Recenzja | Corpse Party (PSP, iOS, PS Vita)

Kiedyś w głowie miałem koncept stworzenia gry, która byłaby fuzją dwóch gatunków: visual novel z oldschoolowym widokiem rodem z jRPG. Przy okazji nauki tworzenia gier w RPG Makerze dostrzegłem możliwość użycia większych portretów postaci, które ze sobą rozmawiają na wzór podobieństwo niektórych japońskich gier z zachowaniem systemu i widoku klasycznego dla jRPG.

W zamyśle chciałem stworzyć grę osadzoną w szkole, w której rozegrałby się jakiś dramat. Kiedy ujrzałem niedawno na swoje oczy Corpse Party, pomyślałem — to jest to, co chciałem zrobić, z tą różnicą, że tu mamy do czynienia z krwawym horrorem! Z miejsca zainteresowałem się tą grą, gdyż uwielbiam survival horrory i to jeszcze w stylistyce anime.


Corpse Party

Team GrisGris – PSP (2010), iOS, PS Vita (2012)

Corpse Party

Survival horror, visual novel

W 1996 roku obok premiery debiutanckiego Biohazard (znany szerzej graczom jako Resident Evil) powstał Corpse Party na jednym z pierwszych RPG Makerów obsługiwanych przez komputery stacjonarne. Opowiadał losy uczniów i nauczycielki japońskiego liceum Kisaragi, którzy pewnego dnia tuż po festiwalu kulturalnym w szkole wspólnie wypowiadają nieskomplikowaną inkantację. Nie zdali sobie jednak sprawy z tego, jakie konsekwencje może nieść ze sobą taki niewinny obrządek. Niedługo po tym zdarzeniu bohaterowie zostają przeniesieni w inny wymiar szkoły. Już z miejsca zaczyna się kataklizm w postaci porządnego trzęsienia ziemi. Wybite okna, dziury w podłodze, brak światła, porozrzucane zwłoki uczniów i nauczycieli oraz  wywrócone ławki — witamy w przeobrażonej szkole Heavenly Host!

Tajemnicze zaklęcie “Sachiko Ever After”.

Rok 2010, historia gry powróciła niczym żywy trup w postaci remaku na przenośną konsolę Sony. To było sprytne posunięcie, ponieważ w tamtych latach został wydany ulepszony RPG Maker, który prezentował więcej możliwości. Team GrisGris zatem postarało się o sprawniejszy system, ładniejsze grafiki, portrety mieszczące się w standardach ówczesnych postaci z anime, profesjonalny dubbing japoński oraz wznowioną wersję soundtracku. Dzięki tym zabiegom odświeżona wersja nabrała jeszcze większej i przyjemniejszej immersji względem oryginału z 96 roku. Po uruchomieniu tytułu na konsolce PSP wita nas intro, następnie logo Cannibal Corpse Party oraz wybór jednego z pięciu dostępnych, chronologicznie poukładanych rozdziałów. Każdy rozdział zawiera wiele zakończeń, co wielce uprzyjemnia rozgrywkę, w większości tylko jedno z nich prowadzi do właściwego toru wydarzeń. Poza nimi jest wiele tak zwanych Złych Zakończeń, które przerywają rozgrywkę, gdyż gracz zaliczył jakąś wpadkę w postaci źle sformułowanego zdania, kolizji z inną postacią, czy nawet zabrany zły przedmiot. Takich przykładów jest więcej, ale nie chce od razu wszystkiego spoilerować. Dzięki zakończeniom otrzymujemy specjalne chaptery, będące miłym uzupełnieniem historii ludzi, mających coś wspólnego z liceum Kisaragi.

Przerażająca szkoła Heavenly Host.

W grze kierujemy poczynaniami paru grupek studentów oraz jednej nauczycielki, które w trakcie przemierzania mrożącej krew w żyłach lokacjach odłączają się od dwuosobowego teamu, czy też spotykają się wspólnie ponownie. Samego tekstu w grze jest dużo, jak na visual novel przystało, ale to jeszcze nic. Odnajdując czyjeś bezwładne ciało lub szkielet, otrzymujemy ID zmarłej osoby, kolekcjonując w ten sposób spis ludzi, którzy polegli w szkole. Ilość tych osób można porównać do mini holokaustu, stąd nazwa gry idealnie odzwierciedla to, co się dzieje na małym ekranie PSP. Celem gry jest, jak w takich grach bywa, przetrwanie i ucieczka z zaklętej uczelni. Cel ten nie jest prosty, gdyż owa szkoła jest siedliskiem przeklętych duchów, które są żądne zemsty za okaleczenia za życia oraz ich brutalny mord. Oprócz tego uwięzieni uczniowie muszą stawić czoła innym niebezpieczeństwom, które czyhają w wielu zakamarkach ruin nawiedzonego budynku.

Wejść, albo nie wejść, oto jest pytanie.

