NZBBK | Trylogia Shadow of the Beast

sotbminiShadow of the Beast – gra legenda, pokazująca w końcówce lat 80-tych ubiegłego stulecia prawdziwą moc Przyjaciółki. A cóż to był za pokaz! Niesamowita oprawa graficzna, powodująca opad szczęki u wszystkich graczy wychowanych na sprzętach 8-bitowych, pełna parallaxowego scrollingu oraz artystycznego zacięcia tak charakterystycznego dla gier wydawanych przez Psygnosis. Okraszona dodatkowo finezyjną i wpadającą w ucho ścieżką dźwiękową – to wystarczyło, żeby polska prasa branżowa miała ówczesnego mesjasza naszego hobby, zaś ówcześni gracze (w tym między innymi młody ja) – patrzyli na Bestyję jak w obrazek. Cholernie trudny obrazek, trzeba dodać! Dzisiaj zmierzymy się Drodzy RetroGracze z Cieniem Bestii po latach, a nawet ze wszystkimi jego amigowymi wcieleniami! Jak wypadają? Czy oprócz kapitalnej oprawy posiadają dodatkowo grywalność na odpowiednim poziomie? Przekonamy się o tym poniżej, śledząc dodatkowo przygody Borsuczego Rycerza i jego zwariowanej bandy, których poprzednie awantury znajdziecie tu: #1 – LIONHEART, #2 – GODS, #3 – LEANDER

 WSKRZESZENIE BESTII

Shadow of the beast Amiga

Shadow Of The Beast – Matthias “Fungur” Ransheim

– Czterdzieści jeden, czterdzieści dwa, czterdzieści trzy! Dobra, starczy! Już nie żłop tego piwska Herkulesie, wygrałeś!

– Ha, Valdynie, z Bogiem się chciałeś mierzyć?! W piciu piwa, ze mną? Wychowanym na biesiadach u Dionizosa…

– Z półbogiem debilu! Valdyn, Herkules dość tego ucztowania! Dusze Demonów u bram a wy co? Bibę tu urządzacie?

– A co mamy począć Borsuku? Kres naszego żywota nadszedł… Widziałeś jak te Demony walczą? Sam położyłem tuzin, Herkules dwa tuziny, a ich ciągle przybywa! Teraz za dnia chowają się w kniejach puszczy, ale nasze dni, co ja mówię, godziny są policzone…

– Może i masz rację Valdynie, polejcie mi zatem kufel czy dwa… Do grobu na trzeźwo nie pójdę! Zaraz, zaraz, a gdzie kobity? A gdzie Leander biedaczysko?

– Baby w katedrze, modlą się nieboraczki, zaś Leander na tarasie, horyzont wzrokiem mierzy. Zasępiony z marsową miną…

– Leoś nie wyglądaj już wrogów! I tak szans nie mamy… Przyłącz się do nas, napijmy się, nacieszmy wspólnie ostatnim dniem marnego żywota…

– Podglądam ich, Borsuczy Rycerzu, jak zbierają siły w Puszczy Behemotów, jak narady prowadzą, do nocnego ataku szykują, żelastwo ostrzą!

– Ponoć tych skurwieli Zapomnienie zawezwało z diabelsko trudnej gry, gdzie gracze ginęli na potęgę… Nawet wspólnie nie damy rady takim zastępom… Bestie pierdolone!

– Zaraz, zaraz Borsuku, powiedziałeś bestie? Dusze Demonów bestią pokonamy! Nie taką zwyczajną tylko Naszą Bestią i to nie jedną a w trzech postaciach! Pamiętasz tego Zapomnianego Bohatera, któremu twórcy na drodze najtrudniejsze z możliwych przeszkód stawiali? Najstraszliwsze ze strasznych potworów? I on to wytrzymał! Jego potrzebujemy!

– Pamiętam Leo, teraz pamiętam! Diabeł, barbarzyńca i podróżnik – takie miewał wcielenia. Kości podróżnika przeca pogrzebane w krypcie pod naszą katedrą, diablisko spoczywa pod Głazem Boruty, zaś bezlitosny neandertal na Pustkowiach Szeptów. Jest jeszcze nadzieja!

