Zapraszamy dzisiaj na mroczną przygodę fantasy na Małe Atari! Dzisiaj przekonacie się, czy wielki niegdyś rycerz Barahir wraz z upływem wieku zachował siłę i tężyznę fizyczną? Czy jego misja ratunkowa dla czarnoksiężnika Daerona potrafi dostarczyć emocji i zachwycić tak mocno jak to drzewiej bywało? Czy pancerz naszego bohatera nie zardzewiał? Po prostu wspólnie przekonamy się, czy ta kultowa niegdyś gra przygodowo – tekstowa, również i dzisiaj zachwyca? Zachęcamy do seansu i lektury najnowszego odcinka Gramy na Gazie.
ZZA KULIS I CIEKAWOSTKI
Profesor Larek zabrał na wyprawę swój nieodłączny ekwipunek. Przepastna torba i kubek bez dna! Na miód pitny!
EKSPERYMENTALNY ODCINEK. Zanim wyruszycie z Barahirem na pełną przygód i niebezpieczeństw misję to musicie wiedzieć, że dzisiejszy odcinek ma dosyć eksperymentalną formułę. Jak już zdążyliście zauważyć, Larek i Borsuk przechodzą dzisiaj grę tekstowo – przygodową, więc powiedzcie mi moi drodzy: co jest ciekawego w oglądaniu dwójki zgredów grających w statyczną przygodówkę, zawierająca na dodatek słowo pisane? No raczej nic do cholery! Pokombinowaliśmy trochę jak to ugryźć, żeby wyglądało zjadliwie dla widza i w trakcie rozgrywki opowiadam wam wydarzenia na ekranie. Czy to jest ciekawe i interesujące? Nawet, nawet, chociaż sami lepiej oceńcie. Od siebie dodamy jedynie, że w takiej formule to pierwszy i ostatni odcinek. Czyli, że co, nie będzie więcej takich gier w naszym programie? Będą, z tym że zupełnie inaczej do tego podejdziemy. Barahira ogrywałem dzień wcześniej, żeby sprawdzić, czy nie występują w nim śmierci bez przyczyny. I niestety występują, mało, bo mało, ale pojawiają się tutaj tak nielubiane przeze mnie zgony z tak zwanej dupy. Zły krok w korytarzu i jesteś trup, zaczynasz od początku! Przełączenie nieodpowiedniej wajchy i twoje truchło zostanie w lochu na wieki! I rozgrywka od początku… To na pewno nie byłoby dla was fajne…
Przystąpiliśmy więc do zwiedzania tej gry przygotowani, żeby uniknąć takich sytuacji. Wiedzieliśmy po prostu – czego nie należy robić i szliśmy najkrótszą możliwą drogą. Chyba… Na przyszłość do podobnych produkcji podejdziemy zupełnie inaczej, czyli będziemy je premierowo ogrywać przed wami, a wybierzemy takie hity, w które jeden z nas nigdy nie grał. Sprawdzaliśmy to już na Seksmisji, czyli A.D. 2044 i przy takim podejściu frajdy jest zdecydowanie więcej! Grający jest zaskakiwany wydarzeniami na ekranie, widz także, a na dodatek może pokombinować razem z nami jak rozkminić niektóre zagadki. W przyszłości chcielibyśmy wam na pewno pokazać Klątwę i Władców Ciemności (Seksmisja już nagrana!), chociaż w przeciwieństwie do dzisiejszej produkcji, te przygodówki są stricte graficzne i zapewne dostarczą wam i nam więcej radości niźli Barahir…
Recenzja i solucja dzisiejszego hitu w Secret Service. Patrzajta jaki przebój! Źródło: RetroStories.PL
MOCARZ?! A dlaczego wzięliśmy dzisiaj na tapet właśnie Barahira? Po pierwsze – to gra obsługiwana dżojem i posiadająca fajową oprawę audio i video. Po drugie – jej akcja rozgrywa się w znanej i lubianej przez wielu stylistyce fantasy, czyli miecze, wojownicy, czarodzieje, zaklęcia, skarby. Po trzecie – Barahir na premierę został wybitnie ciepło przyjęty przez wszelakich recenzentów (oceny z Secret Service macie powyżej!), a pośród atarowskiej braci jest otoczony wręcz kultem. Powiem wam szczerze, że to ja wybrałem tę grę jako kolejną do naszego programu i liczyłem na niezapomnianą przygodę, chociaż profesor Larek jakoś dziwnie kręcił nosem. Myślę sobie, ki diobeł? Barahir to nie jest taki mocarz jak go niegdyś opisywano? Obejrzyjcie filmik i przeczytajcie recenzję to się przekonacie!
