W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku… no chyba że będą to okrzyki radości podczas masakrowania hord obcych z miniguna! Tym razem przedstawię Wam dwa znakomite szpile, które spokojnie mogą dostąpić zaszczytu obecności obok kultowej Contry, Super C oraz serii Metal Slug.
Operation C
Konami – Gameboy (1991), PC, Playstation 4, Xbox One, Nintendo Switch (2019)
Gun and run
Kompilację Contra Anniversary Collection z pewnością znacie, gdyż jakiś czas temu Borsuk wraz z Montkiem w roli kibica (pewnie podpowiadał z której strony będą nadciągać wrogowie) ogrywali na jednym z livestreamów. Tak się okazało że z czasem i ja stałem się szczęśliwym posiadaczem tej kolekcji i postanowiłem że zrecenzuję wydanie na GameBoya z którym nigdy wcześniej nie miałem do czynienia. Ale najpierw zapodam wam wiersz:
Ko- Ko- Contra Spoko,
Złe ufoki giną często,
A Bill Rizer, wraz z kompanem,
rusza w dalsze polowanie!
*
Ufok za ufokiem,
obrywa od eS rury!
Cieszą się komandosi,
bo to dzielne chłopy!
Lecz nie spoczną na laurach,
mimo ciągłych sukcesów,
Kosmici jeszcze się gdzieś czają,
pewnie w jakiś krzokach!
*
Ko- Ko- Contra Spoko,
Złe ufoki giną często,
A Bill Rizer, wraz z kompanem,
rusza w dalsze polowanie!
*
Czy to w dżungli,
czy to w lesie,
a nawet i w jaskini,
wnet kosmitę się ustrzeli!
A na końcu będzie heca,
zła ogromna królowa już se czeka,
lecz gdy minie chwilek kilka,
jej się mocno w dupsko oberwie!
*
Ko- Ko- Contra Spoko,
Złe ufoki giną często,
A Bill Rizer, wraz z kompanem,
skopał dupsko obcej ferajnie!
*
Kosmiczna szefowa wreszcie pokonana,
teraz trza świętować,
do białego rana!
Złych ufoków więcej ni ma
aż do czasu wydania sequela!
Nowa, trzecia osłona dziejąca się w roku 2635 (czyli rok po Super C) oferuje 5 poziomów pełnych akcji i dewastacji, owszem o trzy mniej niż w poprzednikach, no ale trzeba mieć świadomość że jest to tytuł wydany na konsolkę przenośną i raczej w autobusie, czy w innym środku transportu raczej nie przesiedzimy ponad pół godziny. No chyba że jesteśmy w pociągu. Dlatego nasza przygoda w świecie pełnych obcych niebezpieczeństw będzie trwała odrobinę krócej, tak z około dwadzieścia parę minutek, ale nie jest to aż tak odczuwalne.
Poziom trudności także uległ zmianie, czuć że jest łatwiej. Przede wszystkim pociski wroga lecą wolniej oraz odrobinę zmniejszono ilość wrogów na ekranie, ale spokojnie, pod koniec bywa równie wymagająco jak zawsze.
Graficznie wygląda prawie identycznie jak NESowi bracia, oczywiście zza wyjątkiem ograniczonej, monochromatycznej palety kolorów i odrobinę mniejszej ilości detali, nie jest to wprawdzie aż tak odczuwalne, no ale kto by się takimi rzeczami przejmował, skoro głównym motorem gry jest bieganie i strzelanie dookoła.
Tym razem do dyspozycji mamy jedynie cztery bronie, trzy „stare” (maszynówa, miotacz kul ognia i kultowe S-uper działo) oraz jedna nowa, tak dobra, że z pewnością będziecie z nią przemierzać przez większość gry (o ile oczywiście nie zginiecie i utracicie te cacuszko). A mowa tu o Homing Gun – szybkostrzelnym karabinie z samonaprowadzającymi pociskami, które prawie zawsze automatycznie trafiają do celu, ostro! Jako że nie przepadam za laserowym działkiem to nie odczułem jego braku, dopiero szybki rzut oka na Wikipedię uświadomił mnie o tym fakcie. A no i z wiadomych względów tytuł nie posiada gry we dwie osoby, ciężko sobie wyobrazić dwóch chłopów siedzących przy jednym GameBoyu, nie wspominając o ograniczonej liczbie guzików.
Ogrywając OC nieraz czułem że gram w demake Super Contry, jednak nie jest to powtórka z rozrywki. Podczas tej krótkiej, acz intensywnej rozwałki odwiedzimy doki, dżunglę (widzieliście jakąkolwiek Contrę bez tropików?) oraz trzy tajne bazy ufoków, z czego etap 2 i 4 jest z widoku z góry, tak samo jak w dwójce i spin-offie Force. Jedynie do czego mógłbym się przyczepić to do bossów, dopiero ci pod koniec są ciekawie zaprojektowani i dają czadu, w szczególności laserowy pajączek Giwala oraz finalny strażnik pilnujący ostatniego bossa.
Operacja C jak najbardziej się udała, pacjent… znaczy gracz jak najbardziej będzie zadowolony przy obcowaniu z tym tytułem, szkoda tylko że Konami nie pokusiło się o edycję na NESa, wtedy to byłby hit murowany!