– Ale Borsuku, przepowiednia! Jak ona brzmiała? Bestia się odrodzi, kiedy Drzewo Umarłych najdłuższy cień rzuci na szczątki Trójcy w jednej mogile złożone. Jedność narodzi się z wielu. Największy Wojownik powróci do łask Naszej Pani i nikt nie będzie mógł się z nim równać…

– Dokładnie, Leanderze, mordo ty moja! Zachód za parę godzin więc nie traćmy czasu! Valdyn, Herkules, kończyć biesiadowanie, zaprzęgać konie do wozów. Ruszamy!

– Jak kurwa ruszamy Borsuku! Przeca Głaz Boruty i Pustkowia Szeptów oddalone od siebie w cholerę. Nie zdążymy do zmroku! Choćby nas Czarne Rumaki Hadesu niosły…

– Rozdzielimy się debile! Zapomnieliście o Lustrach Teleportacji? Na wozy je migiem! Baby niech kości podróżnika wykopią i z lustrem pod Drzewem Umarłych czekają. Drogi nadrobimy wiele, wracać nie trza będzie. Herkules z Valdynem po barbarzyńskie truchło ruszycie, a ja z młodym po diabelskie ścierwo! Szczątki bestyjki pod pachę bierzecie i migiem do lustra!

– A zastępy Demonów po drodze, Borsuku? Co z nimi?

– Jak to co? Napierdalamy! Widno jeszcze to osłabione cholerniki. I nie szczędźcie koni! To może być ostatnia przejażdżka waszego zafajdanego żywota!


SHADOW OF THE BEAST

PSYGNOSIS / REFLECTIONS (1989)

AMIGA (2 DYSKI) / AMIGA CD32 (SKŁADANKA)

ATARI ST / SMD / SNES / PC ENGINE / C-64 / SMS / AMSTRAD / SPECTRUM / LYNX / FM-TOWNS

PLATFORMER BIJATYKA / AKCJA PRZYGODA

Shadow of the beast Amiga

GRAFIKA

Nie będzie zbytniej przesady w stwierdzeniu, że pierwsza cześć Bestii była jedną z najładniej wyglądających gier w jakie można było pograć pod własną strzechą w pamiętnym 1989 roku. Co więcej sama Amiga (głównie za sprawą Bestyjki) powodowała u PRL-owskich posiadaczy 8-bitowych maszyn ślinotok pożądania porównywalny tylko z ilością wydzieliny jaką amigowcy wypluwali z siebie na widok późniejszych możliwości Plejstejszyna Pierwszego! Oni wtedy zdradzili Naszą Panią – ja nie… Dla mnie – gracza grającego od początku branży posiadającego wówczas zarówno małą Atarynę i Komodę widok Cienia Bestii w akcji był głównym motorem napędowym zakupu Przyjaciółki. Płynny wielopoziomowy scrolling w startowym leśnym etapie z przesuwającymi się w tle majestatycznymi drzewami oraz najprzeróżniejsze szatańsko zaprojektowane stwory dybiące na życie naszego bohatera pozostaną mi na zawsze pamięci. A propos bohatera – fakt, że sterujemy tutaj diabłem wcielonym, także dodawał grze swoiście odmiennego i dziwnego charakteru, jakże hipnotycznego i niepokojącego zarazem. Graficy, tfu, artyści – bo tak trzeba ich nazwać, zapoczątkowali w SOTB jakże charakterystyczną dla wielu późniejszych gier Psygnosis stylistykę. Stylistykę okazującą się nieraz przerostem formy nad treścią, i powodującą, że niektóre ich gry zdecydowanie lepiej oglądać niźli w nie grać. Dzisiaj zauważamy, że największe ze stworów mają po kilka klatek animacji, zaś sam protagonista mógłby się płynniej poruszać. Ale to jedyne wady jakie można zarzucić oprawie graficznej omawianego tytułu. Twórcy wprowadzając dodatkowo klimatyczne obrazki w czasie wczytywania poszczególnych poziomów oraz pięknie zobrazowane sekwencje śmierci będące urzekającym odpowiednikiem “Game Over” – stali się Malarzami Naszej Wyobraźni… Aby jednak pochłonąć całkowicie gracza w wykreowany świat potrzebny był im kolejny bodziec silnie oddziałujący na nasze wnętrze – czyli…

