Recenzja | Sega Rally 2 (Dreamcast, Arcade, PC)

Gdy z okładki patrzy na ciebie legendarne monstrum to nie możesz zostać obojętnym, musisz zagrać, ale wpierw poczytać!

Gdy jakiś czas temu pisałem recenzje Hydro Thunder wspomniałem tam o tym jak bardzo lubię luźny klimat gier arcade lub wzorowanych na arcade z przełomu wieków. Było tam kilka słów również i o tym, że świetnie do tego sprawdza się maszynka okrzyknięta jako „arcade perfect”, czyli Dreamcast. No cóż, ponownie odpaliłem konsolkę Segi z zakręconym logiem pieszczotliwie nazywaną u nas Makaronem by znów zanurzyć się w tym szybkim i frywolnym świecie salonów tamtych lat. Czym tym razem raczyłem konsolkę? No to już pewnie po tytule wiecie, padło na Sega Rally 2. A okazja do publikacji tekstu jest nie byle jaka, w końcu w tym roku SEGA obchodzi 60 lat istnienia! Niedawno opisałem OutRun 2006: Coast 2 Coast oraz film Sonic. Szybki jak błyskawica, więc i na RnG małe świętowanie urodzin Segi ma miejsce.

scheda i walka o własny sukces

Zacznijmy od początku, seria ta choć nie doczekała się miliona odsłon jest jedną z bardziej ikonicznych w dorobku Segi. Pierwsza część sklecona przez owiane już legendą studio AM3 (później odpowiedzialni m.in. za Crazy Taxi) zadebiutowała na automatach w 1994 roku by rok później zameldować się na Saturnie. Obie wersje zostały przyjęte bardzo ciepło i stały się w pewnym sensie legendarne, bo trudno o topkę Saturna w której by SR się nie znalazł, dlatego też na kontynuacji spoczywała ogromna presja. Sega Rally 2 zmienia studio, przeżywając burzliwy okres zmian nazewnictwa, konsolidacji i kadrowych roszad wewnątrz Segi (trudno się tu połapać bo w tym czasie w Sedze następuje prawdziwy exodus, koniec końców w wyniku tych zmian powstaje m.in. Smilebit). Gra w salonach ląduje w 1998 roku wykorzystując płytę Sega Model 3 i wedle wszelkich oznak na niebie i ziemi zadowoliła fanów oryginału. Automat robi wrażenie w swej odsłonie z dwoma fotelami, masywny, ładny stylistycznie, pomalowany w klimatach przywodzącymi na myśl barwy Alitalia, ale i nieco Martini Racing, z głośnikami w zagłówkach i kokpitem przyciągał wzrok wielu salonowych bywalców. Jako że oba SR widnieją w spisie Krakowskiego Muzeum Arcade mam nadzieję że już niedługo osobiście zakosztuję tej orgii i doniosę wam w aktualizacji jak się to prezentuje w praktyce. W chwili obecnej niestety kwarantanna narodowa uniemożliwia funkcjonowanie tego przybytku rozkoszy, więc zadowolimy się prezentacją online.

prezentacja budy arcade w pełnej krasie

Oczywiście nie sama buda ma znaczenie ale i gra. Zasady względem pierwowzoru wiele się nie zmieniły, choć zawartości jest tu nieco więcej. Mamy arcade racera o otoczce WRC, kilka licencjonowanych bryk i cztery trasy po których jeżdżąc bokiem musimy wygrać z czasem i oponentami. Grafika jest bardzo przejrzysta, krawędzie ostre, po bokach trasy wiele się dzieje, bardzo płynna animacja, ostra muza i gaz do dechy, jest tutaj zjawiskowo! W „międzyczasie” na świat przychodzi Dreamcast i jako się rzekło wszyscy oczekują efektu „arcade perfect”.

