate, szczególnie dla wielbicieli sieciowych potyczek. Szkoda jednak, że kampania single player ciągle śmiga “tylko” w 30 klatkach, ale przepych graficzny jest tu zdecydowanie większy niźli w potyczkach online. Wydaje mi się także, że w remaku zastosowano bogatszą i bardziej nasyconą paletę barw, po prostu Gearsy stały się bardziej kolorowe i jakby przez to – troszku uleciał z nich niesamowicie mroczny klimat. Rzekłbym delikatnie, gdyż to dalej mroczna, ponura wyprawa pełna krwi, wymian ognia i gęsiej skórki na naszych rękach, ale teraz wszelkie kopalnie emanują zieloną esencją, wszelkie fabryki świecą czerwoną lawą, a ulepszona gra świateł jest mocno widoczna. Nie każdemu fakt ubogacenia barw w Gearsach może się spodobać, dla mnie to pierdoła, ale dla ortodoksyjnych fanów może być z tym rożnie…
Na szczęście gra nie została ugrzeczniona, Pająk Grabarz dalej paskudny fest, a Generał Raam brutalny też!
Wszelkie scenki przerywnikowe zostały przygotowane zupełnie od nowa, niektóre mają inne ujęcia kamery i są zdecydowanie bardziej epickie. Fucking yeah! Mnie najbardziej ucieszył fakt, iż do kampanii dodano bardzo dobry etap, który wcześniej był ekskluzywny tylko dla Pudzianów w wersji PC, którego przejście zajmuje około 1,5 godziny grania! Jest on naprawdę trudny, a w jego trakcie stoczymy chyba najbardziej wymagające potyczki: na posępnym cmentarzysku, w opuszczonym teatrze, w wielkiej fabryce, zaś na jego końcu zrobimy jesień średniowiecza z dupy ogromnego Brumaka. No, chyba że to on nam ją zrobi, gdy nie podołamy… Zaprawdę powiadam wam – chociażby dla tej jatki warto ponownie zagłębić się w Gearsów Ultimate! Wprowadzono także nowy poziom trudności zwany normalnym, lecz nie wiem jakie są w nim zmiany, gdyż oczywiście grałem na wyższym od niego, czyli hardkorowym. Dla samobójców udostępniono także możliwość wyruszenia na łowy na poziomie trudności chorym (insane), ale mi życie miłe i odpuściłem go po paru próbach. Zresztą hardcore to i tak jest wyzwanie…
Porównanie dwóch wersji Gearsów: Xbox 360 z Xbox One.
Dużo zmian przeprowadzono także w trybie multiplayer (wspomniane 60 klatek), ale nie jest on moim konikiem to się o nim skąpo wypowiem. Z tego co zauważyłem to pojawiają się w nim wszyscy herosi (i potworasy) z Gears of War 3, zaś sama rozgrywka to głównie rozwinięcie potyczek z Trójki. Chociaż tak jak wspomniałem – tutaj mogę się mylić, bo ja zawsze delektuję się kampanią fabularną, a tryb online po prostu olewam. Podsumowując – ta wersja Pierwszych Gearsów także zasługuje na medal, pomimo faktu, że nieraz nie zadziałały w niej skrypty, czy moja postać zablokowała się w jakimś nieprzewidzianym miejscu i musiałem wtedy wczytywać zapis stanu gry. Później z wypiekami na twarzy zabijałem hordy nieprzyjaciół przez bite dwa dni (nieprzerywane sesje, jak za młodu!), by ponownie zarżnąć na końcu Generała Raama! Muszę przyznać, że w tej wersji poszło mi z nim troszeczkę sprawniej i szybciej…. Dzisiaj pewnie byłoby mi trudno przesiąść się z tego remaku na jedynkę, gdyż różnice graficzne są tutaj znaczne, jednakże trzeba pamiętać, że to kultowy pierwowzór był rewolucją, a to tylko (lub aż) jej nowa wersja. Jeżeli nigdy nie grałeś w żadną część Pudzianów i nie razi cię grafika z Xboxa 360 to proponuję najpierw ogrywać oryginalną trylogię, a później dopiero ten remake. Będziesz wtedy dwa razy doświadczał tej niesamowitej i mrocznej przygody… Medal dla Gears of War Ultimate? Tak, tak! Chwała Bohaterom!
PS. Ten artykuł ewoluował: od wspominek o każdej części Gearsów w serii Ulubione Gry Borsuka (odcinek dotyczący gier na X360 jeszcze się nie ukazał), poprzez przeglądowy artykuł z opisem wszystkich części, by po interwencji repipa (za gruuuboooo!) – przekształcić się w bardziej szczegółowe wspomnienia / recenzje podzielone na osobne wpisy. W następnym odcinku przeglądu Gearsów – część druga i trzecia, ale nie pytajcie kiedy…
PS2. Niektóre screeny pochodzą z MobyGames, Gry Online, czy Gears Wiki. Każdą fotkę można kliknąć celem powiększenia.
PS3. Acha, jakby się doczepił jakiś upierdliwiec to: Gearsy to nie retro, ale lubię to sobie opisałem i juch ;-).