Recenzje | Pikuniku, Crazy Chicken Tales, Wuppo (PC + multi)

Recenzje | Pikuniku , Crazy Chicken Tales, WuppoJedną z głównych zalet gier komputerowych, oprócz sprawiania radochy to fakt, że dzięki nimi możemy przeżyć rozmaite przygody oraz wcielić się w kogokolwiek chcemy. A to w dzielnego rycerza, co swym dwumetrowym mieczem rąbie hordy orków, w napakowanego komandosa co najpierw naciska za spust, a potem zadaje pytania, dzielną dziewoję, szukającej skarbu, przy czym starożytne pułapki w zaginionych ruinach jej niestraszne, w szalonego kosmitę, co wyglądem swym przypomina zwierzaka, mającego za zadanie uratować losy królestwa lub w takiego pilota nowoczesnego statku kosmicznego, gotowego na ostrą masakrę, gdzieś na krańcu wszechświata! W dzisiejszej indyczej fermie będzie kolorowo, wesoło i ogólnie nietypowo!


Pikuniku

Sectordub (2019) – PC, Nintendo Switch, Xbox One

Platformówka, Przygodówka

Czy mieliście tak, że kiedy budziliście się z niesamowicie głębokiego snu nie pamiętaliście swojego imienia oraz dlaczego znaleźliście się w jakiejś dziwnej jaskini, o której nie macie pojęcia w nieznanym przez was miejscu? Tak właśnie się przydarzyło naszemu bohaterowi, który zaraz po wyjściu z jamy (będącej nienachalnym samouczkiem) został nazwany bestią przez duże B, która wypełni pradawne proroctwo… ale po kolei.

Pikuniku to debiutancka i jak na razie jedyna gra od studia Sectordub będąca czymś pomiędzy klasyczną platformówką, a grą logiczną, w której to wcielamy się w pewnego czerwonego stworka o imieniu Piku. Ma on za zadanie chcąc, nie chcąc – pomóc okolicznym mieszkańcom w codziennych problemach. Otóż okazuje się że pewien różowy zły koleś, wyglądem przypominający chmurkę, podpisał z tamtejszymi rządzącymi niezbyt korzystną umowę. Choć na pierwszy rzut może i wydawała się atrakcyjna – wasza kukurydza, drzewa i woda z jeziora w zamian za moją „darmową kasę oraz lepsze jutro dla wszystkich”  zbyt piękne by było prawdziwe, prawda?

Jak by ktoś się pytał – tak główny bohater to ten czerwony z garnkiem na głowie

Nasz bohater posiada niezwykle umięśnione nogi, które rozwiążą niemalże każdy problem, gdyż właśnie to z ich pomocą będziemy rozwiązywać wszelakie zagadki, burzyć mury, przesuwać kamienie, bujać się na lianie… znaczy na nodze, a także – co w sumie logiczne – chodzić przed siebie i skakać. Oczywiście nie samymi nogami człowiek żyje, otóż czerwony posiada niezwykłą umiejętność chowania nóg „do siebie” niczym ślimak do muszli. W tym trybie przeciśniemy się przez cienkie korytarze, a także będziemy się szybciej przemieszczać – co jak najbardziej się nam przyda, gdyż do dyspozycji mamy w pełni otwarty (acz nie za bardzo rozbudowany) świat, w którym będziemy mogli porozmawiać z okolicznymi stworkami, zagrać w niby koszykówkę, zrobić zakupy za porozrzucane po całym świecie monety, rozwiązać parę nietypowych zadań pobocznych – jak chociażby zabawa z kamieniem w chowanego, czy od czasu do czasu trochę ich podenerwować szturchaniem lub rozbijaniem wazonów należących do jednego gostka. No jest co robić.

