W związku z tym, iż zostałem zaproszony do poprowadzenia serii artykułów jako nowa osoba na serwisie istniejącym już od kilku lat, uważam że w pierwszym z nich powinienem się jakoś przedstawić i opowiedzieć co nieco o sobie. Tak więc pozwólcie bym zaczął właśnie od tego.
W cyberprzestrzeni publikuje swoje materiały już od dłuższego czasu jako Mocny Browarek. Zajmuje się omawianiem głównie gier retro ze szczególną pasją do przypominania o zapomnianych perełkach ubiegłych generacji oraz o grach tak mało znanych, że nie miały nawet szans bycia zapomnianymi. O ile nie istnieje taki gatunek, którego bym nie lubił – szczególną pasją darzę RPGi (z podkreśleniem na ich podgatunek wywodzący się z kraju kwitnącej wiśni oraz Godzilli znany jako jRPG), uwielbiam także FPSy, oraz wszystko co wrzuca się do worka podpisanego „przygodowa gra akcji” (osobiście nie przepadam za tym określeniem, a przede wszystkim za faktem, iż każdą grę nie pasującą do któregokolwiek z innych gatunków – wrzuca się właśnie do tego worka…). Poza tym niezdrowo wręcz lubię się rozgadać w temacie tych gatunków rozrywki elektronicznej i one głównie zdobią mój kącik gracza. Urządzeniami do grania przy których spędzam najwięcej czasu są dwie pierwsze konsole od Sony, a także MegaDrive oraz Dreamcast od Segi. Nie unikam także grania na PC, który zaspokaja me potrzeby związane z dobrymi FPSami oraz nieco rzadziej RTSami. Wspomniałem o tym byście mieli świadomość czego możecie się po mnie spodziewać, najważniejsze zostawiając na koniec.
Moja twórczość skupia się głównie na publikowaniu wideo-recenzji na znanym wszystkim serwisie. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę (w końcu zamieszczam me przemyślenia na serwisie zajmującym się recenzją pisaną) twierdząc, iż takie medium jest najlepszym sposobem na omawianie gier. O ile fabułę, postaci oraz mechaniki można równie dobrze opisać na papierze jak i w formie mówionej, o tyle możliwość usłyszenia oraz zaobserwowania tego co na myśli ma autor daje znacznie lepsze wyobrażenie (zwłaszcza, gdy ktoś ma tak niezdrową wręcz jak ja obsesję na punkcie audio). Chcę przez to dać do zrozumienia, że moje artykuły będą odbiegały od standardu pozostałych autorów przede wszystkim mniejszym rozmiarem. Ma to związek nie tylko z tym, że jestem w kwestii tekstowych recenzji najzwyczajniejszym amatorem, ale głównie z powodu, że każdy z moich tekstów będzie dodatkowo zawierał jeden lub kilka odcinków gotowego już materiału filmowego. Tyle w kwestii przywitania, przejdę więc do tego po co mnie tutaj zaproszono – opisania w kilku krótkich akapitach czemu Xenogears jest najlepszą grą jRPG, a jedynie najwięksi fani gatunku o niej słyszeli?