L.K. AVALON. No, panie i panowie, teraz czapki z głów! Wydawcą dzisiejszej gry była chyba najlepsza i najbardziej zasłużona polska firma w historii Atari XL/XE (i nie tylko), czyli legendarne Laboratorium Komputerowe Avalon. Ta założona w 1989 roku przez Tomasza Pazdana i Janusza Pelca firma wydała w trakcie swojej działalności jakieś pincet tytułów na Atarynę, oraz kilkanaście na C64 i kilkadziesiąt na Amigę oraz PC. Nie będę tutaj przytaczał wszystkich hitów Avalonu, gdyż możliwe, że kiedyś z Larkiem zrobimy przegląd ich gier. Tylko trwałby on zapewne z 5 godzin, ale w sumie na transmisję live takie podsumowanie twórczości tego wydawcy byłoby wskazane! Poniżej skupię się tylko na najlepszych grach tej firmy na Małe Atari.
Fantastyczna czwórka od Avalonu! Po kolei od lewej strony górnego rzędu: Robbo, Lasermania, Fred i Misja.
Chłopaki z Avalonu (a w szczególności jeden z najlepszych małoatarowskich twórców, czyli Janusz Pelc) zaatakowali polski rynek gier produkcjami klasy światowej! Nie bójmy się użyć tego słowa. Wydane w 1989 roku logiczne perypetie małego robocika Robbo to prawdziwy fenomen, który popularnością dorównał największym grom tego gatunku w historii, czyli Boulder Dashowi i Sokobanowi! Do tej pory miłośnicy tej produkcji tworzą nowe plansze i ich zestawy, a mój przyjaciel Larek nie ukrywa, że w trakcie pisania swojej najlepszej gry, czyli Laury w dużym stopniu inspirował się przygodami blaszaka z Avalonu. Jednakże nie tylko robotami Avalon stoi! Następny atak na bezbronnych polskich graczy dokonały kolejne hity, czyli Misja i Fred! Bardzo ładny komnatowy run and gun w wielkiej wojskowej bazie oraz spokojna i klimatyczna platformówka o przygodach jaskiniowca. To także były wielkie sukcesy, zapewne każdy atarowiec miał oryginalne wersje tych przebojów! Nie zalewam! Do innych bestsellerów tego polskiego wydawcy bez wątpienia należą także: komnatówka Hans Kloss, ładna platformówka Smuś, czy jeszcze piękniejsza Włóczykij, albo przebojowe przygodówki graficzne, o których w tym wpisie już wspominałem: A.D. 2044, Klątwa i Władcy Ciemności zrealizowane przez Rolanda Pantołę. A pamiętacie takie fajne szpile jak: komnatówka HawkMoon, czy świetne logiczne mózgołamacze Lasermania, albo Czaszki? Wymieniać można by długo, więc kto chce, niech sobie zerknie na listę wszystkich gier wydanych przez L.K. Avalon na Atarimanii. Mieli rozmach skurkowańcy! Szkoda, że Janusz Pelc opuścił firmę już w 1990 roku, ale udanie zastąpił go Mirosław Liminowicz. Na koniec tego króciutkiego info o tej wielce zasłużonej dla polskiego rynku gier firmie napomknę tylko, że w latach 1991 – 1993 Avalon wydawał świetne pismo dla atarowców, czyli Tajemnice Atari. Dobra, krótką informację o L.K. Avalon mamy już za sobą, to przyjrzyjmy się autorom Barahira, czyli grupie…
Najfajniejsze gry stworzone lub współtworzone przez Daniela Szymczuka. Lewy górny rząd: Alchemia, Agonia, Easy Money, Darkness Hour.
