Halloween, jedyny taki dzień w roku, w którym budzą się do życia wszelakie pikselowe zjawy, szkielety, zombie i inne umarlaki, tak więc przydałoby się pograć w jakąś specjalną grę ku tej okazji, tylko ileż razy można walczyć z Drakulą wcielając się w kolejnego członka rodziny Belmontów? Historię Daniela Fortesque już dawno opowiedziano na Retro Na Gazie, duchy i gobliny zresztą też i to dwukrotnie! Victor Vran wraz Vanem Helsingiem i jego towarzyszką Katariną też muszą czasem co nie co odpocząć od ich niesamowitych przygód ze stworami, dom umarłych opustoszał, piątek trzynastego na NES’a nie ma nic wspólnego z klimatem Halloween, a i potwory z kieszeni już dawno opuściły wnętrzności Pegazusa na jakiś czas. Tak więc w co by tu pograć ? A gdyby spróbować pokierować losami wampira (i nie mam na myśli Alucarda z Symfonii Nocy), tyle że nie takiego klasycznego, powiedzmy że… kaczego? Tak więc zapraszam do zamku hrabiego Drakul… znaczy Kaczuli!
Polskie intro do tego fajnego serialu. Mocno popularnego w Polsce w połowie lat 90-tych.
Hrabia Kaczula (Count Duckula) to brytyjski serial animowany emitowany w latach 1988-1993 opowiadający o przygodach tytułowego wampira Kaczuli, który w wyniku udanej, aczkolwiek nie do końca – próby wskrzeszania przez lokaja Igora i jego niani stał się wegetarianinem, nie gustującym w ludzkiej krwi, jak to mają w zwyczaju wampiry… Jaja jak berety, no nie? Dodatkowo zamek Kaczuli ma możliwość podróżowania w czasie i przestrzeni dając tym samym idealną okazję naszemu bohaterowi do przeżywania rozmaitych przygód! Jako że jest to portal o grach, a nie o kultowych bajkach dla dzieci i młodzieży, więc w tym oto materiale przyjrzymy się wszystkim grom o przygodach tegoż nietypowego wampira, a jest ich łącznie… sztuk dwie! Obie wydano na rozmaite retro komputery, między innymi na Commodore 64, Amigę, Atari ST, ZX Spectrum oraz Amstrada CPC. Sam fakt tak wielu konwersji niech będzie przykładem dużej popularności serialu oraz postaci kaczego krwiopijcy. Zatem wyruszmy pędem do nostalgicznej przygody wraz z Hrabią Kaczulą!
COUNT DUCKULA
IN NO SAX PLEASE – WE’RE EGYPTIAN
ALTERNATIVE SOFTWARE / ENIGMA VARIATIONS (1989)
KOMNATÓWKA / PLATFORMÓWKA
RECENZJA DOTYCZY WERSJI NA: COMMODORE 64
Także na: Amiga, Atari ST, Amstrad CPC, ZX Spectrum
Okładka kasety z grą w wersji na Spectrum, ale na Komcia była bardzo podobna.
Count Duckula jest to gra zręcznościowa stworzona przez Alternative Software w roku 1989 będąca adaptacją wcześniej wspomnianego serialu animowanego (a dokładniej pierwszego odcinka tej animacji) oraz serii komiksów. Wcielając się w tytułowego hrabiego eksplorujemy wnętrze piramidy w poszukiwaniu legendarnego egipskiego saksofonu, który ponoć posiada jakąś magiczną moc! Podczas naszej wędrówki, żeby nie było zbyt łatwo spotkamy takie przeszkody jak kacze mumie, zielone latające stwory, lewitujące kostki, a także niewidzialne dziury w podłodze i szybko poruszające się stwory na linach. Sterowanie w tej grze jest proste jak kły wampira – wymachując joystickiem w prawo bądź w lewo poruszamy się naszym kaczorem, klawiszem FIRE przeskakujemy przeciwników oraz przepaście, a klawiszami 1, 2 oraz 3 aktywujemy dany artefakt, ze swojego ekwipunku. Tak, oprócz elementów platformowych w grze obecne jest używanie odpowiednich przedmiotów w wybranych miejscach, co jest standardem dla przygodowych gier komnatowych (na przykład sławna seria z przygodami bohaterskiego jajka czyli Dizzy).
