Recenzja | Blasphemous II (PS5, Switch, XSX/S, PC)

Gdy jego przeznaczenie się dokonało myślał, że to już koniec. Ułożył się w grobie oddając się na ostateczny spoczynek. Niestety nie był to wyczekiwany kres. “Cud” znów go powołał i wiekuisty sen okazał się zaledwie drzemką.

Tak, z grubsza, zaczyna się kontynuacja wydanej w 2019 r. gry Blasphemous. Penitent One opuszcza swój zimny grobowiec i wyrusza tym razem aby zgładzić, mające niedługo się narodzić, dziecko “Cudu”. Nie rozumie do końca swej misji, ale z wolą Nieba należy się zawsze zgadzać. Pokuta jeszcze się nie zakończyła.

 

Recenzja | Blasphemous II (PS5, Switch, XSX/S, PC)

Nie dadzą człowiekowi pospać.

Chciałoby się na początku powiedzieć, że nowy Bluźnierca to więcej, lepiej, bardziej … i tak jest! Choć z początku miałem trochę obiekcji, bo historia wyłożona była z gracją “kawy na ławie”. Od razu znamy swój cel (nawet z wizualną prezentacją większości bossów) i z grubsza wiemy “o co chodzi”. Kłóciło mi się to z enigmatycznym wprowadzeniem z jedynki, gdzie właściwie jak nie czytaliśmy uważnie dialogów i opisów przedmiotów to do końca nic nie wiedzieliśmy, a i tak poszczególne elementy trzeba było kreatywnie składać. Do tego w “dwójce” na “dzień dobry”, od tak możemy sobie wybrać jedną z trzech dostępnych broni. Jakoś tak zajeżdżało “arkejdowością” co akurat w tym tytule nie jest pożądane. Na szczęście klimat jest wciąż ponury i z czasem znów robiło się zawile. Zakradał się mistycyzm. Napotykaliśmy kolejne umęczone dusze ze swoją smutną historią i niejasnym zadaniem do wykonania.

W Blasphemous II po pierwsze usprawniono miasto. Tutaj mamy swojego spowiednika, który oczyści nas z winy – kary którą płacimy za zgony – blokującą nasz pasek odpowiadający za magię. Jest też pani zwiększająca naszą żywotność. Wcześniej musieliśmy jej szukać po całej mapie, a teraz sobie grzecznie czeka, ale za to wymaga specjalnych składników do ulepszeń. Jest też rzeźbiarz! Chyba najciekawsza z nowości. Siedzi on sobie w pracowni i dłubie przy posągu bogini jednak dla nas też chętnie wykona pewną pracę. Będziemy mogli u niego odblokować różne dewocyjne wizerunki, które wspomogą nas w wyprawie. Jest ich całe mnóstwo do zdobycia, ale cześć możemy oddawać maksymalnie ośmiu na raz (po odblokowaniu slotów). Zwiększają one np. obrażenia naszych broni, poszczególnych ataków elementarnych, ułatwiają wykonywanie jakiś umiejętności ale co fajniejsze niektóre pary tworzą ze sobą synergie dając naprawdę fajne bonusy. Jest spore pole do manewru i tworzenia taktyki pod swój styl gry.

Recenzja | Blasphemous II (PS5, Switch, XSX/S, PC)

Kochanie wróciłem … no tak, odeszła.

A propos tego stylu. Jak wspomniałem nie ma już z nami wysłużonej “Mea Culpa”, ale mamy trzy zupełnie nowe bronie. Potężny korbacz “Veredicto” zadający masywne obrażenia, o największym zasięgu ale najniższej szybkości ataku. Drapieżny miecz “Ruego Al Alba”, o średnich obrażeniach, szybkości i zasięgu, a także dwa rapiery “Sarmiento & Centella”, które jak można się już domyślić są najszybsze, najkrótsze ale zadające znikome obrażenia. Na pierwszy rzut oka wydaje się to być klasyką, żeby nie powiedzieć nudą, ale nie jest tak do końca. Oprócz takich podstawowych wskaźników oręż ma jeszcze swoje specjalne zdolności. Alba np. wraz z zadawanymi obrażeniami nabija specjalny pasek, który uwolniony zwiększa (na krótki czas) zadawane obrażenia, a ulepszony (każda broń ma swoje drzewko rozwoju) nawet leczy. Rapiery wraz z zadawanymi szlagami coraz mocniej się elektryzują zadając coraz to większe obrażenia, ale przyjęcie ataku na klatę przerywa działanie. Veredicto natomiast ma najlepsze zdolności do “kontrolowania tłumów” ale za to jako jedyny nie ma możliwości bloku i kontrataku znanego z jedynki, co osłabia naszą defensywę. Dużo więc zależy od tego jakie mamy preferencje jednakże… z tego co zauważyłem w internecie i po sobie wszyscy głównie używają korbacza. Można więc zarzucić brak wyważenia, no ale mimo wszystko daje to jakieś urozmaicenie i możliwość dostosowania oręża do sytuacji. Sam 90% bossów rozwaliłem mieczem i dosyć często używałem go podczas wędrówki mimo przewagi Veredicto. Poza tym nasze narzędzia zagłady służą nie tylko do zagłady.

