W dzisiejszym odcinku Gramy Na Gazie oraz w obszernym wpisie przedstawimy prawdziwy kult i legendę w jednym. Jedną z najważniejszych i najbardziej dynamicznych strzelanin w historii elektronicznej rozgrywki czyli Defender! I jego mniej znaną w naszym kraju kontynuację zatytułowaną Stargate. Najpierw może napomknę trochę o minicyklu Legendy Salonów Gier, którym kiedyś narobiliśmy wam apetytu na opisy waszych i naszych ulubionych automatów arcade, a później rzadko gościł na łamach naszej witryny. Jednak nie zniknął, tylko został wchłonięty przez Gramy na Gazie, gdzie często opisujemy także automatowy oryginał danego przeboju. Artykuły przez ten fakt rozrastają się do niebotycznych rozmiarów i najprawdopodobniej w przyszłości wrócimy jednak do rozdzielenia tych wpisów. Jednakże jeszcze nie dziś! Dzisiaj przedstawimy wam jedną z najważniejszych produkcji Złotej Ery Gier czyli początków growej branży. Defender, bo o nim mowa – to jeden z najpopularniejszych automatów arcade w historii i jednocześnie gra, która wprowadziła wiele przełomowych patentów do gatunku strzelanin. Co ja mówię, przyczyniła się w znaczny sposób do rozwoju całego ówczesnego gamedevu. Nasi czytelnicy wychowani w latach 80-tych zeszłego wieku, którzy często odwiedzali popularne niegdyś salony gier – zapewne wielce ucieszą się z tego faktu. Nawet w szaroburej rzeczywistości PRL-u tytułowy Obrońca rozpalał naszą wyobraźnię i gościł praktycznie w każdym wozie Drzymały, na dworcu kolejowym, kawiarni, po prostu wszędzie, gdzie można było zagrać na automatach video. Oj, wielce popularny to był szpil! Jego kontynuacja nazwana Stargate – była zaś praktycznie nieznana…
Defender rozgościł się w stołowym!
W umieszczonym na samym dole wpisu – najnowszym odcinku Gramy Na Gazie pojawi się zarówno Defender jak i właśnie mniej popularne Stargate, oczywiście w wydaniu na Atari XL/XE. Poniższy gruby wpis potraktujcie jednak jako wielki hołd dla tych wspaniałych gier, w którym przedstawimy wam masę informacji z nimi związanych. Od recenzji obu tych tytułów w wersji oryginalnej czyli automatowej, poprzez mini sylwetkę twórców, czy wykaz wszystkich domowych edycji tychże hitów. Oczywiście o istnieniu których mamy pojęcie gdyż wyszła ich cała masa… Mało? To dołożymy do pieca prezentacją najróżniejszych sequeli i remaków, nieoficjalnych podróbek, czy najsłynniejszych naśladowców i duchowych spadkobierców. Gotowi? No, to zaczynamy! Niech rozpocznie się najbardziej dynamiczna rozpierducha we wszechświecie…
DEFENDER
WILLIAMS ELECTRONICS (1980 / 1981)
GŁÓWNI PROJEKTANCI: EUGENE JARVIS i LARRY DeMAR
ZMIENNOKIERUNKOWA STRZELANINA HORYZONTALNA / SHMUP
Tak prezentował się oryginalny automat z Defenderem.
Jestem przekonany, że ten kultowy, wręcz legendarny tytuł, kojarzy każdy z graczy wychowany w latach 80-tych zeszłego stulecia. W moim mieście był obecny praktycznie w każdym Salonie Gier… Co więcej, daję głowę, że większość młodszych retro nerdów także zna ten wielki klasyk od Williams Electronics, który wprowadził wiele innowacji do świata elektronicznej rozgrywki. Defender wydany w 1980 lub 1981 roku (jak podają różne źródła) na automaty arcade, był pierwszą strzelaniną w historii, która pozwoliła graczowi na opuszczenie statycznego ekranu rozgrywki, czyli najprościej rzecz ujmując – przełomowo użyto w niej horyzontalnego scrollingu. Żeby tego mało był także pierwszą grą umożliwiającą zmianę kierunku lotu naszego myśliwca, czyli ekran rozgrywki przesuwa się za nami w zależności od tego czy lecimy w prawo, czy w lewo. Dzisiaj wydaje wam się to oczywiste i naturalne, ale wyobraźcie sobie miny dzieciaków podczas pierwszego obcowania z Defenderem. Dotychczas prowadzili dosyć statyczną walkę z najeźdźcami z kosmosu na jednym ekranie, na przykład w Space Invaders czy Galaxianie, a teraz? Pędzili na złamanie karku z niesamowitą prędkością nad powierzchnią nieznanej planety prowadząc intensywną wymianę ognia. I dodatkowo mogli pilotować swój międzyplanetarny frachtowiec tam gdzie sobie zażyczyli. Tak, Obrońca wprowadził wiele nowości, trochę wolności (ograniczonej, wiadomo – to były czasu głównie gier dwuwymiarowych) oraz niesamowity zastrzyk adrenaliny. Nie dziwi więc wcale, że na premierę był to najbardziej zaawansowany technologicznie automat, który zdobył zasłużenie wielką popularność.
Wykaz wrogów, atrakcji oraz panel kontrolny automatu.
Za wykreowaniem tego dzieła stoi dwójka geniuszy, bo inaczej ich nazwać nie sposób czyli Egene Jarvis oraz Larry DeMar, którzy po premierze Defendera założyli studio developerskie Vid Kidz. Oprócz omawianej dzisiaj gry dostarczyli jeszcze na rynek takie tytuły jak: jej kontynuacja nazwana Stargate (1981), bardzo pionierski shmup kontrolowany dwoma dżojami jednocześnie – czyli Robotron 2084 (1982) oraz jego nieoficjalny sequel zaprezentowany w trójwymiarowym otoczeniu zatytułowany Blaster (1983). Wszystkie gry tych panów cechowało jedno – nieustanna akcja, bardzo wysoki poziom trudności i świetny klimat mrocznego science fiction. Jarvis uczestniczył później w produkcji wielu znanych strzelanin, głównie będących rozwinięciem pomysłu z Robotrona. Do najbardziej znanych i najlepszych jego gier należą: Smash TV (1990) oraz Total Carnage (1992), obie zaprogramował dla Williamsa. Młodsi gracze mogą kojarzyć tego pana także z kapitalnego arenowego shmupa Nex Machina wydanego w 2017 roku na Playstation 4. Larry’ego DeMar oprócz współpracy z Jarvisem zasłynął głównie jako jeden z najlepszych projektantów pinballi, pośród jego najlepszych dzieł znajdziecie takie stoły jak FunHouse czy The Addams Family.
Od lewej: Jarvis i DeMar. Po latach od premiery humory im dopisują! Źródło: Vid Kidz Reunion Panel.
O nowatorskości Defendera zdążyliście już poczytać, zatem przyjrzyjmy się bliżej rozgrywce i jego grywalności. Tytułowym Obrońcą, czyli najnowocześniejszym myśliwcem w galaktyce zasuwamy z ponaddźwiękową prędkością nad powierzchnią bliżej nieznanej nam planety. Ludzka kolonia zlokalizowana w tym zadupiu kosmosu została zaatakowana przez Obcych, których celem jest porwanie wszystkich osadników i oczywiście zniszczenie naszego statku. My za pomocą bardzo szybkostrzelnego działa laserowego musimy bronić tego przyczółku ludzkości, odpierając wszystkie fazy ataku wroga. Każda faza to kolejna plansza, którą musimy oczywiście oczyścić z wszelkich jednostek przeciwnika. Różnią się one od siebie głównie liczebnością i zajadłością kosmicznego ścierwa. Wróg atakuje nas całymi hordami pojazdów, spośród których najczyściej spotykane to: podobne do kapsuł lądowniki, które zamieniają się w agresywne mutanty po porwaniu osadnika; bardzo zwrotne i niebezpieczne latające spodki albo małe mechaniczne robale latające w rojach. Zresztą poniżej macie wszystkich tych gagatków pięknie rozrysowanych pikselami – to spójrzcie jacy urokliwi. Do orientacji w terenie wykorzystujemy skaner zamontowany w naszym krążowniku niebios, na którym widzimy lokalizację kosmitów jak i osadników. Chociaż ja całe życie uważałem tych drugich za bomby, gdyż grafika w Defenderze pomimo niewątpliwej efektowności jest dosyć umowna. Drugim głównym celem misji, oprócz eksterminacji najeźdźców jest właśnie obrona mieszkańców kolonii. Wredne ufoki porywają ludzi z powierzchni gruntu i próbują unieść ich poza widoczny horyzont, jednak możemy temu przeciwdziałać niszcząc Obcego i przechwytując porwanego. Jeżeli pozwolimy sobie na utratę wszystkich członków osady – inwazja Obcych wejdzie w decydującą fazę. Otaczający nas górski krajobraz wybuchnie, a wrogowie rzucą przeciwko nam wszystkie swoje oddziały, co w praktyce oznacza niechybny zgon.
Prezentacja czarnych charakterów (Automat Arcade).