Przedmioty w grze, które się zdobywa, pozwalają najczęściej na dalszą wycieczkę po ponurej szkole. Czasem dochodzi również do interakcji z daną rzeczą, którą się zdobyło, a gdzieniegdzie zapalone świece symbolizują bezpieczne miejsce do zapisu stanu gry. Czy gra się łatwo i przyjemnie? Od razu napiszę, że Trupia Impreza nie należy do łatwych i przyjemnych gier. Znajomość wcześniej nabytej historii prowadzonej poprzez dialogi czasem pomaga w ciężkich sytuacjach, ale ogółem trzeba mieć, jak to w survivalach bywa, oczy i uszy szeroko otwarte podczas wypraw w nieznany mrok. Co mogę zarzucić grze, to powtarzający się schemat niektórych zagadek, jednakże nie jest to jakieś poważne wykroczenie, którym należy się zbytnio przejmować. Fanom krwawego horroru typu gore, jak i dreszczowców gra powinna się spodobać z uwagi na nastawioną na grozę lokacje, jak zakrwawione ubikacje, klasy, w których trup ściele się gęsto, czy też inne tajemnicze zakątki, gdzie wcześniej studenci nie mieli wstępu; poza tym same psychiczne (może i nawet psychologiczne), mordercze motywy świadczą o ciekawej fabule dla fanów tych obu gatunków.

Czasem sielanka wróży nieszczęście, niczym cisza przed burzą.

O grywalności powiem wprost — Corpse Party wciąga zatem intrygującą fabułą, lękiem o utratę pewnych postaci, którymi sterujemy, gdzieniegdzie też elementami zaskoczenia. W pewnych momentach podczas grania poczułem lekką adrenalinę, a moja wyobraźnia zaczęła wyolbrzymiać to, co się aktualnie działo na ekraniku handhelda. I to jest kunszt w grach tego typu: umiejętność wywołania dreszczu emocji mimo braku zaawansowanej grafiki. Sięgając do tytułu po raz pierwszy, zraziłem się trochę do sprite’ów głównych bohaterów. Twórcy nie postarali się w tej kwestii zanadto, jednak z czasem mimo wszystko przyzwyczaiłem się do ich widoku. Za to na wielki plus wypadły duże portrety bohaterów oraz starannie stworzone artworki, pojawiające się podczas eksplorowania zniszczonych, dusznych pomieszczeń. Wówczas sprite’y gorszej jakości stają się tylko ruchomym tłem do poważniejszych dialogów i sytuacji. Konstrukcja mapy, po której się przemieszczają protagoniści, będzie się wydawać zbyt uboga, należy jednak pamiętać, że to tytuł wznawiany, a więc powinien przypominać pierwowzór. Przez to na pierwszy rzut oka widać, że gra została zrobiona na silniku RPG Makera. Spostrzec to można również w prostym menu postaci.

“Najstarszą i najsilniejszą emocją ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.” H.P. Lovecraft.

Jeśli chodzi o warstwę audio — głos aktorów został dobrany wzorowo, jest mnóstwo mówionego tekstu, który zagrany został nadzwyczaj dobrze. Jeśli zaś chodzi o soundtrack, to osnuta nutą 8-bitowej nostalgii muzyka wpadła mi w ciemną szczelinę ucha, docierając tym samym do mojego ponurego gustu. Najbardziej spodobał mi się motyw z pierwszego rozdziału, będący miłą interpretacją staro-szkolnej Castlevanii oraz nerwowy motyw grozy, gdy pojawia się jakaś astralna postać z głębin ciemności. Poniżej muza z pierwszego chaptera:

Corpse Party zaskoczyło mnie niewymownie pozytywnie i gdyby nie parę drobnych mankamentów, które pojawiają się w rozgrywce, mógłbym wlepić notę z medalem, lecz przez te minusy odrobinę, ciut do niego brakuje. Gdybym miał sam zrobić taką grę, postarałbym się ją jeszcze bardziej rozbudować; mam jednak świadomość, iż tytuł został odświeżony i pewne założenia miały pozostać takie, a nie inne. Niemniej jednak Team GrisGris postarał się o znakomitą, klimatyczną grę  grozy, która posiada dość sprecyzowany scenariusz i wciągający tryb gry. Fani japońskiego survival horroru powinni być w pełni zadowoleni. Czy to dobry tytuł na hendhalda PSP? Jak najbardziej, ta gra idealnie sprawdza się do grania przenośnego. Zatem niech przyświeci kolor zielony, który w Trupiej Imprezie symbolizuje toksyczną drogę przez pewien korytarz w nawiedzionej szkole.

Retrometr


Ciekawostka

Ten sam remake doczekał się kolejnych wznowień, portów na różne platformy: 3DS (2016), PC Windows (2016), Linux (2017). Następnie nie tak dawno odświeżyli po raz kolejny dobrze znane wydanie na Linux, PC Windows oraz Macintosh (2021), które zostały wzbogacone o zreamasterowany OST, jeszcze ładniejsze grafiki, sprity, animowane sceny i jeszcze więcej zawartości.

Sentymentalny pasjonat oldshoolowych gier i meloman. Oprócz grania z feelingiem lubi oddawać się licznym pasjom. Ulubione gatunki: beat ’em up, arcade, survival horror, slashery, platformówki, bijatyki, RPG, turowe, FPSy, co-opy. Przede wszystkim stare miodne gry. Posiadane platformy: Sega Megadrive 16 bit, Ps2 Slim, PS4, PC, GCN, Nintendo Wii: emulatory i homebrew, Nintendo Switch oraz ulubione MAME. Pożycza też konsole od znajomych :-)