Witamy w najnowszym odcinku naszego i waszego ulubionego serialu o 8-bitowych grach! Dzisiaj obejrzycie pojedynek dwóch zaciekłych wrogów Larka i Borsuka! Pokłócili się? Nie, skądże! Wcielili się po prostu w skóry bohaterów dzisiejszego filmu, czyli najlepszych szpiegów jakich kiedykolwiek nosiła Matka Ziemia. Zapraszamy na znaną i lubianą trylogię gier Spy vs. Spy! Tym odcinkiem wracamy do podstawowej formuły Gramy na Gazie – czyli przechodzimy dla was (i omawiamy) najfajniejsze szpile z naszej młodości. W związku z faktem, iż ukończenie każdej cześć gry z serii Szpieg kontra Szpieg zajmuje mniej niż kwadrans – zaliczyliśmy dla was od razu całą trylogię! Fajno, no nie? Czy są pośród was młodzi retro gracze nie znający tych bohaterów oraz ich przygód? Nie kojarzący tej wielce zabawnej i mocno popularnej w Polsce trylogii gier zręcznościowo-taktycznych? Jeżeli tak, to w końcu nadrobią zaległości i dowiedzą się cosik o działaniach tajnego wywiadu. Resztę zapraszam do nostalgicznej podróży w przeszłość wraz z najlepszymi szpiegami okresu Zimnej Wojny!
SZPIEDZY TACY JAK MY
czyli ŻRĄCA MASECZKA I KORKOCIĄG (NIE TYLKO DO WINA…)
Kiedy rano golił się w łazience, zobaczył kątem oka jak potajemnie wrzuca mu truciznę do herbaty. Był dobrze na to przygotowany. Zdradziła się już w nocy, kiedy w trakcie orgazmu zaklęła siarczyście po rosyjsku. Nawet tego nie zauważyła. W odróżnieniu od niego… Słyszał o niej tylko opowieści kolegów z CIA, Olga Trucicielka, jedna z najlepszych agentek KGB, nasłana przez jego odwiecznego rywala Borysa Borsukowicza… Dlaczego nie zabiła go wczoraj? Pewnie chciała go najpierw zaliczyć, a później chwaliłaby się wszystkim, że przeleciała i zabiła Doktora! Arniego Larksona, chemika, profesora, najlepszego Agenta CIA, zwanego Doktorem Śmierć. – Kochanie, chodź i napij się gorącej herbatki przed pracą, zasłużyłeś mój ty ogierze! Nałożyłbyś mi maseczkę odświeżającą? Pokroisz ogóreczki? – Oczywiście kotku – nie zdradził się, że dawno ją rozszyfrował. Mógł ją zabić zwykłym nożem już teraz, lecz nie na daremno nazywali go Doktorem. Przyszedł z dwoma plastrami ogórków, które położyła sobie na oczy udając, że nie patrzy… Zasłonił na sekundę widok, zręcznym ruchem ręki zamienił filiżanki, po czym wypił swoją jednym haustem. I tak pewnie podglądała go spod ogórasów… – Pyszna herbatka, taka jaką lubię! Naprawdę wyjątkowa z ciebie kobieta. Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej! – Lepiej późno niż wcale, głuptasie. Proszę, nałożysz mi maseczkę na twarz? Możliwe, że nie mamy już dużo czasu… – Czyżbyś się gdzieś wybierała? – Prędzej ty kochanie, hahahaha! – zaśmiała się szyderczo. – No tak, kotku – powiedział – wychodzę przecież do pracy – udał debila, który nie zrozumiał kontekstu. – Gdzie położyłaś maseczkę? – No jak to gdzie? Oczywiście, że w kuchni! – Była pewna swego. Nawet nie podnosiła plastrów z oczu, żeby zobaczyć jak upada, wiedziała, że zaraz to usłyszy… Zdziwiła się jednak kiedy nic takiego nie nastąpiło… Już miała wstać i sprawdzić co się dzieje, kiedy… Kiedy on ubrany w biały fartuch nagle wyłonił się z kuchni i wylał kanister kwasu solnego na jej twarz!
Pierwsza część. Występują: Arnie Larkson oraz Borys Borsukowicz!