Oprócz bardzo efektownego i efektywnego działa laserowego oddano do dyspozycji naszego pilota także takie zabawki jak bardzo pomocne bomby, które niszczą wszystkich najeźdźców widocznych na ekranie oraz skok w nadprzestrzeń, którego radzę używać tylko w ostateczności. Teleportuje on nasz myśliwiec w losowe miejsce na mapie, jednakże często zdarza, iż właśnie tam znajduje się nieprzyjaciel lub jego pocisk – co oczywiście oznacza fajerwerki. Podziwiamy piękny wybuch naszego myśliwca… Na panelu kontrolnym premierowego automatu dano nam do dyspozycji jeszcze następujące przyciski: przyspieszanie i zawracanie, co było dosyć dziwnym zabiegiem. Niepotrzebnie komplikowało rozgrywkę w tej bardzo szybkiej grze, bo przecież te manewry można było bezproblemowo przypisać do zamontowanej gałki sterowej. Chociaż z drugiej strony trzeba docenić pomysłowość twórców, gdyż takie sterowanie umożliwiało wykonywanie naprawdę karkołomnych akrobacji, jak lot tyłem połączony z ciągłym ostrzałem. Ja w swoim żywocie bywalca salonów gier natknąłem się często na Defendera osadzonego w nieoryginalnej obudowie, gdzie uproszczono sterowanie i pozostawiono do obsługi przyciskami tylko bomby i hiperskok. I wtedy grało mi się naprawdę wybornie gdyż…
Obrońca w akcji! (Automat Arcade).
Obrońca wyzwala niesamowitą adrenalinę u swojego pilota i jest jednocześnie jedną z najbardziej dynamicznych strzelanin w historii. Co ja mówię, jedną z najszybszych gier jakie widziały moje gały! Naprawdę endorfiny osiągają kosmiczny poziom, kiedy pędzimy przez nieboskłon z porażająca i wciskającą nas w fotel prędkością, jednocześnie prowadzimy nieustanną wymianę ognia z kosmitami (czytaj zasypujemy cały ekran wiązkami lasera) i dodatkowo wykonujemy precyzyjne, co do milimetra, powietrzne manewry pomiędzy pociskami nieprzyjaciela, połączone z nagłą zmianą kierunku lotu. Pot na czole, wstrzymany oddech i mokre dłonie gwarantowane. Wisienką na torcie w tej grze jest precyzyjne i responsywne sterowanie. Niestety (albo stety) jest to także bardzo, bardzo trudny tytuł, który oddziela najzwyklejszych herosów galaktyki od zwyczajnych leszczy. Wymiatanie w Defenderze po prostu wymaga długiego treningu i oczywiście niesamowitego refleksu! Zapewniam was jednak, że satysfakcja z pobijania własnych rekordów i odpierania coraz trudniejszych inwazji najeźdźców – jest ogromna!
Strzelaj! Obcy porywają osadnika! (Automat Arcade).
Jak już wspomniałem wcześniej – oprawa graficzna w tej produkcji jest prosta, wszystkie pojazdy zbudowane są z kilku pikseli, łańcuchy górskie są wyrysowane na horyzoncie za pomocą jednopikselowej linii, która udaje szczyty, wzniesienia i doliny. W tle widzimy tylko mroczne niebo nocą, z rozsianymi na nim migoczącymi gwiazdami… Moi drodzy, jednak Defender to cholernie efektowna rozpierducha, która po dziś dzień zachwyca graczy! Superpłynny i ultra szybki przesuw ekranu, gdy zapierniczamy na pełnym gazie, nowatorskie i kapitalnie przedstawione efekty cząsteczkowe reprezentujące wszelakie eksplozje, świetnie zobrazowane promienie naszego lasera, satysfakcjonująca wymiana ognia i przede wszystkim – kapitalnie dopasowane do wydarzeń efekty dźwiękowe. Tak, te odgłosy naprawdę robią robotę – bardzo mechaniczne w brzmieniu, jakby wręcz żywcem z jakiegoś pinballa albo nawet prawdziwego droida! Widać doświadczenie firmy Williams z pola flipperów zostało umiejętnie tu wykorzystane… Wszystko to powoduje, że pomimo oszczędnej oprawy gra wygląda jakby przybyła z innego zakątka wszechświata, z innego wymiaru czasowego, prosto z retro przyszłości! Tak, chyba właśnie takie określenie wydaje mi się najbardziej trafne, Defender to prawdziwy futurystyczny retro test na najlepszego pilota na Ziemi! Kto nie wierzy niech uruchomi oryginał z automatów na minimum 50 calowym telewizorze, rozsiądzie się wygodnie w fotelu, włączy kino domowe najgłośniej jak się da i rozpocznie szaleńczą bitwę nad powierzchnią kosmicznej kolonii… Tylko nie zapomnijcie po tym fakcie poszukać swojej szczęki na dywanie i tupecika zdmuchniętego na którąś z firanek… Defender dosłownie rozpiernicza cały system! Jaki? Słoneczny? Każdy! Jednak uwaga – tylko dla twardzieli…
Dobrze popatrzeć na wytrawnego gracza. Defender (Automaty Arcade) Kanał: MamePlayer.
DEFENDER (AUTOMAT ARCADE)
STARGATE
WILLIAMS ELECTRONICS / VID KIDZ (1981)
GŁÓWNI PROJEKTANCI: EUGENE JARVIS i LARRY DeMAR
ZMIENNOKIERUNKOWA STRZELANINA HORYZONTALNA / SHMUP
A tutaj w pełnej okazałości buda ze Stargate.
W cztery miesiące po premierze Obrońcy, który okazał się jednym z największych sukcesów w branży automatów arcade pojawił się jego oficjalny sequel. Dlaczego tak wcześnie i pod zmienioną nazwą? Tak szybka premiera kontynuacji wynikła z terminu zawartego w umowie pomiędzy Williamsem, a Vid Kidz na stworzenie kolejnej gry. Czasu było bardzo niewiele więc Jarvis i DeMar dokonali dosyć kosmetycznych zmian w silniku swojego pierwszego przeboju i w ten sposób powstała Gwiezdna Brama. Williams chciał zachować prawa do nazwy Defender dla siebie, gdyż oficjalnie on był jej twórcą – widząc w nim naprawdę dojną krowę, z której mógł czerpać dochody jeszcze przez lata. Przecież Vid Kidz powstało dopiero po premierze tego przeboju, a Jarvis i DeMar tworząc Obrońcę byli tylko pracownikami Williamsa, stąd całe zamieszanie. Naszych dwóch programistycznych magików zapragnęło dysponować pełnymi prawami do swojego nowego tytułu, firmy nie doszły do porozumienia w tej materii i zamiast Defendera II dostaliśmy właśnie Stargate.
Obrońca powraca! Jako Stargate (Automaty Arcade).
Nie będę się tutaj rozwodził nad szczegółowym opisem tej produkcji, gdyż praktycznie wszystko w niej zawarte, czyli grafika, oprawa dźwiękowa oraz mechanika są mocno zbliżone do znanego i lubianego pierwowzoru. Skupię się tylko na różnicach jakie występują pomiędzy tymi grami. Oczywiście oprócz odmiennej strony tytułowej, pierwsze co rzucą się w nasze oczy to zupełnie inna, trochę bardziej barwna, wręcz neonowa kolorystyka oprawy graficznej oraz minimalnie zmieniony wygląd naszego myśliwca. Większość atakujących nas kosmitów została zaczerpnięta z prequela, z minimalnymi zmianami w ich designu. Na nasze szczęście, a raczej nieszczęście w Stargate pojawiają się także nowe, bardzo agresywne i trudne do zniszczenia jednostki. Są to między innymi: Ogniste Bombowce – natarczywe kwadraty strzelające w nas ognistymi kulami; Gwiezdne Dynama – najeźdźcy w kształcie diamentu, którzy po zestrzelaniu rozsypują się na mniejsze kawałki podążające za naszym pojazdem; a także Kosmiczne Pawie Oczka (sic!). Te ostatnie, mi osobiście przypominały eskadry niszczycielskich rakiet, ale całkiem możliwe, że w rzeczywistości jest to ławica drapieżnych kosmicznych ryb… Trzeba przyznać, że tym razem autorzy trochę przesadzili z ilością wrogów na ekranie oraz ich agresywnością i gracz naprawdę nie znajdzie w tej jatce chwili wytchnienia. Gra jest po prostu jeszcze trudniejsza od hardkorowego przecież poprzednika i raczej nie zostanie doceniona przez niedzielnych graczy…
Nad naszym myśliwcem – tytułowa Gwiezdna Brama (Automat Arcade).
