Recenzja | Space Fortress Omega (Atari XL/XE)

Od maleńkiego słyszał legendy o latających, kosmicznych fortecach, których zadaniem była obrona Ziemi przed inwazją Obcych. Ponoć stworzyli je Starożytni przed wiekami, kiedy ich rozwój cywilizacyjny daleko wykraczał poza pojmowanie dzisiejszej ludzkości. Zawsze myślał, że to tylko bajki, które wymyślał na poczekaniu jego ojciec, jeden z najbardziej zasłużonych pilotów galaktycznej floty. Dziwnym było, że zawsze na koniec opowieści tatko zaznaczał, aby nie rozpowiadał tych nieprawdopodobnych historyjek w szkole. Całkiem możliwe, że jak w każdej legendzie, było w nich ziarno prawdy…

Kiedy poszedł w ślady swego rodziciela i został kadetem lotnictwa, zdarzało się, że jakiś student po pijaku przypomniał mu o fortecach. Dziwnym trafem, opowieść o nich znali tylko synowie aeronautów, którzy odwiedzali najdalsze zakątki naszej galaktyki… Uśmiechał się wtedy na wspomnienie o swoim nieżyjącym już ojcu i nie dawał po sobie poznać, że dobrze to wszystko zna… Był wzorowym uczniem, potrafił okiełznać każdą podniebną maszynę, a dodatkowo notował najlepsze wyniki na wirtualnych symulatorach pola walki. Najwidoczniej umiejętności pilotażu odziedziczył w genach, więc kwestią czasu był jego awans. Kiedy niespodziewanie wybuchła Pierwsza Wojna z Kosmitami był już kapitanem, doświadczonym na wielu frontach. Nic dziwnego, że oddano mu w dowodzenie eskadrę największych asów przestworzy, prawdziwych debeściaków, którzy szybko stali się najskuteczniejszymi złomiarzami latających spodków w naszym układzie planetarnym. Obcy przegrywali…

Kosmiczna Forteca Omega wyłoniła się z czeluści kosmosu. Ilustracja: Orbital Nation,autor: Sebastien Hue.

I wtedy największe ziemskie teleskopy i ultraskanery wykryły wielki, wręcz gargantuiczny obiekt na kursie kolizyjnym z Ziemią. Kolosalny frachtowiec najeźdźców? A może nieznane ciało niebieskie? Ogromna planetoida przywleczona tutaj jakimś cudem przez obcą rasę z najdalszych zakątków wszechświata, by zgładzić nas wszystkich… Prawda okazała się jednak zupełnie inna i zaskoczyła wszystkich z wyjątkiem najstarszych rangą generałów i naukowców. Z wyjątkiem jego… Kosmiczna Forteca Omega, ostatnia ze starożytnych latających twierdz, dokładnie ta – o której najczęściej opowiadał mu ojciec – istniała naprawdę. Niestety, ten wręcz mityczny cud techniki, wyposażony we własne systemy obronne – zamiast uratować ludzkość przyniesie jej ostateczną zagładę… Jakim cudem kosmici zhackowali sztuczną inteligencję komputera pokładowego Omegi pozostanie dla wszystkich tajemnicą. Wyliczenia naukowców były bezwzględne – zderzenie twierdzy z Ziemią nastąpi za 48 godzin… Niestety legenda stała się faktem w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach…


SPACE FORTRESS OMEGA

IDEA, KOD, GRAFIKA, DŹWIĘK: JASON “THEREALBOUNTYBOB” KENDALL (2017)

ZRĘCZNOŚCIOWA – STRZELANINA

Poster promujący grę.

Przystąpiono do natychmiastowych działań! Bezzałogowe drony i wielkie teleskopy – przeprowadziły natychmiastowe rozpoznanie zagrożenia, zaś najbardziej tęgie ziemskie umysły wymyśliły dość karkołomny plan. Co ja mówię, raczej samobójczą misję! Okazało się, że Obcy wyłączyli starożytne generatory mocy, które miały zapewnić Omedze wieczystą sprawność. Tylko ponowne naładowanie ich odpowiednią ilością energii spowoduje zrestartowanie elektronicznego mózgu tego kolosa. Sprawi, że Omega znowu stanie się obrońcą ludzkości i przeciwstawi się jej wrogom! Tylko, kto tego dokona i w jaki sposób?