Ujeżdżała go niczym dżokej konia, a jej duże skaczące piersi były naprawdę przyjemnym widokiem! – Koń dobre słowo na tę chwilę! – pomyślał, gdyż właśnie jej końskie rysy twarzy i blizny po operacjach plastycznych zaniepokoiły go najbardziej. Ta wredna sucz tylko przerobiła się na Rosjankę, pewnie u jakiegoś amerykańskiego chirurga! Przedstawiła mu się jako Natasza Kamiennaja, a tak naprawdę nazywała się Sharon Stone i była płatną zabójczynią, nasłaną na niego przez jego największego rywala – Arnie Larksona z CIA. Dlaczego nie zabiła go wcześniej? Pewnie chciała go najpierw zaliczyć, a później chwaliłaby się wszystkim, że przeleciała i zabiła Borysa Groźnego! A tak naprawdę Borysa Borsukowicza, najlepszego Agenta KGB, znanego ze swojej bezwzględności i brutalności. Od dłuższego czasu wśród jego kolegów po fachu, krążyły opowieści o jakiejś tajemniczej agentce, która morduje ruskich szpikulcem do lodu. Najpierw szczytuje, później szlachtuje! Chociaż w tej chwili żadne to pocieszenie… Cholera, że też wczoraj o tym nie pomyślał, kiedy napatoczyła się na niego w barze. Niby przypadkiem! Rozejrzał się po łóżku i uśmiechnął do siebie, kiedy ona zaczęła nagle niesamowicie jęczeć! Udaje, czy dochodzi? Nieważne! Wcale nie była taka cwana jak myślała. Wiedział co teraz nastąpi… Drgawki rozkoszy przestały przechodzić przez jej ciało, odchyliła głowę do tyłu i niby rozciągając się… sięgnęła po ukryty szpikulec! – Pozdrowienia od Arniego! – zamachnęła się i … zastygła w bezruchu. Oczy wyszły jej na wierzch od siły uderzenia, zaś krew wypłynęła z ust, spłynęła prosto po brodzie i korkociągu wbitym mocno w jej podbródek. No i po zaciśniętej pięści Borsukowicza! – Zapomniałaś kochanie, że przed seksem piliśmy wino? – uśmiechnął się do niej, po czym dla pewności przekręcił korkociąg jeszcze kilkakrotnie…
W sequelu wylądują w tropikach!
Była pełnia kiedy stanęli naprzeciw siebie w korytarzu ambasady. – Twoje marzenie się spełnia, co Larkson? Wreszcie się spotykamy twarzą w twarz, po tylu latach! – zakrzyknął do konkurenta Borsukowicz. – Myślisz, że rzucę się na ciebie z mordem w oczach Borysie? Głupi jesteś. Nie mam z tobą najmniejszych szans w starciu wręcz! Jednak przygotuje ci tutaj naprawdę wyjątkową ścieżkę zdrowia! – zaśmiał się Doktor Śmierć i zniknął w mroku opustoszałych pomieszczeń. Borys Groźny wzdrygnął się przez chwilę i chyba nawet zląkł… Pierwszy raz w ciągu swojej długiej służby dla ojczyzny… Larkson przecież słynie ze swoich śmiertelnych pułapek! – Cholera, w tym budynku muszą trzymać naprawdę ważne dane, skoro firmy na akcję wysyłają swoich najlepszych agentów…
ZZA KULIS
Patrzcie! Szpiedzy harcują już u Borsuka w Norze! To czołówka drugiej, tropikalnej części.
URLOP WYPOCZYNKOWY. Tak się szczęśliwie złożyło, że zarówno mój przyjaciel, profesor Larek oraz ja – mieliśmy ostatnio zasłużony urlop! Cudownie, wręcz wspaniale wypoczywaliśmy! Buhahahaha! Dokonaliśmy wzorcowego samozaorania i postanowiliśmy w trakcie urlopu nagrać od cholery materiału do naszego programu. Doszło do absurdalnego tygodnia, w trakcie którego nakręciliśmy 13 (słownie: trzynaście) odcinków Gramy na Gazie plus przeprowadziliśmy dla was pamiętną transmisję z Turnieju Live! Szczerze to trochę za grubo popłynęliśmy… W pewnym momencie bałem się nawet, że mój towarzysz zostanie wyrzucony z domu i będzie spał u mnie w stołowym, gdyż przyjeżdżał do mnie z rana, a wychodził koło północy… W trakcie pozostałych dni naszego wypoczynku Larek wziął się oczywiście za montowanie filmów, a ja za pisanie lub edytowanie tekstów dla Retro na Gazie. Żeby nie było nudno! Dodatkowo postanowiłem się zmierzyć z czymś co odwlekałem w czasie, ale o tym poczytacie w postscriptum. Podsumowując, nie wiem jak profesorek, ale ja na koniec mojego urlopu – jestem bardziej wycieńczony, niźli grupa kandydatów na szpiegów po morderczym treningu w tajnej siedzibie CIA… Jednakże nie będę się żalił (już to zrobiłem?), gdyż kiedy siadam to pisania takich wypocin jak te – czuję nostalgiczny przypływ mocy, który stawia mnie na nogi lepiej niż trzy poranne kawy! Dosyć farmazonów, mocy przybywaj i jedziemy z tym wpisem!
Trzecią odsłonę, czyli arktyczną wyspę zaczęliśmy już zwiedzać na ostatnim SACPie. Pozdrawiamy Amigowców!