I tutaj rozgrywa się cała tragedia domowych wersji, gdyż tryb arcade jako taki pozostawił dla purystów wiele do życzenia.  Nieco słabsza grafika raczej by nie była problemem, ale brak tej płynności i znacznie mniejsza oraz niestabilna ilość klatek sprawia że wielu posiadaczy DC spuściło ten tytuł w otchłań. Nie jestem szpecem od liczenia klatek, ale i ja zauważyłem że mega płynnie nie jest, a o 60 FPS nie ma tutaj mowy. Wersja europejska i amerykańska które wyszły jakiś czas po japońskiej ponoć lepiej się trzymają pod tym względem kupy i tak nie „skaczą” jak azjatycki pionier. Ja grałem jednak w PAL, więc opieram się tylko na wrażeniach innych co do wersji NTSC-J, w europejskiej tragedii nie widzę, nie ma arcade perfect, ale nie dajmy się zwariować. Zbyt szybko ekipa chciała, a raczej musiała, wypuścić swe dziecię na świat. Ogłaszano że będzie gotowa na start konsoli, a tymczasem udała się ta sztuka jedynie w Europie, gdzie debiut nastąpił najpóźniej. Kilka miesięcy w inkubatorze developerskim więcej i pewnie byłoby pod tym względem lepiej. Fama poszła jednak w świat i odbija się echem do dziś czego sam doznałem, gdy pierwsze co na hasło “gram teraz w Sega Rally 2 na Makaronie” usłyszałem że ta wersja się nie broni i generalnie “olać to, graj w V-Rally“. Coś mnie jednak tknęło, wyciągnąłem rękę po pudełko z SR2, wpakowałem do mojego DC i odkryłem…

odkrycie koła na nowo

10 Year Championship. Owszem tryb arcade nie należy do najlepszych na “domowych” wersjach, nie oferuje też zbyt dużo i nie jest powodem do kupna tej gry nawet jeśli nie jest ona jakoś szczególnie droga. Umówmy się, 4 trasy to fajna sprawa na automacie, ale nie na konsoli, w związku z czym portujące grę Smilebit stworzyło coś za co im cholernie dziękuję i osobiście wybaczam wszelkie przewiny w arcade. 10 Year Championship to tryb w którym dla mnie zaczęła się dopiero porządna zabawa z SR2 i który sprawił że wciągnąłem się na długie godziny bawiąc się setnie. Jak wskazuje nazwa mamy do dyspozycji 10 sezonów, a każdy z nich składa się z 4 rajdów/tras. I teraz szybki łańcuszek czystego dobra: wprowadzono tutaj zmienne warunki pogodowe, łącznie jest 16 tras, zmiany ustawień wozów i możliwość wygrania dodatkowych 10 samochodów! Czego by mi puryści wersji salonowej nie powiedzieli nie przekonają mnie, to właśnie ten pełen dobroci tryb sprawia, że stawiam wersję domową ponad tą arcade!

dwie ikony swoich czasów, do pełni szczęścia brakuje Audi Quattro S1

By sobie wszystko jeszcze bardziej postawić na głowie, postanowiłem przechodzić grę Fiatem Seicento który jest do odblokowania jedynie w zachodnich edycjach SR2 na Dreamcasta. Jego żółty lakier i logo Abarth na masce jakoś mnie ujęło, choć nie wiem czemu bo nigdy fanem Fiatów nie byłem, a do tego jest to chyba najgorsze/najsłabsze możliwe do wybrania auto w grze. Pierwsze 4 sezony przeszedłem tym mikrusem jak burza, ale potem poziom trudności skoczył i moje Sejczento nie dawało rady, kombinując zmianą ustawień doszedłem jeszcze do 6 sezonu, ale na tym koniec zmagań. Od 7 sezonu siadłem za sterami nie samochodu, a mitologicznego stworzenia jakim jest Lancia Stratos HF, cudo i poezja. Chwilę zajęło mi jego opanowanie i dobranie ustawień pod siebie, ale gdy już to nastąpiło zaczęło się szaleństwo! Musicie wiedzieć że kluczem do sukcesu na trasach SR2 jest umiejętne pokonywanie zakrętów bokiem, mocniejsze samochody łatwo wprowadzić w kontrolowany (lub nie) poślizg, czasem chyba za łatwo bo można odnieść wrażenie, że nie obowiązuje siła tarcia.