XENOGEARS
SQUARESOFT (1998)
PLAYSTATION
GATUNEK: JRPG
Zaczynając od tego co najbardziej oczywiste – powodu, przez który mało kto z czytających me wypociny zna ten tytuł. W wielkim skrócie – nie został on nigdy wydany w europie (jak zresztą połowa przedstawicieli tego gatunku gier, co czyni ich kolekcjonowanie upierdliwym). Jednak podczas gdy powody pomijania starego kontynentu podczas premier tak wielu świetnych gier są nieznane, w przypadku Xenogears rozchodzi się o kontrowersyjne dla osób o nikłym ego oraz słabej wierze – motywy antyreligijne. Dla pasjonata każdy powód (poza nielicznymi przypadkami typu Rapelane), przez który gra nie została dopuszczona do sprzedaży jest przykry, ale coś tak błahego jak brak wiary w to, że Europejczycy nie byliby w stanie powstrzymać się przed paleniem kolejnych kopii gry w kościołach jest szczególnie głupi. Tyle w kwestii mej zbędnej dygresji. Omawiany tytuł jest pod każdym względem tak odległy sztampie gatunku jak to tylko możliwe. Brak tu kolorowego świata fantasy z dobrze nakreślonym „wielkim złym” oraz nastoletnimi wybrańcami światłości. Zamiast tego spodziewać się możemy realistycznego świata sci-fi pełnego intryg politycznych. W jednym z głównych wątków przyjdzie nam nawet ratować więźnia politycznego, obalimy rząd, weźmiemy udział w wojnie, a to tylko czubek góry lodowej! Występują tu także postacie o nie do końca zrozumiałych motywach, zaś naprawdę niepokojącą ideą jest istnienie zaawansowanego technologicznie państwa w chmurach, które traktuje ludzi zamieszkujących powierzchnię planety niczym zwykłe bydło. Podobnie sprawy się mają z drużyną „tych dobrych”. Podczas gdy w grach tego gatunku postać startowa (czyli główny bohater) jest przeważnie tym najsilniejszym, wokół którego krąży cała fabuła, o tyle Fei w Xenogears jest jedynie jednym z wielu trybików pchających naprzód rozwój wydarzeń. Jego nauczyciel Citan Uzuki pojawiający się i znikający z naszej drużyny jak za dotknięciem magicznej różdżki – szybko okaże się znacznie bardziej interesujący… Podobnie jest w sumie z kapłanem imieniem Billi, którego rodzina i zaplecze fabularne okażą się ciekawsze niż ogólny story arc niejednej CAŁEJ gry jRPG, a to tylko jedna z postaci które do nas dołączą. Na tym w sumie polega geniusz tej produkcji – niemal każda napotkana postać ma sens, znaczenie, posiada własne i ciekawe zaplecze fabularne, które przeplatać będzie się z wątkiem głównym.
Startowa wioska w grze i nasz heros Fei.
Mógłbym rozpisać się w tym temacie na kilka stron, ale przypominam, iż już się w nim rozgadałem, więc przejdę po prostu do drugiej najistotniejszej mechaniki gier tego gatunku, czyli walki. O ile w jRPG najbardziej lubię wymagające taktycznie starcia (dlatego najbardziej lubię podgatunek taktycznych jRPG) jak w Front Mission, czy Chrono Cross, który wymaga wręcz zaplanowania kilku najbliższych tur w przód, o tyle Xenogears jest w mej opinii najlepszym kompromisem pomiędzy przyjemnością, oryginalnością oraz trudnością. Jeśli gry jRPG kojarzysz z wybieraniem ataku z tabeli – to zapomnij o tym na chwilę. Kontroler pierwszego Playstation ma wiele przycisków i będziesz musiał z nich korzystać, bowiem trzy z nich odpowiadają za różne ataki które łączyć będziemy w combosy… Prawie jak w bijatyce! Oczywiście możemy zamiast tego zużyć swoją kolejkę na jakieś uzdrowienie, albo nawet nie wykorzystać wszystkich punktów akcji, zachowując je na później – w celu wykorzystania ich do złożenia jednej wyjątkowo potężnej kombinacji. To już jednak sam gracz szybko rozpracuje i dostosuje do swoich preferencji. Ponadto o ile większość postaci z naszej drużyny jest po prostu dobra w klepaniu mord, o tyle taki Billi dźwiga ze sobą pokaźny arsenał pukawek, do których ponadto będziemy musieli uzupełniać amunicję, a taka Maria jak przystało na małą dziewczynkę wcale nie potrafi walczyć… ani używać niczego na wzór magii… Ona po prostu wzywać będzie swego robota do zgniatania oponentów niczym robali. Skoro już o robotach mowa – w tej grze nazywają się one Gears i często będziemy mieli okazje po prostu do nich wskoczyć – aby zgnieść naszych oponentów, jeśli ci nie będą pilotować swoich maszyn (Maria zawsze ma dostępnego swego geara). Często także zostaniemy rzuceni do sekcji gry, które spędzimy w gearach.