W MŁODOŚCI. Jak wyglądały nasze kontakty w młodości z trylogią gier Spy vs. Spy? Larek, który w naszym filmiku wciela się w mojego odwiecznego rywala – bardzo dużo grał we wszystkie części ze swoją kuzynką. I szczerze – widać na filmie, że lepiej przeszedł wszystkie szczeble szkolenia CIA. Jego koledzy po fachu pewnie są z niego dumni! Niestety ja miałem kontakt głównie z pierwszą częścią, w którą młóciłem ostro z moim kuzynem Gałasem (nie macie go już dosyć w mych wpisach?). Zaprawdę powiadam wam, nasze bitwy w ambasadzie, gdzie rozgrywa się akcja pierwszej części przygód Szpiegów – przeszły do historii KGB i są puszczane młodocianym kadetom jako filmy instruktażowe! Pozostałe dwie części trylogii wpadły w moje łapska dosyć późno (nie wiedzieć czemu długo po premierze) i w momentach, kiedy nie miałem koło siebie żadnego towarzysza do szpiegowskiej rywalizacji. Kiedy gramy samemu ta seria niestety nie daje tyle radości, jak w przypadku pojedynków z człowiekiem. Stąd moje poczynania w sequelach nie są godne radzieckiego szpiega, którym jak zdążyliście pewnie zauważyć, jestem od dziecka… Starałem się jednak jak mogłem aby dotrzymać kroku rywalowi.
Stronica komiksu, na podstawie którego stworzono grę. Klank, dink, slam! Lubię to!
KOMIKS. Zanim przejdziemy do dania głównego, czyli filmiku przedstawię wam trochę tła fabularnego. Skąd w ogóle ktoś wpadł na pomysł zrobienia gry o rywalizacji dwóch szpiegów, którzy wyposażeni w śmiercionośny arsenał polują jeden na drugiego i wykonują zleconą im misję? Pradziadkiem całego zamieszania jest niejaki Antonio Prohias, kubański rysownik, który w 1960 roku uciekł ze swojego kraju, pachnącego cygarami i udami kubańskich dziewcząt – prosto do USA, które jak wiadomo śmierdzi ropą, papierochami i jakimiś szczochami udającymi piwo. W Teksasie ponoć jeszcze wali krowim gównem, ale ja nie o tym miałem chyba tutaj pisać? Otóż znalazł on schronienie w siedzibie magazynu MAD, gdzie przedstawił swój humorystyczny komiks o zaciekłych pojedynkach pomiędzy bezimiennymi szpiegami: Czarnym i Białym. Kreskę i poczucie humoru Prohias miał wyborne, wiec został przyjęty do pracy, a seria komiksowa o przygodach tajnych agentów ruszyła z kopyta już w 1961 roku! Na początku jako wąskie, czarno białe paski komiksowe na dole strony, by później rozrosnąć się do pełno stronicowych rozmiarów (nawet full color). Trzeba przyznać, że komiks był sporym sukcesem i jest kontynuowany do dnia dzisiejszego przez najróżniejszych rysowników i scenarzystów. Nigdy nie miałem magazynu MAD w rękach to nie wypowiem się co do jakości całości, jednakże wrzucę wam do wpisu jakiś kadr z przygodami tych asów wywiadu. Postacie te może nie stały się kultowe, na miarę facetów latających w obcisłych majtkach ubieranych na spodnie, lecz na tyle popularne, iż pojawiły się także w innych mediach. Krótkometrażowe animacje zaprezentowano nawet na Cartoon Network (w serii nazwanej MAD, a jakże!), bohaterowie wystąpili w reklamach napojów Mountain Dew, w 1986 roku pojawiła się gra planszowa, zaś w 1984 to co nas najbardziej interesuje, czyli gra video. I tak doszliśmy do powodu naszego dzisiejszego spotkania.
Zaraz, zaraz! Co tu robią Chevy Chase i Dan Aykroyd? Spacerują, nie widać?!
SZPIEDZY JAK MY? Zostańmy jeszcze na chwilę przy filmach, gdyż nic tak pozytywnie nie wpływa na zbudowanie odpowiedniego klimatu przed partią Spy vs. Spy jak seans porządnego kina szpiegowskiego. Nie wiem czy wy macie podobnie, ale ja przeważnie dobrze się bawię oglądając wyczyny różnistych tajnych agentów. Może stary wyga James Bond trochę już mi się przejadł, zresztą podobno w następnych wcieleniach będzie kobietą, transwestytą albo kosmitą, więc zostawmy tego starego dziada w spokoju, niech przemieli go popkultura. Mamy jeszcze Bourne’a, na którego wyczyny też miło popatrzeć, ale nie widziałem jego najnowszych wyczynów, to nie wiem czy czasem autorzy nie spieprzyli tematu. Zresztą to są szpiedzy akcji, więc przypatrzmy się teraz tajniakom! Z klasyki obejrzyjcie sobie Trzy Dni Kondora (1975) z Robertem Redfordem, Szpieg (2011) z Garym Oldmanem, Północ Północny Zachód (1959) z Carym Grantem, czy całkiem przyjemny Zawód Szpieg (2001) z Pittem i Redfordem. Zresztą filmowcy wykorzystują tematy związane ze szpiegostwem bardzo często i przeważnie w sposób zjadliwy, wiec jeśli poszukacie to znajdziecie jeszcze masę ciekawych filmów o tej tematyce. Ja chciałem wam zwrócić uwagę na najlepszy film o agentach w historii kina jaki kiedykolwiek powstał, czyli niezapomnianą komedię Szpiedzy Tacy Jak My (1985) w reżyserii Johna Landisa, z genialnymi rolami Dana Aykroyda (Pogromcy Duchów) i Chevy Chase’a (za którym nigdy nie przepadałem). To co ci dwaj panowie wyprawiają w tym filmie nie mieści się w pale! Jest tutaj parę niesamowitych scen, które na stałe wylądowały w mojej głowie i zawsze powodują banana na ryju. Po pierwsze egzamin naszych nieudaczników na tajnych agentów, ale to jeszcze pikuś. Po drugie – genialna scena przywitania naszych bohaterów udających amerykańskich lekarzy z brytyjskimi doktorami! Buhahahaha! I najważniejsza – ckliwa, romantyczna i bzdurna opowieść Chevy Chase’a do angielskiej, ponętnej lekarki, w trakcie której jego jedna dłoń niespodziewanie ląduje na jej piersi. Cudny szajs! Do oglądania!