Shadow of the beast Amiga

MUZYKA

…muzyka, do której zatrudniono jednego z 8-bitowych wyjadaczy, samego David’a Whittaker’a (odpowiedzialnego wcześniej za udźwiękowienie takich gier jak Panther czy Amaurote). Czy sprostał oczekiwaniom i swoimi kompozycjami dorównał pracom grafików? Jak najbardziej, powiem więcej, przebił nawet ich dzieło i to właśnie niesamowita ścieżka dźwiękowa jest najbardziej urzekającą składową Shadow of the Beast! Idealnie dobrana do obrazu, a jednocześnie podkreślająca odmienny charakter przemierzanych krajobrazów. Czasami wpadająca w ucho z przebojową siłą i kołacząca się jeszcze długo pod czaszką grającego, czasami zaciekawiająca swoim obcym brzmieniem i niepokojącym nastrojem. Senna i dynamiczna zarazem, a co najważniejsze – wytrzymująca próbę czasu i potrafiąca urzekać do dziś! Zresztą posłuchajcie…

Shadow of the Beast – Complete Soundtrack

GRYWALNOŚĆ

Skoro rozpływam się nad zachwytami, a spojrzycie na retrometr – to już wiecie, że jednak Bestyjka ma swoje wady i mimo kultu, który ją otacza zawiera poważne braki w najważniejszym czynniku wpływającym na odbiór gry – czyli w grywalności. Może napomknę Wam z jakim gatunkiem gry mamy tutaj do czynienia? W założeniach z platformerem połączonym z uproszczoną bijatyką i kilkoma elementami zręcznościowo-przygodowymi pokroju zebrania klucza do otwarcia drzwi, magicznej kuli umożliwiającej chwilowe strzelanie pociskami, czy pochodni rozświetlającej mrok. Niestety przedmiotów do znalezienia i automatycznego użycia w innych miejscach naszej wędrówki jest tylko kilka i cały problem polega raczej w dotarciu do nich niż w główkowaniu nad ich przeznaczeniem. Skakanie po platformach zostało tu także ograniczone do zbędnego minimum – oprócz walki jest nam niezbędne dosłownie w kilku miejscach gry… 90% naszej wędrówki to nieustanna, lecz mało zróżnicowana jatka z nieznającymi litości wrogimi bestiami, które mimo, że są strasznymi słabeuszami (z wyjątkiem bossów padają przecież po jednym ciosie!) potrafią zniechęcić nas do dalszego grania. Wszystko przez bardzo ograniczony system walki (tylko trzy ciosy: uderzenie pięścią zarówno w czasie biegu jak i z kucnięcia oraz kopniak z wyskoku), a także wręcz aptekarską detekcję kolizji, która potrafi doprowadzić gracza do szewskiej pasji! Minimalnie za wcześnie wyprowadzony cios nie trafia przeciwnika, spóźniony o pół sekundy, także powoduje nie zaliczenie naszego uderzenia i uszczuplenie diabelskiego życia, którego początkowa ilość (12 jednostek) jest złudnym bogactwem…

