Przyszła pora by kolejny raz poszukać ukrytych perełek, a może nie?
Swego czasu Borsuk opisywał już kilka gier tego typu, a że Borsuk stary to i kulki stare bo 8bitowe i tak powstał wpis Lecimy w kulki? oraz Dalsze zabawy kulkami. Ja jestem nieco młodszy, a więc moje kulki to głównie psx’owy Kula World oraz PC’towy Ballance. Ten drugi wydaje się tutaj najbliższy temu co dziś będziemy miętosić. Nazwa Kororinpa pewnie nikomu nic sama w sobie nie mówi, szczerze mówiąc nie mam pojęcia co ona oznacza, pewnie coś mądrego po dżapańsku. Kij z tym, koniec lecenia w kulki, pora na tekst właściwy!
pora zawstydzić żuka gnojarza
Mamy tutaj do czynienia z grą logiczno-zręcznościową z mocniejszym naciskiem na to drugie. W wielkim skrócie masz do dyspozycji kulkę, którą trzeba doprowadzić od punktu A do B po drodze zbierając wszystkie kryształy, by aktywować portal w którym kończysz planszę. Cały wic polega na tym, że nie sterujesz samą kulką, a przynajmniej nie bezpośrednio. Za pomocą wiilota sterujesz całym otoczeniem i w ten sposób wpływasz na to, gdzie kulka się toczy. Grał ktoś w któregoś z Mercury Meltdown? Jeśli tak to wiesz o co chodzi, ale wybaczę jeśli od naporu tego hipsterstwa zaczniesz się zastanawiać “w co ten koleś gra?!“. No cóż, lubię takie gry, ale skoro to jeszcze czytasz, to chyba jesteś też zaciekawiony?
Reguły brzmią banalnie prosto, ale w tej prostocie jest cały urok, z resztą proste to są ogólne założenia, bo potem się nieco komplikuje sprawa. Nasza piłka nie będzie tak po prostu się toczyć do przodu bo byłoby zbyt nudno. Będziemy się poruszać po zawieszonych w próżni platformach z których w każdej chwili możemy spaść. Dodatkowo korytarze którymi będziemy się poruszać są dość wąskie (a czasem węższe niż odbyt węża) i kręte. Mało? No jasne że mało! Wiilotem przekręcamy całą platformę a nie kulkę, więc czasem będziemy tak wykręcać rękę, by pion stał się poziomem i odwrotnie (sprawne nadgarstki i kulki, znów robi się dwuznacznie). Będziemy musieli czasem bardzo szybko iść z poziomu w pion, patrząc na to by nie spaść i się odpowiednio rozpędzić, bo będziemy musieli przeskoczyć przepaść i to cały czas mając dłoń pewną niczym snycerz. Dochodzą też elementy ruchome w postaci platform poruszających się samych, platform poruszanych przez Ciebie (miej na uwadze, że sterujesz otoczeniem, więc platformą i kulą jednocześnie na małej przestrzeni z której w każdej chwili możesz spaść), blokad przejścia, “wypychaczy” z toru itp. Są też promienie niszczące kule, magnesy przyciągające, lód przyśpieszający itd. Czyli nudno nie będzie.
wszyscy mają kulki, mam i ja!
Jako opcja z której możemy skorzystać są też inne kulki jakimi możemy grać, można ich odblokować w sumie 20. Będą się one od siebie różnić parametrami, jedne będą wolne, drugie szybkie, jedne będą mocniej się odbijać inne mniej, jeszcze inne są for fun i wydają zabawne dźwięki. Gdy plansza jest pełna wąskich przejść wybór szybkiej piłki sprawi, że plansza stanie się istnym rajem dla masochistów gier video. Wszystko wydaje się być fajne, nie mogę narzekać na sam gameplay, plansze też są fajne, ale jest ich niestety mało. Łącznie w zwykłym przejściu gry masz do przetoczenia się 45 poziomów. Niby wydaje się to słuszną liczbą, 45 wcale nie brzmi mało. Problem w tym, że wiele z tych plansz trwa dosłownie 30 sekund, pod koniec masz większe tory w których może być i kilka checkpointów, których przejście może zająć nawet ok. 10 minut. Takich molochów nie ma jednak wiele, zdecydowaną większość plansz w grze kończysz poniżej 2 minut, a jak wspomniałem część nawet w 30 sekund. Możliwe, że jest to związane z tym że męczysz nadgarstek, wymaganie od gracza 30 minut skupienia w takich warunkach nie jest dobrym pomysłem. Czas przejścia plansz jest zatem dobry, wracamy więc do punktu startowego tego wywodu jaki prowadzę sam z sobą – plansz jest za mało.