Najwidoczniej testując Stargate, autorzy zauważyli wysoki poziom wyzwania jaki zawarli w rozgrywce i zdecydowali się trochę ułatwić życie graczowi. Po pierwsze dodano nową funkcję naszej gwiezdnej korwety – czasową niewidzialność (kamuflaż), która pozwala nam na pewien czas zniknąć z radarów wroga i być nietykalnymi. Fajna sprawa, tylko szybko się wyczerpuje. Drugim znacznym urozmaiceniem mechaniki gry jest wprowadzenie tytułowych Gwiezdnych Bram, czyli teleportów zobrazowanych poprzez wielkie, neonowe prostokąty, które przenoszą natychmiastowo nasz statek w pobliże osadnika, którego życie jest zagrożone. Oczywiście podobnie jak w Defenderze jesteśmy jeszcze wyposażeni w bomby oraz we własny hiperskok w nadprzestrzeń. Jednak używajcie go tylko w ostateczności, gdyż często przenosi on nas na wroga – co wiadomo kończy się zgonem. W dalszym ciągu celem naszej misji jest ochrona kosmicznej kolonii, czytaj jej mieszkańców przed uprowadzeniem przez wrednych ufoków i zniszczenie wszelkiego kosmicznego ścierwa. Co każde pięć etapów (fal ataku wroga) pojawiają się zamiennie dwa poziomy specjalne, w których przeciwnik rzuca na nas praktycznie całą swoją armię, a my musimy tylko przeżyć… Moim skromnym zdaniem Stargate to ciągle świetna gra, bardzo płynna i dynamiczna, do tego efektowna i dostarczająca mocnych wrażeń. Wygląda trochę jak bliźniak pierwszej części, z jej wszystkimi zaletami i wadami, przedstawiona w zachwycającej retro futurystycznej oprawie i stylistyce. Jednakże poziom trudności w niej zawarty jest naprawdę zbytnio przesadzony, za bardzo wyżyłowany i powoduje, że przy tak szybkiej akcji oraz obsłudze wieloma klawiszami – Stargate zamienia się w lot tylko dla galaktycznych orłów. Największych debeściaków kosmosu. Jeżeli jednak sprostasz temu wyzwaniu, poczujesz się naprawdę bosko, niczym najlepszy pilot na Ziemi!
STARGATE (AUTOMAT ARCADE)
KONWERSJE
Defender był ogromnym sukcesem na automatach arcade, nie dziwi więc fakt, że doczekał się konwersji na niezliczoną ilość systemów oraz oficjalnych i mniej oficjalnych kontynuacji, czy naśladowców. Stargate odbił się zdecydowanie mniejszym echem wśród graczy i szczerze to nigdy nie spotkałem tego automatu w żadnym salonie gier. Swego czasu nawet nie wiedziałem, że mój ulubiony Obrońca doczekał się takowej kontynuacji.. W przypadku domowych wersji Stargate jest ona nieraz nazywana Defender II, ze względu na fakt, że wydawano ją na licencji firmy Williams. Najpierw przyjrzymy się adaptacjom tych obydwu gier na kilkanaście różnych retro systemów. Nie martwcie się opisy te nie będą długie, gdyż każdy weteran oryginału od razu rozpozna czy ma do czynienia z kitem czy hitem! Zaczynamy wyliczankę, w której możliwe, że nie przedstawię wszystkich edycji tych przebojów we wszechświecie, bo jestem najzwyczajniej w świecie śpiący… Zacznijmy od konwersji gry…
PC-DOS. Rany boskie, a raczej materdyjo! Gdzie podziało się uczucie pędu? Bardzo skokowy przesuw ekranu w porcie najszybszej gry wszechczasów? A jak z akcją? Jaką akcją? To szachy nie Defender! Brak jakiejkolwiek animacji ognia z silników plus odgłosy dźwiękowe prosto z pierdziawki udającej głośniczek. Ta konwersja nadaje się tylko na tortury! I to takie fest.
Obrońca na PC-DOS to tragedia.
APPLE II. Praktycznie czarno biała oprawa graficzna to pierwsza rzecz jaka rzuca nam się w oczy po odpaleniu tej wersji gry. Akcja wydaję się tutaj jednak minimalnie bardziej żwawa niż w wersji na PieCa. Jednak to ciągle latanie lotnią, a nie jakimś mega szybkim i zwrotnym myśliwcem. Tragiczne odgłosy dźwiękowe, wrogowie nie przypominają siebie, zaś efekt pędu naszych silników przypomina odgłos pierdzenia. Naprawdę! W tę wersję gry nie kazałbym grać nawet mojemu wrogowi…
Kolejny koszmarek na Apple II
BBC MICRO. O wreszcie coś godnego uwagi! Bardzo płynny scrolling i do tego całkiem szybki. Kolorystyka zbliżona do pierwowzoru z automatów, wygląd wszelkich wrażych pojazdów i naszej galaktycznej bryki – także podobne. Efekty dźwiękowe udanie imitują oryginalne. Wybuchy cząsteczkowe obecne, jest nawet graficzne odzwierciedlenie zdobywanych przez nas punktów! Bardzo dobry port, którego wadą jest jedynie dosyć nieczytelny skaner. No i obsługa na klawiaturze, bo z dżojami do BBC Micro trochę u nas trudno… Zielone światło w retrometrze. Ta opinia dotyczy wersji od Atarisoftu, zaś na BBC klonów Defendera jest całe zatrzęsienie. W tym niezłe od Acornsoftu (Defender i Super Defender).
Na BBC Micro bardzo dobra wersja.
ATARI 2600. O tej edycji można powiedzieć tylko tyle – fajnie że jest. Latamy nad jakimiś wieżowcami, nad rozpikselizowanym miastem z przyszłości. Wrogowie najprawdopodobniej urwali się z jakiejś innej strzelaniny, nasz statek chyba także… Do tego w trakcie wymiany ognia wszelkie ruchome obiekty w grze znikają i migotają. Skokowy lot naszego myśliwca dopełnia wrażenie beznadziejności tego portu. Tylko efekty dźwiękowe przypominają, że mamy do czynienia z Defenderem. Jeżeli zaś posiadacie Atari 2600 i chcecie cieszyć się pierwszym Defenderem musicie zapoznać się z Defender Arcade Hackiem stworzonym przez Roberta DeCrescenzo na podstawie konwersji Stargate na tę konsolkę.
Defender nad miastem? Takie cuda tylko na Atari 2600.
COMMODORE VIC-20. Byłaby to całkiem udana wersja Obrońcy, gdyby nie beznadziejny scrolling, strasznie powolny i skokowy oraz całkowite zgubienie przez autorów poczucia pędu. Oprawa graficzna jak najbardziej przypomina kult znany z automatów, a dźwiękowa to po prostu odgłosy z kosmicznego pola walki. Można zagrać i pewnie posiadacze tego ograniczonego sprzętowo komputerka byli zadowoleni z tej wersji. Bez szału.
Commodore VIC-20. Od biedy można zagrać.
TEXAS INSTRUMENTS TI – 994A. Wspominałem już o wersji na teksańczyka w tym artykule, ale przypomnę tym, którzy nie czytali. Wyjątkowo dobra, chociaż gorsza od atarowskiej i comodorowskiej. Trzeba mieć refleks, bo rozgrywka ciągle jest tutaj bardzo szybka, jednak scrolling delikatnie szwankuje przy zmianie kierunku lotu i nie jest tak ultra płynny jak w oryginale. Wybuchy niszczonych przez nas przeciwników nie są równie efektowne jak w wersjach na inne 8-bitowce i kolorystyka uboższa. Jednak to ciągle powodująca emocje strzelanina, energiczna i całkiem rajcowna do dzisiaj, szczególnie dla miłośników pierwowzoru.
Trochę odmienny graficznie, ale całkiem dobry port na Texas Instruments.
COMMODORE 64. Pierwsze co zauważamy po odpaleniu silników Obrońcy to ultrapłynny przesuw ekranu. Wybornie! Jednak po dłuższej chwili okazuje się, że nie jest on ani bardzo szybki, ani dynamiczny. Bardzo płynny to fakt, ale latanie z maksymalną prędkością dupy nie urywa. Eksplozje wrogów nie są tak efektowne jak na automacie i w porównaniu z innymi konkurencyjnymi sprzętami dosyć skromne. Sfera audio gry spełnia swoją rolę, czyli odróżniamy wystrzał od eksplozji, ale na dłuższą metę męczy. Oprawa graficzna to największy atut wersji na Komodę i nawet przypomina legendarną fregatę od Williamsa. Gdyby autorzy dopracowali tylko dynamikę byłoby świetnie. A tak jest tylko dobrze. Żółte światełko.
Wersja na Commodore 64 wygląda i porusza się dostojnie, ale trochę zbyt wolna.
COLECOVISION. Wyborna konwersja! Świetna kolorystyka (z wyjątkiem naszego białego statku) i oprawa graficzna powodują, ze przez chwilę myślimy iż zamiast konsolki Coleco mamy przed nami prawdziwy automat! Kapitalny wybuch naszego statku, chyba najlepszy ze wszystkich 8-bitowych wersji tej gry. Niestety trafieni przeciwnicy nie rozpadają się na cząsteczki (czytaj piksele) jak w oryginale, tylko dziwnie pękają… Bardzo płynny scrolling, jednak autorzy powinni zamontować w naszym myśliwcu trochę mocniejszy silnik. Przydałaby się większa dynamika w tej kosmicznej jatce. Efekty dźwiękowe pierwsza klasa! Jedna z najlepszych domowych wersji Defendera. Minimum zielone światło, medal odjęty za mniejsze wciskanie w fotel w trakcie przyspieszania.