Shadow of the beast Amiga

Niestety tabuny wrogów atakujących nas w dalszych poziomach gry w połączeniu z wyskakującymi nagle, lub bardzo upierdliwie rozmieszczonymi przeszkodami zamieniają tą piękną i klimatyczną wędrówkę w arcytrudną i monotonną pamięciówkę! Jeżeli wróg Cię zaskoczy Drogi Graczu, lub wchodzisz w niezbadane rejony i nie wiesz jakie stwory wyskoczą zza rogu to wiedz, że zaraz dostaniesz w ryj! Sam nie jestem miękką kuśką robiony (Ghosts’n Goblins na jednej blaszce w wydaniu na C-64, Amigę  i automaty, wszystkie Turricany, Battle Squadron i wiele innych) lecz tutaj najzwyczajniej nie dałem rady… Mój rekord to końcówka mrocznego zamczyska, gdzie oprócz wyskakujących ze wszystkich stron kreatur skaczących, pełzających czy latających, atakują nas pojawiające się znikąd sztylety jak i ukryci w posadzce zabójcy nożownicy… Dzięki świetnemu pomysłowi aby nasz rogacz dysponował tylko jednym życiem, po śmierci całą rozgrywkę musimy rozpoczynać na nowo… Te rozwiązania plus nieobecność w grze jakichkolwiek znajdziek (rzadko trafi się nam butelka zdrowia), interesujących sekretów, dodatkowego oręża, czy urozmaicenia samej walki – powoduje po pewnym czasie znużenie i irytację gracza! Rzekłbym nawet wkurwienie, gdyż gra nie wybacza i nie bierze jeńców… Sytuacji nie ratuje kiepsko zaprojektowany pod względem rozgrywki przedostatni etap strzelankowy, który dane mi było ujrzeć tylko przy pomocy trainera… Na szczęście od katastrofy ratują Cień Bestii wspomniana przeze mnie wcześniej artystyczna i pomysłowa oprawa oraz klimat dark fantasy tak gruby, że możemy go kroić nożem… Możliwe, że gdyby w mojej grotece Bestia była jedyną grą – pewnie po wielu miesiącach prób i zapamiętaniu wszystkich wyzwań jakie stawiają przed nami twórcy odniósłbym upragniony sukces i uwolnił się w końcu z cienia jaki na mnie rzuca…

Retrometr


– Czterdzieści jeden, czterdzieści dwa, czterdzieści trzy centymetry! Wygrałem Herkulesie! Od dzisiaj będę cię wołał mała faja!

– Niemożliwe Valdynie… Moje boskie przyrodzenie mniejsze od twojego?!

– Co wy tam znowu odpierdalacie przed tym lustrem debile pieprzone?

– Kuśki sobie mierzymy tylko… A ty nam nagle z lustra wyskakujesz… Dobrze, żeś się nie nadział!

– No nie wierzę… I co Herkulesie z człowiekiem lwem chciałeś wygrać? A ty co rżysz Valdynie? Ciesz się, żeś nie człowiek słoń, byś trzy nogawice nosił… Macie te szczątki barbarzyńcy? Kobity, wykopałyście szkielet podróżnika? Jakieś kłopoty?

– Wszystko pod kontrolą Borsuku. Trochę Demonów żeśmy do piekła nawet odesłali! Baliśmy się jednak, że wy nie zdążycie…

– Konie nam sczezły pod koniec podróży szalonej. Leander śmigał je biczyskiem bezustannie, a ja na wozie z kuszy prułem! Dusze Demonów były dosłownie wszędzie… Biedne ogiery… Na koniec zaś lustro na plecach tachaliśmy pod sam grób diabelskiej Bestyji… Ale dosyć gadania! Słońce już zachodzi powoli… Wrzucać wszystkie ścierwa do grobu, a ty Leanderze mnichów sprowadź, żeby modły odprawili, ino migiem!

Iron Maiden – The Number of the Beast


 SHADOW OF THE BEAST II

PSYGNOSIS / REFLECTIONS (1990)

AMIGA (2 DYSKI) / AMIGA CD32 (SKŁADANKA)

ATARI ST / SMD / FM-TOWNS

PLATFORMER / AKCJA PRZYGODA

Shadow of the beast Amiga

GRAFIKA

Pomimo, że oprawa graficzna moim zdaniem jest tutaj minimalnie gorsza od poprzednika (głównie przez brak rozbudowanej parallaxy w tle) zaś palecie kolorów znacząco obniżono gammę, dalej pod względem kunsztu grafików, pomysłowości w kreowaniu posępnych posągów i budowli czy samych atakujących nas potworów Bestyjka Numer Dwa to klasa sama w sobie! Postać naszego bohatera (tym razem barbarzyńca uzbrojony w kulę na łańcuchu) może nie jest tak atrakcyjna wizualnie jak diabeł z pierwowzoru, ale na pewno lepiej animowana. Woda cieszy oko wykonaniem, tawerny zachęcają do odwiedzin, zaś wielkie dęby groźnie majaczą w tle…  Nic tylko zwiedzać, szkoda tylko, że wnętrza nie są już wykonane tak starannie, oraz tradycyjnie u Psygnosis – wszelkie pokaźnych rozmiarów obiekty znowu sztywno się ruszają… Na koniec peanów nad stroną wizualną gry wspomnę jeszcze o doskonałym, przerażającym i wywołującym u mnie ciary na plecach intrze (nawet dziś!), które wręcz trzeba zobaczyć! Czołówka amigowych wprowadzeń do gry obok Another World czy Flashback’a. W sumie po takich superlatywach nie pozostaje nam nic innego jak tylko wędrować i podziwiać ten misternie przedstawiony, brutalny i mroczny świat..