Nasze bronie to też inne zdolności środowiskowe i tak korbaczem możemy walnąć w dzwon, którego fale dźwiękowe materializują specjalne platformy, miecz uderzeniem z góry rozrywa … nazwijmy to “plugawe ściany”, a rapiery teleportują uderzeniem w lustro. Jest to o tyle fajne, że z jednej strony daje nam to, jak na metroidvanie przystało, z czasem dostęp do nowych miejsc ale też możliwość wykazania się w sekcjach zręcznościowych. Nie raz trzeba będzie walnąć w dzwon, żeby szybko się gdzieś dostać, aby tam “wystrzelić się” lustrem i na koniec w locie zmienić broń i zanurkować z mieczem wieńcząc sekwencje. Daje to dużo satysfakcji.

Recenzja | Blasphemous II (PS5, Switch, XSX/S, PC)

Jak na górze tak i na … zaraz.

No ale kogo przyjdzie nam plasterkować? Z początku są to znane “twarze”. Pomimo to nawet przez chwilę nie pomyślałem, że twórcy odwalają fuszerkę. Z jednej strony te “znane twarze” sprawiają, że czujemy się jak w domu, że znów przemierzamy ten znany nam świat, a skoro sięgamy po część drugą to kojarzy się on nam dobrze. Po drugie to są niby ci sami przeciwnicy ale to nie są te same “sprite’y”. Wszystko zostało odświeżone i ulepszone, a w miarę postępu spotykamy nowe poczwary jak np. wędrownych magów wojowników, demonicznych opasłych biskupów, półwidzialne widma i wiele innych. Problem tylko mam mały z bossami. Bo w Blasphemous 2 większość z nich jest raczej małych, ludzkich rozmiarów. Trafiają się większe sztuki, ale w jedynce proporcje były na korzyść gigantów i to mi bardziej odpowiadało. Nie umniejsza im to w waleczności i podbijaniu nam adrenaliny ale jednak lepsze wrażenie robi maszkara, którą podziwiamy na połowie ekranu, niż nie wiele od nas większy typek.

A jakie wrażenie robią same krainy? Tu sequel nie pozostawia nic ze swojego poprzednika. Jest dużo zróżnicowanie począwszy oczywiście od różnego rodzaju ruin starych świątyń i pałaców po klimaty pustynne, ogniste podziemie i wiele innych. Czasem przejścia między poszczególnymi krainami są wydłużone abyśmy mogli podziwiać zachwycające i często przedziwne tła. A jeszcze lepsze wrażenie robi zmiana tych teł pod wpływem jakichś naszych działań. Sprawia to wrażenie, że ten cały świat żyje i się ze sobą łączy i będąc w jednej krainie patrzymy na inną w oddali, do której również możemy się udać. Tak jak wcześniej tematyka była zakorzeniona głównie w średniowieczu, tak teraz wydaje mi się twórcy pozwolili sobie na nieco swobody. Przy okazji komnat, gdzie ożywały obrazy, albo pewnej świątyni postawionej na głowie, miałem skojarzenia z Castlevanią. Nie znaczy to, że Blasphemous straciło swoją tożsamość, bo wszystko jest wciąż spójne, nie sprawia wrażenia “wzięcia z sufitu” i nadal ma wspólny mianownik mroku i męczeństwa.

