Dawno, dawno temu w odległych podkarpackich rubieżach naszego wspaniałego kraju żył sobie mały chłopiec… Był rok 1986. Dla 10 latka jedynym kontaktem z elektroniczną rozrywką była gra w Ponga u kolegi i sporadyczne wyjścia na flipery. Jesienią tegoż roku znajomy rodziców, notabene harcerz, zabrał mnie do tzw. harcówki gdzie po raz pierwszy zobaczyłem komputer. To było jak wejście do wirtualnego świata. Pokój, a w nim kilka 8-bitowych Commodore 64 z magnetofonami. Po raz pierwszy usiadłem przed prawdziwym komputerem i mogłem za pomocą takiego dziwnego ustrojstwa, które nazywali joystickiem pograć w Bomb Jacka i Who Dares Wins II. To był niezapomniany wieczór. Wróciłem do domu z wypiekami na twarzy i nie mogłem zasnąć przez pół nocy. Tak, to był mój pierwszy raz. Po kilku miesiącach mój kolega z podstawówki dostał Atari 130XE. We trzech katowaliśmy joya grając w letnią olimpiadę, nabijając się z siebie, a dokładniej z naszych min rysujących się na facjatach rywalizujących dzieciaków. Później był jeszcze Bruce Lee, zbieranie lampionów i obijanie ryjów czarnego ninji i zielonego grubasa. Długi czas oczekiwania na wczytanie gry spędzaliśmy na rozmowach o grach, o których można było poczytać tylko w Bajtku, mieszkaliśmy w 30- tysięcznym miasteczku na prowincji Polski, więc mieliśmy bardzo utrudniony dostęp do “nowości”.
Pierwszym komputerem z jakim autor miał kontakt był Commodore 64. Tutaj akurat zestaw sprzedawany kiedyś w Baltonie. Autor zdjęcia: Brandon.
Pod koniec czwartej klasy (rok 1987) nadszedł ten wspaniały dzień, gdy dostałem upragniony komputer. Był to Commodore 64 z magnetofonem i dwoma Quickshotami, podpięty do monochromatycznego monitora Neptun, a przywieziony z Niemiec przez znajomego rodziców. Niestety przez 2 tygodnie musiałem czekać na kartridż do wczytywania gier w turbo, który był zamówiony u elektryka z osiedla oraz na jakieś gry. To były chyba dwa najdłuższe tygodnie w moim życiu! Istna tortura. W końcu przyszedł mój wybawca z upragnionym kartridżem i jedną kasetą wypełnioną po brzegi grami! I to jakimi! Niezapomniane Commando, wcześniej wspomniane Bomb Jack i Who Dares Wins II, Krakout, 1942, Popeye i świetne Green Beret. Dobrze ze zaczynały się wakacje!
Fajnie, że akurat na osiedlu został także otwarty pierwszy stały salon gier. Za jedyne blaszane 20 zł (równowartość jednej gałki lodów) można było zanurzyć się w świat elektronicznej rozrywki i dymu tytoniowego. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zorientowałem się, że tytuły które ogrywałem na C64, chociażby Commando, 1942 albo Zielony Beret graficznie odbiegają od tych cudownych maszyn arcade. Dlatego całe kieszonkowe, a przynajmniej jego większość przeznaczałem na arkadówki. Na jakie? Na takie hity jak: bijatyka Kung-Fu Master, niezniszczalne Asteroids, westernowy Gunsmoke, strzelanka Vastar w klimatach sf, czy wspaniały Black Tiger osadzony w świecie fantasy. Najbardziej jednak na kultowej Contrze. Oczywiście nie zaniedbywałem mojego Commodore 64, przecież miałem na nim swoją Contrę na C64, czyli Gryzora.
Na automatach arcade Green Beret był bardzo popularny! Zresztą na C64 także. Na Atari jakby mniej…
W tym czasie po raz pierwszy zobaczyłem w akcji u kolegi z podwórka konsolę NES przywiezioną z “Hameryki”. Gier co prawda to cudo nie miało dużo, bo kolega dysponował tylko dwoma kartridżami, na których poznałem Mariana, a raczej Super Mariana. Pozostałe gry w porównaniu z nim nie były warte uwagi. Nawet nie pamiętam ich tytułów. Jakieś kaczki, do których strzelało się z pistoletu, ciekawe ale nie porywające i jakiś latający samolocik, który także nie zrobił na mnie wrażenia. Błogi okres posiadania C64 trwał do końca 1989 roku, kiedy to rodzice sprzedali mojemu krewnemu mój kochany 8 bitowy komputer! Pół szóstej i całą siódmą klasę spędziłem bez dostępu do komputera. Wyobrażacie sobie dzisiaj taki detoks? Do tej pory nie rozkminiłem dlaczego, przecież z nauką nie miałem problemów. Taki eksperyment naukowy moich rodziców.
Natomiast na horyzoncie pojawiła się “ona” – Amiga! Śniłem o niej! Widząc ja na półce w Baltonie dostawałem dreszczy. W naszej mieścinie powstały pierwsze sklepy oferujące komputery 8 i 16 bitowe, no i oczywiście “legalny” soft. Z kolegą z klasy mieliśmy taki nasz ulubiony sklepik, gdzie zawsze po szkole chodziliśmy popatrzeć na to cudo, czyli Amigę 500 z monitorem 1084. Właściciel sklepu, który miał pewną ksywkę. ale nie przytoczę jej, żeby nie zostać posądzony o antysemityzm, pozwalał nam czasami (w zasadzie to bardzo rzadko) pograć na tym cudownym sprzęcie w takie hity jak SWIV czy Toki.