Colecovision pokazuje pazur! Great stuff.
INTELLIVISION. Aha. To jest Obrońca. Aha. Jest, ale taki trochę nie za fajny… Bardzo mało kolorów, odgłosy dźwiękowe powodują budzenie sąsiadów nawet na przyciszonym odbiorniku. Strzelamy makaronem zamiast pocisków, a wrogowie znikają po zestrzeleniu. Ta wersja sprawdziłaby się może na kalkulatorze… Omijać!
Intellivision pokazuje dupę bladą…
ATARI ST. Wersja wchodząca w skład składanki Defender II (Defender, Stargate i Defender II) wydanej przez Llamasoft w 1990 roku. Wiadomo, że jak na standardy 16-bitowe i możliwości Dużej Ataryny to tyłka za przeproszeniem nie urywa pod względem wykorzystania możliwości sprzętu. Jednak jest grywalna, dynamiczna i naprawdę szybka. Górskie łańcuchy, nad którymi walczymy są przedstawione brzydziej niźli na automacie, nie wiedzieć czemu. W grze użyto także dużo nowych efektów dźwiękowych, z których niektóre są trafnie dobrane, inne wręcz przeciwnie. Na przykład dlaczego odgłos lasera przypomina karabin maszynowy? Hmm. Ogólnie – dobra wersja, ale wstydem jest, że na sprzęcie 16-bitowym wygląda gorzej niźli na dużo starszym automacie.
Edycja na Atari ST oraz Amigę ze składanki Defender II (od Llamasoft).
AMIGA. Na Przyjaciółce obrodziło dobrymi Defenderami! Pierwszy – czyli obecny w składance Llamasoftu zwanej Defender II jest identyczny jak w wersji na Atari ST, o której napisałem powyżej. Drugi wydany przez znaną z wyścigów Skidmarks firmę Acid w 1993 roku jest programem shareware. Jednak pomimo tego prezentuje świetną jakość. Zmieniające kolor góry, wyborne uczucie pędu, superpłynny scrolling, efekty cząsteczkowe i idealnie odwzorowane dźwięki. Wszystko tip top! Z wyjątkiem jednego dziwnego faktu. Dlaczego wiązki lasera zostały zastąpione pociskami? Nie wiem, ale pomimo tego jest to ciągle cholernie rajcowny tytuł. Możliwe, że dałbym medal.
Amigowy port prosto od Acid. Świetny chociaż trochę odmienny.
Drugim sharewarowym wcieleniem Obrońcy na Amigę jest wydana rok później konwersja od Ratsoftu. Celem autorów było najwidoczniej zaprezentowanie graczom edycji piksel perfect czyli identycznej z oryginałem. I praktycznie im się to udało! Jedynym odchyleniem od wzorcowej jakości są troszeczkę gorsze efekty cząsteczkowe. A reszta? Pierwsza klasa! Szybkość, dynamika, grafika, kolorki i dźwięki bardzo udanie imitują pierwowzór. Powiem wam, że nigdy nie spotkałem się z tymi edycjami Defendera za młodu, czego bardzo teraz żałuję. Wiadomo programy te nie wykorzystują w pełni, ani nawet w połowie możliwości Amigi, jednakże papierkiem lakmusowym przy ich ocenie jest dla mnie wierność konwersji oraz ich grywalność. Który sharewarowy Defender na Amisię jest lepszy? Nie wiem. Czy to ważne? Oba wzorcowe!
A tutaj wierna konwersja od Ratsoft także na Amigę.
GAMEBOY. ZWYKŁY. Bardzo dobra wersja, która posiada nawet muzykę w trakcie rozgrywki. Fajnie! Gra jest bardzo płynna, ale spokojniejsza i mniej dynamiczna od wersji na większe sprzęty. Po prostu na ekranie jednocześnie atakuje nas niewielu przeciwników. Występuje tutaj graficzne odzwierciedlenie zbieranych punktów. COLOR. Defender z automatu jakby pomniejszony i dopasowany do małego ekranika przenośnej konsolki. Prosta grafika jest przez to jeszcze mniej czytelna, ale sama akcja zaskakuje dynamiką i nasz samolot całkiem udanie śmiga nad horyzontem. Efekty dźwiękowe i kolorystyka dobrze imitują oryginał. Przyjemny Defender w kieszeni, choć trochę nieczytelny ze względu na wielkość ekranika. ADVANCE. Zdecydowanie najlepszy z Defenderów w kieszeni. Doskonała wersja! Kapitalnie odzwierciedlony, urywający łepetynę pęd naszego statku. Dodatkowo zadziwia niesamowitą płynnością i dużą ilością obiektów na ekranie. Audio? Także wyborne. Konwersja jakości arcade perfect i grałbym na plaży, aż by mi skóra zeszła… Wchodzi w skład składanki Midway Greatest Hits.
Port na najzwyklejszego Gameboya. Niezły.
SAM COUPE. Masakracja! Kapitalna, zajebista, perfekcyjna, ultra płynna, dynamiczna, kolorowa, po prostu idealna konwersja, której wcześniej nie znałem! Jestem pod wielkim wrażeniem. Ilość przeciwników na ekranie także robi wrażenie. Jedna z najbardziej zatłoczonych wrogami wersji oprócz oryginału. Jedyną jej wadą jest minimalnie węższe pole gry niźli w pierwowzorze. Medal z najcenniejszego kruszcu! Ależ niespodzianka.
Idealna konwersja Defendera na egzotycznego Sam Coupe. Debeściak!
ENTEX ADVENTURE VISION. Rety, a cóż to za maszyna dziwna? Dosyć duża przenośna konsola (1982 rok), która wygląda jak malutki automat do gier? Hmm, ciekawe! Defender przedstawiony w czerwono czarnej, punktowej oprawie graficznej, a raczej diodowej, bo za wyświetlanie obrazu w tym sprzęcie odpowiadały właśnie LEDowe diody. Bardzo egzotycznie wyglądająca wersja! Jednak, to bardziej taka imitacja, na miarę skromniutkich możliwości tej maszynki, raczej ciekawostka. Taki Obrońca na kalkulator.
LEDowa wersja na Adventure Vision. Ciekawostka.
Przesuw ekranu nawet daję radę, ale mamy tu do czynienia z jednym rodzajem wrogów, zaś sama akcja polega bardziej na unikaniu pożogi niż jej sianiu. Odgłosy strzałów przypominają świergot ptaków, fajne. Oprócz tego Entex wydał w 1982 roku jeszcze prostszą wersję Defendera w formie elektronicznej mini gry (coś w stylu Nintendo Game & Watch) nazwanej Entex Arcade Defender, która posiadała niestety klatkowy, jakby turowy przesuw ekranu. Dla kolekcjonerów to na pewno bardzo ciekawa zabawka.
Handheld Entex Arcade Defender. Tylko dla kolekcjonerów.
SKŁADANKI NA INNE SYSTEMY. Zarówno Defendera oraz sporadycznie Stargate znajdziecie w wielu składankach gier z największymi przebojami firm Williams i Midway. Trzeba przyznać, że praktycznie zawsze są to konwersje piksel perfect – czyli identyczne z wersją znaną z salonów gier. Bombowo! Za wszystkimi tymi kompilacjami stoi znany od lat developer, który zajmuje się chyba wyłącznie konwertowaniem retro gier ze starszych systemów na nowsze sprzęty czyli Digital Eclipse. Gwiezdni piloci – szukajcie następujących tytułów, a będziecie spełnieni! Williams Arcade’s Greatest Hits (1996 rok – Snes, Megadrive, Dreamcast, PSX, Saturn, Windows, DOS), Midway Arcade Treasures (2003 – PSP, PS2, Gamecube, Xbox, Windows), Midway Arcade Origins (2012 – PS3, Xbox 360). Midway Greatest Arcade Hits (2001 – GBA, N64, Dreamcast).
Jedna z najlepszych składanek z hitami firm Williams i Midway. Polecam.
Teraz przyjrzymy się konwersjom Stargate na sprzęty domowe.
PC-DOS. Rany Julek! Wczesne komputery PC nie miały niestety szczęścia do żadnych części Defendera. W tej adaptacji Gwiezdnej Bramy fajna jest tylko szybkość wypuszczanych przez nas laserowych serii. No, nie ukrywajmy – to minimalnie lepszy szpil niźli PieCowa wersja Obrońcy, ale tylko nieznacznie. Seledynowa oprawa graficzna, bardzo skokowy scrolling oraz nasz myśliwiec o zbyt dużych rozmiarach w stosunku do pojazdów kosmitów. Przez co giniemy tu prędko. Nie traćcie swojego cennego czasu…
Ojojojojojojoj! Stargate na PC-DOS.