Coś mi się zdaję, że zielony nie najlepiej się czuje

Tak jak wcześniej wspomniałem, przez większość gry będziemy skakać po rozmaitych platformach oraz rozwiązywać stosunkowo proste zagadki logiczne. Choć nie raz twórcy pokusili się o elementy skradankowe oraz przygodówkowe wzbogacające rozgrywkę, a także będziemy mieli okazję powalczyć nieco z bossami. Skoro o walce mowa, to wyobraźcie sobie, że nie licząc  pojedynków z szefami (świetnie wykonanych tak prawdę mówiąc) nie uświadczymy tu ani jednego przeciwnika, a co za tym przez znaczną część tegoż tytułu nie możemy zginąć. Ogólne rzecz biorąc poziom trudności w Pikumiku jest stosunkowo niski – co ucieszy casualowych graczy oraz tych, którzy chcieliby się zrelaksować po ciężkim dniu po pracy / szkole. Jednakże dla bardziej wytrwałych poszukiwaczy przygotowano ukryte opcjonalne jaskinie, będące znacznie cięższe niż główna kampania – ale spokojnie i to da się bez większych trudności przejść. Gdyby jednak dana sekcja była dla nas za trudna, istnieje możliwość ucieczki do głównej mapy poprzez poprowadzenie dialogu z znajdującą się tam żabką.

Pod względem wizualnym jak i dźwiękowym tytuł spisuje się rewelacyjnie – prosta grafika oraz raz spokojna, raz nieco szybsza muzyka w klimatach nintendowskich naprawdę robi wrażenie, pozwalając jeszcze bardziej wczuć się w klimat tej niecodziennej, humorystycznej i relaksacyjnej przygody.

Podobnie jak w przypadku Beyond Good & Evil z miłą chęcią dałbym ocenę na medal, jednak zarówno Pikuniku jak i BG&E mają jeden ogromny minus – długość, a właściwie krótkość rozgrywki – nim miną dwa lub trzy wieczorki ujrzymy napisy końcowe. Poza głównym trybem zabawy mamy jeszcze do ogrania parę poziomów w co-opie i tyle. Trochę szkoda, bo chciałoby się więcej. Kto wie, może kiedyś doczekamy się dłuższego i lepszego sequela?

Retrometr

Fikumiku, w Pikuniku humoru jest bez liku!


Crazy Chicken Tales

Coreplay GmbH (2009) – PC, Nintendo Wii

Platformówka 3D

Moorhuhn – seria tak długa i szeroka, że od momentu powstania pierwszej gry z tymi charakterystycznymi kurczakami w tytule wydanej w 2000 wyszło ponad 40 tytułów! Od klasyczny celowniczków w stylu Kurka Wodna po platfromówki, zręcznościówki oraz ścigałki gokartowe. Ba, nawet powstał shmup, hack and shlash oraz pinball z tymi ptasiorami! Dziś jednak o jednej z nowszych produkcji będącej platformówką 3D, która czerpie garściami od pewnego klasyka na pierwszą konsolę Sony… zresztą sami się przekonacie już za chwilę.

Nie ma to jak rozpoczęcie przygody od przechadzki po starym moście

Pewnego słonecznego dnia nasz główny kurczakopodobny bohater żądny przygód, nazwijmy go powiedzmy Kurka Jones, wraz z przyjaciółmi odnajduje mapę skarbów. No wiecie: iksik (X) pośrodku, zapomniane góry złota pozostawione przez groźnego pirata czekające, by je zagarnąć oraz nawiedzone zamczysko w tle. Wiadomo – norma, przecież wszystkie losowe skrawki papieru z literką „X” pokazują jak zdobyć niewyobrażalne stosy gotówki, nikt by na zdrowych zmysłach nie stworzył fałszywej mapy, co nie? Tak samo stwierdził nasz heros, nie przejmując się niebezpieczeństwami, chwycił za swój drewniany młot i karabin dyniowy, po czym wyruszył w nieznane.