Wiadome było, że zwrócą się z tym zadaniem do niego, zdecydowanie najlepszego ziemskiego pilota. Zresztą spodziewał się tego i w głębi serca potajemnie pragnął wyruszyć na spotkanie ze swoim przeznaczaniem. W życiu nie ma zbiegów okoliczności, nie nadaremno ojciec całe dzieciństwo karmił go informacjami o Omedze. Tylko czy jego kosmiczny myśliwiec podoła takiemu zadaniu? Naukowcy przygotowali dla niego niespodziankę, skrywaną od stuleci w nieistniejącym na żadnej mapie hangarze. Antyczny samolot bojowy dalekiego zasięgu nazwany Czarna Mamba, ponoć skonstruowany przez tego samego architekta, który zbudował Omegę. Na przesłanej mu mailem instrukcji obsługi widniała nazwa tej firmy sprzed tysiącleci – Kendallsoft... Zapoznał się ze świetnie przygotowaną elektroniczną broszurą i zachwycił wyglądem swojego nowego cacuszka. Czarna Mamba już na ilustracjach wyglądała na najbardziej zaawansowany technologicznie myśliwiec, jaki kiedykolwiek pilotował. Jednak, gdy ujrzał ją w akcji – trochę rozczarował się jej zdezelowanym wyglądem, przypominającym pada od konsoli i odbiegającym zupełnie od zaprezentowanego w instrukcji… No i gdzie do cholery podział się szpanerski, lśniący czarny lakier? Inżynierowie jednak zapewnili go, że to najbardziej nowoczesna i zwrotna fura w galaktyce…

Antyczny myśliwiec Czarna Mamba w pełnej krasie.

Kiedy wystartował przekonał się o tym własnoręcznie, gdyż sterowanie zrealizowano po prostu perfekcyjnie! Samolot posiadał dwie dysze silników (lewą i prawą) oraz trzy zakresy prędkości lotu, pomiędzy którymi przechodził bardzo płynnie. Ciągnąc wolant sterowniczy do siebie, leciał z minimalną szybkością, dzięki której mógł wykonywać precyzyjne manewry, co do piksela odległości. Dzięki temu mógł także wykonywać długie poziome loty bokiem swojego myśliwca. Ustawiając manetkę w pozycji neutralnej, przechodził na średnią prędkość, która zapewniała jeszcze dosyć sporą zwrotność. Pchając zaś wolant maksymalnie do przodu wrzucał najwyższe obroty silnika i cieszył się wciskającym w fotel uczuciem pędu. Dobrze, że zamontował w Czarnej Mambie swojego arcade sticka, dzięki czemu miał pełną kontrolę nad jej poczynaniami. Zauważył, że mniej wytrawni piloci, lub ci którzy chcieliby obsługiwać Czarną Mambę za pomocą mniej precyzyjnych kontrolerów mogliby mieć spore problemy z jej okiełznaniem…

Sprawdził systemy uzbrojenia, nic nowego, standardowe działa laserowe zamontowane na obu skrzydłach statku, jednakże bardzo szybkostrzelne. Przytrzymując dłużej spust mógł wystrzelić rakiety energetyczne, za pomocą których doładuje generatory mocy pobudowane na Omedze. Tylko cholera, ludzkość nie znała energii, która napędza kosmiczną fortecę i przez to – nie był wyposażony w takie pociski… Ponoć znajdzie je w samej twierdzy, zaś jego samolot udźwignie takich maksymalnie pięć… Co zresztą było celem jego misji – znajdź rakiety ze starożytną energią i wystrzel je w 10 rdzeni reaktora, by przywrócić pełną sprawność Omedze. Zauważył, że bak z paliwem starcza mu naprawdę na długo, zaś silniki Mamby spalają taką samą jego ilość niezależnie od prędkości lotu. Do jasnej ciasnej, niezbędne będzie jednak tankowanie! Tylko gdzie? W niebieskich tunelach paliwowych zbudowanych przez starożytnych. Dużo później, kiedy przelatywał przez pierwszy taki zbiornik, zauważył, że zmagazynowanie zbyt dużej ilości paliwa – grozi przeciążeniem myśliwca i jego zniszczeniem.