ATARI 2600. Tutaj jest już zdecydowanie lepiej niźli w przypadku konwersji Defendera na pierwszą konsolę Atari. Gra przynajmniej przypomina automatowy pierwowzór i pomimo prostoty oprawy video zapewne potrafiła dać trochę radości graczom w dniu premiery. Krajobraz planety dobrze udaje góry, wszelkie jednostki wroga także są zbliżone wyglądem do oryginalnych odpowiedników, zaś odgłosy dźwiękowe są praktycznie identyczne jak w salonie gier. Nawet szybkość lotu naszego jednokolorowego statku jest zadowalająca. Udana produkcja, oczywiście jak na skromne możliwości tego sprzęciku. Bodajże w 2007 roku Robert DeCrescenzo przerobił Stargate z Atari 2600 w pełnoprawną pierwszą część (Defender Arcade Hack) i od tej chwili posiadacze tej konsolki mogą cieszyć się wreszcie całkiem niezłym Pierwszym Obrońcą.
No, wreszcie Atari 2600 dostało wyrób defenderopodobny.
COMMODORE 64. Ogólnie to lepsza produkcja od konwersji Defendera na Komodę. Przynajmniej jeżeli chodzi dynamikę akcji i radość z wymiany ognia. Są one bardzo zbliżone do wersji automatowej, rozpierducha jest wartka, a ekran świetnie scrollowany. Nasz statek jest trochę jakby bardziej spłaszczony i przypomina raczej ten z oryginalnego Obrońcy, niż ze Stargate. Kolor gór także identyczny jak w Defenderze. Hejże, hola! Tutaj nie ma nic ze Stargate?! No, niestety nie ma. Ani znikania, ani teleportów rozsianych w przestworzach, ani nowych wrogów. Ta gra to po prostu konwersja Defendera, nazwana dla zmyły Stargate. Za całość odpowiadało Atarisoft, jednak gra nigdy oficjalnie nie ukazała się na Commodore 64. A szkoda, bo była lepsza od pierwotnego Defendera na Komodę.
AtariSoft chciało zrobić najlepszą wersję Defendera na C64! Pod nazwą Stargate…
NES. Pod względem oprawy wizualnej jest to jedna z najlepszych adaptacji Stargate jakie widziałem. Wyraźna i kolorowa grafika, zarówno obiektów jak i prostej powierzchni planety, połączone z ultra płynnym przesuwem ekranu. Prędkość lotu naszego myśliwca potrafi porządnie wcisnąć w fotel. Wszelkie dżingle także przypominają odgłosy znane z automatów. Jednak gra ta posiada jedną dosyć znaczną wadę, chociaż może dla słabszych graczy będzie to zaleta. Zdecydowanie mniejszą liczbę atakujących nas wrogów na ekranie w trakcie zadymy. Akcja toczy się przez to bardziej ospale i nie dostarcza, aż takich emocji. Możliwe, że na kolejnych poziomach sytuacja ulega poprawie, ale i tak jest to jedna z najlepszych konwersji Gwiezdnej Bramy. Minimum zielone światło w retrometrze.
NES to ma szczęście do grywalnych wersji. Fajna!
AMIGA i ATARI ST. Te komputery dostały Stargate umieszczone na jednodyskietkowej składance Defender II od Llamasoftu z 1990 roku. Jest to niezły port i powtórzę się tak jak w przypadku konwersji Defendera od Llamasoft – trochę wstyd, że Gwiezdna Brama na komputerach 16-bitowych wygląda o wiele gorzej niż na dużo starszym automacie arcade. No, ale w końcu to tylko jedna dyskietka, a na niej aż trzy gry: Defender, Stargate i Defender II według Jeffa Mintera. O tym ostatnim poczytacie także poniżej.
Defender II od Llamasoft zawierał trzy rożne klony Defendera (Amiga i Atari ST).
O konwersjach Defendera oraz Stargate na Atari XL/XE oraz identycznych z nimi wersjach na Atari 5200 – przeczytacie na dole wpisu, obok najnowszego odcinka Gramy Na Gazie.
NAJLEPSI NAŚLADOWCY
ORAZ NIEOFICJALNE PODRÓBY
Oprócz oficjalnych, licencjonowanych konwersji spotkacie także nieoficjalne porty Defendera, wydawane bez wiedzy i zgody firmy Williams (później Midway) lub ukryte pod innymi nazwami. Niekiedy okazywało się, że licencjonowana wersja tego kultowego przeboju na dany system to po prostu niegrywalne badziewie i niektórzy wydawcy próbowali zaspokoić potrzeby graczy lub wypełnić lukę na rynku swoim odpowiednikiem. Substytutem, który po latach jest uznawany za całkiem udany klon Defendera. Przedstawię tutaj także najlepsze gry, największe hity inspirowane tym wielkim przebojem.
DEFEND OR DIE. AMSTRAD. (Alligata Software 1985). To po prostu całkiem niezły klon pod inną nazwą. Wolniejszy od oryginału, z irytującym odgłosem wystrzałów i jakby przetrzebiony z wrogów. Ktoś już wcześniej ich załatwił, czy coś? Był tu Pilot Czasu? Hmmm. Krajobraz także wydaje się dziwnie spłaszczony i przypomina bardziej pasmo wzgórz, niźli gór. Do tego na czołówce przygrywa 7nam jakaś cyrkowa muzyczka… W sumie – niezły port.
Defend or Die na Amstrada to dosyć wierna podróba.
GUARDIAN II. ZX SPECTRUM (Hi-Tec Software 1990). Poczciwy Spektruś nie otrzymał dobrego portu Defendera z tych oficjalnych, chociaż widziałem filmiki z jednego takiego, który wyglądał całkiem obiecująco, ale prace nad nim nie zostały chyba ukończone. Chociaż mogę się mylić. Ze wszystkich nieoficjalnych adaptacji najlepszą wydaje mi się Guardian II, który spokojnie mógłby być wydany pod banderą Williamsa jako Stargate. To po prostu klasyczny klon tej gry, z przywarami charakterystycznymi dla Speccy – czyli nie najlepszymi i trochę kłującymi w uszy efektami dźwiękowymi i ograniczoną paletą barw. Występuje tutaj przenikanie kolorów obiektów, które w porównaniu do wersji automatowej prezentują się o wiele skromniej. Na szczęście akcja potrafi podnieść ciśnienie, a i prędkość lotu zadowala. Minimum żółte światło w retrometrze.
Podobnie jak Guardian II na ZX Spectrum.
PROTECTOR. VECTREX. (Alex Herbert – 2003). Przyrzekłem sobie, że już nigdy w życiu nie kupię żadnej maszynki do grania! Żadnej! Zmieniam zdanie. Od teraz poluję na Vectrexa, czyli stareńką konsolkę z wbudowanym monitorkiem opartą na jednokolorowej grafice wektorowej. Jeżeli znacie skromne możliwości Vectrexa to zauważycie, że to co wycisnął z tego sprzętu Alex Herbert w 2003 roku – przechodzi po prostu ludzkie pojęcie! Kapitalny, ultra płynny scrolling i szybka akcja zasuwająca chyba w 60 klatkach na sekundę! Multum wrogów na ekranie, efekty cząsteczkowe, intensywna wymiana ognia, efektowne rzucanie bomb i nasz statek wzorowany na rakietach znanych z Asteroids. Kosmiczne szczyty oczywiście także obecne w tle i bardzo zróżnicowane pod względem wysokości. Najlepsza gra na tę rarytasową konsolę i jedna z najlepszych gier inspirowanych Defenderem. Kupiłbym już, tu i teraz! Medal.
PROTECTOR na Vectrexa (chciałem, abyście zobaczyli na filmie całą tę maszynkę). Jedna z najlepszych gier inspirowanych Defenderem. 100% retro w retro! Chciałbym.
DESOLATOR. MSX (Gremlin Graphics 1986). Na japońskiego MSXa nigdy nie zbłądził oficjalnie nasz Obrońca, wiec popularne swego czasu studio Gremlin Graphics wystrzeliło z hangaru swojego Desolatora. To bardzo kolorowa i dynamiczna wariacja na temat Defendera, z bardzo szybką akcją jednakże trochę odmienna. Nie ratujemy tutaj nikogo, tylko walczymy z przeciwnikami. Graficznie tytuł wygląda naprawdę zacnie, nasz statek przypomina mechaniczną rybę, latającą nad płaskowyżem, z którego wyrastają gdzieniegdzie małe drzewka. Widać wyraźną inspirację kultem od Williamsa, nawet kiedy obserwujemy wybuch naszego pojazdu. Całkiem interesująca pozycja.
Desolator na MSX to prawdopodobne najlepsza wariacja Obrońcy na ten japoński sprzęcik.
DROPZONE. Atari XL/XE, Commodore 64, NES. (U.S. Gold / Arena Graphics 1984). Na temat Strefy Zrzutu napisałem już na naszej witrynie obszerne hymny pochwalne przyznając jej jak najbardziej zasłużony medal. Myśliwiec zastąpiono kosmicznym pilotem z odrzutowym plecakiem, ulepszono trochę oprawę graficzną, zaś mechanikę wzorowano praktycznie jota w jotę na Defenderze. Jakim cudem autorowi gry – Archerowi Macleanowi udało się uzyskać tak niesamowitą szybkość rozgrywki na klasycznych 8-bitowych sprzętach? Nie wiem. Ta zmiennokierunkowa strzelanina pozioma to najlepsza 8-bitowa gra inspirowana tym tytułem, jeden z największych klasyków w historii ośmiu bitów, a zarazem jedna z najbardziej dynamicznych i miodnych produkcji małobitowych! Naprawdę, nie zalewam. Trudny majstersztyk.
