Pora wyjechać na wirtualny stok raz jeszcze, ale tym razem szybciej, mocniej, ładniej i z przytupem!
Jest rok 2002, specjalnie powołana do życia komórka wewnątrz EA nazwana EA Sports BiG otrzymuje za zadanie dostarczyć ludziom tego czego w grach pragną najbardziej. Mają tworzyć gry sportowe, ale zupełnie inne od tradycyjnej formuły w ich dorobku, koniec z Fifkami, NBA Lajfami i innymi tasiemcami, do siedziby EA zajechała olbrzymia cysterna pełna mutagenu! Goście z EA Canada długo nie myśleli, w ogóle nie lubili myśleć, byli z tych co lubią przypierdolić a potem zapytać kulturalnie “problem!?”. Wzięli swoje najlepsze pozycje z pogranicza wyścigów/sportów extreme z ostatnich lat – Sled Storm z PSX’a (1999) i SSX/SSX Tricky z PS2 (2000/2001) i wsadzili je do rzeczonej cysterny z mutagenem. Nie minęło 5 minut a donośny ryk maszyny dotarł ze zbiornika: huk, dym, smród i jedna wielka łuna światła – wyjechał Sled Storm i zameldował się na czarnuli!
I to się nazywa wejście!
Odjechany cyrk na płozach, tym stwierdzeniem właściwie powinienem zacząć ten tekst. Sled Storm na PS2 to ostra jazda bez trzymanki podczas której zdziera ci papę z dachu! To wyścigi arcade w których skuterami śnieżnymi będziemy się ścigać po fikcyjnych miejscówkach pełnych śniegu i lodu. Na porównanie części z PS2 z poprzednikiem pozwólcie że wydzielę sobie akapit gdzieś poniżej, tutaj przejdźmy do systemu i tras. Po wybraniu trybu Championship otworzy się przed nami coś w rodzaju world tour w którym musimy wypełnić zadanie by przejść do kolejnego wyścigu. Zadania to duże słowo, po prostu musisz zająć określone miejsce (z początku trzecie, pod koniec pierwsze) by iść dalej, zdobyć pierwsze miejsce by zdobyć lepszy skuter i zdobyć określoną ilość punktów za tricki jeśli chcesz odblokować dodatkowe postacie. A tras jest łącznie 6… mało, jakby na to nie patrzeć mało… a może… nie?
Nie wszystko skrót co się świeci
Trasy to najlepsze co ta gra może ci zaoferować, niby jest ich tylko 6, ale długo będziesz zbierał szczenę z podłogi po każdym wyścigu. Od razu chciałbym zaznaczyć że każda miejscówka to niemalże trzy nałożone na siebie i splątane z sobą trasy, są aż tak bardzo rozbudowane. Ilość skrótów i ścieżek alternatywnych poraża, można przez 3 okrążenia przejechać i za każdym razem jechać niemal zupełnie inną drogą! Zjedziesz ze szlaku wbijając do jaskini i przejedziesz pod wzgórzem, w lesie przeszkadzają ci drzewa to wskoczysz na zamarznięte koryto rzeki, przeskoczysz ziejącą rozpadlinę by dostać się na alternatywny stok, jakiś rozbity wrak olbrzymiego statku zalega przy trasie? Przeskocz na niego i skróć sobie tym samym drogę! Dziesiątki ścięć zakrętów na wyścig których nawet nie będziesz szczególnie notował, tu to normalne że ścinasz serpentyny!
graficzka do cud miód malina
Nie wszystkie alternatywne drogi wyjdą ci na dobre, są lepsze i gorsze, musisz samemu wyznaczyć sobie swoją optymalną trasę. Co ciekawe nie zawsze maksymalna prędkość jest wskazana, natrafiłem na taki skrót przy którym trzeba… zwolnić. Skubaniec ukryty był pod świetną skocznią, która aż prosiła się o pełny gaz, wyskok, zrobienie ewolucji i wylądowanie na dalszej części trasy. Jednak jeśli zahamujesz na jej szczycie zamiast wyskoczyć to zobaczysz że pod nią jest wydrążony tunel, który okazuje się rewelacyjnym skrótem, dzięki któremu zaoszczędzisz masę drogi. Z czymś takim się jeszcze nie spotkałem. To z jakim kunsztem te wszystkie drogi się przeplatają mnie bardzo ujęło, właściwie możesz często skakać z alternatywy na alternatywę używając głównej drogi tylko jako skrzyżowania.
zachód słońca + śnieżyca, zjazd na złamanie karku ze szczytu i wjazd drifftem pomiędzy skały, to trzeba przeżyć!
To jak misternie zostały skonstruowane to jedno, ale jak one wyglądają! Mutagenu nie szczędzono, toteż wszystko świeci się tu jak psu jajca po wybuchu reaktora. Z tym ma ta gra pewien problem, bo część ludzi ten festynowy styl do dziś uznaje za czysty kicz i stroni od Sleda, jednocześnie większość lubi SSX, więc czegoś tu nie rozumiem… W każdym razie chodzi mi o to że tutaj na każdym kroku wpakowano masę efektownych dodatków. Śnieg zacina, słońce świeci, spod ziemi wydobywają się gazy, w mieście razi masa neonów, na każdym kroku dymią race, coś miga, a do tego jest dużo rzeczy do zniszczenia. Barykady, sople, bryły lodowe, elementy otoczenia, w wiele rzeczy można wjechać i jeszcze zgarnąć za to punkty – ogień z dupy! Czego nie ma to słynnych wiewiórek których przejechanie w Sledzie na PSX dawało masę punktów, w 2002 roku to już nie było mile widziane i pewnie wywołałoby skandal wśród politycznie poprawnych. Szkoda też że mamy “sztywne” warunki pogodowe i wszystko odbywa się o tej samej porze, tutaj jest wszystko zaprogramowane tak by jedna trasa cały czas miała jeden zestaw pogody i pory dnia, nie da się nic zmienić.
Podkręć audio Mietek! Będziem nakurwiać salto!
Robienie zakręconych ewolucji to też znaczący punkt programu, te też zostały przesadzone ile wlezie, ale taki to już styl tego Sleda i ja to odbieram pozytywnie. To co tam się wyczynia ze skuterem to maizga! Nieco rozbudowano system tricków, nasi jeźdźcy będą teraz robić jeszcze bardziej szalone akrobacje, zdobywać za nie punkty, ale też turbo! Robienie tricków napełnia pasek “Storm” który jest w gruncie rzeczy wskaźnikiem tego ile boosta możesz użyć. Boost jak to boost, wiadomo do czego służy, a jak ktoś grał w SSX to niech wie że tu działa tak samo. Będziesz więc często robił ewolucje nawet jeśli nie jesteś zainteresowany odblokowaniem dodatkowych postaci o czym wspomniałem wyżej. Będziesz, bo przecież co ci szkodzi? Ładnie wygladają, urozmaicają gameplay i dają turbo, no jak tu ich nie robić ;).
karkołomne ewolucje to dobre źródło boosta
Jak tu taki wypas to i muzyka powinna za tym iść wypasiona. W intro atakuje nas mocny kawałek Project Wyze – Room To Breathe, niestety chyba poszli po kosztach jak już zakupili mutagen, bo w intro leci refren, a w grze tego kawałka już w ogóle nie ma, tak było zapewne taniej. OST to taki trochę ubogi Prodigy bez wokalu, dziwny mix elektroniki i czasem czegoś ostrzejszego. Momentami brzmi to jakby do studia nagraniowego wlazł słoń i ponaciskał dupskiem wszystko co było na konsolecie, ale z jakiejś bliżej niewytłumaczalnej dla mnie przyczyny podoba mi się to! Inna sprawa że ryk maszyny to to co bardziej mnie interesuje, a tutaj jeszcze dodatkowo komentator wtrąca swoje 3 grosze czasem. Jest młodzieżowo, to lubię!
Ruszam z wotum dziękczynnym również w intencji pracy kamery. Steven Rechtschaffner jako człowiek obyty z relacjami zawodów sportowych w TV wspominał że uczył programistów również jak powinni się obchodzić z kamerą. Tutaj miałem takie same wrażenia jak w serii WipEout, gdzie nasz statek “pływał” w powietrzu w tych anty-grawitacyjnych wyścigach. Co prawda skuter śnieżny to nie futurystyczny bolid, ale kamera pracuje cały czas, nie jest to obiekt “na sztywno” przypisany do środka ekranu kamera podobnie jak skuter płynie za nami, efekt jest niesamowity, choć chwilkę trzeba się przyzwyczajać.
Sled Storm vs Sled Storm
OK, założyłem sobie że porównam Wam część Sled Storm z PSX i PS2, bo różnice są wielkie i z tego co widzę nie każdemu komu podobała się jedna część, podobała się i druga. Ja niemalże w ciągu tygodnia wciągnąłem obie, więc trochę “pomędrkuję”. Po szczegóły dotyczące “jedynki” odsyłam do recenzji, tutaj zajmiemy się bardziej ogólną analizą.
Zacznijmy od tego że na PSX gra była bardziej realistyczna, trasy były zachowawcze i w większości wyglądały na takie które realnie mogłyby istnieć, na PS2 jak już mogliście wyczytać jest kosmos totalny. To samo z trickami, na PSX były dość przyziemne, na PS2 to nasz kierowca może skuterem w powietrzu wywijać salta i korkociągi ;). Ale na czarnuli tricki napełniają pasek turbo i wpływają na wyścig bezpośrednio, na szaraku wpływały niebezpośrednio bo turbo nie było w ogóle, ale za punkty z ewolucji pomiędzy zawodami można było kupić części…
mutagen vs naturszczyk
… części, no tak, tuning w jedynce był zaskakująco dobrze rozbudowany i ciekawy, drugi Sled niestety ma do zaoferowania jedynie lepszy skuter po wygraniu wyścigu. Ilościowo w grze z 1999 roku jest więcej tras, bo łącznie 14, a w tytule z 2002 o połowę mniej (7, gdzie jedna trasa jest jako bonus do odblokowania). W obu grach trasy są świetne i mają dużo skrótów, ale na PS2 są one po prostu olbrzymie i dużo bardziej złożone przez co mi osobiście nie doskwierała ich mniejsza ilość. Niezależnie od tego ile jest tras obie gry są tak samo krótkie, bo wystarczają na przedział 3-4 godziny, poziom trudności na czarnulce jest nieco większy, ale nadal jest on “przyjazny”, nie ma tutaj jakiegoś HC wyzwania ścianą w łeb.
Kolejnym elementem różniącym obydwa produkty są zmienne warunki pogodowe i pory dnia. Na szaraku możesz zmienić czy chcesz jechać w słońcu, mgle czy nawet w nocy! Wyglądało to bajerancko, na PS2 niczego nie zmienisz i musisz brać to co dali twórcy, ale muszę przyznać że bardzo starali się wszystko urozmaicić i podczas jednego przejazdu możesz mieć śnieżycę by pod koniec jechać w zachodzącym słońcu. Niektórych może interesować kwestia multiplayera, SS z 1999 daje możliwość gry w 4 graczy, ten z 2002 tylko 2, dla mnie bez różnicy bo Sony i tak nie montowało więcej niż 2 wejścia na pady, a multitapa nie posiadam.
i jeszcze raz, śnieżyca podczas zjazdu ze szczytu Alp, piękne, a w ruchu rewelacyjne
Rozumiem ludzi, którym po jedynce Sled Storm po mutagenie na PS2 nie przypasił, ale ja mam odmienne zdanie. Ta część to masakrator skrojony na miarę. Pojawia się wyzwanie bo jest nieco trudniej, trzeba jeszcze bardziej kombinować bo trasy są jeszcze większe i bardziej najeżone skrótami (i przeciwnicy częściej z nich korzystają!). System tricków się nieco rozrósł, boost jest, a otoczka pełna szalonych rajdowców z gołą klatą pędzących w dół stoku przez oświetlony racami kadłub tankowca sprawia że mi dygnął! To jest to co lubię, czyste szaleństwo, brak kompromisów, skupienie się na emocjach, adrenalinie i radości z grania. W sumie idealnie pasowałaby ta gra do budy arcade, ale w 2002 roku już się to EA pewnie nie opłacało (choć wiadomo, EA w ogóle nie było zainteresowane automatami). Nie trwa ta przyjemność za długo, ale jest za to od początku do końca na pełnych obrotach! Ja jako miłośnik i SSX i Sleda z 1999 roku byłem bardzo zadowolony z tej odsłony i zostawiam ją na półce bo ja tu jeszcze wrócę!
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: PlayStation 2 (PS2)/2019
3 słowa do gracza: fanom jedynki nie lubiącym krzykliwej stylistyki może nie podejść, ale dla reszty będzie to wypasiony arcade racer z fenomenalnymi trasami!
Ciekawostki:
» EA to dość kontrowersyjna korporacja, choć doceniam ich za powołanie do życia EA Sports BiG (nawet jeśli po kilku latach ich skasowali) to jednak co by nie gadać są to cebulaki na całego szukający tylko zysku. Jednym z przejawów tego było wydawanie ich gier we wczesnej fazie życia PS2 na płytach CD. Ze stajni EA Sports BiG na tym ograniczonym w pojemność nośniku mam wydanego nie tylko Sled Storm, w tej sytuacji jest też Shox, NBA Street i SSX. Co ciekawe Freekstyle w USA też było na CD, ale w Europie już na DVD. Może dlatego nie dało rady upchać więcej OST i tras, nie było już po prostu miejsca, a początkowo nośnik DVD był droższy w produkcji – zaleciało cebulą.
» w Sledzie gościnnie pojawiają się również postacie z serii SSX, główne skrzypce gra oczywiście charakterystyczny wariat Psymon. Takie gościnne występy w grach EA BiG były normą, przykładowo Tracey Maretti z Sled Storma jest do wybrania w NBA Street
» Mamy w tym roku 20 lat od premiery PS2, mamy też i 20 lat od założenia EA Sports BiG, postanowiłem zatem „coś przedsięwziąć”. Nie wiem na ile mi się ta sztuka uda, ale będę chronologicznie przechodził i opisywał gry EA BiG na łamach RnG. Nie wiem jak przy tasiemcach pod koniec będę na to patrzył, biorę pod uwagę że NFL Street sobie daruję. Ograniczę się tylko do 6 generacji, do prime time tego wydawcy, zacząłem od SSX przez NBA Street i SSX Tricky a kolejny będzie Freekstyle. Gdybyś czytelniku odkrył ten tekst kilka lat po premierze, to możesz sprawdzić jak mi poszło, drzwi zostawiam ci tutaj