Od ponad 25 lat cały świat śledzi przygody dzielnych niemieckich policjantów w serialu „Alarm für Cobra 11 – Die Autobahnpolize” znanego u nas jako „Kobra – oddział specjalny”. Nic więc dziwnego, że prędzej, czy później powstanie adaptacja tejże serii. Ostatnia dziewiąta adaptacja została wydana w 2012 roku i raczej nie zapowiada się by powstały kolejne sequele. Dziś jednak tematem recenzji będzie ponoć najlepsza odsłona szósta, a zarazem druga część serii Crash Time znana też jako Burning Wheels.
Crash Time 2
Synetic GmbH – Windows, Xbox 360 (2008)
Wyścigowa
W CT2 pokierujemy losami dwóch typowych, niemieckich policjantów o imieniu Semir oraz Ben, którzy jak co dzień pilnują porządku na ulicach miasta. Jeżeli myśleliście, że będziecie mieć do czynienia z grą detektywistyczną, w której będziecie szukać poszlak, przesłuchiwać potencjalnych bandytów oraz rozdawać mandaty za błędne parkowanie to od razu Wam powiem, że jest to błędne myślenie.
Główny tryb gry jest niczym innym jak klonem Drivera. Przemierzając otwarty świat gry w aucie (z którego nigdy nie wysiądziemy), oczekujemy zgłoszenie od centrali, że coś się dzieje, po czym z piskiem opon pędzimy na miejsce zdarzenia, śmigając zarówno po zatłoczonych ulicach miasta, jak i po autostradach czy wiejskich drogach. Czasem też będziemy musieli sami znaleźć gigantyczny czerwony słup światła, by aktywować misję, ewentualnie skorzystać z podręcznej mapy i od razy się tam skierować. I tu mała rada, która oszczędzi wam pytań, czemu nie mogę odblokować nowej misji. Otóż w menu „Partol” wybieramy jedną z dwóch map, a następnie patrzymy czy przy wyborze konkretnego auta jest symbol czerwonej flagi – jeżeli tak, to po około 30 sekundach jazdy po mieście aktywuje się nam misja. Za pierwszym podejściem tego nie wiedziałem i porzuciłem ją, główkując, dlaczego mając dopiero 10% ukończonej gry, nie dostaje nowych misji. Natomiast drugim dostępnym trybem gry jest seria wyścigów, które odblokowujemy za ukończone misje z głównego trybu zabawy.
O fabule zbytnio nie ma się co rozpisywać, gdyż jest ona na tyle szczątkowa, że stanowi ona jedynie tło do kolejnych misji. Z wykonaniem też nie najlepiej, zapomnijcie o jakichkolwiek cutscenkach czy pokazaniu jakiejkolwiek twarzy. Przed rozpoczęciem misji główni bohaterowie wymienią parę dialogów, podczas gdy kamera zazwyczaj będzie pokazywać jakiś losowy widok miasta z lotu ptaka, po czym następuje loading i bierzemy się za to, co trzeba. Dobrze, chociaż że pokazujące się na ekranie napisy są czytane przez wielu aktorów, chociaż w grach Nintendo w ogóle nie ma dubbingu i jakoś nikt się o to nie czepia.
Jak to zwykle w grach zręcznościowych bywa, początek kampanii jest raczej spokojny. Prawdziwa ostra jazda bez trzymanki zaczyna się, gdy odblokujemy nowe, szybsze wózki (a trochę tego do odblokowania jest) oraz odkryjemy, że pod lewym Shiftem aktywujemy nitro dającego naprawdę mocnego kopa. Na dodatek w jedynie paru misjach nie mamy dostępu do dopalacza, więc nieciężko o wyjątkowe akcje.
I dla nietypowych pojazdów znalazło się miejsce.
Wyobraźcie sobie taką sytuację: pod wpływem emocji i tak trochę dla jaj wybieram sobie gokarta „a co mi tam, zobaczę, jak się sprawdzi na autostradzie, w końcu co mogłoby się złego stać, co nie?” – pomyślałem. Jadę sobie ze 150 km/h mijając inne wozy. Nagle przypominam sobie o turbodopalaczu, naciskam Shifta i pędzę 220 na godzinę. Czuję, że ciężej się skręca przy tych prędkościach, ale nie zważam na wszelakie niebezpieczeństwa i cisnę, ile fabryka dała. Aż tu nagle znad przeciwka pędzi samochód osobowy. Myślę, że szykuje się game over jak nic, jednak próbuję wyminąć auto cywila. Jednakże nie udaje się i nastąpiło czołowe zderzenie. Zgadnijcie, co się teraz stało:
a) policjant z gokartem wyleciał przed siebie i nie przeżył wypadku,
b) gokart wybuchł, a na samochodzie cywila pojawiło się wgniecenie,
c) gokart odbił się od samochodu i nic się nikomu nie stało,
d) auto eksplodowało, gokart się lekko zarysował, kierowcy nic się nie przydarzyło.
