Tam i Z Powrotem, czyli Stąd do Przeszłości – rileft

Moja przygoda z  ulubionym komputerem Atari i z innymi retro sprzętami zaczęła się… hmm, jak jeszcze nie słyszałem o Atari. A było to tak… Pierwszy raz z grami zetknąłem się około roku 1983. Mama dostała przydział na wczasy z pracy do Świnoujścia. Niewiele dzisiaj z tego okresu pamiętam bo miałem wtedy chyba 8 lat. Przypominam sobie jak przez mgłę że był tam salon gier, w którym znajdowały się przeważnie flippery, ale było też kilka automatów. W pamięci pozostała mi jedynie Galaga.


PATROL NA PAPIEROWYM KSIĘŻYCU…

Spustoszenie shmupGalaga – chyba pierwsza gra elektroniczna, jaką widziałem na oczy.

Poza tym nie bywałem tam często, bo ojciec nie chciał mnie tam zabierać, wiadomo że w takich salonach był ścisk i zaduch, więc kontakt ośmioletniego chłopaka z grami z automatów szybko się zakończył. Następne spotkanie z elektroniczną rozgrywką odbyło się już w roku 1984, lecz trwało tylko dwa tygodnie. Mama pożyczyła od znajomego jakiś klon Ponga. Do tej pory nie znalazłem w Internecie zdjęcia tego modelu, a mniej więcej zapamiętałem go tak:

Własny szkic Ponga pożyczonego od znajomego mamy.

Niestety po tych dwóch szybkich  tygodniach konsolę  trzeba było oddać i skończyło się granie. Jednakże przełomowym wydarzeniem w moim życiu był rok 1985. Chyba w marcu, albo kwietniu przyjechał salon gier na czterech kółkach do mojego małego miasteczka. Co tam były za cudne gry! Moon Patrol, Vastar, Centipede i kilka innych, których nie jestem wstanie sobie teraz przypomnieć. Wiedziałem już wtedy, podobnie do wielu dziesięcioletnich chłopców, że gry będą moją miłością. Niestety chyba po 3 miesiącach wspaniały wóz z grami odjechał, na wniosek chyba dyrektora szkoły, który stwierdził, że ma on na nas zły wpływ, gdyż zamiast do szkoły to chodzimy na wagary grać na automatach. Tu taka mała dygresja. Wtedy też wymyśliliśmy pierwszy wirtualny emulator gry Moon Patrol. Na kartce mieliśmy rozrysowaną kartkę z trasą, która zawierała dziury, skały, czołgi, miny i inne elementy tej wspaniałej gry. Granie polegało na tym, że kumpel poruszał długopisem po trasie, a ja mówiłem hop czyli podskok lub strzał, i to od kumpla zależało czy wpadłem w dziurę czy się rozbiłem więc zawsze dochodziło do sprzeczek :-). Niestety to była tylko namiastka prawdziwego grania…

Księżycowy Patrol – jedna z moich ulubionych gier z automatów.Moon Patrol legendy salonów

 Przykład planszy Moon Patrol. Takich etapów narysowaliśmy cały zeszyt liczący 32 strony! Rekonstrukcja z roku 2020 ;-).

Na szczęście rozłąka z grami nie była długa, gdyż na horyzoncie pojawiły się wakacje i wyjazd na obóz harcerski nad morze, a tam wiadomo salonów gier nie brakowało. I znowu dany nam wolny czas spędzaliśmy na automatach. Niestety obóz szybko się skończył i trzeba było wracać do domu. Wystąpił u mnie wtedy zespół odstawienia. W mojej miejscowości już nie było salonu gier, a do najbliższego dużego miasta, gdzie był takowy miałem około 80 kilometrów. Jedynie czasopismo Bajtek, które pojawiło się tym czasie, łagodziło mój głód, a szczególnie dział o grach. Zresztą mam jeszcze te gazetki do dziś w piwnicy, a pasja do czasopism o grach i komputerach została mi do dzisiaj. Jednakże przez ten cały czas po głowie krążyła mi myśl jak zdobyć komputer i grać! Niestety mojej rodziny nie było stać na mikrokomputer, bo wiadomo jakie wtedy były ceny tych maszynek. Dopiero szansa na kontakt z kompem pojawiła się chyba na początku roku 1986. Ojciec był Dyrektorem Ośrodka Kultury i w tym czasie odgórnie zapadła decyzja, że będą informatyzować ośrodek kultury i powstanie klub komputerowy. Po latach myślę sobie, że słuszną linię wtedy obrała nasza władza, cytując sławne powiedzenie z filmu Miś!

Po otrzymaniu funduszy z wierchuszki, tata pojechał zakupić komputer do Krakowa do Składnicy Harcerskiej. Niestety wrócił z niczym. Jak się okazało komputerów zabrakło, a miał przywieźć maszynkę Spectravideo, ale jak sobie teraz myślę to w sumie dobrze się stało. Następna wyprawa ojca do Krakowa miała się odbyć dopiero za tydzień. Co to był za tydzień, odliczałem każdy dzień do wyjazdu, każdą godzinę, minutę i sekundę! Aż w końcu nadszedł ten upragniony dzień i ojciec wrócił z komputerem i zgadnijcie co to był za komputer ? Atari 130 XE wraz z magnetofonem XC12 oraz jedną kasetą, na której była nagrana jedna gra Basketball, bez podania licznika rozpoczęcia wczytywania programu. Pamiętam jaki był problem wczytaniem tej gry, wciskałem przycisk START, potem OPTION, ale za Chiny Ludowe nie chciało się uruchomić! Internetu niestety jeszcze nie było, żeby zajrzeć na stronę AtariOnline.PL, nie było gdzie się udać po pomoc… Na szczęście po kilkunastu próbach (do tej pory nie wiem jak to się stało!) pojawił się magiczny wykrzyknik i za kilka minut gra się wczytała. Co to była za radość, jest koszykówka, można grać! Wciskam start i co? Nic, bo ojciec nie przywiózł joysticka…

Basketball – pierwsza gra jaką zobaczyłem na Atari.

Niestety Atari to nie Spectrum, czy Commodore, gdzie można grać na klawiszach. Uprosiłem ojca i obiecał, że za tydzień znowu pojedzie do Krakowa po joystick. Czekając na joystick pamiętam jak wpisałem z Bajtka listing gry Nessie i grałem non stop, strzelając spacją do potwora z Loch Ness, bo joysticka nie było prawie cały tydzień… Po tygodniu ojciec przywiózł upragniony joystick, a dodatkowo  jeszcze  jedną kasetę z grami. Pamiętam nawet do dziś  spis tych gier! Strona A: pierwsza gra Pole Position, następnie Preliminary Monty 16K, Rosen Brigade, River Raid, Keystone Kapers. Strona B: Bruce Lee, Zorro, Swat, Pharaoh’s Curse, Pengon. Niestety problemem w tym dniu było dostanie się do komputera, gdyż ojciec zaprosił kolegów i oni grali do wieczora, a mnie w raz z kolegami w ogóle nie dopuścili do Ataryny. W pamięci z tego dnia pozostał mi jeszcze fakt, że joystick wraz z kasetą został przywieziony w piątek, a akurat następnego dnia była sobota, czyli powinien być dzień wolny.

Nessie – pierwsza gra, w którą zagrałem na Atari.

Niestety nic z tego, niektórzy pewnie pamiętają, że w tamtych czasach pierwsza sobota w miesiącu nie była wolna od szkoły, więc granie trzeba było przełożyć na późne sobotnie popołudnie, albo nawet i niedzielę. Na szczęście w niedzielę to chyba graliśmy cały dzień zamiast wyjść na pole, czyli na dwór jak to mówią w Warszawie ;-). Dlatego dzisiaj rozumiem małolatów, że nie chcą wychodzić na świeże powietrze, tylko siedzą w domu i grają. My byliśmy pionierami tego zjawiska: więcej w mieszkaniu przy komputerze (teraz przy konsoli), niż na dworze, zapoczątkowało to nasze pokolenie. I tak zleciało mi prawie trzy lata na graniu na nie swoim sprzęcie :-). Dopiero chyba dzięki dostaniu się do liceum w 1989 roku, w nagrodę mama w Pewexie kupiła mi Atari 65 XE wraz magnetofonem. I znowu grałem, cieszyłem się z Atari jak dziecko choć już byłem nastolatkiem. Niestety jak to u nastolatków bywa, zakochałem się na nowo! Podczas szkolnej wycieczki w 1990 na koncert Stanisława Sojki w Katowicach, w sklepie przy dworcu zobaczyłem Amigę 500 a na niej grę North & South.

North & South – gra, która spowodowała, że chciałem zdobyć Amigę!

Od tego czasu po prostu musiałem zdobyć Amigę 500, musiałem! W wakacje postanowiłem pracować u wujka na budowie. Za zarobione pieniążki plus za sprzedaż Atari młodszemu sąsiadowi (tu atarowcy mnie wyklną) i motorynkę (tu motocrossowcy mnie wyklną) postanowiłem kupić Amigę 500 z 1MB pamięci RAM. Ojciec miał znajomego w hurtowni JOY w Krakowie, więc jak zwykle pojechaliśmy do Krakowa po Przyjaciółkę, żeby było można ją nabyć taniej. I znowu zaczął się szał gier! Pierwszą grą, w którą zagrałem na Amidze był P.P. Hammer, a potem już poleciało: Dune II na 6 dyskietkach, Indiana Jones, czy Silent Service, gdzie z chłopakiem mojej siostry (starszym o 5 lat) zatapialiśmy całe konwoje statków, przez co często dochodziło do sprzeczki siostry z jej chłopakiem! Wybierał Przyjaciółkę od dziewczyny, co to był za dramat! Pamiętam jak prosił ją, żeby pozwoliła mu zagrać, a jak dostał pozwolenie to miał wydzielone co do minuty granie, ale wiadomo jak to jest z dziewczynami… Ja na szczęście wtedy nie miałem jeszcze laski, więc mogłem grać do woli!

Moje boje w Silent Service, wraz chłopakiem mojej siostry. Zrzuty z pliku VHS.

Wspaniała grafika, muzyka, granie na całego, ale niestety pod koniec 4 klasy liceum czasu na zabawę było coraz mniej. Zbliżała się matura, egzamin na studia i Amiga odeszła w kąt, sprzedana została chyba dopiero w 1998 roku za 100 zeta kuzynce, gdyż zbierałem na PC. W 1999 roku na studiach nabyłem PC ze sławnym procesorem Celeronem 300A, do pisania pracy magisterskiej. I wtedy to odkryłem emulator M.A.M.E., zakupiłem w internecie 2 płyty CD z romami, bo nieopłacalne było pobranie plików przez internet na impulsy… Zamówienie CD wychodziło po prostu taniej. I znowu wrócił klimat salonu gier z dzieciństwa i na dodatek darmowego!

najlepsze gry PC i DOS Retro BorsukaFallout 2 – moja ulubiona gra na PC.

Natomiast z  gier na PieCa  wciągnął mnie jedynie w tamtych czasach Fallout 2, próbowałem też grać w Baldur’s Gate, które kupiłem w kiosku za 30 złotych w serii Extra Gra, ale jakoś nie przypadł mi do gustu. Jednakże skończyłem go na trainerze… Na komputerze osobistym grałem też w inne przeboje: na przykład Commandos, Desperados, czy Red Alert, ale niestety coraz rzadziej. Tu taka mała dygresja, gdy czytałem sobie inne prace w tym konkursie, szczególnie Prezesowej (pozdrawiam!) to sobie pomyślałem, że u jednych miłość do gier w tym czasie się dopiero zaczynała, a u mnie zaczynała powoli umierać. Taka zmiana warty i tak zapewne będzie zawsze, młodzi wchodząc w życie fascynują się grami, a starsi coraz mniej, samo życie… A wśród weteranów zostają nieliczni jak na przykład RetroBorsuk.

Amigi zakupione na Allegro w 2010 roku za 100 zł…

Do retro wróciłem chyba w 2006 roku, kupiłem sobie dwa Atari: 130XE i 65 XE, chyba każde za 20 złotych na Allegro, oraz odkupiłem od kuzynki – kurzącą się u niej piwnicy Amigę 500 za jedyne 50 złotych. Później dokupiłem sobie resztę dodatkowych peryferiów, jak  SIO2SD do Atari, czy GOTEKA do Amigi, a także inne stare mikrokomputery. Teraz od czasu do czasu wyciągam sobie retro sprzęt, zanurzam się świat gier mojego dzieciństwa i czuje się młodszy o 30 lat, ale niestety to już nie jest to samo, człowiek się starzeje… No i nadgarstek bardziej boli od joysticka, trzeba Apap zażywać :-). Przez te prawie 16 lat retrowania też uzbierałem trochę konsol: PSX, PS2, PS3, Xboxa i innych, era Playstation i jego następców, zupełnie mnie ominęła, ponieważ granie w tym czasie zaczęło stanowić coraz mniejszą część mojego życia.

Moje konsole – stan z roku 2016. Obiecuję, że na emeryturze wykorzystam te maszynki! A do emerytury coraz bliżej :-).

Ostatnio, a będzie to już chyba ze dwa lata temu (jak ten czas coraz szybciej leci!) zakupiłem dla mojego 10-letniego syna PS4. Postanowiłem zagrać w Wiedźmina 3 i się wciągnąłem. Właśnie dwa tygodnie temu po 8 miesiącach grania udało mi się w końcu go ukończyć. Trochę to trwało, ale pewnie jak człowiek byłby młodszy o te 30 lat, to skończyłby go w niecały miesiąc! Wrażenia z grania Wiedźmina może opiszę za jakieś 20 lat, gdyż może wtedy będzie na mojej ulubionej stronie Retro na Gazie druga edycja konkursu: Tam i Z Powrotem, czyli Stąd do Przeszłości.

Na koniec powróćmy jeszcze raz do dzieciństwa! Moje Atari u sąsiada, któremu je sprzedałem… Zrzut z pliku VHS.

Pozdrawiam retromaniaków!

Autor: rileft


PS. Zdjęcia i grafiki dostarczył głównie autor, niektóre pochodzą z naszego archiwum.