Shadow of the beast Amiga

MUZYKA

A jeśli naszej podróży towarzyszy równie piękna, klimatyczna i tajemnicza zarazem muzyka jak w części pierwszej dodatkowo trafnie wzbogacona o elementy etniczne (tym razem skomponowana głównie przez Tim’a Wright’a nadwornego minstrela Psygnosis między innymi w: strzelaninie fantasy Agony czy opisywanym wcześniej przeze mnie bardzo dobrym Leanderze) naszemu zauroczeniu nie powinno by końca! Można zarzucić grze małą ilość utworów, ale w czasie rozgrywki są one sprytnie zapętlone i wcale nie nużą. Najbardziej jednak pamiętną chwilą (tradycyjnie dla tej serii) jest cudowny ekran przedstawiający śmierć naszego herosa i płacz gitary mający nam wynagrodzić bolesną porażkę. Efekty dźwiękowe dla przeciwwagi są naprawdę skąpe i występują tylko w przypadku zadawania i otrzymywania obrażeń oraz dźwięku upadających na posadzkę monet, które oczywiście należy pakować do sakwy. Czyżbyśmy mieli przed sobą jedną z największych, najwspanialszych i najbardziej pamiętliwych 16-bitowych przygód naszego życia? Przed wyruszeniem w drogę posłuchajcie muzyki!

Shadow of the Beast II – Complete Soundtrack

GRYWALNOŚĆ

Zapewne takie były założenia autorów, którzy znacząco wzbogacili rozgrywkę drugiej części swojego sztandarowego dzieła wprowadzając pierwiastki żywcem zaczerpnięte z gier przygodowych! Oczywiście to dalej jest w głównej mierze platformer oraz gra polegająca na zarzynaniu demonów czy smoków, ale sami powiedzcie jak często w takich tytułach spotykacie bardzo rozbudowane zagadki oraz możliwość porozmawiania z npc-ami za pomocą komend wpisywanych z klawiatury? No właśnie rzadko… Widać jak na dłoni, że wizjonerzy z Londynu chcieli z drugiej Bestii zrobić swoje Opus Magnum! I prawie im się to udało, gdyby nie fakt, że zachłyśnięci mnogością pomysłów oraz artyzmem swojej gry znowu zapomnieli o najważniejszym czynniku definiującym dla gracza obcowanie z tytułem wybitnym, zapomnieli o radości z grania. Wypuścili produkt praktycznie nie przetestowany, pełen designerskich pomyłek, będący chyba najtrudniejszą grą na świecie, zamieniając niesamowitą odyseję naszego barbarzyńcy w najprawdziwszą tułaczkę przez mękę. Po pierwsze: poziom trudności to najwyższe stężenie przehardkoru w hardkorze jakie spotkałem w swoim ponad 30 letnim stażu gracza! Spotęgowane przez posiadanie przez naszego wojownika tylko jednego życia oraz malutkiej i szybko wyczerpującej się buteleczki przedstawiającej witalność. Jakby tego było mało są miejsca oraz pojedynki, w których ataków potworów po prostu uniknąć się nie da i jesteśmy zmuszeni stracić cześć naszej cennej energii. Dodatkowe eliksiry uzupełniające zdrowie znajdujemy naprawdę rzadko… Kula na łańcuchu nie jest także najmocniejszą bronią, a zmuszeni jesteśmy używać jej przez 3/4 rozgrywki i walka tak nieefektywnym narzędziem zagłady frustruje jak cholera! Oczywiście w czeluściach internetu znajdziecie zmutowanych osobników (jednego czy dwóch) którzy kończą mimo to SOTB 2 bez trainera, ale uwierzcie mi, średni czas życia przeciętnie uzdolnionego manualnie gracza nie przekracza tutaj minuty… Nie martwcie się – ja stary weteran “Wozów Drzymały” także ginąłem prędko. Zdecydowanie, kurwa, za prędko i nieraz nie mogłem nic na to poradzić… A wystarczyło zaopatrzyć naszego mięśniaka w dłuższy pasek zdrowia, bądź jakikolwiek zapas żyć, zaś do całej gry wprowadzić chociaż checkpointy…