Jaka jest prawidłowa odpowiedź? Tego dowiecie się po przerwie reklamowej…
Nie uwierzycie, ale d) jest właściwą odpowiedzią. Wiem, że wydaje się to tak wyjątkowo absurdalne, że aż śmieszne, ale wiecie co? Jeszcze większe oczy zrobiłem ze zdumienia, gdy odkryłem, że przy 200+ km/h możemy wysadzać praktycznie każdy samochód. No takie rzeczy to nawet w serii GTA się nie przytrafiają. Nawet nie wiecie, ile razy niechcący wysadziłem pojazdy niewinnych kierowców, a przypominam, że gramy policjantem, czyli tym dobrym. Chociaż dobrze, że na ulicach miasta nie spotkamy ani jednego pieszego, widocznie wiedzą, że gorące pościgi bywają dla nich niebezpieczne. Ba nawet ciężarówkę przewożącą drewno możemy wysadzić i tak, drewno także eksploduje.
Totalna rozwałka w arcadowym stylu.
Z powyższego akapitu łatwo wywnioskować, że symulacji za wiele w tej grze nie znajdziemy. I bardzo dobrze! Zresztą nie tylko fizyka gry jest daleka od symulacji. W jednej z misji próbujemy przekonać szefa, by dał nam dzień dodatkowego wolnego, a w jaki sposób? No oczywiście najlepiej zorganizować wyścigi radiowozów w środku dnia po ruchliwych ulicach miasta, kto wygra, ten ma wolne, kto by tam się przejmował zdemolowanymi przystankami autobusowymi. Poza nielicznymi wyjątkami jak ten powyżej misje są skonstruowane w miarę logicznie. Weźmiemy udział w gorących pościgach po ulicach miasta, wcielimy się w kierowcę nielegalnych wyścigów pod przykrywką, by złapać szefa szajki, powstrzymywać złodziei drogocennych aut, pamiętając, że drogie auta tanie nie są i ich zdemolowanie nie wchodzi w grę i wiele, wiele więcej. Jeszcze do tego przygrywa nam dynamiczna muzyka, więc grywalność jest tu przednia.
W większości niskobudżetowych produkcji przedstawiony świat gry jest płaski jak naleśnik. W tym przypadku jest zupełnie odwrotnie. Koła naszego autka toczyć się będą zarówno po asfalcie, jak i po terenach trawiastych. Prawdopodobnie ze względu na ograniczenia techniczne lub skrócenie i tak długich czasów ładowania — mapa, na której będziemy jeździć, jest podzielona na dwie sekcje: „miastową” i „autostradową” o odmiennym stylu rozgrywki. W mieście, jak to w mieście – samochody, pociągi, wieżowce, ronda itp., natomiast będąc na autostradzie, będziemy cisnąć gazu, ile fabryka dała. Trzeba przyznać, że pod względem rozmiarów są one w sam raz, nie za duże i nie za małe oraz co najważniejsze różnorodne.
Eksplozje w tej grze są na porządku dziennym.
To, że model rozgrywki bliższy jest do gier arcade niż do symulatorów (polecam ustawić w opcjach tryb Arcade Plus), to już wiecie. Dodam jeszcze, że czasem przydarzy się misja, w której będziemy wyskakiwać z wszelakich ramp oraz skakać pomiędzy budynkami. I tu naprawdę trzeba twórcom pogratulować za wcześniej wspomniane sekcje zręcznościowe oraz przyjemny model jazdy, a także za jeden patent, którego nie znajdziecie w żadnej innej grze, a szkoda. Najlepiej to pokazać na przykładzie. Załóżmy, że waszym zadaniem, jest dostanie się na drugi koniec miasta, w trybie natychmiastowym. Wasz system GPS wskazuje dwie drogi: dłuższą przez zawiłe drogi na obrzeżach miasta lub krótszą, acz bardziej ryzykowną, w której musicie przeskoczyć most, który znajduje się w budowie. Jako że wam się wyjątkowo bardzo spieszy, wybieracie opcję numer 2. Podczas gdy zbliżacie się, do gigantycznej rampy wskaźnik prędkości powiększa się oraz pojawia się na nim zielony napis, który mówi, z jaką minimalną prędkość musicie osiągnąć, by daną przeszkodę bezproblemowo przeskoczyć!
Na koniec jeszcze mała anegdota: po wielu dobrze spędzonych godzinach (tak z około 15) ukazują mi się napisy końcowe, w statystykach pisze, że 100% misji zostało ukończonych, a tu dwa wózki nadal są niedostępne. Szukam sobie w poradnikach, co może być tego przyczyną i okazało się, że zapomniałem ukończyć samouczka, za którego w nagrodę dostaniemy kurierskiego dostawczaka. Natomiast z drugim, znacznie fajniejszym autem jest nieco więcej zabawy, bo trzeba odnaleźć poukrywane 12 znajdziek na mapie gry, by go skompletować.
Niestety Crash Time 2 daleko do ideału. Najbardziej co się rzuca w oczy to przestarzała grafika, która raczej odrobinę brakuje do takiego Assassin Creeda II, Dragon Age: Początek czy pierwsze Borderlands, co jak najbardziej jest to zrozumiałe, wszak jest to, jak wcześniej wspominałem, tytuł niskobudżetowy. Nie powiedziałbym że gra wygląda źle, choć wiem że istnieje jakiś tam odsetek graczy patrzących z perspektywy grafiki, więc to raczej tylko dla nich ostrzeżenie. Na steamie za niecałe 36zł lub 3,59zł po promocji dostaniecie tytuł może nie wybitny, ale za to umiejący wciągnąć oraz dawać sporo frajdy, pamiętając tylko że GTA czy Saints Row to nie jest.