Bitwa gearów na pustyni.
Tutaj robi się znacznie ciekawiej i trudniej zarazem. System walki ulega zmianie – teraz z każdą kolejką zdobywamy więcej punktów akcji, które prędko będziemy mogli zużyć na wykonanie słabszego kombo, albo gromadząc je dłużej wywalimy wszystkie na coś potężnego. W chwilach zagrożenia odpalimy boostery, które jednak ogromnie zwiększą konsumpcje paliwa – i to jest to co uwielbiam w grach tego gatunku – czyli konieczność myślenia, planowania… opracowania TAKTYKI oraz spora kustomizacja postaci. Na przykład w serii Final Fantasy niestety tego brak, ponieważ to miały być gry proste i zrozumiałe nie tylko fabularnie… Szkoda, że kustomizacja w Xenogears dotyczy tylko gearów – ale przecież zgodzicie się, że jakakolwiek jest lepsza od jej braku. Geary mają ograniczone paliwo, które musi nam wystarczyć na całą sekcję, co wprowadza fajny element taktyczny: uderzymy przeciwnika mocniej kosztem zużycia większej ilości paliwa, czy słabiej za mniejszą jego ilość, ryzykując utratę zdrowia? Zdrowie niestety nie może zostać gearom przywrócone magią ani przedmiotami, czyli jest ono ograniczone tak samo jak paliwo… Przez ponad połowę naszej przygody musimy zmagać się z jego niedoborem, zanim otrzymamy części pozwalające naprawiać nasze geary… kosztem ogromnej porcji paliwa. To nie tylko wymusza na nas taktyczne myślenie, ale i dodaje tą przyjemną odrobinę nerwów. W kwestii kustomizacji możemy chociażby złożyć lekkiego, ale responsywnego robota, który w rękach wprawnego pilota unikać będzie obrażeń, albo ciężkiego molocha przyjmującego wszystko na klatę. Możemy wrzucić do niego silnik zwiększający znacznie siłę ataku kosztem ogromnego poboru paliwa, albo odwrotnie – paliwo przestanie być problemem, zaś moc naszych ciosów będzie mizerna. Wtedy wróg zamiast eksplodować po byle trzepnięciu w pancerz, wytrzyma nawet zabójczą kombinację ataków. W każdym razie pod względem taktycznym oraz rozbudowy naszych robotów jest naprawdę bogato.
Mostek kapitański statku kosmicznego, którym sterujemy w grze.
Oprawa audio jest naturalnie niesamowita jak przystało na Yasunoriego Mitsudę, który później skomponował muzykę do chociażby Chrono Crossa. Nie zamierzam się w tym temacie bardziej rozpisywać, bo od tego są uszy by muzykę słuchać, a mózg powinien ją interpretować i oceniać według indywidualnych preferencji słuchacza. Chociaż bardzo smuciłoby mnie, gdyby ktoś nie podzielił mego zdania na temat tych kompozycji. Z kolei w kwestii wizualiów: dwu wymiarowe postaci biegające po trójwymiarowym świecie to coś zupełnie odwrotnego od tego do czego przyzwyczaiła mnie piąta generacja. Jest estetycznie, ale mogło być lepiej. Zwłaszcza gdy zobaczymy w pełni trójwymiarowe geary, które są pełne detali.
