Recenzja | Extermination (PlayStation 2)

Oślepiający blask nagiej tarczy srebrnego globu wpada klarownie do zaciemnionego pokoju poprzez zwiewne firanki, sprawnie spędzając sen z mych powiek. Bezsenny wieczór to idealny czas, by ponownie wybrać się ukradkiem na spacer po cmentarzysku poległych deweloperów. Weźmy zatem z tej okazji pod pazuchę flaszkę czystej, słoik kiszonych ogórasów, co by wykazać się odrobiną kultury i udajmy się na skromniutki grób studia Deep Space.

Początki ich nieco krętej kariery sięgają roku 1998, kiedy to w głowach członków zespołu zrodził się pomysł, by stworzyć grę na dopiero co raczkującego Dreamcasta. Nie byle jaką zresztą grę, bowiem twór miał być sequelem ciepło przyjętego Saturnowskiego horroru Deep Fear. Niestety spore rozbieżności w gameplayu oraz narracji fabularnej względem oryginału, ale także niewielka renoma nieopierzonej ekipy sprawiły, że Sega bez mrugnięcia okiem zamknęła przed nosem drzwi do sukcesu. Panowie jednak nie poddali się i uderzyli znowuż – tym razem do włodarzy Capcomu, oferując swój projekt jako podwaliny pod kolejną odsłonę zombiaczej serii. Zbyt duży nacisk położony na dynamiczną walkę, bardziej akcyjna mechanika odbiegały od tego co serwowała wówczas tradycyjna, święcąca triumfy toporna „Residentowska” maniera, w związku z czym również i niebiesko – żółci odprawili petentów z kwitkiem na kilkumiesięczną tułaczkę. Ostatecznie to Sony przyjęło pod swoje strzechy Deep Space, wydając na świat Extermination – ich pierworodne dziecko stanowiące pierwszy survival – horror jaki pojawił się na PlayStation 2.

Recenzja | Extermination (PlayStation 2)

Na przekór losu Eksterminacja otrzymała łatkę klona Resident Evil, swoją drogą nie do końca słusznie, bowiem oferowała znacząco inne rozwiązania od tych jakie mogliśmy zasmakować w trakcie przygody w opanowanym przez umarlaków mieście Raccoon City. Produkcji było bliżej do filmowego The Thing (na gierkową kontynuację było jeszcze za wcześnie) o czym przede wszystkim przypominała nieskomplikowana fabuła. Wrzuceni zostajemy w taktyczne buciory Dennisa Riley’a, wyszkolonego komandosa Marines oddelegowanego wraz ze swoim teamem Red Light do wypełnienia tajnej misji na ośnieżonej Antarktydzie. Gdzieś w głębi kontynentu skutego wiecznym lodem znajduje się ukryty, amerykański kompleks badawczy, w którym naukowcy prowadzą eksperymenty na pozaziemskiej bakterii silnie reagującej z wodą. Jak już się pewnie domyślasz, testy wymykają się spod kontroli, a cały personel zostaje zainfekowany mikroorganizmem, który wesolutko wchodzi w intensywny związek z ciałem, doprowadzając do niekontrolowanych mutacji.

Stopniowa infiltracja betonowych murów rozległej bazy uświadomi Ci, że na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, nie tylko ze strony agresywnych nosicieli zmodyfikowanego DNA, ale także samej bakterii. Tu nie ma miejsca na żadne „zmiłuj się” i należy pruć ołowiem do wszystkiego co nie przypomina człowieka w swej pierwotnej formie. Woń kina sensacyjnego, dość powiedzieć klasy B, uderza w owłosione nozdrza już od pierwszych chwil, kiedy to na dzień dobry forsujesz gmach laboratorium poprzez pracujący wentylator wyciągowy. Sam Dennis z powodzeniem mógłby zostać obsadzony w niejednym filmie akcji z lat osiemdziesiątych dzięki swoim okazałym umiejętnościom. Znakomicie posługuje się karabinem; bojowym nożem jest w stanie zamaszystym pociągnięciem przeciąć zasilanie zdalnego działka bądź wyprowadzić trzy szybkie ciachnięcia, których nie powstydziłyby się zwinne pięści Stevena Seagala. Kiedy trzeba przeciśnie się szybem wentylacyjnym jak kolega Snake, ale też okazjonalnie zawiśnie na linie tuż pod stropem otwierając zarazem bezstresowo ogień w kierunku oponenta. A gdy na drodze stanie mu lodowa ściana, za pomocą profesjonalnego obuwia powspina się na jej samusieńki szczyt.

Recenzja | Extermination (PlayStation 2)

Efekt zamieci śnieżnej wyszedł całkiem nieźle

Czuć więc wysuwającą się na pozycję lidera wartką akcję kosztem typowego horroru, ale nie przeszkodziło to twórcom w zachowaniu pewnych akcentów survivalowych. Bezpośrednie kontakty z mutantami jak najbardziej podgryzą pasek zdrowa naszego żołdaka, aczkolwiek jednocześnie narażą go przy tym na złapanie infekcji. Ba, tutaj nawet zwykła kałuża rozpaćkana na podłodze stwarza realne zagrożenie, zaś zbyt długie taplanie może sprowokować jednokomórkowca do przybrania blobopodobnej, wodnej formy. Podczas zabawy musisz zatem osobno monitorować i witalność, i stopień zakażenia, zbijając te drugie, jeśli zbliży się do poziomu krytycznego, specjalnymi medykamentami – całe szczęście tych jest pod dostatkiem. Ach, gdyby tylko po zarażeniu choróbsko samoczynnie postępowało, mielibyśmy dodatkowy czynnik stresogenny. Gdy jednak mikrob w pełni opanuje ciało żywiciela, będziesz musiał czym prędzej doczłapać się z obcą, ropiejącą naroślą na plerach do leczniczej kapsuły, mając w zanadrzu antidotum, bo tylko w ten sposób zdołasz pozbyć się nieproszonego gościa. Pikanterii trudnej sytuacji nadaje systematycznie topniejąca energia (w tym stanie automatycznie spada do wartości wyjściowej 60%), co rzecz jasna prowadzi finalnie do zgonu.

Recenzja | Extermination (PlayStation 2)

Sratatatatatatata

Nie ma co bać się byle śmierci, przecież w końcu jesteś komandosem i zawsze możesz liczyć na usługi swojej wiernej giwery. W trakcie dłubaniny nad produkcją zaproszono do współpracy eksperta od broni palnej, niejakiego Ichiro Nagata, który swoje doświadczenie zbierał między innymi na poligonach SWAT i FBI. Przełożyło się to na zaprojektowanie w pełni personalizowanego karabinu jakim posługuje się Dennis Riley. Zaczynasz więc z gnatem plującym pojedynczym ogniem i posiadającym celownik laserowy (coś co parę lat później pojawi się w Resident Evil 4), ale wraz z progresem napotkasz na coraz to nowsze zabawki. Slot na podrzędną broń pozwoli do kolby przymocować shotguna świetnego na krótki dystans, miotacz płomieni czy granatnik jedno lub sześciokomorowy spisujący się rewelacyjne na grubsze ryby. Pod dwoma klawiszami czeka więc w gotowości para spluw. Wymienna luneta uraczy celownikiem z zoomem, nakładką namierzającą kilku wrogów bądź radarem wykrywającym poczwary w najbliższym otoczeniu. A jeśli kroczyć będziesz ciemnym korytarzem, zła się nie ulękniesz montując w gnieździe pukawki noktowizor albo latarkę.

Szkoda, że nie wykorzystano w większym stopniu etapów, gdzie poruszamy się omackiem – dwie nie za duże lokacje to zdecydowanie za mało! Autorzy dla podbicia nerwówki mogli ponadto pokusić się o systematyczne wyczerpywanie akumulatora lampki jak i pozostałych wspomagaczy, tym bardziej, że bateria w grze odgrywa kluczową rolę. Dzięki niej otworzysz zablokowane drzwi, przywrócisz zasilanie w windzie, kiedy indziej zdetonujesz ładunki wybuchowe, ale przede wszystkim zapiszesz stan gry. Oczywiście wyładowane ogniwo można na nowo napełnić w terminalach, a jej żywotność wydłużyć poprzez zwiększenie pojemności.

Recenzja | Extermination (PlayStation 2)

Rozbudowana customizacja karabinku robi robotę

Największą ułomność Extermination stanowią kwestie techniczne, które przez te ponad dwadzieścia lat mocno się zestarzały. Nieco koślawe sterowanie (nadal lepsze niż tank control) nie drażni tak mocno jak brak możliwości swobodnego manewrowania kamerą – zanim się przyzwyczaisz, mimowolnie kręcisz nieaktywną, prawą gałą, a utrudniona orientacja nieraz prowadzi do głupich śmierci w wyniku upadku w przepaść czy poprzez niepotrzebne zarażenie. Co prawda można resetować widok za plecy bohatera, ale nie spełnia on do końca swej roli, więc zdarzy się wchodzić w tryb celowania pierwszoosobowego, by sprawdzić co dzieje się wokół.

Chwilami z uszu poleci ciurkiem krew, gdy w kanałach słuchowych rozbrzmi kaprawy voice acting. Czerstwe dialogi, przy których uśmiechniesz się z zażenowaniem oraz w większości wiejąca amatorszczyzną gra aktorska, nie powstydziłyby się dokonań samego mistrza Tommy’ego Wiseau. Pod względem graficznym widać, że to początki PlayStation 2, na wodotryski nie ma co liczyć i jak najbardziej można na to przymknąć oko, tak zawód sprawia już design niektórych paszczurów wyjętych żywcem z tanich filmów sci – fi (wilkopodobne stwory, ludzie z wtopionymi w cielsko karabinami, meh). Aczkolwiek muszę przyznać, że schludnie wykonano efekt zamieci śnieżnej mocno ograniczającej widoczność czy animację rozpędzonych obłoczków bielutkiego puchu rozbijającego się o ciało naszego marines. Sam kompleks, co cieszy, również zmieni swoje surowe oblicze pomału dekorując szaro – błękitne wnętrza mięsistymi wykwitami oraz fioletowymi naroślami przeobrażającymi się w żywe tkanki.

Recenzja | Extermination (PlayStation 2)

Początkowe problemy studia Deep Space, w tym trudności z przeportowaniem tytułu, przełożyły się na opóźnienie jego wydania. I to momentami widać, choćby w kwestii dziwnie urwanych wątków czy nie wykorzystanego w pełni potencjału wdrożonych mechanik. Nie zmienia to faktu, że zastosowane pomysły nadają temu shooterkowi bardziej wyrazistego smaku. Zabrakło niemniej błysku jakiejś iskry, która nie pozwoliłaby szybko zapomnieć o Extermination. To wciąż solidny, ale niewybijający się szczególnie ponad inne gry akcyjniak, z gatunku, jak to niegdyś ładnie sami twórcy określili, „panic action adventure”. Gdzieś jednak w tym wszystkim zabrakło miejsca na ten paniczny lęk. Jeśli przełkniesz niedoskonałości oraz niemrawy początek zdołasz spędzić kilka przyjemnych, acz chwilami wymagających godzin na eksterminowaniu wszelakiego plugastwa.

Retrometr


Ciekawostki:

  • Motyw bakterii przewinął się również przywołanym Deep Fear. Można mówić tutaj o przypadku, ale należy wziąć pod uwagę fakt, że trójka twórców grzebiących przy Głebokim Strachu, na czele ze scenarzystą (Yuzo Sugano) przeszła do studia Deep Space
  • W grze swoje palce maczał również Hidetaka Suehiro zwany szerzej jako SWERY znany z takich produkcji jak Deadly Premonition, Tomba 2, Lord of Arcana. Mniej więcej w połowie gry natrafiamy do baru, który sygnowany jest pseudonimem Japończyka Swery65. Ten sam easter egg możemy znaleźć we wspomnianym Deadly Premonition
  • W planach było stworzenie kontynuacji – Extermination: World Plague miało być tytułem startowym na PlayStation 3. Wraz z zamknięciem studia Factor5 odpowiadającego za sequel, pogrzebane zostały prace nad projektem

  • Deep Space nie może poszczycić się ogromnym dorobkiem. Prócz Extermination stworzyli wydane tylko na rynek japoński Hungry Ghosts – pierwszoosobowy akcyjniak z elementami horroru

Redaktor. Ulubione gatunki: przede wszystkim przygodowe/akcji z głównym nastawieniem na survival-horror. Poza tym wsio prócz niemal wszelakich rpgów (tutaj wyjątek stanowi action rpg), symulatorów i strategii. Lubię odpocząć przy wciągającej platformówce. Posiadane platformy: 3DS, PSP, PS2, PS3, PS4, C64, PC