Shadow of the beast Amiga

Po drugie: co z tego, że zagadki powodują nieraz zagwozdkę umysłową skoro skonstruowane są w tak perfidny sposób, że jeden nasz błąd uniemożliwia ich rozwiązanie, a pamiętajcie, że mamy jedno życie i całą naszą wędrówkę należy wtedy ponawiać! Przełączymy złą dźwignię – jesteśmy w dupie! Upuścimy przenoszony wysięgnikiem głaz w nieodpowiednie miejsce (albo sami rozwalimy go bronią) – jesteśmy w dupie! Każda z zagadek posiada jedno rozwiązanie do którego nieraz zmuszeni jesteśmy dojść metodą prób i błędów – pamiętajcie, że popełniając jedną pomyłkę… jesteśmy w dupie! Po trzecie: w grze występują punkty fabularne wymagające szybkiego działania i jeżeli go nie podejmiemy lub nie zrobimy tego czego życzyli sobie programiści, a jakże, znowu jesteśmy w czarnej dziurze… Nie ratując napadniętego przez demona człowieka, bądź nie zabijając skrzydlatego ścierwa pragnącego odciąć nam niezbędną do powrotu linę – pozostaje nam bezcelowe włóczenie się po dostępnych miejscach, ale gry już nie ukończymy! Najśmieszniej robi się pod koniec, teleportujemy się do pewnej krainy, z której nie możemy zawrócić inaczej niż płacąc za powrotną teleportację. Nie mając zebranych 36 monet zostaniemy tam na wieki…

Sami widzicie, że ocena Drugiego Cienia Bestii to sprawa dosyć trudna. Z jednej strony mamy wizualną i muzyczną ucztę przyrządzoną przez natchnionych kucharzy, doprawioną mrocznym i treściwym sosem popsutą przez zły dobór najważniejszych składników i całkowity brak jakiegokolwiek balansu. Piękna choć sadomasochistyczna wyprawa, karcąca gracza na każdym kroku i przetrącająca mu kark w każdym możliwym momencie…  Przykro mi, ale to nie jest gra dostarczająca rozrywki… Jeżeli macie odwagę próbujcie, ale lepiej zapytajcie pierwszego pigmeja, którego spotkacie po prawej stronie o: TEN PINTS, jednak uzyskana w ten sposób nieśmiertelność w żadnym wypadku nie zagwarantuje Wam końcowego sukcesu…

Retrometr


– Udało się, mnichy ascetycznie chędożone! Teraz w nagrodę możecie się ożreć do syta. Z was też jestem dumny moi bohaterowie! A ty Bestio witaj! Kopę lat, pamiętasz mnie jeszcze? Razem przechodziliśmy wszystkie twoje przygody, kiedy sam byłem jeszcze piękny i młody…

– Rogacz nie gada Szefie. Musiałby przybrać postać podróżnika to byście pokonwersowali. Razem żeśmy się w stajniach Psajnozisu wychowywali….

– No tak Leanderze, zapomniałem… A kiedy on zmienia te wcielenia? Kiedy chce, czy to od czegoś zależne?

– Dopiero cośmy bidulkę wskrzesili. Nie kontroluje tego jeszcze. W zależności od stopnia zagrożenia przybiera odpowiednią postać. Kiedy szykuje się krwawa jatka staje się diabłem szponiastym, kiedy wspinaczka potrzebna oprócz walki – barbarzyńcą dzikim, zaś kiedy pomyślunku potrzeba i broni dystansowej – podróżnikiem włóczykijem. Widać wyczuł zagrożenie nosem…

– I bardzo dobrze, cwana bestyjka! Diable, gotowyś do walki? Ooo – szpony wyciągnął! Mam nadzieję Leanderze, że to potwierdzenie?!

– Najprawdopodobniej… Chyba, że chce ci Borsuku w nosie podłubać…

– Dobra chłopy, żelastwo w dłoń i przygotowywać się do wypadu! Diablisko gotowe do akcji mięśnie już pręży… Nie ma co zwlekać, ostatnie promienie słońca będą świadkami naszej wiktorii lub bohaterskiej śmierci. Bestia na czele tnie na plasterki,  Valdyn i Herkuś w drugim szeregu – to co przeżyje migiem mi słać w zaświaty! Ja ubezpieczam tyły, żeby nikt nas zdradziecko nie podszedł!

– A ja Borsuku, a ja?

– Ty Leanderze, zostajesz! Bab masz pilnować, co by zbłąkana Dusza Demona przypadkiem tu nie zajrzała i nie wyrżnęła bidulek! Nie smuć się. Jutro z rana zaopiekujesz się niedobitkami…


 SHADOW OF THE BEAST III

PSYGNOSIS / REFLECTIONS (1992)

AMIGA (2 DYSKI) / AMIGA CD32 (SKŁADANKA)

PLATFORMER / AKCJA PRZYGODA

Shadow of the beast Amiga

GRAFIKA

W porównaniu do kultowych wręcz poprzedników Trzeci Cień Bestii nie cieszy się niestety taką renomą i nie posiada tylu zwolenników wśród braci amigowej. Najprawdopodobniej jest to spowodowane wprowadzeniem bohatera, którego nazywam tutaj podróżnikiem, z wyglądu przypominającego sławnego Indianę Jonesa lecz rzucającego shurikenami (skąd on je wytrzasnął?). Wpływa to w pewnym stopniu na mniej poważny odbiór całej historii i rozmycie jakże onirycznego klimatu wcześniejszych części. Ejże, Shadow of the Beast jako gra w konwencji Kina Nowej Przygody? Przecież to się nie mieści w głowie! Sama historia przenosi nas w cztery zróżnicowane pod względem architektonicznym miejscówki, z możliwością wyboru kolejności w jakiej je odwiedzimy, w których nasz archeolog-ninja musi odnaleźć pradawne artefakty mocy niezbędne do zniszczenia głównego arcyłotra z poprzednich odsłon serii. Polowaliśmy już na niego wieki temu, w innym wcieleniu, w innej postaci… Nasz bohater wprawdzie pasuje tutaj jak pieść do nosa, ale nie sposób odmówić mu gracji z jaką porusza się i skacze po ładnie przedstawionych: starożytnych grobowcach i świątyniach pełnych złowrogich rzeźb i obelisków, badylach plującego jadem zapomnianego lasu czy średniowiecznych laboratoriach zatopionych fortec. Graficznie gra prezentuje się naprawdę okazale oraz jest zdecydowanie najbardziej różnorodną pod tym względem częścią trylogii. Także najbardziej kolorową, co w połączeniu z odmiennym bohaterem spowodowało pewnie zacietrzewienie zagorzałych fanów serii.

Shadow of the beast Amiga

MUZYKA

Tim Wright tym razem z większą pomocą swojego brata Lee, skomponował chyba najbardziej przebojową ścieżkę dźwiękową ze wszystkich Bestyjek. Zapewniam Was, że parę kawałków będziecie nucić podczas golenia, tak jak ja to nieświadomie uczyniłem powracając do tych dźwięków po latach. Jej cechą charakterystyczną jest wybitne dopasowanie do wydarzeń na ekranie. Kiedy spędzamy czas na eksploracji słuchamy przeważnie głównego motywu przewodniego danego poziomu, zaś w czasie walki z tubylcami i potwornościami rytmiczne dźwięki pompują adrenalinę do naszych żył. W momencie wpadnięcia w pułapkę-zagadkę złowrogie brzmienia przypominają nam o zbliżającej się nieuchronnie śmierci. Niczym w dobrym filmie przygodowym! Będę z Wami szczery, zabijcie mnie – a i tak nie powiem, która ścieżka dźwiękowa ze wszystkich najlepsza… Poniżej tradycyjnie możecie przesłuchać całości tej wybornej kompozycji!