LORIEN. Trójka atarowskich zapaleńców, czyli Daniel Szymczuk, Michał Luberda i Artur Moryto, która z powodzeniem pisała całkiem dobre gierki, wydawane głównie przez wspomniany wyżej Avalon. Skupmy się na dwóch pierwszych twórcach, gdyż to oni stoją za Barahirem. Daniel był głównym programistą tej przygodówki graficzno-tekstowej, a Michał mu pomagał, w jaki sposób podzielili prace nad programem? Nie wiem ani ja, ani profesor Larek. W czym jeszcze maczali swoje zdolne paluchy obydwaj panowie? Utalentowany Pan Szymczuk (programowanie, nieraz grafika, nieraz strefa audio) brał udział w tworzeniu porządnych komnatówek, z których najbardziej podoba mi się: nastrojowa Alchemia w klimacie fantasy (kiedyś pokażemy); niezła Agonia dla odmiany w utrzymana stylistyce science fiction; oraz konwersja, a raczej podróba znanego z C64 Stormlorda, czyli Darkness Hour. Dodatkowo współtworzył: strzelankę celowniczkiem zwaną Streets; trudną wariację (zasuwamy ciągle w prawo i skaczemy) na temat Kissin’ Kousins zatytułowaną Honky; oraz fajnie wyglądającą na screenach grę platformowo przygodową zwaną Easy Money. W tą ostatnią nie grałem, jeżeli ktoś ją przeszedł, to poproszę o wrażenia w komentarzach.
A tu najciekawsze pozycje, w których maczał palce Michał Luberda. Od lewej góry: Kernaw, Frank and Mark, U235 oraz niedokończone One Moon and Two Suns.
Z kolej drugi człowiek orkiestra Pan Luberda (także programista, grafik i dźwiękowiec) zaszczycił swoim udziałem takie gry jak: wspomniane Agonia i Alchemia; trochę podobną do Draconusa komnatówkę zatytułowaną Kernaw; grę logiczną o kryptonimie U235; oraz dziwną platformówkę Frank & Mark. Polecam także rzucić okiem na niedokończoną produkcję tego autora, czyli One Moon and Two Suns, która na zrzutach ekranu prezentowała się wybornie! Cholera, toż to miała być jakaś wielka przygoda ze świetną grafiką i animacją postaci podobną do legendarnego Księcia Persji. Wow! Szkoda, że nie udało się dokończyć prac nad tą superprodukcją. Gwoli ścisłości wspomnę, że bodajże pierwszą grą grupy Lorien była przebojowa logiczna wariacja na temat Puzznic’a, czyli Lorien’s Tomb, którą stworzył trzeci członek tego zespołu – Artur Moryto. Poznaliście już pobieżnie autorów, w takim razie przechodzimy do przystawki przed filmem, czyli recenzji!
BARAHIR
L.K. AVALON / LORIEN (1993)
PRZYGODÓWKA GRAFICZNO – TEKSTOWA
FILM I RECENZJA DOTYCZĄ: ATARI XL/XE
Barahir ma w sobie coś z Conana i Rambo. Polska szkoła brzydkich okładek znowu na topie!
OPIS. Barahir, który szturmem zdobył serca atarowskich graczy i recenzentów to gra przygodowa graficzno – tekstowa i do dzisiaj pozostaje jednym z nielicznych przedstawicieli tego gatunku na Małej Atarynie. Czyli Borsuku z czym to się je? W górnej części ekranu widzimy rysunek przedstawiający lokację, w której się znajdujemy oraz różę wiatrów do poruszania się. Widoki są ściśle podporządkowane określonym miejscówkom, zaś pod nimi w formie tekstowej opisane są wydarzenia, w których uczestniczymy. Komunikaty informują nas gdzie jesteśmy, co widzimy, z jakimi przedmiotami możemy wejść w interakcję, itp., itd. W niektórych lokacjach (niestety rzadko) pojawiają się także skromne dialogi z napotkanymi przeciwnikami. Naszym głównym polem akcji jest właśnie warstwa tekstowa, która określa wszystkie zdarzenia, przedmioty i możliwości wyboru, zaś ładne rysunki nie są w żaden sposób interaktywne i pełnią tylko funkcję ozdobną.
Barahirze, twierdza czeka na zdobycie! Z płonącym konarem nie będzie to trudne!