Pierwsze 10 odbywa się w parkowej scenerii, jest to jednak rozgrzewka i skończysz je zanim się rozkręcisz. Drugie 10 to cukiernia, gdzie skaczesz po wypiekach i słodyczach i mimo iż poziom trudności rośnie to nie jest zbyt duży. Potem 10 leveli w mieście, gdzie kilka razy napotkasz na pierwsze wyzwanie. Następny jest pokój z zabawkami (mój ulubiony) gdzie jest 10 plansz, pojawią się pierwsze checkpointy, pierwsze “wtf!?” i pierwszy raz wykręcisz nadgarstek, można powiedzieć, że tutaj się cały fun zaczyna! Niestety potem otrzymujemy już tylko 5 plansz w nocnym mieście. Tu jest wszystko świetne, tutaj wszystko jest rozbudowane, poziom trudności wysoki, a kilka razy wyrwało mi się podczas grania “no chyba ich pojebało” jak widziałem co trzeba zrobić. Dlaczego zatem do cholery mamy tu tylko 5 rund? Nie wydaje mi się, żeby to było tak duże wyzwanie zrobienie tych dodatkowych pięciu, żeby temat tak olać. Byłem mocno zdumiony jak widziałem napisy końcowe – gdzie te kolejne 5 torów!? Wiecie ile może Wam zająć przejście gry nie zgłębiając się w dodatki? Możecie zejść nawet poniżej 3 godzin…
Gdy już przy tym jesteśmy to wspomnieć należy o zawartości dodatkowej. Jest tego w sumie znów dużo i mało jednocześnie. Za znalezione w planszach specjalnie ukryte/umiejscowione kryształy odblokować możesz 15 specjalnych plansz, masz jak wspomniałem 20 piłek do odblokowania, a po przejściu gry dostajesz lustrzane odbicie wszystkich plansz z gry. Dodatkowo każda plansza jest do zrobienia na czas, więc możesz podbijać wyniki by mieć “złoto” wszędzie. Dlaczego zatem powiedziałem, że zawartości jest dużo i mało jednocześnie? Bo niby wydaje się że trochę tego jest, ale tak naprawdę wszystko dotyczy tych samych plansz, które już przeszedłeś wcześniej i niczego nowego nie zobaczysz, to kolejna wariacja tego samego. Niby ukryte plansze to coś nowego, ale są to max minutowe plansze robione chyba dla testów silnika przez programistów, które by odblokować i tak musisz przechodzić zwykłe plansze.
kulki zostały rzucone
Zastanawiałem się nad tym, czy jest sens opisywać oprawę a/v w takiej grze i… nie ma to sensu, więc sobie daruję. O czym warto wspomnieć to sterowanie i tutaj jest bardzo dobrze. Całe konstrukcje obracają się tak jak nasza dłoń co też przekłada się na dobre zachowanie naszej piłki. Wiilot po raz kolejny mi udowodnił, że warto było dać szansę temu niszowemu gatunkowi jakim są gry logiczno-zręcznościowe właśnie ze względu na niego. Mało się o nich mówi, a szkoda bo ja w nich odnajduję sporo radości z grania i nietuzinkowych rozwiązań. Warto im dać szansę, jeśli nie tej grze to innej, jak np. Boom Blox.
Mam bardzo mieszane odczucia po czasie spędzonym z tym tytułem. Z jednej strony technicznie wszystko jest dobrze wykonane, odczuwamy radość z grania i chętnie przechodzi się “jeszcze jeden level“. Z drugiej strony ten idylliczny świat szybko się kończy, napisy końcowe po 3 godzinach? Nie brzmi to dobrze. Grałem jeszcze dalej odkrywając sekrety i przechodząc mirrory, ale nawet wtedy dobiłem tylko w granice 4 godzin. Gra pozostawia spory niedosyt i patrząc na to, że wcale nie kosztuje paczkę fajek to rodzi się pytanie, czy warto? Ciężko mi na to odpowiedzieć, ja rozglądam się już za kolejnymi grami kulkowymi na Wii, ponoć druga część Kororinpy jest znacznie bardziej rozbudowana. Niech cie piorun trzaśnie Hudson! Tak olać sprawę się nie godzi! Nawet śpiesząc się na premierę Wii.
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: Nintendo Wii/2017
3 słowa do gracza: rewelacyjna gra zręcznościowa wykorzystująca wiilota, ale niestety bardzo krótka
Ciekawostki:
» Kororinpa była tytułem startowym konsoli Nintendo Wii na rynku Japońskim
» w nocnych poziomach na jednym z wieżowców widać znak rozpoznawczy Hudson Softu – klasycznego Bombermana (można go zobaczyć na drugim screenie w recenzji)
» wersja NTSC ma tytuł Kororinpa: Marble Mania
» niektóre gatunki żuka gnojarza mogą toczyć kule ważące aż 1100 razy więcej niż sam żuk