Shadow of the Beast III – Complete Soundtrack

GRYWALNOŚĆ

Czy naprawdę Psygnosis i Reflections potrzebowali wydać dwie poprzednie części w tak nieprzystępny sposób, aby dopiero przy trzeciej zreflektować się, że przecież wydają do cholery gry, a nie wysmakowane wizualnie kursy kopania w kalendarz? Zarówno dla kierowanej postaci jak i dla znerwicowanego gracza… Na szczęście przy trzeciej części wpadli na pomysł udostępnienia naszemu bohaterowi trzech reinkarnacji na starcie, wolniej wyczerpującej się żywotności, a nawet o dziwo – wyboru poziomu startowego! Ułatwili także niesławne zagadki z drugiej części, ale kto chce pogłówkować to i tak w czwartym poziomie znajdzie tutaj niebagatelne wyzwania dla swoich szarych komórek. Oczywiście ciągle możemy w danej łamigłówce zaciąć się na amen, lub co gorsza zginąć – jednakże tym razem przełknięcie tego faktu przychodzi nam bez trudu. Mając przecież w końcu życia w zapasie – do trzech razy sztuka! Także wybór obszaru startowego pozwala nam na zdecydowanie szybsze dotarcie do nierozwiązanego wcześniej problemu i ponowienie próby. Walka z wrogimi poczwarami, mięsożernymi ptakami czy kościejami również jest dużo łatwiejsza. Gwiazdki mają daleki zasięg i wreszcie są śmiercionośną bronią, znalezionymi później granatami naprawdę można rozerwać wroga, a młotkami wybić mu z głowy dybanie na nasze życie. Bossowie jednak zawodzą i praktycznie nie stanowią żadnego wyzwania.

Shadow of the beast Amiga

Sama rozgrywka w każdej planszy przebiega według następującego schematu: cześć eksploracyjna połączona z walką ze sługusami ciemności, zagadka, ewentualnie pułapki lub połączenie tychże, znowu moment platformowo-bitewny, kolejna trudniejsza łamigłówka, dalsza wymiana uprzejmości z przeciwnikami i na końcu przerośnięty skurczybyk do ubicia. Czyli trenujemy muskuły i tężyznę fizyczną na przemian z szarymi komórkami i pomyślunkiem. Nie wiem jak Wam, ale mi takie rozwiązanie pasuje idealnie. Dla weteranów grania i poprzednich części gra może wydać się za łatwa, albo to ja za dużo z niej pamiętałem z młodości? Możliwe także, że poprzednie Cienie Bestii, które katowałem intensywnie przez parę ostatnich dni wyrywając włosy z głowy, zahartowały mnie w boju? Faktem jest, że jednego wieczoru byłem już przy końcowych zagadkach czwartej miejscówki, zaś drugiego dnia pyknąłem z rozpędu całą grę “na jednej blaszce”. Nawet nie wiecie, jakim miodem na moje wycieńczone serce i zszargane nerwy był Trzeci Cień Bestii po cierpieniach jakich doznałem (chociaż przyznam, że momentami cierpieniach cudownych) od poprzednich, starszych jego braci, których za młodu wielbiłem bardziej…

Retrometr


Recenzje dotyczą amigowych wersji gier.

STEROWANIE:

BESTIA: JOY – poruszanie się, skok i kucnięcie, FIRE – cios pięścią, DÓŁ + FIRE – pięść z kucek, FIRE W CZASIE SKOKU – kopnięcie z wyskoku, PRZY DRZWIACH GÓRA – wejście

BESTIA 2: JOY – poruszanie się, skok i kucnięcie, FIRE – uderzenie kulą na łańcuchu lub użycie wyposażonego przedmiotu (czym dłużej trzymamy tym większy zasięg kuli, który i tak jest bliski…), można uderzać z każdej pozycji, nawet z lin, PRZY DRZWIACH GÓRA – wejście, F1 do F4 zarządzanie mini ekwipunkiem, A – zadawanie pytań, wpisujemy słowo z klawiatury i potwierdzamy RETURNEM, O – oferowanie postaciom przedmiotu z ekwipunku, S- pokazuje wynik i ilość posiadanego złota.

BESTIA 3: JOY – poruszanie się, skok i kucnięcie, FIRE – walka wybraną bronią (na starcie rzut gwiazdką), używanie wyposażonego przedmiotu (klucz), F1 – zmiana wyposażonej broni (przedmiotu), PRZY DRZWIACH GÓRA – wejście.

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.