Tak, nawet w czasach starożytnych Egipcjanie mieli już telewizory w piramidach…
Niczym Książę Persji musimy ze swoją misją wyrobić się w 10 minutowym limicie czasowym, przez co zbyt długo w tą grę nie pogramy… O ile oczywiście wiemy gdzie iść, gdyż każdy kontakt z przeciwnikami (którzy to pojawiają się w losowych miejscach) powoduje utratę cennych sekund, co w połączeniu z błąkaniem się po dość obszernym labiryncie piramidy sprawi, że początki w tej grze to błądzenie praktycznie po omacku… Ukończycie tą przygodę dopiero wtedy, gdy zapamiętacie układ pomieszczeń, położenie artefaktów niezbędnych do otwarcia niebieskich drzwi i umiejscowienie limitowanej liczby kluczy do otwarcia drzwi czerwonych. Na szczęście w przeciwieństwie do wspomnianego przeze mnie hitu od Broderbund Software, nie spotkamy pułapek które natychmiastowo uśmiercają naszego bohatera, tak więc nie ma co się obawiać że gra będzie niemożliwa do ukończenia. Ponadto na naszej drodze czasami doświadczymy pomocnej dłoni od naszego lokaja Igora, który doda nam parę cennych sekund oraz opiekuńczej niani, która naprawdę jest wielkich gabarytów i potrafi dzięki temu niszczyć zamknięte drzwi.
A oto i wejście smoka.. znaczy niani!
W kwestii audio-wizualnej – grafika w wersji na Commodore do dziś prezentuje się bardzo dobrze, świetny pomysł mieli twórcy z dodaniem efektu przestrzenności platform oraz schodów, a co do muzyki to w trakcie gry przygrywa tylko jeden motyw muzyczny, jednak jest na tyle dobry że nie dość że się nie nudzi to jeszcze dodaje dynamizmu rozgrywce. Podsumowując: pierwsza część przygód Kaczuli to pozycja dobra, będąca dość ciekawą odpowiedzią na gry labiryntowe, łącząca zarówno elementy zręcznościowe z elementami charakterystycznymi dla komnatówek. Ciekawa rozgrywka w połączeniu ze szczegółową oprawą graficzną i chwytliwym motywem przewodnim przygrywającym przez całą przygodę sprawia, że jest to tytuł wart ogrania. Największą wadą tego sympatycznego platformera jest fakt, że nie należy do gier długich.
Legendarny saksofon już w zasięgu ręki, tyle że bez maski faraona za wiele nie zdziałamy…
Świetny platformer w polewie jajcarsko egipskiej z elementami komnatowymi.
Czy druga część okaże się tak samo dobra jak jedynka? O tym dowiemy się w dalszej części tego tekstu.
COUNT DUCKULA 2
FEATURING TREMENDOUS TERENCE
ALTERNATIVE SOFTWARE / COSGROVE HALL PRODUCTIONS (1992)
PLATFORMÓWKA KOMNATOWA / SHMUP
RECENZJA DOTYCZY WERSJI NA: COMMODORE 64
Także na: Amiga, Atari ST, Amstrad CPC, ZX Spectrum
Kaczula atakuje ponownie! Okłada ze spectrumowskiej kasety, na C64 bardzo zbliżona.
Pierwsze co się rzuca w oczy to że dwójka jest grą zupełnie odmienną od poprzedniczki, dlaczego? Tego pewnie nie wie nikt… Otóż druga część przygód kaczego wampira jest reprezentantem tak zwanych platformówek komnatowych (multi screen platformer), w której to naszym celem jest dotarcie do następnego ekranu omijając zarówno wrogów jak i wszelakie przepaście poprzez skoki po pojawiających się i znikających platformach. Przypominają one specjalne bloki z serii gier z Megamanem w roli głównej. Na szczęście tym razem nie jesteśmy bezbronni, gdyż jesteśmy wyposażeni w działo keczupowe z limitowaną amunicją, które zatrzymuje przeciwnika na parę sekund, abyśmy mogli bezpiecznie go wyminąć. Działo keczupowe? Chciałbym takie do kanapek!
Gra rozpoczyna się od sekcji strzelaninkowej ukazanej w stylu klasycznej Galagi, gdzie lecimy naszym zamkiem wprost na planetę wroga omijając, bądź niszcząc wszelakie meteoryty. Tej drugiej opcji nie polecam, bo zniszczone głazy mają tendencję do rozpadania się na odłamki, które mogą trafić nasz „statek” i pozbawić nas cennego żywota. Po dotarciu do celu podróży rozpoczyna się właściwa gra – czyli jak wcześniej wspomniałem etapy platformowe – w których to chodzimy oraz przeskakujemy po pojawiających i przesuwających się sekwencyjnie zielonych platformach. Podobnie jak w typowych przedstawicielach tego gatunku (jak chociażby Donkey Kong czy Mouse Trap) upadek z niewielkiej wysokości powoduje stratę jednego życia i rozpoczęcie wędrówki od początku danego ekranu / komnaty.