Na samym dole ekranu mamy listwę komend i ekwipunku, za pomocą których wydajemy rozkazy naszemu rycerzowi. Weź dany przedmiot, użyj go, zjedz, przełącz dźwignię, rozmawiaj ze strażnikiem, zaatakuj wroga, sprawdź ekwipunek, wyrzuć jakiś rupieć. Jak widzicie gra Lorien to całkiem zgrabne połączenie tekstówki z interfejsem znanym głównie z przygodowych gier graficznych. Całość elegancko obsługuje się dżojem i naprawdę pierwsze wrażenie Barahir robi kapitalne, tylko musimy się przyzwyczaić do faktu, że opisy w danej lokacji potrafią zmieniać się wielokrotnie, zaś wizualna prezentacja miejsca pozostaje niezmienna. Ja to w zupełności rozumiem, gdyż pamieć komputerów 8-bit nie należy do największych i wrzucenie większej ilości grafik spowodowałoby znaczny wzrost objętości gry. Popatrzcie sobie moi drodzy na screeny i już będziecie wiedzieć z jakim rodzajem gry mamy tutaj do czynienia. Całość utrzymana jest w stylistyce klasycznego fantasy, co uznałem za plus, bo dobra przygoda, w której walczymy mieczem i magią nigdy nie jest zła! Zanim przejdę do opisywania zalet i wad tej rycerskiej ekspedycji ratunkowej to może nakreślmy fabułę, żebyście moi mili poznali motywy działania naszego walecznego Barahira. W tym momencie oddaje głos twórcom..
Na szczęście wprowadzenie fabularne do gry zawarto w oryginale.
PLUSY. Pierwsze uruchomienie produkcji Lorien powoduje zachwyt i naprawdę można się zdrowo napalić, że rozpoczynamy niezapomnianą przygodę fantasy! Po pierwsze sam pomysł na połączenie tekstówki z przygodówką graficzną jest bardzo ciekawy i we wprawnych rękach mógłby on zagwarantować świetne doznania zarówno w sferze wizualnej, jak być jednocześnie dobrym czytadłem. Trzeba tu autorów pochwalić za nowatorskość. Sam okienkowy interfejs i obsługa całej gry dżojtikiem to także duża zaleta podbijająca grywalność, czujemy się jakbyśmy grali myszką w jakaś 16-bitową przygodówkę, czy nawet grę RPG. Oczywiście niektóre aspekty obsługi gry można by dopieścić, na przykład sprawdzanie ekwipunku, używanie i wyrzucanie przedmiotów z plecaka. Nie rozumiem, po co one są osobno, skoro można by to wszystko umiejscowić w jednej ikonie. Dodatkowo fajnym patentem są minimalne naleciałości gier RPG, bardzo śladowe, ale zawsze. O czym mówię? Nasz bohater posiada wskaźnik zdrowia, które może stracić w walce, zaś uzupełnić poprzez jedzenie prowiantu, gdy takowe znajdzie. Fajnie, naprawdę fajnie! Wynik walki i utrata energii życiowej są zależne w głównej mierze od posiadanej przez nas broni i to także jest realistyczne i dobrze pomyślane. Tylko chyba nie rozgryzłem tego do końca, gdyż wydawało mi się, że gdy posiadam miecz, czyli chyba najlepszą broń w grze, to wystarczy mi ona do bezproblemowego zarzynania przeciwników. Jednakże przy moim kolejnym przechodzeniu Barahira okazało się, że gdy posiadam dodatkowo konar i nóż to dopiero jestem motherfuckerem, któremu nikt nie podskoczy! Możliwe, że do końca tego nie rozgryzłem, ale czy czasem siła naszego oręża nie jest sumą wszystkich posiadanych broni? Byłoby to trochę głupie, chyba że nasz wojownik jest takim zdolniachą, że w trakcie walki podpiera się konarem, walczy nożem w jednej ręce, a mieczem w drugiej… Hmm. Podsumowując Barahir ma fajowy pomysł na siebie, świetną obsługę dżojem i naprawdę zgrabny i przejrzysty interfejs.
Pierwsza przeszkoda, czyli wrota do twierdzy to ciekawa zagadka.
Grafika także może się podobać, gdyż lokacje zostały całkiem ładnie narysowane, co prawda obrazki są dosyć małe, ale zaprawdę klimatyczne. Szkoda jedynie, że przedstawiono je w jednolitych, mocno nieciekawych barwach, czyli brązowo żółtawo czekoladowych. Na szczęście panel sterowania zobrazowano w odcieniach fioletu i daje to jakąś namiastkę wielobarwności. Różę wiatrów oraz wszelkie ozdobniki graficzne przygotowano z pietyzmem i artystycznym zacięciem, przez co gra stylistycznie nawiązuje do produkcji mistrzów z Zeppelin Games. Dodatkowo Barahir posiada naprawdę urzekającą i nastrojową stronę tytułową. Brawa dla grafików, z jednym zastrzeżeniem, przydałoby się, aby gra była bardziej kolorowa, szczególnie rysunki lokacji.
Największą zaletą Barahira jest wspaniała, wpadająca w ucho, przebojowa, budująca świetną atmosferę i nie przeszkadzająca w rozgrywce muzyka! Jejciu, jakaż ona jest dobra! Jedna z najlepszych w historii Małego Atari, a tak naprawdę to Amigi… Tak moi drodzy, ta pierwszorzędna nuta, która przygrywa nam w trakcie rozgrywki to zaprawdę niesamowity majstersztyk, jednakże pochodzi z zacnego Hero Quest (planszowe rpg) w wersji przyjaciółkowej i jej autorem jest znany ze sprzętów firmy Commodore muzyk Barry Leitch. Z jednej strony brawa dla autorów Barahira za pierwszorzędny cover, z drugiej nie widzę, żeby gdziekolwiek (instrukcja, strona tytułowa gry) ktoś zająknął się chociaż o twórcy oryginalnej muzyki… Chwalić czy ganić w takim wypadku? Podejściem fair byłoby chociaż wymienienie Mr Leitcha w creditsach… Wersja dyskietkowa posiada dodatkowo drugą ścieżkę audio, także bardzo dobrą, może nie tak wybitną jak pierwsza, ale także udaną! Niestety ja grałem głównie w wersję kasetową Barahira, która jej nie posiada. Co prawda w trakcie kręcenia dzisiejszego odcinka Gramy na Gazie śmigaliśmy ze stacji dysków, jednakże jak już wiecie, dźwięk w trakcie nagrywania mamy całkowicie wyciszony, przez co nie przysłuchałem się zbytnio drugiej kompozycji. Zakładam, że jest ona oryginalna, chociaż… Niech jakiś spec napisze w komentarzach.
Na dziedzińcu jakaś pęknięta ściana. Walimy ją z byka? Mocny masz hełm Barahirze?
Wspomniałem już, że umiejscowienie fabuły w fantasy także jest pozytywem, a na dodatek niektóre zagadki są całkiem ciekawie pomyślane, szczególnie otwarcie bramy. Można wrzucić kamień pod wrota, schować się za głazem, podpatrzeć jakim szyfrem (trzykrotne uderzenie kołatki) strażnicy otwierają sobie bramę i wejść w ten sposób. Można także rzucić się na oponenta i zabić go w walce. Lubię to. Bardzo dobrym pomysłem jest możliwość rozmawiania ze strażnikami, jednakże w trakcie gry otrzymujemy od nich tylko sztampowe dialogi i ta funkcja posłuży nam tylko do przekupienia dwóch chciwych jegomości. No i do rozmowy z Daeronem na końcu. Jednakże należy pochwalić Barahira za ten fakt, daje to namiastkę uczestniczenia w rozbudowanej grze przygodowej…
MINUSY. No właśnie namiastkę. Pierwszą wadą omawianej dzisiaj przygodówki jest zawieszenie jej fabuły pośrodku pewnych wydarzeń. Kiedy uruchomimy grę, a nie przeczytamy instrukcji, to będziemy zachodzić w głowę: o co tu chodzi? What the fuck? Kim ja jestem, aha jakimś Barahirem, ale kto zacz? Po cholerę idę uwolnić tego czarodzieja Daerona (któż to?) i kimże jest jakiś Askar, który go więzi? O co tu w ogóle chodzi? Ja rozumiem, że to może być zabieg celowy, mający na celu uhonorowanie posiadaczy oryginału (wstęp na tylnej stronie opakowania), ale naprawdę przydałby się chociaż jeden ekran wprowadzenia do fabuły gry. Także zakończenie nie satysfakcjonuje gracza, gdyż jest ono całkowicie otwarte i możliwe, że autorzy planowali kontynuację, która jednakże nigdy nie została stworzona. Cała opowieść jest jakby częścią większej całości, została wyrwana z kontekstu i w żaden sposób nie ciekawi.
Na ścianie złoty sierp! Nie sorki, to pochodnia…
Potencjał na świetną przygodówkę fantasy został też według mnie zmarnowany przez niesamowitą sztampowość. Ja rozumiem, że to na maksa klasyczne fantasy i tylko 8-bitowa gra, ale w pewnym momencie to chyba autorom zabrakło pomysłu na zagadki, czy lokacje. Z wrogów niestety spotykamy jedynie strażników i oprócz Daerona (na końcu) to z żadnym innym NPC nie porozmawiamy, a możliwości ku temu (i interfejs) były… Większość zagadek Barahira to zbieranie i używanie: klucza, kluczyka, złotego kluczyka i przełączanie przekładni, dźwigni, wajch. Jasny gwint, nudy na pudy! Larek w pewnym momencie usnął mi na drugim fotelu i zaczął chrapać! A dobrze wiecie, że on wszystkie atarowskie gry uwielbia! Oczywiście trafiają się magiczne kule, czarodziejska różdżka, manuskrypt z zaklęciem i niekiedy fajniejsze zagadki z krzesiwem i drabiną, a niekiedy zupełnie nieciekawe, jak na przykład używanie obrotowego fotela, czy dwukrotne naciśnięcie tego samego świecznika. Ten drugi moment mocno mnie zirytował, gdyż łaziłem w kółko w poszukiwaniu czegoś, co przeoczyłem. Nie znalazłem żadnej podpowiedzi, ani wskazówki, że trzeba jeden świecznik dwa razy nacisnąć i musiałem poratować się solucją. Zdążyłem zginąć w międzyczasie, mocno się zirytować i musiałem zaczynać od nowa, gdyż…
Skrzynki i szafy do otwarcia. W skrzyni pewnie jakieś skarby? Szczęka teściowej?
W grze występują śmierci bez ostrzeżenia i przyczyny, czego nienawidzę w takiego rodzaju grach! Nazywam to zgonem z dupy za przeproszeniem i wymagam od takich gier, aby moja śmierć była skutkiem jakiegoś mojego błędnego zachowania, była czegoś powodem. Sam fakt, że poszedłem w złą odnogę korytarza, czy przełączyłem nieodpowiednia przekładnię, nie powinien kończyć się śmiercią. Powinny być najpierw zawarte w grze jakieś podpowiedzi (“podłoga przed tobą wygląda na niestabilną”, czy napis na ścianie w którejś komnacie “uważaj, nie przełączaj wszystkich przekładni w mrocznym korytarzu”) i wtedy dopiero byłbym karany za swoją nieostrożność. Game Over za to, że na skrzyżowaniu wybrałem złą drogę to bardzo tani chwyt, po prostu sztuczne wydłużanie rozgrywki. Oczywiście w Barahirze zrealizowano to lepiej, niż w beznadziejnym 07 Zgłoś Się, gdzie przyczyna i skutek praktycznie nie występują, a śmiertelne było nawet przycupnięcie na trawie. Dlaczego? Bo oblazły nas mrówki…
Aha no i zapomniałbym o błędach ortograficznych. Szczególnie widoczne jest wziąść zamiast wziąć (nie wiem jak to przeszło przez testy?) oraz literówki, a raczej braki ogonków w niektórych wyrazach. W grze na szczęście występują polskie znaki, ale jakby w sposób losowy. W jednym słowie są, w kolejnym ich nie ma… Gra posiada tak znikomą ilość tekstu, że dałoby się to lepiej sprawdzić przed wydaniem jej na rynek. Irytuje także niekonsekwentne używanie niektórych przedmiotów, na przykład drabiny. Używamy ją poprzez wyrzucenie jej z ekwipunku (niby postawienie), ja wiem, że jest to dosyć logiczne, ale wszystkich pozostałych przedmiotów używamy poprzez komendę użyj. Brak tu konsekwencji.
