Recenzja | Dick Ranger (PC)

Hej ho, hej ho, na wyprawę pełną niebezpieczeństw by się szło! Któż z nas nie chciałby odnaleźć zaginiony legendarny skarb w jakiejś zapomnianej przez świat jaskini pośrodku dżungli pomimo braku odpowiedniej kondycji oraz odpowiednich funduszy na wyruszenie w wyprawę? Jak dobrze że w grach komputerowych prawie wszystko jest możliwe.


Wraz z powstaniem serii przygód o Indianie Jonesie ludzie na całym świecie pragnęli założyć brązową fedorę na głowę i przypiąć multi zadaniowy bicz do pasa. Oczywiście twórcy gier dali graczom niejednokrotną szansę przeżycia historii życia. Prawdopodobnie pierwszym znanym poszukiwaczem przygód był słynny Harry (na pewno nie Potter) i jego szalone wyczyny w grze Pitfall z 1982 od Activision, jednak dopiero 3 lata w wydanej kontynuacji później można było poczuć zew przygody, nie raz gubiąc się w ogromnym labiryncie pełnym pułapek.

Rok wcześniej, czyli w 1984 dzięki Parker Brothers gracze poznali Panamę Joe i zemstę Montezumy na wszelakie sprzęty (2020 roku powstał remake na steamie). Tym razem zamiast hasać po dżungli wędrowaliśmy (i skakaliśmy) po starożytnej świątyni Azteków w poszukiwaniu wielkiego skarbu, przy okazji zbierając całą masę jednorazowych kolorowych kluczy unikając morderczych pająków, węży, czaszek i znikających platform.Nora Retroborsuka 8bit

naśladowców Indiana Jonesa było wielu

Wraz z wydaniem Indiana Jones i Ostatnia Krucjata powstały kolejne warte uwagi tytuły luźno powiązane z filmem, jak chociażby Rick Dangerous od Core Design, który nie stronił od użycia broni w razie potrzeby, wędrując w najdalsze zakątki Amazonii, Egiptu, Londynu, ba raz nawet poleciał w przestrzeń kosmiczną! Podobny epizod miał Nevada Smith w MS-DOSowej trylogii od Apogee bez którego by nie powstał Duke Nukem: Pharaoh’s Tomb, Arctic Adventure oraz Monuments of Mars. Nie zapomnijmy też o najbogatszej kaczce świata Sknerusie McKwacz i jego trzech przygodach w Duck Tales. Natomiast lata 90-te zaowocowały debiutem panny Croft w 3D (również od Core Design), która przez ponad 26 lat wędruje po całym świecie nie raz ratując świat z opresji, o Laurze nie ma co się rozpisywać, bo z pewnością znacie tego hita od ArSoft.

Sam Indiana Jones także nie raz pojawił się na ekranach monitorów, z początku w paru zapomnianych tytułach, potem w dwóch przygodówkach oraz paru platformówkach 2D – w tym w wspaniały Indiana Jones’ Greatest Adventures oraz całkiem dobrym The Young Indiana Jones Chronicles. Pomimo ładnych paru lat na karku Indy w trójwymiarze wystąpił w naprawdę wartych uwagi grach : Emperor’s Tomb (polecam!) , Infernal Machine, Staff of Kings, a także dwie części z LEGO w nazwie (tak prawdę mówiąc to w trzech, bo gościnnie wystąpił w Lego Star Wars).

Na bazie IJ powstała także masa świetnych filmów z archeologami w roli głównej: Bibliotekarz, Goonies, Krokodyl Dundee, Trylogia Jumanji, Miłość, szmaragd i krokodyl, Skarb Narodów, Kopalnie króla Salomona, Mumia, Kod Karola Wielkiego i jego kontynuacje, Wyprawa do dżungli czy chociażby Tomb Raider z Angeliną Jolie, no ale my tu o grach, więc nie będę się zbytnio o tych filmach rozpisywał – jeżeli ich nie oglądaliście to warto je nadrobić.

W dzisiejszych czasach co jakiś czas można trafić na platformówki utrzymane w duchu poszukiwacza cennych artefaktów jak chociażby Spelunky, Traps N’ Gemstones czy Dick Ranger który jest tematem dzisiejszej recenzji.


Dick Ranger

FM Simple Games Studio (2022)

Platformówka

Niełatwo być synem światowego podróżnika – w szczególności takiego co wyrusza w najdziksze rejony globu, wie o tym główny bohater. Od ostatniej wyprawy Williama Rangera minęło ładnych parę miesięcy i słuch o nim zaginał. Mając do dyspozycji parę notatek, i map Ranger Junior postanowił uratować ojca, który prawdopodobnie znajduje się na jednej z wulkanicznych wysp archipelagu KakaDudu pośrodku pełnej niebezpieczeństw dżungli. Skoro ma się krew archeologa to może się udać, co nie?

Zaraz po rozpoczęciu gry mamy możliwość zapoznania się z opcjonalnym samouczkiem, czyli sterowanie i inne takie. Osobiście jestem zwolennikiem takowego rozwiązania, bo ileż można „odkrywać” możliwość skakania za każdym razem jak ponownie rozpoczynamy daną grę?

Żadna strzała Dicka nie powstrzyma!