Za pomocą tego hitu – First Star Software trwale zapisało się w historii gier video.
FIRST STAR SOFTWARE. Wróćmy jednak do tematu gier, a filmy szpiegowskie to sobie będziemy polecać w komentarzach. Jaka uznana firma stoi za wydaniem omawianej dzisiaj gry na sprzęty 8-bitowe? Znane, lubiane i doceniane przez graczy First Star Software! Naprawdę dziwny to był wydawca, przecież jeden z jego przebojów na stałe wpisał się złotymi zgłoskami w historię elektronicznej rozgrywki, a i tak jakimś cudem zniknęli z rynku po wydaniu kilku gier. Tym niezapomnianym przebojem był znany wszystkim graczom na świecie – Boulder Dash i jego kontynuacja. Oprócz tego hiciora wydali omawianą dzisiaj trylogię Szpieg kontra Szpieg i parę popierdółek. Niezły klon Qberta zwany Flip and Flop (1983), w którym wcielamy się w małpę (porusza się po suficie etapu) oraz kangura (skacze po podłodze poziomu) i próbujemy zebrać wszystkie kwadraciki rozmieszczone na izometrycznej planszy. Całkiem przyjemne Bristles (1983), w którym malarzem widzianym z boku zamalowujemy wnętrza budynków i uciekamy przed przeszkadzajkami. Ten drugi na stałe wrył mi się w pamięć, gdyż moja mama Krystyna katowała ten grywalny tytuł do upadłego. I to by było na tyle ze zjadliwych gier tej firmy. Niestety. Pozostają nam programy edukacyjne (ojtam, ojtam), kiepska strzelanka Astro Chase (1982) oraz mało zajmująca produkcja oparta na zbieractwie znajdziek czyli Rent Wars (1983). Wszystkie te tytuły oprócz Małego Atari ukazały się dodatkowo na Commodore 64, dodatkowo popularna Komoda doczekała się jeszcze hitowych gier z Supermanem! Nie, no żartowałem. Nie ma hitowych gier z tym bohaterem na żaden retro system, no może jedna na SNESa… Pierwsza Gwiazdka reaktywowana została całkiem niedawno, bodajże poprzez Warnera i działa sobie spokojnie do dzisiaj wydając najnowsze wcielenia swojego największego hitu, czyli Boulder Dasha na różniste systemy. Dlaczego zwinęli się w pewnym momencie z rynku mając w portfolio takie hity jak przygody szpiegów i Rockforda? Nie wiadomo, a ja zbytnio nie wnikałem.
I ty możesz zostać mistrzem olimpijskim dzięki Summer Games od Epyx. Cudnie!
EPYX. Po przedwczesnym rozwiązaniu First Star Software, które siłą rozpędu wydało jeszcze trzecią część na Commodore 64, ktoś musiał wydać ją na Atari XL/XE. Tą firmą był także poważany w atarowskim środowisku Epyx Software, który wcześniej już wielokrotnie współpracował z autorami szpiegów. Gracze pewnikiem kojarzą tego wydawcę z takich hitów jak Pitstop I i II, Summer Games, czy Jumpman i Jumpman Junior. Wydawali oni także wiele gier na licencji Dungeon and Dragons oraz gry firmy Lucasfilm Games (Eidolon, Rescue on Fractalus).