DropZone (Atari, C64, NES) – to kawał świetnego i mega szybkiego szpila.
INSECTS IN SPACE. Commodore 64, Amiga, Atari ST. (Hewson / Sensible Software 1989). Kolejnym wielce smakowitym daniem, którego przepis jest wyraźnie wzorowany na Obrońcy jest dzieło twórców najlepszej piłki nożnej na mikrokomputery czyli Sensible Software. W połączeniu z mistrzami shmupów czyli Hewson Ltd wydali naprawdę zadziwiającą grę! Wyobraźcie sobie strzelankę, w której zamiast kosmicznego statku latacie po niebie piękną i nagą anielicą z kapitalnie odwzorowaną animacją piersi! Ma czym kobitka oddychać, a na dodatek sieje laserem z oczu nie gorzej od jakiejś meduzy czy gorgony. Cała mechanika zabawy jest zaczerpnięta z Defendera, zaś celem gry jest obrona dopiero co poczętych cherubinków przed mięsożernymi robalami z kosmosu. Świetna i klimatyczna oprawa graficzna, wielki dynamizm rozpierduchy i nastrojowa muzyka na stronie tytułowej. Gra na premierę otrzymywała niebotyczne noty w prasie growej i polecam zapoznać się z nią wszystkim Komodziarzom! Została ona także wydana na sprzęty 16-bitowe, jednakże w mniejszym stopniu wykorzystuje ich możliwości, ale to ciągle przyjemny Defender w Niebie.
INSECTS IN SPACE (Commodore 64) – czyli anielica walczy na gołe klaty z robalami z kosmosu. Super!
OVERKILL. Amiga AGA. (Mindscape / Vision 1992). Jedną z najznamienitszych i zarazem najpiękniejszych gier defenderopodobnych dostały swego czasu bardziej wypasione Przyjaciółki. W trakcie swojej misji ratunkowej zwiedzimy wiele planet przedstawionych z niesamowitym artyzmem, na których będziemy głównie toczyć boje z drapieżną fauną zamieszkującą te światy. Cudowna i soczysta kolorystyka, wielopoziomowy i robiący po dziś dzień duże wrażenie efekt paralaksy i wielka dynamika starć. Jeśli połączycie to z możliwością zbierania różnorodnych power upów oraz broni i możliwością eskortowania kilku osadników jednocześnie – to dostaniecie niezapomniany hit! Dla mnie bomba i zapewne dla wielu amigowców także.
OVERKILL – jeden z najładniejszych i najlepszych następców Defendera na Amigi AGA. Piękny, płynny, szybki!
RESOGUN. PS4, PS3, PSVita. (Sony / Housemarque 2013). Najbardziej efektowną i najbardziej nagradzaną wariację Defendera z ostatnich lat – zostawiłem sobie na koniec. Resogun od wywodzącego się z Amigi developera – Housemarque to po prostu jedno wielkie dzieło sztuki! Gra pozostaje wierna zasadom znanym ze swojego praojca, jednakże wprowadza kilka nowatorskich pomysłów, które zahaczają się o geniusz. Po pierwsze scrollowana plansza, po której latamy została nałożona na przezroczysty walec, który obraca się wokół własnej osi. Robi to niesamowite wrażenie i pozwala na śledzenie na drugim planie – akcji dziejącej się w innych zakątkach poziomu! Dodatkowo wszystkie efekty cząsteczkowe wybuchów zostały tutaj podniesione do potęgi n-tej, na najwyższy możliwy poziom i po prostu trzeba zobaczyć te fajerwerki! Ludzkich rozbitków uwięziono w krystalicznych sześcianach i przeważnie, żeby ich uwolnić musimy zniszczyć odpowiednią formację pojazdów wroga. Statek (na starcie do wyboru rożne myśliwce) wyposażono dodatkowo w osłonę rozbijającą przeciwników, turbo przyspieszenie oraz możliwość ładowania działa i strzelania olbrzymim promieniem zagłady. A wszystkie te umiejętności można łączyć w zabójcze kombinacje. Mało? Szczęka opada kiedy zobaczymy Resoguna w akcji i usłyszymy jego epicką ścieżkę dźwiękowa, albo staniemy do pojedynku z olbrzymimi bossami. Celem rekomendacji napiszę wam tylko, iż jest to jedyna gra jaką splatynowałem na Playstation 4 zarywając przy niej kilka nocek! Zresztą popatrzcie tylko na trailer poniżej…
RESOGUN na PS4 – szczytowe osiągnięcie shmupów zmiennokierunkowych. Obrońca jest dumny z takiego wnuczka!
KONTYNUACJE i REMAKI
OFICJALNE LUB NIE CAŁKIEM…
PC WINDOWS REMAKE. Cholernie dobry i rajcowny tytuł, który jest bardzo wierny pod względem oprawy, mechaniki, grywalności i prędkości działania – pierwowzorowi. Scrollowany horyzont jest jakby przedstawiony w większej skali, wszystkie obiekty są przez to zdecydowanie mniejsze, zaś pole walki na początku przytłacza rozmiarami. Zamiast jednego łańcucha kosmicznych szczytów, widzimy tutaj dwa różnokolorowe, przesuwające się na odmiennych planach z efektem paralaksy. Na początku jest to trochę dezorientującę, ale dosłownie po chwili można przywyknąć. Efekty audio identyczne jak na automatach, zaś z silników naszego samolotu wydobywa się nawet dym! Kapitalny remake, jednak chyba był on całkowicie nielegalny i znalezienie go w dzisiejszych czasach może być już zupełnie niemożliwe. Jeżeli ktoś dysponuje namiarami na ten tytuł to poproszę o podanie ich w komentarzach!
Świetny nieoficjalny remake na PC-WIN. Ktoś wie gdzie go dostać?
DEFENDER II. Amiga, Atari ST (Arc Developments / Llamasoft 1990). Proszę nie mylić tej gry, a raczej składanki gier z prawdziwym sequelem czyli Stargate, które często było nazywane na różnych systemach Drugim Obrońcą. Mówimy teraz o Defenderze II na mikrokomputery 16-bitowe – zrealizowanym przez innego guru strzelanin – niejakiego Jeffa Mintera. Po pierwsze produkcja ta zawiera w sobie trzy gry. Niezłe konwersje oryginalnego Defendera i Stargate, pisałem o nich wyżej. Gwoździem programu jest tu jednak inna kontynuacja Defendera, oznaczona numerkiem II. Wiem, że twórcy trochę zamieszali, ale cóż zrobić. Minterowskie rozwinięcie idei Obrońcy jest całkiem zjadliwe, nasz statek możemy dozbrajać w różnego rodzaju przyczepianymi działkami, pomocniczymi małymi myśliwcami, które wcielają się w role naszych skrzydłowych, czy różnego rodzaju energetycznymi broniami – na przykład strzelającymi piorunami. Oprawa audio/video nie spełnia standardów 16-bitowych, ale z zaciśniętymi zębami można się przy tej produkcji pobawić. Można sprawdzić, chociaż rewelacji się nie spodziewajcie.
16-bitowy Defender II (Amiga i Atari ST) – nawet można zagrać.
DEFENDER 2000. Atari Jaguar (Atari / Llamasoft 1995). Jeff Minter znowu bierze się za bary z bohaterem naszego dzisiejszego wpisu? I jak efekty? Różnie różniście, kwadrotowo i kuliście, kiepsko oraz zajebiście! Musicie wiedzieć, że tak naprawdę mamy tutaj ponownie do czynienia z trzema wariacjami na temat Defendera wydanymi na jednym kartridżu. Pierwszą z nich jest Defender Classic czyli konwersja oryginału z salonów gier. Trzeba dodać, że jedna z najlepszych jakie widziałem! Super płynna, bardzo dynamiczna, z trochę bardziej krwistoczerwoną linią górskich szczytów i efektowniej pękającymi na piksele przeciwnikami. Efekty dźwiękowe jak najbardziej zbliżone do pierwowzoru. Świetny port, ale dziwne, że byłoby inaczej na 64-bitowej konsoli…
Defender Classic z Defendera 2000 na Atari Jaguar. Świetna gra.
Drugą grą w zestawie jest Defender Plus. Jeff Minter znowu zajadał się swoimi ulubionymi halucynogennymi grzybkami i uwolnił swoją wyobraźnię w tej psychodelicznej adaptacji. Czego my tu nie mamy? Krajobraz mieniący się wszystkimi kolorami tęczy i wielobarwną łuną, wielkie sześciany pełniące rolę teleporterów podobnie do Stargate, dodatkową broń rażąca wrogów elektrycznością oraz bardzo udziwnione projekty wrogich jednostek. Jakieś pulsujące barwami plamy, które po zestrzeleniu zasypują nas rojem superszybkich trójkątów, meduzopodobne latające spodki i ogromne ufa przypominające młynki do mielenia. Myślę, że mogłoby się to udać, gdyby nie zastosowanie nowatorskiej wtedy renderowanej grafiki (ala Donkey Kong Country), która w Defenderze Plus wygląda po prostu brzydko. Jednak najbardziej irytuje fakt, że zamiast sterować zgrabnym myśliwcem poruszamy się jakąś niezgrabną, brzydką jak noc, i po prostu zbyt wielką kolubryną. Kto to wymyślił? Ponoć producenci narzucili ten fakt odgórnie biednemu Minterowi. No i co? Popsuliście fajną grę. Do dupy!
Defender Plus z Defendera 2000 na Atari Jaguar. Chora jazda bez trzymanki. Takie sobie.
Ostatnią grą w zestawie jest ta niby najlepsza czyli Defender 2000. 100 poziomów defenderowego szaleństwa z renderowana grafiką i bardzo dobrą ścieżką dźwiękową w klimatach techno? Brzmi świetnie, nieprawdaż? Niestety tylko brzmi. Znowu autorzy nie popisali się przy projekcie naszego myśliwca. Fakt, wygląda on zdecydowanie ładniej niż w Defenderze Plus, jednak znowu przesadzono z gabarytami statku. Czy testerzy tego tytułu nie widzieli, że tak wielki pojazd wcale nie pasuje do tak dynamicznej gry? Pewnie zauważyli i żeby to usprawiedliwić wprowadzono delikatny pionowy scrolling ekranu. I jak to wygląda w praktyce? Kiedy lecimy środkiem planszy – po prostu nie wiemy co się dzieje nad nami, ani poniżej, gdyż ekran akcji jest tutaj zbyt wąski w stosunku do rozmiarów wszelkich obiektów. Skaner także nie jest zbytnio czytelny, przez co w późniejszych etapach trudno unikać wrogów i tytuł robi się przez to niesamowicie trudny. Fajne są dodatkowe bronie w postaci działa plazmowego czy energetycznego, całkiem ładnie przedstawiono powierzchnie planet, na których walczymy, szczególnie tej kryształowej. Jednak będziecie przeklinać tę grę, kiedy po raz pierwszy spotkacie w niej wielkie, mechaniczne wielbłądy – wiecie to taki fetysz Jeffa Mintera umieszczać wszelakie wielbłądy i lamy w swoich produkcjach. Dla przykładu jego hitowa wczesna gra to Revenge of the Mutant Camels z 1982 roku. I nie chodzi o to, ze są one brzydko zaprojektowane, czy zupełnie nie pasują klimatem do rozgrywki. Tylko o fakt, że walka z nimi jest koszmarnie trudna i niejednokrotnie zezłomują one nasz statek. Jak oceniam kartridż Defender 2000 jako całość? Niestety, jako spore rozczarowanie… Najszumniej reklamowana produkcja czyli gra tytułowa – wcale nie okazała się 64-bitową rewolucją, ani tym bardziej żadną rewelacją. To zwykły przeciętniak. Defender Plus pozostaje tylko ciekawostką, miejscami zabawną, ale nie powodującą wypieków na twarzy. Jedynym prawdziwym hitem jest świetna konwersja klasycznego Defendera. Dobre i to, ale chyba nie takie były plany Jeffa Mintera oraz innych twórców tego dzieła?
A tutaj po kolei rozgrywka z DEFENDER 2000 (Atari Jaguar): Defender 2000, później Defender Classic i Defender Plus.
STRIKE FORCE. Automaty Arcade. (Midway 1991). Patrząc na gameplay i autorów – Strike Force można uznać za duchowego następce Defendera, dostosowanego do standardów lat 90-tych zeszłego stulecia. Midway posiadał prawa do wszystkich marek Williams Electronics i nie zawahał się ich użyć! I trzeba tylko temu przyklasnąć, bo otrzymaliśmy prawdziwie zwariowaną jazdę bez trzymanki i do tego dosyć nowatorską. Powiem wam szczerze, że nie znałem tej gry wcześniej i bardzo pozytywnie mnie ona zaskoczyła. Przesadnie kolorowe i różnorodne powierzchnie planet robią wrażenie! Każda oczywiście z wielopoziomowo przesuwanym krajobrazem. Poczynając od zwykłych zielonych lasów, brązowych gór, poprzez cmentarzysko dinozaurów czy nawet zamarznięte jeziora, a nawet energetyczne oceany. Do tego trochę brawurowy i wręcz chory projekt przeciwników rodem z niskobudżetowych filmów science fiction z lat 50-tych XX wieku. Od małych zielonych mutantów poprzez dużych subbossów i wielgachnych, niszczycielskich szefów! W każdym świecie pojawiają się zupełnie nowe, oryginalne jednostki wroga. Gra charakteryzuje się bardzo szybką akcją i zróżnicowanym arsenałem: działo laserowe, rakiety, gwiazdki jonowe i inne śmiercionośne zabawki. Występuje tutaj nawet możliwość kooperacji i mutacji naszych osadników w zielone paskudne potwory! Brać i grać!
STRIKE FORCE (Automaty Arcade) – zwariowany kozak w klimatach filmów scifi z lat 50-tych. Dobry stuff!
DEFENDER REMAKE. PS2, Xbox, Gamecube (Midway / 7 Studios 2002). Remake Defendera w pełni trójwymiarowym środowisku wydany na wszystkie popularne wówczas konsole na rynku? A to ci niespodzianka! Pewnie jakaś kaszanka nie warta złamanego grosza? Wręcz przeciwnie. Może nie wielki hit, ale naprawdę zaskakująco dobra pozycja. Proste zasady znane z pierwowzoru – czyli ratowanie porzuconych na lądzie żołnierzy i przenoszenie ich do strefy ewakuacji oraz niszczenie kosmicznych gwiezdnych drapieżców – zostały zachowane. Oczywiście teraz latamy wszędzie gdzie dusza zapragnie, po naprawdę ładnie zaprojektowanych światach i zaznaczę, że nie jest to strzelanka na szynach. W trakcie wszystkich misji odwiedzimy różnorodne scenerie (góry, miasta, lasy), siądziemy za sterami kilku powietrznych maszyn, oczywiście uzbrojonych po zęby. Spotkamy fajnie zaprojektowanych wrogów (szczególnie wielkie insekty mogą się podobać), a także większych twardzieli do ubicia. Będziemy eskortować i wspierać ogniem inne pojazdy, a także wykonywać proste misje taktyczne, jak transport czołgów na polu walki. Największymi zaletami nowego Defendera są: świetny wygląd naszych myśliwców, przyjemne futurystyczne pejzaże, widowiskowe efekty świetlne plus wyborna ścieżka dźwiękowa! Co powiecie na kompozycję Also Sprach Zarathustra w wykonaniu KMFDM? Grubo, no nie? Fakt, że tej stricte zręcznościowej grze brakuje trochę głębi i większego skomplikowania, oraz wydaje się ona trochę zbyt powtarzalna, ale miłośnicy akcyjniaków scifi, pokroju kultowego Warhawka (PSX) będą na pewno usatysfakcjonowani! Polecam i chyba wrócę za stery Obrońcy w tym jakże udanym i niesłusznie zapomnianym remaku. Za cenę w jakiej teraz można dostać tę grę – po prostu nie wypada jej nie kupić.
Defender Remake 2002 (PS2, GameCube, Xbox). W pełnym 3D! Zadziwiająco udany. Trochę intra i rozgrywki.
DEFENDER 3D. PC-WIN (BlueShift Media 2018). Na koniec pokażę wam jeszcze jedną reinkarnację naszego dzisiejszego bohatera, całkiem nową bo z zeszłego roku. Nieoficjalną, tylko inspirowaną nieśmiertelnym hitem od Jarvisa i DeMara, która dla miłośników tej gry może być ciekawym doznaniem. Rozgrywkę zaprezentowano tutaj klasycznie, czyli z widoku z profilu, jednakże wszelkie obiekty są trójwymiarowe. Nie jest to niestety poziom konsolowego Resoguna, a szkoda. Do dyspozycji oddano nam cztery myśliwce (od lekkich i bardzo zwrotnych, do ciężkich i powolnych ) wyposażone oczywiście w inne działka pokładowe. Znowu zbieramy inżynierów porzuconych na kosmicznym zadupiu i walczymy z pokaźnymi mechanicznymi bydlakami na końcu każdego ze światów. Czyli znane od lat standardy, w niezłej, acz trochę śmierdzącej tanizną oprawie audio-video. Kto gra na PC i jest fanem Defendera – może sprawdzić.
Najnowsza inspirująca się Defenderem produkcja – Defender 3D. Tak troszkę ubogo… (PC)
DEFENDER PINBALL. (Williams 1982). Williams nie na darmo był uznawany kiedyś za jednego z najlepszych producentów pinballi. Mając taką markę jak Obrońca wiadomo było, że tylko kwestią czasu będzie pojawienie się stołu inspirowanego świetną strzelaniną. W młodości spędziłem wiele czasu na potocznie zwanych w Polsce flipperach, ale nigdy nie miałem przyjemności obcowania z tą naprawdę ciekawą maszynką. A wy drodzy retro maniacy? Przynajmniej zerknijmy sobie na zdjęcia jak prezentował się kulkowy Defender…
I nawet flipper, eee, to znaczy pinball jest! Oczywiście zrobił go Williams Electronics.