Nasz dzielny podróżnik może wspinać się po drabinach i lianach, zbierać monety (za które uzyskujemy dodatkowe życia), strzelać z pistoletu, a nawet i podkładać bomby, zupełnie jak Rick Danger, zupełnie nie spodziewaliście się, prawda? ;)

Naszym zadaniem jest naciskanie guzików oraz drążków, a także zbieranie wszelakich przedmiotów i użycie ich w interakcję z innymi. Drogocenne kolorowe kamienie oraz klucze otworzą starożytne bramy, a tajemnicze kręgi i zębatki napędzą mechanizm umożliwiając dotarcie do inaczej niedostępnych rejonów.

Epicką przygodę rozpoczynamy w zielonej dziczy, w której łatwo o wdepnięcie w wielkie bagno… znaczy kolce, zarówno te wystające z ziemi (które można wysadzić ładunkami wybuchowymi) jak i te wystrzeliwane przez kamienne posągi, a jako że mamy do dyspozycji tylko 3 życia to musimy być non stop czujni, oj nie ma łatwo, tylko co tu robią zombie? Potem będziemy wędrować w głębokich podziemiach i na dzień dobry klasyka gatunku: toczący się gigantyczny kamień wędrujący ku przepaści, tak nawiasem mówiąc ciekawe dlaczego olbrzymie mordercze głazy zawsze mają idealny kształt kuli?, czyżby architekci je odpowiednio obrabiali, czy korzystali z gotowych rozwiązań na zamówienie? Co ciekawego nas potem czeka? Ano kolejne jaskinie, kolejne dżungle, kanały oraz góry i jeszcze więcej pułapek oraz przeciwników, wiadomo – standard.

Skoro o wrogach mowa to nasze plany pokrzyżować mogą wcześniej wspomniane zombie, goście z szablami, koleś z tarczą, irytująca małpa rzucająca wyjątkowo celnie bananami, wojownik z łukiem oraz nietoperze, które jak w Castlevanii służą do tego by wlecieć wprost w głównego bohatera nim ten spróbuje w nie trafić. Jest jeszcze wielki lodowy barbarzyńca pełniący tu rolę minibossa który musi przyjąć parę pocisków na klatę nim padnie, ale tylko w momencie gdy rzuca kulami lodu z kostura bo inaczej chroni go pole siłowe.

Do tych rur przydałby się ktoś z braci Mario.

Poziomy graficznie może i nie zachwycają, jednak są różnorodne (przy najmniej tak do połowy gry) i w każdym trzeba w nich coś konkretnego zrobić by dotrzeć do kolejnego etapu, a to wyłączyć wiatraki, a to znaleźć sekretną kombinację symboli otwierającą wrota czy chociażby odblokować rury by leciała z nich para by uzyskać dostęp do magicznych kamieni lub kolorowych kluczy.

Może i się czepiam, ale brakuje mi tu jakiegoś trybu Easy dla tych, którzy bezstresowo chcieli by zagrać w przygody Rangera. Rozumiem że tytuł w swych założeniach miał przypominać stare, hardkorowe labiryntówki, jednak nie każdy jest wymiataczem i nie każdy ma tyle cierpliwości, by za którymś tam podejściem ukończyć dany level. A no tak, zapomniałem wspomnieć że w grze nie ma checkpointów ani zapisu w dowolnym momencie, jak stracisz wszystkie życia to game over, kup se rower i jedziem od początku etapu.

Największym minusem DR jest odrobinę zbyt wolno poruszająca się kamera względem bohatera, przez co nie raz wpadałem w jakąś pułapkę, a jak pamiętacie gra nie patyczkuje się z pomyłkami. Owszem z czasem da się przyzwyczaić, jednak raz na jakiś człowiek się zapomni i nadzieje się na kolce albo na wiszące lecące łukiem ostrzem, w szczególności że gra niejako zmusza gracza do wracania się do poprzednich pokoi by doładować amunicję do pistoletu (maksymalnie można mieć przy sobie jedynie 10 naboi) oraz dodatkowe bomby (do 5) z specjalnych skrzynek.

Czasem też fizyka gry miewa humory, np. bomba nie wysadzi kamienia bo była odrobinkę za daleko, albo przetoczy się parę metrów od ściany, czasem zdarzy się że taki ciężki kwadratowy kamień sobie podskoczy.

Jeszcze jedno kryształowe oczko i wyjście z poziomu stanie przed nami otworem.

Najbardziej mnie zastanawia jeden fakt, czemu do zebrania dodatkowego życia potrzebny jest klawisz akcji? Do przełączania wajch i przełączników to akurat wiadoma sprawa. Raczej wątpię by gracz przechodzący obok lewitującej ikonki serca z dodatkowym wcieleniem stwierdził „Mam za dużo tych dodatkowych żyć, po co mi kolejne?”. Niby mały szczegół a pozostawia tak wiele pytań.

Graficznie tytuł nie powala, postanowiono na prostotę, coś pomiędzy retro a współczesnym stylem, raczej nie ma się do czego przyczepić, za to muzyka jakoś nijak pasuje do reszty. Po około dwóch godzinach docieramy do finalnego etapu w którym dowiadujemy się że… myśleliście że zdradzę Wam zakończenie gry sprzed paru miesięcy? O tym co czeka na końcu musicie się sami przekonać, o ile tam oczywiście dotrzecie.

Naprawdę ciężko mi jednoznacznie ocenić przygody dzielnego Dicka. Z jednej strony poziomy są całkiem ciekawie zaprojektowane, z drugiej zaś strony czasem podczas grania pojawiają się nieliczne niedoróbki, które może nie są aż tak irytujące by nie można było przejść gry, no ale jednak mimo co są. Kto wie może za parę lat powstanie dwójka w której główny bohater połączy swe siły z Laurą i będzie z tego hit?

Retrometr

Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC