Recenzja | Hogs of War (PSX)

hogs of war psx

Bardzo często bohaterami gier zostają spersonifikowane zwierzęta. Pewnie większość czytelników i fanów retro miała do czynienia z nimi w różnych ich typach: w platformówkach (Crash Bandicoot, Croc, cała masa tytułów na NES-a, że wspomnę tylko o Chip`n`Dale Rescue Rangers), bijatykach (niektóre postaci w Tekkenie, Bloody Roar), wyścigach kartów (wszelkiej maści Crash Team Racing, Mario Kart). Przykłady można mnożyć. Tymczasem warto wspomnieć o pewnej strategii turowej, która w mojej opinii obok serii Worms była najlepszym tytułem w swoim gatunku na starego dobrego PSX-a, a także jedną z najlepszych gier ever na tę platformę.

W popularnej książce Orwella Folwark zwierzęcy świnie wypędzają ludzi z gospodarstwa, aby utworzyć nowy porządek. Okazuje się jednak, że tak naprawdę same odnoszą się do zwierząt w taki sposób, jak wcześniejsi gospodarze. Tymczasem w wydanej w 2000 r. przez Infogrames grze Hogs of War przyjdzie nam zamienić żołnierzy wojen światowych na toczące ze sobą boje świnie. Tytuł jest bardzo komiczny nie tylko przez ów zabieg, ale przede wszystkim zachowanie naszych wojów oraz ich odzywki w czasie toczonych walk.

Każdy szanujący się żołnierz zaczyna od walki z kukłą

Do wyboru mamy dwa tryby gry, oba równie ciekawe. Najważniejszym i głównym jest gra dla jednego gracza, w której naszym zadaniem jest podbicie całego świata. Oczywiście atakowane miejsca w swoim nazewnictwie odnoszą się do rzeczywistości dość luźno, żeby nie powiedzieć wybiórczo. Tak więc przejąć musimy całą Saustralasię, w skład której wchodzą choćby Hogshead czy Saustralia. Aby dokonać ekspansji na cały glob, wybieramy jedną z dostępnych drużyn, gdzie każda odpowiada jednemu z państw uczestniczących w dwóch wojnach światowych w XX wieku. Z punktu widzenia mechaniki nie ma znaczenia, po który team sięgniemy, ponieważ tak naprawdę różnią się tylko wyglądem i odzywkami.

Zaczynamy standardowo od misji tutorialowej, w następnych musimy już radzić sobie całkiem sami, jednak przed każdą z nich na ekranie ładowanie pojawiają się ciekawe wskazówki. Naszym zadaniem jest eliminacja wszystkich świnek wrogiego oddziału. Na początku mamy zaledwie kilka broni o małej sile rażenia. Z czasem, kiedy przejmujemy kolejne miejsca i zdobywamy bonusy (choćby za przeżycie całego teamu) możemy awansować naszych żołnierzy: wybieramy im klasy i nadajemy stopnie. Im wyższą rangę ma nasza świnia, tym więcej broni i możliwości posiada. Poziom trudności wzrasta wraz z kolejnymi misjami, dlatego przez całą grę nie będziemy narzekać na nudę. Ze względu na zróżnicowanie wrogich oddziałów musimy nie tylko dbać o precyzję naszych ataków, ale też dobrze planować taktykę na całe spotkanie, zwłaszcza gdy po drugiej stronie jest kilku medyków.

Ci dzisiejsi kieszonkowcy są coraz bardziej bezczelni

Drugi tryb, zasygnalizowany wyżej to multiplayer. Jak dla mnie absolutny hit, zapewniający godziny rozrywki. Możemy grać aż w cztery osoby przy użyciu jednego pada. Do wyboru dostajemy gotowe plansze, na których możemy rozegrać klasyczny survival (oprócz punktów za ubitych wrogów są jeszcze specjalny nagrody dla drużyny, która najdłużej wytrwała i największego sadysty, miodzio) lub grę na punkty (ubity wróg +2 punkty, poniesiona strata -1 punkt, zabita świnka zlatuje ze spadochronem w randomowym miejscu na mapie). Do tego dochodzi jeszcze możliwość tworzenia własnych leveli w oparciu o konkretne wytyczne: ilość min, zatruta/czysta woda, zasięg lądu, ale też generowania losowego po wpisaniu wymyślonego przez siebie kodu. Daje to naprawdę mnóstwo opcji. Co do walk, możemy zdecydować choćby o długości trwania tury, ilości punktów życia (w sposób uproszczony zaznaczamy, czy ma mieć ich „normalną” ilość, mniejszą, czy większą), opcji nagłej śmierci.

Choć oba tryby gry są ciekawe, osobiście uważam, że multiplayer jest ponadczasowy. Jeśli ma się fajną ekipę, można spędzić przy niej całe godziny. Wersja dla jednego gracza jest raczej opcją na raz, do ewentualnego odświeżenia po jakimś czasie (może jakiś remasterek, panowie twórcy?). Warto wrócić jeszcze do tematu drużyn oraz broni. Do wyboru mamy: Tommy`s Trotters (Anglików), Garlic Grunts (Francuzów), Uncle Hams Hogs (Amerykanów), Piggystroika (Ruskich), Sushi-Swine (Japończyków) oraz Sow-A-Kratus (Niemców). Ekipy różnią się kolorem, nakryciem głowy u generałów oraz wypowiadanymi kwestiami. Większość tekstów w pewien sposób nawiązuje do stereotypów na temat państwa, które konkretna świnia reprezentuje lub innych fraz, które pozwalają łatwo odkodować pewne aluzje. Genialnie spisali się lektorzy, gdyż bez końca można słuchać tekstów w stylu „pig dogs”, „freaking freaker”, „this potatoe is for you!” czy „papai!” w ich wykonaniu. Co więcej, świnie nie tylko odgrażają się swoim przeciwnikom, potrafią także pocisnąć graczowi, który nimi steruje. Nieraz po jakiś krzywym strzale mój podwładny oznajmił mi, że się ze mnie śmieje, chyba nie chcę wygrać tej walki lub po prostu jestem zielona jak moja drużyna. Ten zwrot do gracza jest świetnym zabiegiem, który przełamuje pierwotną immersję, ale w celu humorystycznym. Żeby nie było, nie wszyscy nasi żołnierze zachowują się świńsko. Kiedy drużynie idzie, potrafią też rzucić komplementem (jak to miło czasem usłyszeć, że jest się „sexy player”). Komiczny jest także sam zgon. Jeśli tylko nasza świnia nie wybuchła po nadepnięciu miny ani nie utonęła, wygłasza przed śmiercią i teatralnym upadkiem krótką przemowę.

Lepiej nie podpaść dowódcy

Broni też jest co nie miara. Każda z klas posiada przynajmniej jedną broń białą (w tym pięść, można po prostu dać świni w ryj), coś do strzelania oraz wybuchający oręż. Do tego dochodzą znajdywane w paczkach (lub w trybie single na wyższych poziomach) zrzuty, mocniejsze granaty, różnego rodzaju gazy. Broń każdego rodzaju zabiera nieco inną liczbę punktów i daje inny efekt, aby ostatecznie szanse poszczególnych przedstawicieli klas były zrównoważone. Stąd jeśli świnia ma bagnet, który zabiera niewielką ilość HP, posiadać też będzie mocniejszą broń, która może zabrać większą ilość. Mnie osobiście najlepiej grało się snajperami, którzy mieli nieograniczoną, dalekosiężną snajperkę, zabierającą 40 HP w ciągu tury. Na dodatek nie są oni zauważalni na mapie. Z kolei z samych broni warto wspomnieć w moim odczuciu najciekawszą: madness gas. Jeśli zaaplikujemy go śwince, straci niewielką ilość HP, lecz równocześnie zacznie się szaleńczo śmiać i chrumkać, biegnąc przy tym przed siebie przez określony czas.

Kilka zdań musi także paść odnośnie do mechaniki broni. W przypadku broni białej po prostu podchodzimy do przeciwnika i wciskamy X. Niektóre mają na tyle duży odrzut, że można łatwo nadziać przeciwnika na minę lub wrzucić do zatrutej wody. Z broni palnej obserwujemy wroga za pomocą specjalnego celownika, natomiast granaty i wszelkie bazooko-podobne bronie musimy wyczuć na ukazanej u dołu ekranu miarce. Warto też podkreślić, że jeśli nie trafimy w naszego rywala, ale choćby gdzieś tuż obok, i tak otrzyma obrażenia. Czasem nie do końca się sprawdza, jeśli uderzymy ciut niżej, niż prosię stoi.

Padło już nieco wcześniej nieco o czymś w rodzaju klas postaci. W trybie one player nadajemy je wraz z awansami, trochę się różnią od tych znanych z trybu wieloosobowego, w którym możemy wybrać, jakie świnie chcemy mieć w drużynie. Mogą to być generał, snajper, lekarz, saper, grenadier oraz spadochroniarz. Z zewnętrznych cech charakterystycznych należy dodać, że snajperzy noszą okulary, a spadochroniarze kominiarki. Wybór jest zależny od taktyki, jaką preferuje gracz.

Nienaturalny kolor wody wskazuje na to, że jest zatruta

Choć osobiście uwielbiam Hogsy, nie jest to gra bez wad. Na minus zaliczyć trzeba pewne rozwiązania graficzne. Zacznijmy od tego, że plansze zostały stworzone przez zwolenników teorii płaskiej ziemi. Nasze świnki są oczywiście w 3D, ale plansza jest ograniczona po prostu kolorem nieba i któryś z żołnierzy wyleci poza sterowalny okręg, automatycznie rusza przed siebie w miejsce dostępne graczowi. Może to być zwykła nawierzchnia, jednak świniak będzie parł przed siebie nawet do wody i na minę. Kolejna sprawa to kawalątki lądu, których niemal nie widać. Kiedy świnia tracąca HP w czasie pływania (na wyższych stopniach awansu w trybie single mogą normalnie pływać) wpadnie do wody, rusza do najbliższej „suchej ziemi”. Czasem irytowało mnie, gdy widziałam, że mój prosiak zmierza w innym kierunku. Mimo to, po kilku przepłyniętych metrach, zatrzymywał się na środku akwenu i stawał na niewidzialnym lądzie. Dla wroga to problem, bo ciężej ustrzelić kogoś np. z bazooki, dla gracza też, bo jak się niefortunnie obróci, znów będzie mokry. Na dodatek w kąpieli punkty HP kurczą się bardzo szybko.

Mówiąc nieco szerzej o grafice, ma się odczucie, że plansze nie wyglądają tak dobrze jak powinny. Wrażenie robią filmiki, są zrobione z jajem i ładnie wypadają. Ogromny plus to oczywiście dźwięk. Nie tylko genialne teksty, które się po prostu nie nudzą (jest opcja wyłączenia komentarzy, nie mam pojęcia jak nazwać kogoś, kto kiedykolwiek z tego skorzystał!), ale też wojskowe melodyjki, wszelkie chrumknięcia, śmiech świni gdy podkłada dynamit. Najwyższa klasa.

Uwielbiam Hogs of War i absolutnie się tego nie wstydzę. Jak dla mnie jest to idealna gra na imprezy i inne spotkania ze znajomymi. Walka z AI jest równie ciekawa. Emocje są z reguły jednak większe i unikamy focha bliskich po przegranym meczu. Dzięki temu, że całość utrzymana jest w humorystycznej konwencji, bardzo trudno wpaść we frustrację nawet po dłuższym dołowaniu. Gdyby tryb single był równie regrywalny jak multi pewnie wystawiłabym najwyższą retro notę, jednak sięgając w głąb siebie po jakieś resztki obiektywizmu, muszę ją nieco obniżyć. Mimo to gra jest świetna, warta odkurzenia i wrzucenia do szaraka. Tylko w czasie wolnym, bo wciąga na długo, żeby nie było, że nie ostrzegałam. Jak to mówią nasi różowi bohaterowie, „war and relax”! Dodatkowo gra spodoba się feministkom, ponieważ udowadnia dawno powtarzany slogan, że każdy facet to świnia.

Retrometr

O Prezesowa 68 artykułów
Nowa na pokładzie, gotowa do pracy! Ulubione gatunki gier: jRPG-i, wszelkie Simsy, sportowe, platformówki, "GTA podobne" oraz tytuły poruszające problematykę moralną. Posiadane platformy: NES (no dobra, Pegasus), PSX, PS2, PSP, PC, od niedawna także PS3, przy czym najukochańszą jest ta pierwsza. Raczej casual niż hardcore, niemniej potrafiąca docenić tytuły kopiące w rzyć.