Recenzja | Blasphemous II (PS5, Switch, XSX/S, PC)

Spotkałem, się w internecie z opiniami, że dwójka wydaje się łatwiejsza od pierwowzoru. Też tak to odczuwam i myślę, że powodów może być kilka. Po pierwsze rzeczywiście może być tak, jak niektórzy podnoszą, że wynika to z tego, że po ograniu jedynki wiemy już mniej więcej “z czym to się je” i idzie nam lepiej. Ale to nie tylko to. Poza tym mamy teraz do dyspozycji aż 3 bronie, więc możemy sobie dobrać taką, którą nam się łatwiej gra. Szczególnie jeśli wybierzemy Veredicto ;-) Poza tym cały system walki jest bardziej rozwinięty bo oprócz nowego oręża mamy ulepszony system czarów. Jest ich więcej i mamy podział na lekkie, które są zwykle jakimiś pociskami i mocniejsze, które potrafią porządnie walnąć, ale też przyzwać kogoś do pomocy czy nawet zatrzymać czas. Do tego dochodzą pomniki, które też potrafią konkretnie namieszać, tym bardziej jak je jeszcze z głową połączymy w pary. I na koniec całość jest zwyczajnie lepiej dopracowana. Sterowanie jest bardzo responsywne, nie ma problemów z detekcją kolizji na którą trochę narzekałem przy pierwszej części, a i sami przeciwnicy nie są tak uciążliwi. Oczywiście są silni i stawiają wyzwanie ale nie ma tu wielkich odrzutów po uderzeniu, które zaraz by nas zrzuciło w życzliwie znajdującą się niedaleko przepaść. Tu bym się doszukiwał poczucia łatwości. Nasze ewentualne doświadczenie, podrasowany system walki i usprawnienia techniczne.

Warto było by jeszcze wspomnieć o dźwięku i warto by wspomnieć, że jest on bez zarzutu. Wszelki oręż pięknie świszczy w powietrzu, a szarpane demoniszcza pięknie z nimi rezonują. Wszelkie wrzaski i jęki też są bez zarzutu i nie ma właściwie się do czego przyczepić. Kwestie mówione, których w sumie jest sporo też są moim zdaniem ładnie nagrane. Współgrają z postaciami albo wręcz nadają im charakteru. Muzyka jest świetna ale to posłuchajcie sobie sami na YouTubie, słowami tego nie oddam.

Tak oto maluje się nowe Blasphemous. Złoty środek pomiędzy totalną enigmatycznością (znaną z jedynki), a rozwiązaniami nieco bardziej “arkejdowymi”. Nie umiem tego inaczej określić. Przez to jest lepiej przyswajalna ale wciąż zachowuje ten urok mistycyzmu i niedomówienia, które sami musimy odkryć. Świetny, rozbudowany system walki zatopiony w ponurym, obrzydliwym świecie charakterystycznym dla marki. Graficznie całość jest wyraźnie ładniejsza i nawet znane postacie z głównym bohaterem włącznie, zostały wymienione na nowsze modele. Jest też więcej wstawek animowanych. Sequel doskonały? Moim zdaniem tak. Ze wszystkim jest tu lepiej. Może tylko bossowie powinni byli pić mleko za młodu bo brakuje im gabarytu. Polecam!

Retrometr


MINI RECENZJA BORSUKA

Od razu zaznaczę, że Blasphemous II robi wszystko lepiej od poprzednika, którego swego czasu oceniłem całkiem wysoko, gdyż aż na zielone światło w retrometrze. No, może prawie wszystko, bo niektóre elementy utrzymuje na równie wysokim poziomie co pierwsza część. Może wyliczmy na szybko? Grafika – praktycznie taki sam mistrzowski poziom pięknego pixelartu, ze świetnymi miejscówkami, ładnymi krajobrazami w tle, ciekawą architekturą budowli i kapitalnie narysowanymi przeciwnikami. Bestiariusz to ciągle najmocniejsza strona Bluźnierczego Drugiego – takich wykręconych bestii rodem z Biblii, czy wyobraźni autorów z Game Kitchen nigdzie indziej nie znajdziecie! No, niektórzy wrogowie debiutowali już we wcześniejszej odsłonie gry, ale spotkacie na swojej drodze też wiele nowych, pokręconych stworów. Czy stwory popełnione, czytaj narysowane za pomocą pikseli mogą być obrzydliwe? Blasphemous II udowodni wam, że mogą, a na dodatek zaprojektowano je z kunsztem i pomysłowością! Muzyka to także poziom podobny do pierwszej części, ilustracyjna, religijna, kościelna nieraz, nieraz trochę bardziej przebojowa, chociaż w sumie teraz to nie mogę nic zanucić z głowy (miesiąc po przejściu gry), ale w trakcie swojej krucjaty na oprawę audio narzekać nie mogłem.

Początek krucjaty nie jest tak trudny jak w pierwszej części. Głównie dzięki broni Veredicto!