Recenzja Video XENOGEARS
W kwestii podsumowania – poza mroczną i wymagającą fabułą, która może odrzucić osoby oczekujące czegoś nieskomplikowanego w kolorowym świecie (na przykład: czterech wybrańców kryształów oraz złego smoka), zwrócę również uwagę na dość wysoki poziom trudności tej produkcji. Na szczęście nie wymaga ona grindu, jednakże punkty zapisu są nieraz od siebie znacznie oddalone – przez co sekcje, w których sterujemy robotami mogą okazać się wymagające… Ponadto pod koniec naszej przygody gra lubi rzucić w naszą stronę kilku bossów, jeden po drugim bez punktu zapisu oraz szansy na naprawę. No i w końcu – gra nigdy nie została ukończona. To znaczy została, ale ostatnie godziny rozgrywki są po prostu pośpiesznie sklecone z serii walk oraz cutscenek, zaś niektóre wątki nie zostały odpowiednio zakończone… Niestety Squaresoft jak każda korporacja w latach 90-tych wolała inwestować w łatwe do sprzedania i pewne hity jak Final Fantasy, zamiast ryzykować z bardziej ambitnymi i eksperymentalnymi produkcjami. Jednak tego najwidoczniej pragną odbiorcy gatunku jRPG, gdyż nawet najlepsza część Final Fantasy, czyli szósta nie odcisnęła swego piętna na umysłach graczy równie wyraźnie co dziewiątka oraz… siódemka, bleh!
Końcowe starcia w grze potrafią być wymagające!
Czy Xenogears polecam? Jak najbardziej tak. Oczywiście jak powiedziałem – nie wszyscy docenią mroczniejszy i bardziej wymagający świat wykreowany w tym tytule (przez wymagający rozumiem fakt, że trzeba tu nieraz pomyśleć). Temu też raczej nie dałbym tej gry laikowi chcącemu dopiero się wciągnąć w ten gatunek gier, a raczej wręczyłbym mu coś prostszego jak Lunar, Wild Arms, czy Final Fantasy. Pomijam też kwestię braku dostępności tego tytułu na naszym kontynencie, gdyż są przecież różne sposoby na jego ogranie. Bardziej legalne jak posiadanie amerykańskiego konta PSN (na którym jest ogólnie znacznie więcej gier, za mniej złotówek) oraz mniej legalne jak poszukanie przez google tytułu gry z dopiskiem .iso… Ja uważam, że o takich grach należy po prostu wiedzieć, poznać je i zapamiętać. Skoro ich producent dawno temu przestał je sprzedawać, a nawet nigdy nie wprowadził ich na rynek sporej części odbiorców – to nikomu takie coś nie zaszkodzi (ciekawe, czy to zostanie wycięte przez administrację serwisu hue hue – powiedzmy, że w pierwszym wpisie dam fory;)).
No cóż mam nadzieję, że pierwszym wpisem wywarłem na was pozytywne wrażenie, pomimo mego niegroźnego zwyczaju podśpiewywania się z tej wielce znanej serii, którą wszyscy tak bardzo kochają… bo nie znają żadnych innych! ;-). A jeśli tak jak ja lubicie ten podgatunek gier, nie posiadacie jednocześnie kruchego ego – co pozwoli wam znieść inne zdanie niż wasze własne – to na koniec zapraszam do krótkiego materiału video o: historii i mitach jRPG oraz prezentującego moją opinię o Final Fantasy (tak uwielbiam tą serię mimo wszystko…). Myślę, że pewnie się jakoś dogadamy, albo przynajmniej podtrzymując odmienne zdanie – wzajemnie uszanujemy. Pozdrawiam i do następnego wpisu!
Historia i Mity o JRPG i Final Fantasy
Autor tekstu i filmów: Mocny Browarek
PS1. Witamy serdecznie nowego kolegę Mocnego Browarka na pokładzie Retro Na Gazie i mam nadzieję, że razem pożeglujemy tą łajbą wspomnień w różne ciekawe i niezapomniane światy w grach na konsole i nie tylko. Naszych czytelników zachęcam do wyrażania opinii zarówno o wpisie jak i o filmach autorstwa Mocnego Browarka zarówno na naszej witrynie jak i na jego youtubowym kanale. Przyznam się, że jestem pod dużym wrażeniem filmów przygotowanych przez autora i nawet nie będąc miłośnikiem jRPG obejrzałem je z wypiekami na twarzy. (Borsuk)
PS2. Screeny pochodzą z MobyGames.