Dlatego trzeba sobie jasno powiedzieć, Sega Rally 2 to arcade racer z otoczką WRC, a nie próba przeniesienia WRC do domowego zacisza. Samochody przeciwników to bezwiedne kukiełki jakie mijamy jak chcemy, zderzenie z nimi właściwie nie istnieje tak jakby były gąbkami, a auta nie ulegają uszkodzeniu. Nie ma OSów, każdy sezon to 4 zupełnie inne rajdy/trasy, które zawsze są w innej scenerii/miejscu. Inaczej też się mierzy czas przejazdu, po prostu musisz się zmieścić w określonym czasie, tyle sekund ile ci zostanie w rajdzie “przechodzi” na następny rajd w ramach sezonu, dzięki czemu na ostatnim w którym “bazowy” czas jest malutki możesz doładować sobie konto. Na ogół przez 3 pierwsze rajdy ciułasz sekundy by na 4 móc dojechać spokojnie… lub nie ;). Zdarzało mi się widząc metę odpaść z wyścigu, jeśli licznik spadnie do zera pojawia się ekran game over nawet jeśli jesteś metr od mety. Drabinka kierowców nie powstaje na podstawie czasu przejazdu, tylko musisz przeciwnika po prostu wyprzedzić na trasie. Czy to wszystko źle świadczy o grze? Absolutnie nie! Seria nigdy nie udawała że jest czymś innym niż arcade racerem, nie szukajcie tutaj innej licencji niż na samochody, nastawcie się po prostu na dobrą ścigałkę.

pusta i prosta pierwsza trasa to dobra rozgrzewka, ale potem wszystko się zmienia i zaczniemy jeździć bokiem

Shakedown

Nie znaczy to jednak, że można olać zmianę ustawień wozu. Pewnie jak się ktoś uprze to przejedzie i bez zmian, ale modyfikacja skrzyni biegów, czułości kierownicy i hamulców wpływa na zachowanie samochodu i można bardzo fajnie dostosować pod siebie styl jazdy. Koronną zmianą jednak okazuje się kontrola ogumienia. Jest to jedyna część bryki, którą gra za nas ustawia przed wyścigiem, ale moje doświadczenia są takie, by nie wierzyć developerom. Jakieś prorodzinne wytyczne były w Sedze i zalecano zdecydowanie zbyt słabe gumy, niemal zawsze zmiana na inne niż sugerowane dawała mi realne efekty w sensie pozytywnym. Te sugerowane sprawiają że ślizgamy się zbyt mocno na zakrętach tracąc cenny czas na walkę o przyczepność.

Pogadajmy sobie może trochę o trasach, jest ich 16 i są podzielone na 6 “tematów/miejsc” po 3 trasy każdy (z jednym wyjątkiem). Desert to piaszczysta kraina zachęcająca do szybkich przejazdów w których zakręty można bardzo zamaszyście pokonywać, bazowała pewnie na rajdzie Safari. Mountain to tak jakby rajd Wielkiej Brytanii, szuter miesza się z asfaltowymi odcinkami na wąskich i krętych uliczkach którym z dala przygląda się średniowieczny zamek. Snowy kojarzy się jednoznacznie z rajdem Szwecji, gdzie przebijamy się przez śnieg, a czasem będziemy też zmagać się z lodem. Muddy to tropikalna dżungla nawiedzana przez monsuny przez co brodzimy w błocku. Island to zmagania na asfalcie, gdzie można rozwinąć spore prędkości i ostro ciąć zakręty. Na koniec pozostaje Riviera, gdzie nocą pokonujemy krótki odcinek położony nad malowniczym brzegiem jakiegoś luksusowego zakątka świata w stylu Monako, tutaj jest do dyspozycji tylko jedna trasa.