Przykro mi ale zakończenie gry jest w innym zamku…
Ponadto jakikolwiek kontakt z wrogiem powoduje utratę cennej energii, jednakże możemy kontynuować rozgrywkę z miejsca, w którym oberwaliśmy. Sama energia przedstawiona jest w dziwaczny sposób, bo poprzez dziecięcą zabawkę – głowę na sprężynie. Przy każdym naszym niepowodzeniu – upadek z wysokości lub w przepaść, bądź kontakt z przeciwnikiem – szyja zabawki czyli sprężyna wydłuża się i kiedy osiągnie maksymalny rozmiar następuje game over. Sama gra nie należy do tytułów łatwych – przede wszystkim trzeba wykonywać precyzyjne skoki oraz wyuczyć się na pamięć sekwencji poruszania się wcześniej wspomnianych platform, gdyż mamy do dyspozycji tylko 8 żyć. Na poziomie easy 20 istnień – co zbytnio i tak nie pomaga w ukończeniu gry… Na szczęście po spotkaniu naszego lokaja Igora w 14 ekranie otrzymujemy moc ominięcia jednej komnaty, którą to umiejętność aktywujemy poprzez naciśnięcie klawisza w dół. We wszelakich poradnikach zalecane jest użycie tego bonusu na 21 ekranie / komnacie, który jest praktycznie nie do ukończenia bez tego ułatwienia.
Jeden z bardziej upierdliwych etapów w grze. Wielka przepaść, ruchome platformy i dwie przeszkadzajki.
Skoro przy sterowaniu jesteśmy to i w tej kwestii sequel różni od poprzednika – tym razem skaczemy poprzez wychylenie joya w górę, a klawiszem FIRE strzelamy z naszego keczupowego działa. Tak więc nie dość, że gra wymaga precyzyjnych skoków, to jeszcze oferuje niezbyt wygodne sterowanie, czyniąc rozgrywkę jeszcze trudniejszą. Oprawa graficzna jest krokiem wstecz w stosunku do pierwszych przygód Kaczuli. Owszem, jest czytelna i zawiera parę szczegółów jak chociażby plakaty na niektórych ściankach, ale niestety jest pozbawiona jakiegokolwiek tła przez większość komnat. Co do muzyki – za dużo jej nie posłuchamy, gdyż główny motyw muzyczny możemy usłyszeć tylko w menu startowym, które także zaprojektowano gorzej w porównaniu do prequela. Dodatkową melodyjkę możemy usłyszeć podczas napisu game over, co w sumie nie jest takim złym pomysłem, gdyż możemy się bez problemowo skupić na wymagającej rozgrywce.
Czasem w oczekiwaniu na platformę będzie trzeba cały czas ogłuszać wrogów.
Tak więc podsumowując: Count Duckula 2 to gra trudna, zalecana tylko dla fanów platformówek komnatowych, więc jeżeli lubisz wyzwania i gry tego typu zjadasz na śniadanie, to w takim wypadku możesz dodać jedno oczko do oceny.
Druga część może i jest dłuższa od egipskich przygód Kaczuli, ale pierwsza zdecydowanie lepsza.
Reasumując, czy komputerowe przygody kaczego wampira są warte uwagi? Moim zdaniem tak, o ile dwójka zbytnio nie każdemu przypadnie do gustu, to jedynkę polecam każdemu retro graczowi.
Ciekawostka 1: Count Duckula 2 jako jedna z nielicznych gier na Commodore działa na porcie 1 joya.
Ciekawostka 2: obydwa tytuły na Amigę posiadają dodatkową minigrę w postaci jednorękiego bandyty – moim zdaniem pomysł średnio trafiony.
Ze wszystkich wersji na komputery 8-bitowe: edycje obu części tej gry na Commodore 64 są najlepsze, zresztą także fajniejsze od konwersji na silniejsze sprzęty.
W przypadku wersji 16-bitowych tych gier: od ocen należy odjąć jedno oczko retrometru, gdyż konwersje te nie wykorzystują potencjału zarówno Amigi jak i Atari ST. W pierwszą część można zagrać na 16-bitach jeszcze bez zbytniego zgrzytania zębami, jednakże kontynuacja przygód hrabiego na te systemy to zupełna katastrofa.
Egipskie przygody Kaczuli na Amidze.