Co wyszło zdecydowanie lepiej w drugiej części? Sterowanie zdecydowanie! Postać nie jest już tak drewniana jak w jedynce, łatwiej przechodzi się ze skoku w unik, czy atak, a wszystko odbywa się płynniej, responsywniej i przez to przyjemniej. Dodatkowo gra została o wiele lepiej zbalansowana i ma niższy próg wejścia. Czy zatem hardkorowcy będą tutaj kręcić nosem? Raczej nie, gdyż przedostatni boss pozamiata ich wielokrotnie, powiadam wam! Co do poziomu trudności to robotę w tym temacie dobrze wykonują trzy bronie, którymi możemy walczyć (w jedynce mieliśmy tylko jeden oręż jak dobrze pamiętam), a w szczególności wykurwiste Veredicto – czyli wielka kadzielnica udająca maczugę, którą oczywiście można podpalić ogniem i jest wtedy jeszcze bardziej zabójcza! Ta broń zadaje naprawdę poważne obrażenia wrogom i przez to nawet mniej zręczny gracz poradzi sobie na początku rozgrywki. Dużo lepiej to wypadło, niżli w trudnym początku prequela, gdzie niestety szybko można się było zniechęcić…

Bosssowie są równie pięknie narysowani i pomysłowi jak w części pierwszej i jeżeli dobierzemy do nich odpowiednie odporności dla naszego herosa (na ogień, na żywioły, na ataki magiczne itp.) to w sumie nie sprawiają większych problemów. Napisałem w sumie, gdyż dwóch skurwieli i tak napsuło mi krwi, skórkojady pieprzone! Szczególnie wspomniany już przeze mnie – przedostatni z szefów, czyli Eviterno – potrafi ostro spuścić nam łomot, by później ponownie złoić skórę, a następnie rozpierdolić nas w drobny mak z uśmiechem na twarzy! Ja ciebie nie pierniczę, ile się z tym ciulikiem namęczyłem to głowa mała! Broń zmień mówili kibice na czacie, zmień broń na szybszą krzyczeli podpowiadacze! Pierniczę, nie zmieniam, całą grę przejdę wielkim kadzidłem i basta!  Stwierdziłem uparty i pojedynek był bardzo zażarty! Po kilku godzinach prób zatryumfowałem i w końcu chłopu leżeć, nie wstawać, kazałem!

A tu koniec pielgrzymki i mój faworyt Eviterno… oraz ostatni boss, który przy nim to pikuś…

Dodatkowo w Blasphemous 2 jest więcej zbieractwa wszelkiego: aniołki, sekrety, figurki z bonusami, upgrady zdrowia, czy many (a nawet flaszek na zdrowie), punkty męczeństwa, koraliki różańca, córki jakiejś staruchy, siostry zakonne… No, jest tu po prostu co robić i czego szukać, gdyż w dwójce szerzej rozwiniemy  naszego bohatera (jak na metroidvanię przystało) niźli w prequelu. Oprócz różańca znanego z jedynki to tym razem mamy aż trzy drzewka rozwoju dla każdej z broni, a także zestaw rzeźbionych figur, dających bonusy do walki, czy statystyk, które wkładamy w odpowiednie sloty i możemy je dodatkowo łączyć w zabójcze kombinacje. Dołóżcie do tego jeszcze defensywne lub ofensywne modlitwy różnego rodzaju (zastępujące czary) i już można sobie stworzyć odpowiednio dopakowanego (i zróżnicowanego) bohatera, który raczej przed wrogami nie uklęknie… Gra posiada też odpowiednią długość, nie jest tak rozwleczona jak wybitny Hollow Knight i powiem szczerze, że czym jestem starszy, tym bardziej doceniam właśnie takie gry – na kilkanaście, max dwadzieścia godzin, a nie molochy na sześćdziesiąt…

Podsumowując – bawiłem się świetnie na tej religijnej krucjacie, czas zleciał mi szybciutko i jest to dla mnie najlepsza metroidvania od czasu wspomnianego wcześniej Hollow Knight. Niech to posłuży wam za rekomendację, chociaż muszę was na koniec ostrzec, że do pełni zadowolenia potrzebna jest dobra znajomość języka angielskiego, gdyż fabuła jest wypełniona słówkami w języku staroangielskim, a także religijnymi i wymaga skupienia w trakcie przerywników by w pełni się nią cieszyć. Ode mnie tyle, Blasphemous II polecam i daję medal!

Retrometr

 

O Czarny Ivo 41 artykułów
Redaktor. Ulubione gatunki: platformówki, przygodówki (akcji), hack n’ slash, mordobicia i wszystko co dobre, czyli nie sportówki. Posiadane platformy: Pegasus, NES, SNES, Nintendo 64, GameCube, Switch, Sega Mega Drive, PSX, PS2, PS3, PS4, 3DS i Amiga 500.