czasem nawet na jakieś widoczki się załapiemy

Graficznie wszystkie one są dość dobrze wykonane, szczególnie tropikalne trasy wydawały mi się ładnie zrobione. Nie przypominam sobie by mi kopara opadła, ale zauważyłem drobne smaczki, które cieszą oko, np. w Desert moja Lancia Stratos miała koło zapasowe na dachu i dodatkowe wzmocnienia na zderzakach, nocą dochodzą dodatkowe lampy, kurz i błoto osiada na autach. Mimo braku zniszczeń samochody starano się jakoś “uplastycznić”. Z tego co widziałem na youtube wersja na PC ma ładniejsze tła podczas niepogody i lepiej prezentują się przejazdy nocne. Krótko o strefie audio, przypomina ona chyba wszystkie automatowe produkcje z tego okresu. Muzyka jest żywa, komentatorzy żwawo i ochoczo wykrzykują komendy, a gdzieś pomiędzy tym jest ryk silnika. Szczerze mówiąc jako całokształt robi to klimat gier arcade tego czasu, ale jako odrębne części nie robią specjalnie wrażenia. Ot fajnie że jest i tyle.

FINISH!!

Jakby to podsumować, chyba nie będę wyrażał tutaj zbyt popularnych opinii, ale wersje domowe dzięki 10 Year Championship z dzisiejszego punktu widzenia są warte ogrania. Model jazdy po dobraniu pod siebie ustawień daje masę frajdy, grania jest tu też sporo bo niemal 10 godzin ogółem spędziłem przy SR2 (pewnie dało się mniej gdybym się tak nie uparł na te Sejczento ;). Z drugiej strony tryb arcade w wersjach domowych to nie to samo co w salonie, ta gra to rysa na wizerunku „konsoli arcade perfect”. Tym bym się jednak nie przejmował, Smilebit odrabia swe winy 10 sezonami pełnymi dobroci, a dla poszukujących SR2 w odsłonie arcade pozostaje wizyta w Kraków Arcade Museum, jak już się otworzy na nowo. Ojciec grać? TAK! Pod warunkiem że szukasz arcade racera w otoczce WRC, pamiętaj że to nie jest pełnokrwisty symulator rajdów. Aż nie mogę się doczekać ogrania Shox na PS2, wtedy sobie porównamy obie te gry i odpowiemy na pytanie „czy uczeń przerósł mistrza?”. Póki co pozostajemy przy produkcie Segi, którego polecam mimo tego że nie wszystko tu zagrało idealnie, a zielone światełko lekko przechodzi w żółte.

Retrometr


Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: Dreamcast/2019

3 słowa do gracza: mimo braku czynnika “arcade perfect” wersje domowe nadrabiają rozbudowanym trybem 10 Year Championship. Warty polecenia arcade arcer w klimatach WRC, choć trzeba brać pod uwagę jego specyficzne rozwiązania.


Ciekawostki:

» w SR2 mamy możliwość jazdy na jednej z tras z jedynki, chodzi konkretnie o Desert która była pierwszą trasą w Sega Rally.

» Na trasie Riviera jest ukryty zakątek w którym można się wyżyć. Na ostatnim zakręcie zamiast jechać w stronę mety sprawdź budynki po lewej stronie, wśród kamieniczek jest wjazd na owalny plac wewnętrzny. Jest tam masa pachołków które można postrącać, a przy okazji podrifftować.

» zachodnia wersja SR2 miała kilka różnic względem japończyka. Jak wspomniałem w recenzji skośnoocy dostali jako pierwsi swoją wersję na Dreamcasta i mieli bardziej niestabilny framerate, podobno też czasem samochód wygląda jakby latał nad ziemią i jej nie dotykał. Kilka wozów również było innych tzn. my mieliśmy ich więcej, m.in. Fiata Seicento. Z informacji jakie znalazłem wynika, że SR2 w Japonii nie miał też wsparcia dla wibracji w padzie (na DC pad nie ma wibracji w standardzie, trzeba dokupić specjalną wkładkę). Jak widać pośpiech zgubił Japończyków, a na premierę DC i tak nie zdążyli.

Naczelna Osoba na stronie, czyli Nacz.Os. (zajmuje się wszystkim i niczym). Hedonistyczny megaloman o sercu z pikseli. Ulubione gatunki: platformery, sporty extreme w sosie arcade, carcade, logiczne, klasyki z C64 i wszystko co wyzwala adrenalinę! Posiadane platformy: C64, PSX, PS2, GC, Wii, PSP, PC, DC, Xbox