MIKE RIEDEL I JIM NANGANO. Pierwotna wersja Spy vs. Spy tworzona była przez firmę Data Byte na Commodore 64, a jej pomysłodawcą, programistą oraz autorem grafiki był niejaki Mike Riedel. Perypetie Białego i Czarnego szpiega to jego najbardziej znane dzieło i oprócz niego współtworzył jeszcze kontynuację tego przeboju. Później zajmował się programami na NESa (na przykład Chessmaster, Sesame Street: Countdown), gdzie odpowiadał za świetny dźwięk tych produkcji. W szczególności za nowatorskie jak na 8-bitową konsolę – digitalizowane efekty audio. W pracy nad pierwszą i drugą częścią Szpiegów pomagał mu także Nick Scarim, który skomponował prostą, lecz nastrojową i przebojową ścieżkę dźwiękową do obydwu części. Możliwe, że do trzeciej także, ale na ten temat nie znalazłem informacji. Za wersję na Małe Atari (która była tworzona jednocześnie z komodorowską) odpowiada głównie programista Jim Nangano (obydwa sequele Spy vs. Spy, Flip and Flop, Superman the Game), który stał się później głównym pomysłodawcą trzeciej, arktycznej misji sympatycznych tajniaków.
Tutaj przyjemny plakat z wersji na GameBoya Colora.
RÓŻNE WERSJE GRY. Trzeba uczciwie przyznać, ze wszystkie trzy części Spy vs. Spy wyglądają bardzo podobnie do siebie zarówno na Commodore 64, jak i na Atari XL/XE. Minimalnie odmienne, lecz bardzo zbliżone barwy oraz ścieżki dźwiękowe – to jedyne różnice. Która muzyka lepsza? Miłośnicy SID’a napiszą, że na Komodzie, zaś wielbiciele POKEY’a, iż na Małym Atari i obydwie strony tego odwiecznego konfliktu będą mieć całkowitą rację. Nie będę się tutaj nikomu narażał i rozstrzygał tego odwiecznego sporu. Po prostu – ta nuta, której słuchaliście w młodości będzie pewnikiem dla was tą najlepszą.
Szpiedzy w akcji na Commodore 64.
A co z pozostałymi retro sprzętami, czy tam także szpiedzy wykonują swoje konspiracyjne zadania? Oczywiście, jednak przy omawianiu konwersji skupię się tylko na pierwszej części sagi, żeby oszczędzić wam czasu. W dużo uboższej formie: oszczędna, ale czytelna grafika i tylko efekty audio – gra została wydana na Commodore + 4 oraz ZX Spectrum. W bardzo podobnej wizualizacji, lecz z tragicznym dźwiękiem na Apple II. W troszkę zmniejszonych oknach rozgrywki na Amstradzie (gdzie o dziwo także zabrakło muzyki!), czy w zupełnie chorej, jakby pijanej kolorystyce na BBC Micro (dźwięk tej wersji nadawałby się idealnie jako tortura do psychiatryka).
Wersja na Segę Master System.
Bardzo przyjemną pod względem grafiki adaptację otrzymała Sega Master System (chyba nawet minimalnie lepszą od mikrokomputerowego oryginału), jednakże nowa muzyka, którą tu zastosowano pasuje raczej do wesołego miasteczka, zaś jej przebojowość nie przyciągnęłaby nawet uwagi Zenka Martyniuka. Ciekawy port Spy vs. Spy otrzymał NES, na którym grafika jest chyba najbardziej wyraźna, lecz jakby wyprana z kolorów. Na szczęście muzyka powróciła tutaj do chwytliwego brzmienia z oryginału. Dosyć kreskówkową pod względem oprawy, jednakże mocno rozpikselizowaną konwersję otrzymał przenośny Game Boy Color, lecz znowu przygrywa w niej jakieś wesołe brzdąkanie niczym z Różowej Pantery. Niby pasuje, ale dajcie spokój… O dziwo Amiga i Atari ST dostały porty bardzo podobne do 8-bitowych, tylko jakby w podniesionej rozdzielczości. Każdy miłośnik małobitowego pierwowzoru od razu się tutaj odnajdzie, jednakże gry te w zupełności nie wykorzystują możliwości tych sprzętów.
A tutaj trochę wyprana z barw adaptacja na NESa.
REMAKE NA iOS. W 2012 roku na sprzęty Apple’a został wydany pięknie prezentujący się remake, który posiada bardzo przyjemną grafikę, jakby z gier point’n click, która (o dziwo!) zachowuje urok oryginału. Dodatkowo zawarto w nim świetną aranżację muzyki Nicka Scarima oraz pierwowzór gry z 1984 roku. Niestety po reaktywowaniu się First Star Software, remake ten został wycofany ze sprzedaży. Kurdelebele! Myślę, że żaden miłośnik oryginału nie pogardziłby tym tytułem, gdyby przeniesiono go także na Androida. Wtedy wszyscy mogliby mieć swoich Szpiegów w komórce! A tak to mamy tylko szpiegów rożnych wielkich korporacji…
Bardzo przyjemna graficznie edycja na iOS. Szkoda, że ponoć już niedostępna.