Śnić w nocy o Przyjaciółce to nic zdrożnego…
I tak przebrnąłem przez ten trudny dla mnie czasie do wakacji przed ósmą klasą. Pojechaliśmy całą rodziną do Krakowa do sklepu Bajtka. I tak stałem się posiadaczem naprawdę zajebistego sprzętu, czyli PeCeta 286 16 MHz, z 1 MB RAM, 40 MB HDD oraz monitorem i kartą graficzną SVGA. Pierwsza gra: Prince of Persia. Miodność i grafika na szkolną szóstkę, ale dźwięk wołał o pomstę do nieba! Na początku nie bylem zbytnio usatysfakcjonowany wyborem sprzętu, gdyż wciąż śniła mi się Amiga, jednak z czasem stałem się wiernym wyznawcą PC czyli tzw. niebieskim, jak o nas mówili Amigowcy. Rozpoczęła się nowa era, gdy poznałem przygodówki point & click od Lucas Arts, czyli dwie części Małpiej Wyspy oraz oczywiście Ostatnią Krucjatę z Indianą Jonesem w roli głównej.
To były czasy! Na polskim rynku pojawił się Secret Service, a PeCet zaczął dominować pośród graczy. Coraz więcej osób dysponowało tym sprzętem, co przyniosło większy dostęp do różnych gier. Nikt już nie myślał o 8 bitach, a dumni kiedyś Amigowcy patrzyli teraz z zazdrością na PC. Na placu boju pozostała zaledwie garstka fanatyków poczciwej “pięćsetki”… Oczywiście w połowie liceum trzeba było dokonać małego upgrade’u sprzęt, bo przecież nie wszystkie gry chciały hulać na starym i poczciwym 286. Jako fan koszykówki (pamiętacie okrzyk: – Hej, hej tu NBA! – Panów Szaranowicza i Łabędzia?) bardzo chciałem zagrać w Michael Jordan in Flight i trzeba było w końcu zakupić 386 SX i bodajże 2 MB pamięci RAM. Po maturze kolejny upgrade, tym razem na 486 DX 100 Mhz, by dosłownie za pół roku zmierzyć się z Diablo! Niestety takie hity jak wspomniane Diablo, X-Wing, czy Commandos, nie wspominając już o Fallout 1 i 2 były powodem wielu nieprzespanych nocy. Salony gier już nie miały racji bytu, wszystkie pozamykano. Pamiętam, że jeszcze w roku 1996, będąc w Krakowie zaszczyciłem taki salon swoją obecnością, ale wtedy to już nie było to samo co kiedyś…
Michael Jordan in Flight na PC rozpalał do czerwoności miłośników NBA i procesory w ich komputerach! Upgrade sprzętu był koniecznością…
Kolejne lata nie były już dla mnie tak owocne jeżeli chodzi o granie. Po prostu trochę brakowało czasu. Jeszcze jako kawaler pogrywałem na początku 2004 roku w Star Wars Knights of the Old Republic, a potem w jego sequel. I wtedy przeglądając Allegro zobaczyłem „ją”! Pół roku przed ślubem, będąc pracującym i odpowiedzialnym człowiekiem (hahaha) zakupiłem “ją”! Oczywiście, że nie żonę, tylko Amigę 500! Wtedy ta nostalgia za dawnymi czasami po raz pierwszy zakiełkowała w mojej głowie. Z racji większych obowiązków zawodowych i rodzinnych, musiałem odłożyć moje hobby na bok. Dopiero w 2010 roku powróciłem na właściwe tory kupując Playstation 3! Tak koledzy i koleżanki PeCetowcy – zdradziłem blaszaka dla konsoli. I to był strzał w dziesiątkę! Chociaż nie miałem zbyt wiele czasu na gry, to i tak od czasu do czasu włączyłem: NBA Live 10, Gran Turismo 5, czy moje ukochane Diablo 3. W międzyczasie stałem się posiadaczem Sony PSP i ogrywałem takie tytuły jak Dungeon Siege: Throne of Agony, czy Final Fantasy: Crisis Core. Oczywiście parę lat temu wymieniłem PS3 na PS4 i przeszedłem Wiedźmina 3 oraz The Last of Us. Uważam te tytuły za jedne z najlepszych gier, w jakie kiedykolwiek grałem…
Nie ma to jak zacząć kolekcjonowanie retro maszynek od SNES’a. Świetna konsola! Zdjęcie z Retronizacji.
Tak o to jestem przy końcu 2019 roku i mam postanowienie noworoczne, które zresztą zacząłem pomału realizować. Zabieram się za kolekcjonowanie i odkrywanie starszego sprzętu i gier, których nie było mi dane nawet zobaczyć w moim życiu. I tak niedawno stałem się posiadaczem Segi Megadrive 2 oraz SNES’a. Chcę pokazać moje córce sprzęty, na których moje pokolenie się wychowało. Chociaż ciężko będzie przekonać 8-latkę wychowaną na Xbox One i Youtube do czegoś tak archaicznego, ale może dziecięca ciekawość weźmie górę? Gdy piszę te słowa jest godzina 23:45, 30 grudnia 2019 roku (trochę zwlekałem z tym tekstem, który jest moim życiowym debiutem) i z tej okazji chciałbym całej ekipie Retro na Gazie życzyć przede wszystkim dużo zdrowia oraz mnóstwa czasu dla swojego hobby! Niech moc będzie z Wami!
Autor: Azazel
PS1. Zdjęcia pochodzą głównie z naszego archiwum, do niektórych grafik źródło podano pod nimi.
Przypominamy, że konkurs trwa aż do 31.01.2020 – a prace nie muszą być molochami, wystarczą wasze wspominki. Nagrody są zacne więc myślę, że można poświęcić te kilka godzin na napisanie własnej historyjki. Zasady macie tutaj: KONKURS.