Ci, co grali w Crasha Bandicoota poczują się jak w domu – przemierzamy korytarzowe lokacje, idąc głównie przed siebie, rozprawiamy się z przeciwnikami padającymi przeważnie na strzała, zbieramy owoce i rozwalamy skrzynki. Jednakże tym razem zamiast owoców Wumpa są monety – które także dają dodatkowe życia, a jakichkolwiek pudełek brak.

Skoro o życiach mowa, to wręcz co chwilę będziemy nagradzani dodatkowymi wcieleniami, a tracić ich za wiele nie będziemy. Czyli wyjdziemy na plus, tylko po to by uśpić naszą czujność – spokojnie pod koniec gry będzie odrobinę wymagająco.

Kurczak ujeżdżający żabę? Tego jeszcze nie grali

Podobnie jak w zwariowanych przygodach jamraja, od czasu do czasu będą czekać na gracza etapy specjalne – popływamy po rzece na żółwiu, poskaczemy po liliach zasiadając na żabie oraz będziemy zasuwać przed siebie na rozszalałym koźle.

Jak uważnie przeczytaliście parę linijek tekstu wcześniej, czyhające na nas niebezpieczeństwa będziemy zwalczać młotem i karabinem. Ten pierwszy praktycznie jest bezużyteczny, bo zanim w cokolwiek nim trafimy minie wystarczająco tyle czasu by coś nas ugryzło / trafiło / rzuciło śnieżką, czy co tam przeciwnicy mają w zwyczaju, przez większość czasu albo będziemy strzelać z broni zasięgowej, albo unikać wredne nietoperze, bałwany, jeże, wilki, pszczoły czy tam sowy.

Oho, szykuje się chłodna wspinaczka

Niestety nasza przygoda u boku Kurki nie będzie zbyt długa – trzy światy (jesienny, zimowy oraz zamczysko), trzy wieczorki i po sprawie. Gdyby tak dali ze dwa razy więcej poziomów to myślę że byłoby w sam raz, a tak to zanim się rozkręcimy to użyjmy napisy końcowe.

Pod każdym względem czuć, że CCT miał ambicje by dorównać hitowi od Niegrzecznego Pieska, jednak coś podczas projektowania prawie nie wypaliło, z podkreśleniem na „prawie”. Czy to brak pomysłów, a może brak budżetu? No nie wiadomo, w każdym razie grając w szalonego kurczaka, będziemy miło spędzać chwile, nawet na znacznie starszym pececie, pod warunkiem że nie będziemy co chwilę spoglądać z perspektywy wielokrotnie przytaczanego przeboju. Oczywiście twórcy zdali sobie sprawę że do pozycji AAA odrobinkę jej daleko, dlatego cena jest adekwatna do oferowanego poziomu – 7,19zł lub w promocyjnej cenie 1,79zł podczas wyprzedaży Steamie. Aż szkoda nie wydać tych prawie dwóch złotych i spróbowania choć przez chwilę tej niemieckiej produkcji.

Retrometr

Młodszy brat Crasha Bandicoota ma potencjał, lecz troszkę mu daleko do legendy


Wuppo

Knuist & Perzik (2016) – PC, Nintendo Switch, PlayStation 4, Xbox One

Platformówka, Przygodówka

Poznajcie niezwykłą krainę pełną wumów, blusserów, frakkerów oraz splenkhakkerów. Jeżeli jeszcze nie połamaliście języków podczas wymawiania nazw kosmitów i to za pierwszym podejściem – to Wam gratuluję. Przy okazji zapraszam na dość nietypową i dziwną przygodę na nieznanej nikomu planecie, w której dowiemy się co takiego może się stać, gdy nie posprzątamy po sobie.