SZPIEDZY NA PLAYSTATION 2? No, co ty gadasz? Poważnie? Szpieg kontra Szpieg wyszedł na Czarnulę i Xboxa? No, nie wierzę! Pewnikiem zajebiście gra się na dwóch i wszystko zaserwowane w świetnej grafice? Staaary, bez podniety! To tylko niskobudżetowy tytuł, który zgarniał w recenzjach oceny rzędu 40%. Grafikę z zaciśniętymi zębami można jeszcze przełknąć i nawet da się grać we dwóch na podzielonym (w pionie) ekranie. Rozgrywka to połączenie platformówki z walką różnorodnym arsenałem (który możemy kupić lub znaleźć). Strzelanie z procy, rękawica bokserska, karabin maszynowy, bomby i inne środki przemocy będą nam pomocne w walce z różnorodnymi, dziwnymi przeciwnikami. Co powiecie na nakręcane goryle, latające sterowce, nawiedzone zbroje, czy szpiegów poprzebieranych w najróżniejsze stroje? Jest tu jakaś fabuła, możliwość skradania, różne mundury naszych herosów i nawet jacyś bossowie… Powiem wam jednak szczerze, że posiadałem ten tytuł w czasach świetności PS2 i jak szybko go włączyłem, tak szybko wyłączyłem. Możliwe, że w przypadku pojedynkowania się dwóch graczy jest zabawniej, ale pewności nie mam.
Na PS2 / Xbox mamy widok zza pleców i elementy platformowe oraz strzelane.
LUKHASH C64 REMIX. Znacie tego polskiego artystę (mieszkającego w Edynburgu, w Wielkiej Brytanii), który fenomenalnie remiksuje najbardziej przebojową muzykę z 8-bitowych gier? Jeżeli nie to czas nadrobić zaległości! Oczywiście oprócz tworzenia przeróbek zajmuje się komponowaniem własnej muzyki elektronicznej najróżniejszego sortu, ale głównie zakorzenionej w retro stylistyce i wykonywanej za pomocą retro sprzętów. Do jego instrumentarium należą takie maszynki jak: zmodowane Commodore 64, zmodowane Atari 2600, Amiga 600, NES, GameBoy oraz wiele wymyślnych dźwiękowych kartridży do tych maszynek. Jego twórczość określiłbym jako chiptune podlany synthwavem, czy nawet rockowym sosem gitarowym z fajnymi klawiszami. Naprawdę polecam jego kanał na Youtube oraz stronę internetową. Swoją muzyką potrafi dostarczyć niezapomnianych doznań, zaś to jak reaktywował motyw przewodni ze Spy vs. Spy cholernie mi się podoba! Zresztą sprawdźcie sami, tylko nie mówcie mi później, że nie ostrzegałem przed przebojowością jego kawałków…
SPY vs SPY C64 REMIX BY LUKHASH.
SPY VS. SPY I, II i III
FIRST STAR SOFTWARE / EPYX / DATA BYTE (1984 / 85 / 86-87)
ZRĘCZNOŚCIOWO – TAKTYCZNA
FILM DOTYCZY WERSJI NA: ATARI XL/XE
PRAKTYCZNIE IDENTYCZNA ROZGRYWKA: COMMODORE 64, AMIGA, ATARI ST
Także na: ZX Spectrum, Amstrad, Apple II, BBC Micro, NES, GB Color, SMS, C+4 i inne
Za trzecią część odpowiadał już Jim Nangano. Tu okładka amigowej wersji, praktycznie identyczna na innych systemach.
OPIS. Trylogia Szpieg kontra Szpieg należy do gatunku gier zręcznościowych z dodanymi prostymi elementami taktycznymi (zastawianie pułapek i ich rozbrajanie) i przedstawia pojedynek dwóch rywalizujących ze sobą asów wywiadu. Obydwaj dostali w zleceniu identyczną misję i jakimś dziwnym trafem przystępują do jej realizacji w tym samym czasie! Zbieg okoliczności? Nie sądzę, raczej dobre rozpoznanie przeciwnika i chęć jego ubiegnięcia. Jednakże dla gracza wynikają z tego same korzyści, gdyż dzięki temu każda cześć tej zabawnej i emocjonującej trylogii może być rozgrywana przez dwóch graczy jednocześnie, co zdecydowanie podwyższa walory zabawowe produkcji. Oczywiście samotny gracz także znajdzie tutaj cosik dla siebie, jednakże pojedynki z komputerowym przeciwnikiem nie dostarczają takiej radochy i adrenaliny.
Szpiedzy mają niecne zamiary! Widać po minach.
W każdej części ekran akcji mamy przedzielony na dwie połowy odpowiednio dla Czarnego i Białego Szpiega. W trójwymiarowym (pseudo izometrycznym) rzucie kamery przedstawiono lokacje, po których możemy chodzić wszerz i wzdłuż oraz przeszukiwać większość przedmiotów i mebli (w pierwszej części na przykład biurka, obrazy, wieszaki). Szukamy oczywiście przedmiotów będących celami naszej misji oraz (co równie ważne) podkładamy różniste, pomysłowe i zabawne w działaniu pułapki na naszego rywala. W pierwszej części trylogii (rozgrywającej się w ambasadzie) mogą to być na przykład bomby, nokautujące sprężyny, wiadro z wodą pod napięciem, czy pistolet ze spustem przywiązanym do sznura. W sequelu (bezludna wyspa) możemy kopać zdradzieckie doły, tworzyć ogniste bomby, czy nawet zakładać sidła. Zaś w trzeciej części (Arktyka) pojawia się możliwość wycinania przerębli w lodzie, tworzenia ślizgawek, strącania sopli na przeciwnika, czy wysadzania go dynamitem.