Pentagramy i czarcie potańcówki! No nie do końca, ale jakiś diobeł tu był…
Wystawiając ocenę podejdę do sprawy uczciwie i bez nostalgii (za młodu nie grałem w tego szpila), Barahir to dobra gra, jednak cała para przy jej tworzeniu poszła w interfejs, oprawę graficzną i muzyczną, a sama historia została potraktowana po macoszemu, jakby na doczepkę. Nie dość, że zbytnio nie przykuwa ona uwagi, jest do bólu sztampowa, na dodatek wyrwana z kontekstu, to jeszcze potrafi zanudzić. Niestety, kiedy w pierwszej części gry znalazłem trzy rodzaje kluczy i chyba ze cztery różne wajchy w sąsiadujących pomieszczeniach to wiedziałem już, że historia rycerza Barahira nie spowoduje wypieków na mojej twarzy i będzie tylko dodatkiem do używania sztampowych przedmiotów. A w takich grach powinno być chyba odwrotnie…
KIEDYŚ. Niegdyś ponoć mesjasz atarowskiego gamingu, który zachwycał na screenach oraz w recenzjach różnych czasopism! Mnie jakoś ominął, więc po latach pełen nadzei uruchomiłem go na mojej Atarynie!
TERAZ. Świetna technicznie produkcja, dosyć nowatorska, z fajowym interfejsem i klimatyczną oprawą audio video. Jednocześnie ogromny potencjał na jedną z najlepszych gier na Atari! Niestety historia w niej zawarta nie jest zbytnio interesująca, rzekłbym nawet nudna, a rozgrywka potrafi uśpić. Kto nie wierzy niech odpali sobie A.D.2044 Rolanda Pantoły (ja wiem, że tamta gra to bardziej przygodówka graficzna) i zobaczy jak powinna wyglądać zajebista gra przygodowa. Nie krzyczcie mi tylko w komentarzach, że przecież Barahir to także świetna tekstówka! Skoro już zawarto w nim tekst, to przecież można go było barwniej i ciekawiej wykorzystać… – Rycerzu Barahir? – Tak? – Rozczarowaliście mnie, ale dam wam dobry na zachętę…
ArSoft CORPORATION i Retro na Gazie prezentują:
Gramy na Gazie – BARAHIR (1993) – ATARI XL/XE
LAREK / BORSUK
– Dzisiaj Larku poeksperymentujemy w Gramy na Gazie! – To znaczy jak? – Przejdziemy przygodówkę graficzno – tekstową! – Fajnie, ale jaką? – Barahira! – Borsuk, to trochę nudne jest… – No co ty gadasz Larek?! Niemożliwe! Pamiętasz te recenzje? 100 procent, 100 procent, 90 procent! Hit jak malowany i do tego w klimatach fantasy! – No dobra, skoro nalegasz… – O zobacz Larek jaka fajowa twierdza! I jaka super muzyczka przygrywa, skąd ja ją znam? – Twierdzę, czy muzyczkę? – Nuta mi się znajoma wydaje… Czekaj Larek, tylko po co ja tam idę do tego zamku? – Nie wiem! – Ja też kurna nie wiem. Pokaż no ten twój oryginał. Aha, jestem jakimś rycerzem i idę uwolnić jakiegoś czarodzieja Daerona. Hmm. Aha… – Dobra Larek ja gram, a ty mapuj w głowie okolicę i pamiętaj, których drzwi jeszcze nie otwarłem! – Dobra, ale będzie zabawa!
GODZINĘ PÓŹNIEJ: – Patrz, tutaj znalazłem klucz, przyda się, o znowu wajcha, to przełączam, otwieram kluczem drzwi i patrz tu leży złoty klucz! Ten pewnie do tej zamkniętej szuflady, pamiętasz?! Ooo, a w niej mały kluczyk, to ci niespodzianka! I znowu jakaś dźwignia, hmm. Larek, a czaisz, które drzwi pozostawiłem zamknięte? Larek? Larek?! – Chrrrr, chrrr, chrrapppu, chrrrap, Barahrraaap…
BARAHIR (ATARI XL/XE)
STEROWANIE
DŻOJ i FIRE: obsługa strzałki niczym w myszce, a za pomocą niej całego interfejsu. Możliwe, że istnieją skróty klawiszowe, ale mi do szczęścia potrzebne nie były…
PS1. Screeny i skany Barahira dostarczył Larek, reszta grafik pochodzi z Atarimanii, a dostarczył je Borsuk.