Strona tytułowa gry oraz wnętrze kosmicznej fortecy. Ten mały zielonkawy obiekt to nasz samolot.

Kiedy doleciał do Kosmicznej Fortecy Omegi ta poraziła go swoim rozmiarem. Monstrualnej wielkości twierdza rozciągała się na cały widoczny horyzont i początkowo sprawiała wrażenie naturalnej struktury – latającej bezkresnej asteroidy, wypełnionej kompleksem jaskiń i pieczar. Czy to aby na pewno budowla pradawnego architekta? Nie zachwyciła go swoim pięknem, w swoich podróżach po wielu rozpikselizowanych światach widział budowle zdecydowanie atrakcyjniejsze pod względem wizualnym. Ot, ogromny skalny labirynt wydrążony w litej skale, przez który musi się przebić. Skoordynował pułap lotu, wyhamował pęd i powoli skierował się w pierwszy widoczny wlot do tunelu…

Jakimś cudem Omega połączyła się z ekranami CRT pulpitów jego statku i pozwoliła wybrać mu stopień trudności misji z trzech dostępnych. Dziwne… Nie jest przecież miękką fają robiony, jednakże była to wyprawa w nieznane – wybrał więc standardowy. Kiedy wyruszył przeraził się początkowo trudnością wyzwania jakie przed nim stawiano. Ale nie pękał! Niejednokrotnie lecąc na najmniejszej prędkości przeciskał się poprzez wąskie korytarze fortecy rysując skrzydłami skały. Musiał być ciągle skupiony i planować z wyprzedzeniem przelot poprzez zdradliwe jaskinie, wybierać odpowiednią trasę, kontrolować poziom paliwa… Zwrotność czarnej Mamby pozwalała mu na wykonywanie naprawdę karkołomnych wyczynów, kiedy w ułamku sekundy leciał bokiem, od jednej ściany fortecy do drugiej, zmniejszając prędkość w ostatniej chwili i wykonując precyzyjny manewr. Obliczony co do metra, centymetra, piksela. Jeden moment nieuwagi i roztrzaskałby się w drobny mak! Wtedy zorientował się, że Omega to jedna wielka pułapka, świetnie zaprojektowana przez szalonego geniusza, tylko po to – by żaden śmiałek nie dotarł do jej wnętrza… Jego umiejętności pilotażu pozwalały mu na czerpanie radości z tej misji, jednakże mniej doświadczeni piloci polegliby, zanim zdążyliby docenić kunszt tego dzieła…

Segmenty Omegi mają naprawdę zróżnicowaną architekturę.

I wtedy okazało się, że labirynt wąskich tuneli to nie jest jego główne zmartwienie! Pułapki i najróżniejsze przeszkody pojawiały się dosłownie wszędzie! Metaliczne płyty, które musiał niszczyć swoimi pociskami, podnoszące się i opadające granitowe bariery, wielkie trójkątne skały poruszające się powoli w większych pieczarach… Trafiał też na olbrzymie wrota blokujące drogę do niektórych pomieszczeń, a w dalszych etapach nawet na zwijane ostrza wychodzące powoli ze ścian… Niejednokrotnie rozbił Czarną Mambę zanim nauczył się omijać zagrożenie, na szczęście Omega rekonstruowała jego ciało i pojazd w wyznaczonych do tego checkpointach. Co prawda rozmieszczenie ich nie wydawało mu się do końca sprawiedliwe i często musiał pokonywać ponownie długą drogę zanim dotarł do miejsca kraksy. Nie będzie jednak narzekał, najważniejsze, że jego tyłek pozostał w jednym kawałku… Odnosił wrażenie jakby forteca jednak chciała mu pomóc! Unoszące się gdzieniegdzie, lub poukrywane litery kodu DNA, z których musiał ułożyć napis EXTRA – zwiększały ilość jego istnień dostępnych na jeden przelot. Kolekcjonując je musiał jednak uważać, gdyż co kilka sekund przybierały inny symbol…

Oczywiście wredni kosmici nie byliby sobą, gdyby nie przygotowali dla niego komitetu powitalnego! Szybował akurat w obszernej hali i dawał odpocząć swoim zmysłom. Wtedy zaatakowali! Dwa pojazdy Obcych o zupełnie odmiennym wyglądzie. Pierwszy przypominał wielką komórkę i początkowo wziął go za tutejszą faunę, drugi budził skojarzenia z Tie Fighterami, które widział dawno temu w odległej galaktyce. Jednak obydwaj rzucili się na niego w identycznej trajektorii ataku, co nie pozostawiło mu złudzeń! Działają razem, zaś ich cel był tylko jeden – wyssanie energii, paliwa ze zbiorników jego statku! Szybkim uskokiem w bok uniknął kontaktu z napastnikami, zaś oni jakby nawet tego nie zauważyli. Nie byli najwidoczniej zręcznymi pilotami. Zanim zmienili kierunek lotu – zdążył wpakować w nich kilkanaście laserowych pocisków! Fakt, ich bariery ochronne były zadziwiająco odporne, lecz w końcu wybuch obu pojazdów odbił się głośnym echem od ścian Omegi. Sayonara skurczysyny! Walka z nimi na otwartej przestrzeni nie będzie żadnym wyzwaniem… Później atakowali go jeszcze wielokrotnie w postaci spodków, lewitujących węży czy latających robotów… Niekiedy wykorzystali jego nieuwagę i zanim zorientował się, że wrogowie potrafią przeniknąć przez wszelką materię – przypłacił to stratą paliwa, a nawet życiem. Musiał unikać wszelkiej konfrontacji w trakcie najbardziej czasochłonnych manewrów! Inżynierowie Obcych mogli bardziej popisać się przy projekcie swoich jednostek, ale nie będzie narzekał… Spodobało mu się, że z wrogich wraków wypadają nieraz różne bonusy. Trochę bardziej martwił go fakt, że wymiana ognia z nieprzyjacielem schodzi na dalszy plan w tej wyprawie. A lubił złomować tych drani! Omijaj, eksploruj, dopiero strzelaj! Dawał sobie wytyczne w myślach. W sumie takie rozłożenie atrakcji w Omedze było dosyć nowatorskie…

W trakcie lotu spotkamy wiele przeszkód: bariery, lasery itp. Na dolnych screenach widać żółte generatory mocy – cele naszej misji.

Zdziwił go fakt, że znajdowane po drodze rakiety wypełnione antyczną energią były tak rzadkie. A dodatkowo wkurzyła go trochę niedokładna detekcja ich zbierania. Zdarzyło mu się, że przeleciał Czarną Mambą nad czubkiem pocisku, lub jego podstawą – a chwytaki pojazdu nie zadziałały. Przecież miał jeszcze wolną przestrzeń w swoim luku rakietowym! Podobnie było z niektórymi metalicznymi płytami, raz topiły się po jednej salwie jego laserów, innym razem potrzebowały kilku… Dziwnym był fakt, że generatory mocy, które musiał aktywować, zaczęły pojawiać się dopiero gdzieś w połowie pierwszego, mozolnego etapu. Jeżeli nie przeczytałby wcześniej instrukcji – nie wiedziałby co do cholery jest celem jego misji! Przez pierwsze kilka podejść do Omegi – myślał nawet, że coś przeoczył… Najbardziej zdenerwowały go jednak wszelkie wskaźniki umieszczone na jego konsolecie. Zupełnie nieczytelne na monitorach CRT zamontowanych w jego antycznym, lecz nowoczesnym frachtowcu. Ile celów pozostało mu do końca misji? Jaki jest jego wynik punktowy? Za cholerę nie mógł się doczytać. Mocno wkurzony uderzył nawet kilka razy pięścią w ekran! Nie pomogło… Żałował także, że Omega nie punktuje brawurowego, szybkiego lotu, że takowy nie wpływa na wynik misji. Wtedy opłacałoby się bardziej ryzykować, a jak powszechnie wiadomo ryzyko zawsze podnosi adrenalinę… Delikatnie irytowała go także cisza, a raczej skąpstwo efektów dźwiękowych dochodzących do jego uszu. Wystrzały, odgłosy tankowania, irytujące sygnały pojawiających się Obcych, czy proste dżingle kiedy coś zbierał. Dobrze, że chociaż przyjemnie brzmiące odgłosy pracy silników zastępowały mu nieobecną muzykę…

Korytarze wydrążone w fortecy nauczą cierpliwości i pokory każdego pilota…

Kiedy zagłębiał się coraz dalej do wnętrza bastionu docenił jego zróżnicowanie pod względem budowy. Jednakże mniej zdolni piloci mogą tam nigdy nie dotrzeć… Drążone w skale, jakby naturalne labirynty zmieniły się w komnaty budowane pewnikiem ludzką ręką, gdzie można było rozróżnić nawet poszczególne cegły. Gdy już przyzwyczaił się do tych swojskich widoków zaskoczył go zupełnie nieziemski projekt kolejnego odcinka trasy. Jakby wlatywał do wielkiego statku matki tych cholernych przybyszów z gwiazd, z elektronicznymi ścianami i dziwnymi trójkątnymi kokonami. Oczywiście przedstawionymi w dosyć prosty, oszczędny sposób, jednakże miało to swój unikalny urok. Zauważył, że poszczególne wystroje wnętrza Omegi powtarzają się wielokrotnie w ciągu bardzo długich poziomów jakie musiał przebyć. Zbyt długich! Tylko nieliczni żołnierze dotrwają do końca pierwszego, ci najbardziej wytrwali i zajadli w bojach! On, ziemski heros podoła! Gdyby jednak kreator tego miejsca skrócił etapy, gdzie każdy wystrój byłby kolejnym – na pewno zdynamizowałby wyzwanie tutaj zawarte. Nawet żółtodziób lotnictwa mógłby się wtedy cieszyć, że przeszedł chociaż jedną planszę…

Kolejne zgony i ponowne mozolne próby oraz zdobyte w trakcie nich doświadczenie – pozwalały mu dolatywać coraz dalej i dalej… Nie ma co owijać w bawełnę – to misja tylko dla najbardziej wytrwałych pilotów. Musiał sobie dawkować ją z przerwami, odpocząć od kolejnych podejść do pokonania Omegi. Potrzebował wytchnienia, a nawet chciał porzucić tę wyprawę i poświęcić całą ludzkość! Coś jednak powodowało, że powracał na śmiertelny szlak, coś wzywało go w głąb kosmicznej twierdzy… Z każdym kolejnym przelotem ściany Omegi zmieniały swoją barwę, a on coraz bardziej doceniał wymyślną budowę poszczególnych jej segmentów oraz tajemniczą atmosferę tej samobójczej misji. Odwiedzając ponownie te same obszary – zauważył, iż niektóre elementy twierdzy są generowane losowo. Rozmieszczenie reaktorów, czy rakiet przeznaczonych do ich aktywacji, albo metalowych płyt do zestrzelenia… Wcześniej zamknięte wrota okazywały się teraz otwarte i pozwalały zwiedzić nowe miejsca… Wprowadzało to trochę świeżości do całej przygody i nie nudziło pomimo wielu prób…

gramynagazie GORFMacierzysta planeta najeźdźców zniszczona! Forteca wraca do domu, podobnie jak nasz bohaterski pilot. Ilustracja: Fortress Earth Arrival, autor: Adam Burn.

Kiedy przytrzymał dłużej spust i wystrzelił rakietę w ostatni reaktor mocy – wnętrze Omegi rozbłysło żółtym światłem. Nie zdziwiło go to, przecież widział ten błysk zawsze, gdy aktywował każdy z poprzednich generatorów. Tym razem jednak trwał on zdecydowanie dłużej, a czas przestał biec na krótką chwilę… Antyczna energia wypełniła wszelkie przewody ukryte w ścianach kosmicznej fortecy i skierowała się do elektronicznego mózgu w centrum dowodzenia. Nastąpił restart wszystkich systemów operacyjnych sztucznej inteligencji Omegi, przywracający jej defaultowe ustawienia. Gwiezdna twierdza zawróciła z kursu kolizyjnego z Ziemią i skierowała się do układu planetarnego Obcych. Przekierowała całą odzyskaną energię w zamontowane na jej grzbiecie silosy wyrzutni jądrowych i wprowadziła koordynaty planety macierzystej najeźdźców. Pozostali tylko wspomnieniem, planetarnym pyłem w tamtejszej galaktyce, zaś ludzkość po raz kolejny została uratowana…

On, najlepszy pilot na Ziemi, w nagrodę za wykonanie zadania mógł szkolić swoje umiejętności bojowe wykonując kolejne misje we wnętrzu fortecy. Na początku nawet ucieszył się z tego powodu, bo dobrego treningu nigdy za wiele… Jednakże kiedy zobaczył, że każdy następny etap z kolejnych dziewięciu jaki zasymulowała przed nim Omega – jest wariacją pierwszego – nie ucieszył się. Wnętrze fortecy zostało urozmaicone przez kilka nowych przeszkód i pułapek, metaliczne płyty stały się bardziej wytrzymałe, a wirtualne odpowiedniki kosmitów uzyskały umiejętność rzucania niszczycielskich bomb. Na ścianach całego kompleksu pojawiły się drobne ozdobniki, jednakże trasa przelotu – pozostała identyczna. Przeszedł jeszcze dla wprawy kilka kolejnych leveli, po czym wyfrunął z wnętrza Omegi w poszukiwaniu nowych wyzwań. Był jednak pełen uznania dla Jasona Kendalla – architekta tego miejsca, który stworzył je w pojedynkę. Pomimo nie najlepszego pierwszego wrażenia jakie zrobiła na nim ta wyprawa, z biegiem czasu docenił jej klasę. Bardzo wymagająca, dosyć nowatorska i niespodziewanie rajcowna podróż. Żeby w pełni się nią cieszyć musiał ujarzmić Czarną Mambę. Najbardziej dumny był jednak z faktu, że zmierzył się z legendą przekazaną mu w młodości przez ojca… Możliwe, że kiedyś powróci jeszcze do wnętrza kosmicznej fortecy w celu pobicia swoich wyczynów. Chociaż wieść niesie, że na zawsze oddalił się do rozpikselizowanej galaktyki Retro Na Gazie, gdzie wszyscy chętni mogą śledzić jego dalsze ekscytujące przygody. Zarówno w atarowskich, jak i innych małobitowych systemach…

SPACE FORTRESS OMEGA (ATARI XL/XE)

Retrometr

PS1. O głównym nurcie przygód Pilota Czasu przeczytacie w następujących artykułach RetroBorsuka i nie tylko.


STEROWANIE

EKRAN TYTUŁOWY:

START LUB FIRE – rozpoczęcie gry.

OPTION – dostosowanie ekranu do pionowego wyświetlania.

SELECT – zmiana poziomu trudności. Od TRENINGU (najwolniejszy, najkrótsze poziomy, najmniej zajadli wrogowie, bez ubywającej energii w trakcie lotu, z 2 dodatkowymi życiami), poprzez PILOTA (standardowe ustawienia gry), kończąc na ASIE LOTNICTWA (szybsza rozgrywka, manualna zmiana uzbrojenia poprzez przytrzymanie fire).

LOT W OMEDZE:

DŻOJ: FIRE – strzał, przytrzymanie FIRE – wystrzelenie rakiet (trzeba być ustawionym naprzeciw reaktora), DÓŁ – najwolniejszy pęd statku, POZYCJA NEUTRALNA WOLANTA – średnia prędkość, GÓRA – najszybszy pęd. LEWO PRAWO (oraz skosy) – szybowanie w poziomie. Żeby odnieść sukces należy sobie przyswoić umiejętność precyzyjnych manewrów co do piksela…

SPACJA – pauza. Wracamy do rozgrywki poprzez ruch dżojem.

OPTION – jednorazowe uzupełnienie baku. 

Pełną wersję gry oznaczonej symbolem 1.1 ściągniecie STĄD.

Elektroniczną instrukcję znajdziecie TUTAJ.

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.