Buhahaha! Biały dołączył do aniołków! Naprawdę? A zasłużył?
Wszystkie te czynności wykonujemy obsługując specjalne urządzenie zwane Pułapkatorem (dwa razy fire), jednakże w sequelach często i gęsto musimy znaleźć odpowiednie składniki (surowce) do zbudowania pułapek lub kreatywnie wykorzystać elementy otoczenia. Oczywiście nasi szpiedzy nie są w ciemię bici (chociaż na takich wyglądają) i znajdując pomocne narzędzia mogą rozbrajać pułapki. Parasol ochroni nas przed wiadrem z wodą, a na przykład nożyczki przetną linkę przywiązaną do pistoletu. Aby w pełni czerpać radość z rozgrywki ważne jest poznanie mechaniki wszystkich pułapek w każdej części Spy vs. Spy i dokładne zrozumienie ich działania. Często i gęsto są one zupełnie logiczne, ale zdarza się, że autorów mocno poniosła chora wyobraźnia… Jednak nie martwcie się, nasi tajniacy w przypadku bezpośredniego starcia – potrafią walczyć za pomocą szpiegowskich pałek, albo szabli (cholera ich tam wie) i w ten bardziej tradycyjny sposób posłać wroga w zaświaty. Każdy zgon oznacza utratę cennego czasu, który ogranicza wykonanie całej misji. Tą brudną rozgrywkę pomiędzy szpiegami wygrywa ten z nich, który pierwszy zdobędzie fanty będące celami zlecenia i ucieknie w siną dal.
Bezludna wyspa to miejsce naszych zmagań w sequelu.
Jak wspomniałem wcześniej – pierwsza cześć rozgrywa się w ambasadzie (budowa komnatowa), poszukujemy tutaj tajnych dokumentów oraz walizki, w której możemy je ukryć, zaś w razie sukcesu uciekamy samolotem. Sequel ma miejsce na tropikalnej wyspie i zamiast chodzenia po komnatach, mamy tutaj zaserwowany scrollowany przesuw ekranu. Naszym celem jest znalezienie trzech części pocisku rakietowego i odpłynięcie z tropików łodzią podwodną. Ostatnia przygoda dzieje się w mroźnej Arktyce, gdzie musimy znaleźć cztery przedmioty niezbędne do uruchomienia rakiety, którą odlecimy. Są to karta perforowana, żyroskop, kanister z paliwem oraz walizkę z kodami startowymi. Ta cześć jest chyba najlepsza z całej trylogii, zastosowano w niej także scrolling, zaś kiepskie pojedynki na pałki (miecze?) zastąpiono napieprzaniem śnieżkami. Dodatkowo wprowadzono tutaj wskaźnik ciepłoty ciała, którym zastąpiono energię naszych herosów i żeby go podnieść musimy rozgrzać się przy ognisku w igloo. No, chyba, że siedzi tam niedźwiedź polarny, wtedy on nas odpowiednio przytuli…
Ponoć ten pocisk ukrył tutaj sam John Rambo! Żeby go tylko nie spotkać…
PLUSY. Największym plusem całej trylogii jest bez wątpienia możliwość grania z przyjacielem (wrogiem) i pojedynkowania się z nim. Daję to masę frajdy, szczególnie kiedy wpadnie on w zastawione przez nas pułapki. Jebudu! Bomba umieszczona w biurku potrafi rozerwać graczy nie na żarty! Wszystkie przedmioty zainstalowane w naszych Pułapkatorach są także bardzo pomysłowe oraz zabawne w działaniu i niewątpliwie wzorowane na jajcarskich komiksach. Za atut uznaję także rysunkową oprawę graficzną, w której wyraźnie widać inspirowanie się dziełami Atnonio Prohiasa (i jego kontynuatorów) i pomimo faktu, że jest ona nieskomplikowana to jednak bardzo czytelna. No, może w części tropikalnej najmniej, ale to mało znaczący szczegół. Świetne wrażenie sprawia muzyka, która jest cholernie prostą nutą, ale z gatunku tych, które siedzą w głowie przez dekady. Zaletą są także opcje konfiguracyjne każdej części. Nie dość, że możemy tutaj wybrać poziom trudności gry, wielkość naszego obszaru działania (nawet kilkadziesiąt pokoi w ambasadzie i dwa piętra!, fest dupna wyspa tropikalna lub lodowa), to dodatkowo inteligencję postaci sterowanej przez komputer (gdy gramy samemu).