W niedalekiej przyszłości gra nabrała kolorów w reedycji w kompilacji Konami GB Collection, Vol. 1, którą zresztą mieliście okazję przeczytać ładny parę lat temu, aż dziwi mnie czemu w wydaniu z okazji 50-lecia Konami nie dodali do paczki akurat tej wersji.
Super Cyborg
Artur Games – PC, Android, Playstation 4, Xbox One, Nintendo Switch (2014)
Gun and run
Przygody dwójki cyborgów oraz pewnego ludzkiego twardziela w pełnej niebezpieczeństw wyspie. Gra nie cacka się z fabułą, naciskasz start i zaraz potem nasz bohater wyskakuje ze statku kosmicznego sam (lub z kompanem w postaci drugiego gracza) w środku dżungli. Nie mija parę chwil a nad głową przelatuje znajoma latająca kapsuła z bronią i już wiecie że gracie w Super Contrę bez Contry w nazwie. Nawet sposób poruszania się i strzelania jest kropka w kropkę wzięty z oryginału, wygląd i struktura poziomów zresztą po trochu też.
Łącznie czeka na nas 7 etapów naszpikowanych akcją oraz przeciwnikami, niby o jeden poziom mniej niż w hicie od Konami, jednak długość gry na tym nie ucierpiała, ba nawet bym powiedział że super cyborgi są dwa razy dłuższe od oryginału.
W pierwszym poziomie będący inspiracją etapu pierwszego z jedynki i trzeciego z dwójki będziemy na przemian wędrować po zniszczonych mostach, wskakiwać do wody i strzelać do wyskakujących wokoło ufoków oraz morderczych roślin. Następnie trafimy do fabryki produkującej obcych, gdzie nieco poskaczemy do góry uważając na niezbyt dyplomatycznie nastawione wieżyczki, zaś w trzecim poziomie, który jako jeden z nielicznych nie jest zaczerpnięty z Contry będziemy niszczyć robale wysoko w górach, by zaraz potem zaliczyć etap wodospadowy, tyle że zamiast wodospadów są pajęczyny i jeszcze więcej kosmicznych robali. Kolejny, czwarty poziom to lokacja przypominającą finałową bazę z jedynki i gdy człowiek myśli że ma się zmierzyć z finałowym bossem okazuje się że to dopiero połowa gry. Co ciekawego mamy dalej? A no jedyny etap specjalny w grze z lotu ptaka, niestety nie aż tak dynamiczny jak w Super C, co nie znaczy że jest kiepski. W ostatnim poziomie jak na finał przystało czeka na nas dzika draka w kosmicznej dzielnicy, taki trochę miszmasz z kosmicznych baz z dwójki – trochę skakania po organicznych platformach, trochę schodzenia w dół i uciekanie przed kamulcami no i oczywiście wielki finał w windzie z ogromnym czteroetapowym brzydalem na końcu.
Na osobną sekcję zasługują bossowie, którzy są naprawdę świetnie wykonani. Nie dość że wyglądają nieziemsko, to jeszcze potrafią zaskoczyć ciekawymi atakami. Zmierzymy się z gigantyczną rośliną, która ukrywa swe oko w paszczy, gigantycznym „żywym” sercem, gigakomarem, wyjątkowo niebezpiecznym pająkiem oraz innymi ogromnymi stworami, które ciężko sklasyfikować – to trzeba zobaczyć, w szczególności finalnego, tam to dopiero zaszaleli z konceptem!
Jak pewnie wiecie bez porządnego młota karabinu to nie robota. Jeżeli chodzi o pukawki to fani starego, dobrego wyposażenia poczują się jak w domu. Standardowo domyślną giwerą jest słaby karabin maszynowy, który tylko czeka aż zestrzelimy latającą kapsułę z znacznie lepszym sprzętem. Z pierwszej Contry super cyborgi zapożyczyły barierę tymczasowej nieśmiertelności, działko laserowe i ulepszony karabin maszynowy, z dwójki zaś wyrzutnię kul ognia oraz jednorazowy eliminator każdego przeciwnika na ekranie. Oczywiście nie mogło zabraknąć kultowego Spreadguna siejącego równie ogromne spustoszenie, co jej starszy brat. W sumie nic nowego, gdyby nie jeden fajowy bajer: każda broń posiada alternatywny super strzał po załadowaniu pocisku niczym w Megamanie, ekstra pomysł!
Jak na Contrę przystało bywa trudno, ale na szczęście jest kod na 40 żyć, trochę inny od tego, którego z pewnością znacie na pamięć. Na pewno przyda Wam się ten kod bo poziom trudności jest wyższy w stosunku do klasyka, mniej więcej na takim samie poziomie co Metal Slug i na standardowych trzech wcieleniach (początkowo) za wiele nie zdziałamy. Jedynie co mógłbym się przyczepić do tego idealnego klona to stosunkowo za mało epicki soundtrack, owszem dobry jest, ale brakuje mu tej magii jaką wyczarowali panowie z Konami.
Jak pewnie mieliście okazję poczytać jedną z moich pierwszych recenzji o serii Contra to z pewnością wiecie jak bardzo uwielbiam gry tego typu, dlatego też nie darowałbym sobie, gdybym dał notę niższą niż na medal. Owszem jest to „tylko” klon klasyka, jednak został on perfekcyjnie dopieszczony prawie pod każdym względem, widać że siedzieli nad nim fani gier gun and run.