W Wuppo postrzelamy…

Wcielamy się w Wuma zamieszkującego Wudom o imieniu Scallywag – znanego z tego, że za bardzo nie dba o porządek czy tam czystość. Nic więc dziwnego, że podczas wykonywania pierwszego „poważnego” questa w grze, chcąc nie chcąc nie zaliczyliśmy go. Byłoby to niezwykle karkołomne zadanie – zanieść lody typu rożek do swojego pokoju w jednym kawałku. Oczywiście skończyło się na tym, że owy wafel dotarł na miejsce przeznaczenia, reszta tak nie za bardzo (zresztą nie pierwszy raz), bo walała się wszędzie po podłodze (naprawdę trzeba mieć do tego talent). Jak zapewne się domyślacie, zarządca budynku nie był z tego faktu zadowolony i czym prędzej kazał nam opuścić ten luksusowy lokal. Tak oto rozpoczyna się nasza zwariowana przygoda w poszukiwaniu nowego domu. Wuppo ma dość niedzisiejszą formułę rozgrywki, bowiem mamy tu miks gry logicznej, klasycznej przygodówki, shootera, platformówki oraz metroidvanii z elementami RPG, tyle że ta mieszanka jest w niezbyt równych proporcjach – ale o tym za chwilę.

…pogadamy…

Główną osią rozgrywki jest zwiedzanie otwartego świata, który wręcz tętni życiem. A do tego jest on tak ciekawie zaprojektowany, że sprawia wrażenie regionu, który faktycznie mógłby funkcjonować. Mamy tu kompleks mieszkalny z windą z obowiązkowym windziarzem w środku, który umili czas jakąś ciekawą kwestią przenoszenia się pomiędzy kondygnacjami. Lunapark służący głównie jako odskocznia od kampanii fabularnej, w której za ciężko zarobione pieniądze będziemy mogli się wyszaleć. Przy okazji będziemy mogli pozwiedzać podziemne Popo Miasto, które nigdy nie śpi, bo każdy pracuje „dla dobra miasta”. Poza tym jest tu także osada dzikich plemion, opuszczone ruiny, ogrody i inne ciekawe miejscówki.

W przeciwieństwie do dość niedawno omawianego Zenka Zombie tutaj faktycznie jest na co wydawać gotówkę: bilet pociągowy, czapki, ulepszenia broni, przynęty do wędki, latarki, jedzenie odnawiające HP, oraz inne przedmioty, które nie zawsze są wymagane do popchnięcia fabuły do przodu.

Skoro napomniałem o broni palnej (a właściwie to z armatki ciskającej tęczowymi kulkami) to niestety za dużo z niej nie skorzystamy – bo poza walką ze świetnie zaprojektowanymi bossami – których zresztą jest całkiem sporo – tylko okazjonalnie powalczymy z przeciwnikami mniejszego kalibru. Zapewne się spytacie – to skąd ja mam zdobyć pieniądze, żeby móc kupić aktualnie potrzebny przedmiot? Odpowiedź jest prosta, acz niezbyt zadowalająca, bo jak w prawdziwym życiu, by zarobić nieco grosza, trzeba pójść do pracy. Na szczęście w Wuppo nie musimy non stop wykonywać te same zadania, bo w dowolnej chwili możemy się przebranżowić wypełniając inny quest poboczny. A to roznoszenie gazet, rzucając nimi w mieszkańców z działka na prasę (swoją drogą już to sobie wyrażam jakby to wyglądało w realnym życiu – idziesz sobie ulicą, aż tu nagle typ z bazooką ciska w ciebie gazetą, która robi Ci guza i do tego każe za nią zapłacić, mimo że się tego nie spodziewałeś jak hiszpańskiej inkwizycji). Możemy także pracować w zakładzie energetycznym, naciskając guziczek ileś tam set razy by „wytworzyć” prąd dla mieszkańców, lub przyklejać plakaty na mieście, lub brać udział w debatach. Tak wiem, że te czynności może brzmią na wyjątkowo nudne, ale wierzcie mi, że was przytrzyma tak odrobinkę na te 5-10 minut. Dla tych, którzy mają alergię na pracę – także w grach wideo jest jeszcze jedne rozwiązanie: szukanie ukrytych taśm filmowych, które potem możemy obejrzeć jak zagadamy do jednego z trzech wumów posiadających projektor. Każdy z nich uraczy nas innym komentarzem, więc czasem warto poznać odmienny punkt widzenia na fragment z pamiętnika o tym, jak ktoś miał nieodpartą potrzebę pójścia do wanny, albo nieco historii na przykład o tym, dlaczego Wumy toczyły wojnę z Fnakkerami.