DEFENDER / STARGATE
ATARI (1982) / ATARI (1984) PROTOTYP
PROGRAMISTA: STEVE A. BAKER
STRZELANINA ZMIENNOKIERUNKOWA POZIOMA (SHMUP)
FILM DOTYCZY WERSJI NA: ATARI XL/XE oraz ATARI 5200
Zarówno cała mechanika Defendera, jak i Stargate, ich zasady rozgrywki, czy ataki i zachowania przeciwników w konwersjach na Małe Atari oraz konsolę Atari 5200 są zbliżone, bądź identyczne z automatowymi oryginałami, więc pewnikiem zdążyliście już sporo dowiedzieć się o tych grach. Wsiadamy po prostu do najnowocześniejszego i najszybszego myśliwca w Układzie Słonecznym i wyruszamy na ratunek ziemskiej kolonii. Uzbrojeni po zęby (laser, bomby, skok w nadprzestrzeń, a w kontynuacji dodatkowo w niewidzialną tarczę) chronimy osadników umiejscowionych na dole krajobrazu przed atakiem najeźdźców z kosmosu. A najlepiej po prostu nie cackać się z wrogiem, tylko wybić do nogi to całe wredne skurczysyństwo! Wtedy przechodzimy do następnego etapu, w którym cała rozpierducha się powtarza. Obcy rzucają jednak do walki coraz bardziej niebezpieczne i coraz liczniejsze oddziały…
Defender – fajowa konwersja na Atari XL/XE oraz Atari 5200.
DEFENDER. To były czasy kiedy jeszcze Atari dbało o swoich graczy i samo przenosiło największe automatowe hity na swoje 8-bitowe dziecko. I nie piszę tego jako zagorzały atarowiec, tylko stwierdzam fakt. Sfera audio i video jest tutaj naprawdę bardzo dobrze odwzorowana w stosunku do pierwowzoru z wozów Drzymały. Zachowano świetne efekty cząsteczkowe wszelkich wybuchów oraz rozwiewające włosy uczucie pędu naszego myśliwca. Jakie włosy do cholery?! Czyżbyśmy latali tutaj jakimś kabrioletem? Dokładnie! Ta wersja w stosunku do innych 8-bitowych to naprawdę wypasiona gwiezdna bryka! Kolorki odwzorowano bardzo rzetelnie, zaś scrolling ekranu jest wyjątkowo szybki. Oczywiście nie jest tak płynny jak na automacie i sprawniejsze oko zauważy delikatnie skoki zarówno horyzontu jak i przemieszczania się wrogów. Trzeba jednak docenić, że niejednokrotnie na ekranie atakuje nas całe stado przeciwników i gra pomimo tego zachowuje dynamikę i nie przycina się. Podobnie jak oryginał – atarowski Defender to bardzo trudna i wymagająca długiego treningu produkcja. Z gatunku tych, gdzie na początku giniemy bardzo często, ale jeżeli jednak poświęcimy trochę na rozgrywkę – zaczynamy dochodzić do coraz bardziej odległych etapów i po prostu wymiatamy! Easy to learn, hard to master! Na pochwałę zasługuje także precyzyjne sterowanie, dzięki któremu komfortowo wykonujemy manewry pośród eskadr nieprzyjaciela. Efekty dźwiękowe godnie imitują te znane z salonów gier i wiernie oddają retro futurystyczny klimat tego gwiezdnego konfliktu. Cóż mogę powiedzieć celem podsumowania? Jak na wielkość tego programu oraz możliwości Małej Ataryny – to autor tej konwersji spisał się znakomicie i zapewne wielu atarowców było swego czasu bardzo zadowolonych z faktu posiadania pod strzechami tak świetnej adaptacji kultowego Obrońcy.
STEROWANIE W TRAKCIE AKCJI: DŻOJ – lot, FIRE – strzał, SPACJA – bomba, INNY KLAWISZ (z wyjątkiem CTRL, SHIFT, BREAK i ESC) – hiperskok.
DEFENDER (ATARI XL/XE, ATARI 5200)
Uwaga: na Atari XL/XE istnieje jeszcze alternatywna wersja Defendera z 1982 roku, która nie została oficjalnie wydana z powodu gorszej jakości. Po prostu Atari równolegle zleciło prace nad konwersją Defendera dwóm różnym programistom. Odpowiada za nią Michael W. Colburn i została ona upubliczniona dopiero w 2013 roku. Jest ona mniej widowiskowa, prostsza graficznie, ze skromniejszymi efektami specjalnymi i bardzo ubogimi dźwiękami. Jakby niedokończona. Pewnie po zobaczeniu w akcji obu atarowskich edycji – Atari zdecydowało o wydaniu gry Stevena A. Bakera, porzucając prace nad drugą wersją.
Defender Atari XL/XE – druga, nie wydana komercyjnie wersja. I słusznie – jest gorsza.
STARGATE. Niedokończony prototyp, którego pokazujemy wraz z Larkiem w Gramy na Gazie to mimo wszystko całkiem udana produkcja! Szkoda, że prace nad nią nie zostały zakończone i nie wypuszczono jej na rynek. Graficznie jest ona bardzo zbliżona do wersji z automatów i na statycznym screenie robi naprawdę świetne wrażenie! Horyzont, projekt naszego frachtowca, wszystkie pojazdy kosmitów, a nawet prostokątne teleportery – wyglądają niczym żywcem przeniesione z Salonu Gier. No, może minimalnie gorzej. Kolorystyka jest jednak jakby bardziej wyprana z barw i mniej efektowna. Niestety kiedy zaczniemy rozgrywkę, nie jest już tak różowo… Szwankuje przede wszystkim tempo akcji tej gwiezdnej zawieruchy i jej scrolling. Wszystko przesuwa się zbytnio skokowo i po prostu za wolno aby dostarczyć nam większą ilość adrenaliny. Jakby gra wymagała jeszcze prac nad optymalizacją i przyspieszeniem działania programu. Dodatkowo często i gęsto – kiedy zginiemy i wracamy na pole bitwy – zostajemy wskrzeszeni w obszarze opanowanym przez wrogów. Zero czasu na reakcję i jebudu! Szkoda, że nie dokończono tego projektu, gdyż rokował on naprawdę świetnie. Może znajdzie się jakiś zdolny programista, będący jednocześnie miłośnikiem Defendera i usprawni ten niedokończony prototyp? Bo mimo wszystko atarowski Stargate w tej formie pozwala naprawdę miło spędzić trochę czasu.
STEROWANIE W TRAKCIE AKCJI: DŻOJ – lot, FIRE – strzał, SPACJA – bomba, INNE KLAWISZE (z wyjątkiem CTRL, SHIFT, BREAK i ESC) – hiperskok i niewidzialność.
Stargate na Atari XL/XE oraz A5200 na statycznych screenach jest super. W ruchu mniej…
STARGATE (ATARI XL/XE, ATARI 5200)
ArSoft CORPORATION i Retro Na Gazie prezentują:
Gramy Na Gazie – DEFENDER (1982) / STARGATE (1984) – ATARI XL/XE
Mam nadzieję, że tym obszernym wpisem uświadomiłem wam jak prawdziwą i wielką legendą jest Defender. Pierwsza zmiennokierunkowa strzelanina w historii, w której to my decydujemy gdzie polecimy. Zachwycająca po dziś dzień dynamiką, nieustanną akcją, prostą lecz wciągającą grywalnością i niepowtarzalną oprawą. A przede wszystkim – do dnia dzisiejszego inspiruje ona wielu twórców gier. Jeżeli znacie jeszcze jakieś ciekawe klony, edycje, adaptacje tej kultowej gry – proszę o informację w komentarzach. Na zakończenie pożegnajmy się modlitwą wszystkich pozaziemskich osadników… – Niech Obrońca czuwa nad wami wszystkimi!
PS1. Można było we wpisie napisać jeszcze o innym zmiennokierunkowym hicie czyli kultowym Uridium (Hewson 1986), które także czerpie trochę z Defendera. Jednak zostawmy sobie tę przyjemność dla wpisu poświęconemu temu wielkiemu shmupowi innym razem. Też miał multum części i wiele naśladownictw.O, albo jeszcze Choplifter…
PS2. Screeny i grafiki pochodzą z wielu miejsc: International Arcade Museum, MobyGames, Lemon Amiga, Lemon 64, Hall of Light, Atari Legend, Atarimania, Internet Pinball Database i możliwe, że z kilku innych.
PS3. Rekord w automatowego Defendera należy do Billy Joe Caina i wynosi 33 644 725 punktów. Szaleniec! Jeżeli milion punktów można zrobić w godzinę to Billy grał… Materdyjo!
PS4. W Japonii wydawcą gry na automaty było Taito.