Już wiem skąd Larek czerpał inspirację do swojej gry z pingwinami…
MINUSY. Czy te naprawdę fajne gry posiadają wady? Oczywiście – największą jest sama mechanika gry, która niestety nie jest natychmiastowa. Starzy wyjadacze odnajdują się tutaj co prawda dosyć szybko, ale sam pamiętam jak długo w dzieciństwie z kuzynem rozkminialiśmy: o co tu kaman? Trzeba poznać zasady rządzące pułapkami (szczególnie w drugiej i trzeciej części) oraz mechanikę zbierania przedmiotów, na przykład fakt, że aktówka w pierwszej części jest niezbędna do gromadzenia dokumentów (co nie jest oczywiste). Trzeba pamiętać, że w przypadku naszej śmierci tracimy wszystkie ważne przedmioty, które niesiemy i zostają one poukrywane w miejscu naszego zgonu. Beznadziejnie została rozwiązana walka na pałki (rapiery?), która jest monotonna i wcale nie sprawia frajdy, rzucanie śnieżkami w trzeciej części wyszło tej serii na dobre. Niestety do rozwinięcia skrzydeł Spy vs. Spy potrzebuje drugiego gracza, samotnicy znudzą się tutaj dosyć prędko.
Na szczęście Yeti tu nie grasuje. Uważajcie chłopaki na białe misie!
KIEDYŚ. Pamiętam dobrze jak z kuzynem Gałasem biegaliśmy po ambasadzie mając niesamowitą radochę, zaś adrenalina rozsadzała nam żyły. Szczególnie kiedy ktoś wpadał w zabójcze ustrojstwa zmontowane przez drugiego. Jebudu! Sprężyna wsadzona pod obraz – leżysz i kwiczysz! Sequele jakoś w dzieciństwie mnie niestety omijały, a pewnie dostarczyłyby nam większej frajdy niźli kultowa jedynka. Profesor, tfu, Doktor Larek miał podobnie, tylko on był bardziej brutalny od nas, zabijał płeć piękną, czyli swoją kuzynkę. Mówiłem, że to zimny drań? Zresztą poczytajcie historyjkę będącą wstępem do tej recenzji to zobaczycie…
TERAZ. Jeżeli macie z kim grać, szczególnie z osobą, która zna ten tytuł z dzieciństwa – atakujcie śmiało! To dalej jest hit. No, może nie taki wielki jak za młodu, ale na pewno będziecie się dobrze bawić i trochę pochichotacie. Zresztą nie ma nic lepszego niźli wbicie szpilki w tyłek swojego przyjaciela, tfu co ja gadam, niźli wysadzenie go dynamitem! Jebudu frajerzyno i miłego lotu w przestworzach! Zanim wrócisz dawno zaliczę misję, buhahaha. A jaka jest nagroda dla najlepszego szpiega? Nie oglądaliście nigdy Bondów? Piękna panna i jej krągłości! Więc stawka jest wyjątkowa…
ArSoft CORPORATION i Retro Na Gazie prezentują:
Gramy Na Gazie – TRYLOGIA SPY VS. SPY (1984 – 1987) – ATARI XL/XE
LAREK: Wspomnienia wróciły, znowu mam naście lat! Masz tu bombę, jeb, a tu śnieżką w łeb! Te dokumenty są moje i tylko moje! Jaka ładna i grywalna ta gra. Wreszcie mogę się odegrać za każdy wpiernicz! Co Borsuku, miło ci? Nie zauważyłeś przerębli? Buhahaha!
DLA DWÓCH GRACZY:
BORSUK: A to dziadyga pieprzony! Widać, że to kiedyś była jego ulubiona seria. Gdzie nie polezę to zgon! Buhahaha, jest zabawnie, nawet gdy umieram?! Zwariowałem, czy cuś? Znaczy się, że dla dwóch graczy to dalej są fajowe szpile! O, znalazłem wszystkie cele misji, teraz tylko uciec… Do jucha Wacława, kto umieścił sprężynę w biurku się pytam? Że niby ja? Buhahaha. Skleroza…Starość nie radość…
DLA SAMOTNIKA:
STEROWANIE
DŻOJ – poruszanie się szpiegami, FIRE – przeszukiwanie mebli i otoczenia, otwieranie drzwi. DWA RAZY FIRE – Pułapkator. Po wybraniu pułapki montujemy ją na przedmiotach za pomocą przycisku fire. Chyba, że jest ona bardziej skomplikowana, wtedy zerknijcie sobie do instrukcji buhahaha. PRZY SPOTKANIU: FIRE + kierunek – walka pałką (bronią białą?), lub rzucanie śnieżkami (trzecia część).
PS1. Screeny z wersji na Atari przygotował Larek, pozostałe materiały pochodzą głównie z Atarimanii oraz MobyGames.
PS2. Parę dni temu zacząłem pisać tekstówkę na Atari XL/XE, którą w grę zamieni Larek. Chyba, że zwątpi gdy przeczyta całość! Tradycyjnie będzie grubo i bez trzymanki, tylko nie wiem czy Ataryna udźwignie…