…przejedziemy się ruchomymi schodami…

W szczególności warto pochwalić za pomysłowość przy tworzeniu ras kosmitów. Nie dość, że różnią się wyglądem (co w sumie logiczne), tak jeszcze każdy z nich ma inną cechę charakteru. Wummowie są najinteligentniejsi z całej czwórki, potrafią budować i ogólnie są otwarci na nowe wyznania. Blusserowie to z kolei spokojni i cisi miłośnicy przyrody, lubujący spędzać cały swój czas w ogrodach. Splenkhakkerzy to zgoła odwrotność poprzednich – otwarci, przedsiębiorczy i uwielbiający rozgrywkę, dlatego też to oni zarządzają lunaparkiem, a Frakkerzy to zupełnie inna para kaloszy – głośni, agresywni, lubujący sport. Jest jeszcze pozostała trójka ras kosmitów, o której nie wspomnę, ze względu na możliwe spoilery, które by zepsuły element zaskoczenia.

Również historia zasługuje na osobne wyróżnienie, bo okazuje się że znalezienie nowego domu jest tylko początkiem większej afery. Owszem wiadomo do czego to wszystko zmierza, ale kto, co, z kim oraz gdzie i dlaczego już nie jest tak oczywiste jakby się mogło wydawać. Praktycznie co jakiś czas twórcy zaskakują nas wprowadzając to i owo, jak chociażby papugę do towarzystwa, która chętnie skomentuje nasze poczytania.

Tytuł tak bardzo stara się być symulacją obcego świata, że czasami wychodzi to aż za dobrze, bo wyobraźcie sobie że w momencie gdy chcemy przemieścić się pomiędzy miastami pociągiem lub pomiędzy dzielnicami w Popo Mieście tramwajem, musimy na niego poczekać tak około 5 minut, gdyż wszystkie środki transportu mają swój rozkład jazdy. Tak samo, gdy będziemy się nimi przemieszczać, także potrzeba nieco czasu, by dotrzeć w miejsce przeznaczenia. Dobrze chociaż, że pod koniec gry dostaniemy osobisty teleporter, który wyeliminuje te niedogodności.

…a także nauczymy się co nie co o życiu!

Ogólnie rzecz biorąc ciężko ocenić ten tytuł – bo jako gra akcji sprawdza się średnio, ale za to jako w roli gry przygodowej wypada wyśmienicie… o ile lubujecie elementy zręcznościowe. Wuppo nie jest jakoś specjalnie trudne, no może poza finałem, jednak Ci niedoświadczeni w tego typu rozgrywce mogą się sporadycznie zaciąć przy jakimś cięższym pojedynku. Z kolei ci co oczekują wartkiej akcji, za dużo jej nie uświadczą, bo jak wcześniej wspomniałem tylko od czasu do czasu będziemy strzelać przeważnie do bossów. Tutaj głównym trzonem rozgrywki jest prowadzenie dialogów z postaciami, zwiedzanie świata i okazjonalne rozwiązywanie zagadek logicznych. Normalnie dałbym ocenę żółtą i po sprawie, jednakże skrzywdziłbym tę grę dając tak niską notę. W szczególności, że na unikatowość tegoż tytułu, ciężko o równie wciągającego indyka mającego nieszablonową fabułę i niecodzienny format rozgrywki – dlatego też ocena końcowa będzie zielona jak koperek w morzu pełnych szarych perełek.

Retrometr

Jeden z najbardziej unikalnych tytułów z ostatnich lat.

Screenshoty zapożyczone są z mobygames.com
Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC