Siadaj ziomal na zadzie, pora zapodać sobie dobrą muzę, wychylić coś mocniejszego i odpalić mordoklepkę w której prawa ulicy obowiązują na ringu jak i poza nim.
Ja z wrestlingiem miałem w życiu mało wspólnego, nie będę tego ukrywał i pisał że jestem jakimś zajawkowiczem czy coś. W dawnych latach gdy po 22.00 anglojęzyczny Cartoon Network zmieniał się w TNT leciały tam profesjonalne rozgrywki tego widowiska. Booker T i Goldberg rzucali kolejnymi oponentami, a u mnie na ogół kończyło się to wejściem ojca do pokoju i przełączaniem stacji bo wg. jego oceny to strata czasu takie głupoty oglądać. Kiedyś słyszałem określenie “jaki kraj taki teatr” i coś w tym jest bo po latach przyznaję ojcu rację. Niemniej jednak rzesze fanów od lat zagrywały się w kolejne gry z tych gatunków. Yohokaru opisał kiedyś u nas WWE SmackDown! – Here Comes the Pain, ale dużo wcześniej wychodziły również udane produkcje już od 8 bitów. Jedną z ekip która siedziała w temacie po uszy była Japońska drużyna AKI Corporation, która miała na koncie licencjonowane gry WCW i WWF na Nintendo 64 (np. WWF No Mercy).
Money Power Respect
Do siedziby AKI zajechała cysterna z mutagenem od gości z EA BiG i wydawać by się mogło że już tak widowiskowa i przerysowana dyscyplina nie może być bardziej cool, a jednak… nie lekceważ mocy mutagenu Luke! Gdy w żyłach płynie odjazdowa substancja dzieją się rzeczy wielkie. Zaproszono do kolaboracji Def Jam Recordings i postanowiono, że ich podopieczni się nieco rozgoszczą. Tak oto dostaliśmy fabularyzowaną ścieżkę ulicznego zakapiora przez brudne, podziemne potyczki i turnieje w których walczy się o hajs, dupencje i szacun na dzielni. Lokalny boss D-Mob grozi naszemu ziomalowi, który z kolei prosi o przysługę… i tak się zaczyna całkiem zgrabnie poprowadzona historyjka, sami zobaczcie intro, głos D-Moba jest w pytę.
D-Mob już na wstępie imponuje głosem
Jako człowiek, który w czasie premiery tego szpila miał zajawkę na MTV i klimaty gangsta rapu zajarałem się tym tytułem i byłem go bardzo ciekaw. Pojawią się tu takie ikony jak Method Man i Redman (walczą oczywiście w duecie!), w klubie wyzwie nas Ludacris, a jednym z największych madafakierów do pokonania będzie sam DMX. Mimo iż fabuła to afroamerykańskie kino klasy B, to ma swój urok, a postacie raperów podnoszą to widowisko o level wyżej samym swoim wizerunkiem. Niestety głównym mankamentem w niej jesteś… ty. A raczej jeden z czterech tępych osiłków jakiego wybierzesz na starcie, szkoda że grającego główną rolę bohatera olano totalnie, nasz zawodnik po prostu jest i tyle, no ale co się o fabule będziemy w takiej grze rozwodzić, bez sensu, jedziemy dalej.
Jako lamer z początku miałem problem z odnalezieniem się w tym wszystkim. Przywykłem do bijatyk w stylu Tekkena, Dead or Alive czy Mortal Kombat, czyli szybkie jeb-jeb kto zginął ten nie żyje. Wrestlingi to zupełnie inna para kaloszy, tutaj się liczy mozolne rzucanie gościa po macie, próba złamania mu gnatów i efektowny finiszer. Chłopa okładałem z 15 minut, od mniej więcej 4 minuty nie miał już HP na pasku a dalej żył i nawet zdołał się zregenerować i mi natrzaskać. Innym razem po 1,5 minuty rozwaliłem gościa, a ocenę dostałem najgorszą jaką miałem czyli “B”, a za walkę 15 minut i wymęczone zwycięstwo nota “A”. W grze Tag team czyli 2 vs 2 było najgorzej, bo samouczek i instrukcja pomijają takie szczegóły jak poinformowanie nas jakim klawiszem zmienia się zawodnika i jakim zmienia się lokowanie na innego przeciwnika (to pierwsze △/Y drugie L2 i R2/Z), a do tego zaczynamy grę nie jako nasza postać, tylko nasz kumpel, przez co chcesz właściwie od razu zmienić zawodnika. Oj byłem bliski rzucenia tego wszystkiego w pierony i napisania krótkiej notki dlaczego ta gra jest do dupy i nie gram już do końca życia w wrestlingi…
I came to bring the pain
… ale jak już ogarnąłem o co kaman zaczęło się robić ciekawie. Gra daje mnóstwo możliwości mimo stosunkowo prostej mechaniki. Przede wszystkim oparta jest na wszelakich rzutach, chwyty w parterze, stójce, przechwyty, kontry, łapiesz ludzi zza lin, ze słupków, normalnie wszędzie i za wszystko. Masz masę możliwości w tym aspekcie, są też chwyty które są “mocniejsze” tzn. mogą złamać kończynę, ale nad tym trzeba “pracować” tzn. wielokrotnie łamać tą samą kończynę aż w końcu się uda i wygrywasz walkę. Walczysz na ringu, ale i poza nim, odbijasz siebie lub przeciwnika od lin, wchodzisz na narożniki i skaczesz z nich, tradycyjne piąchy też są choć nie grają aż tak dużej roli. Jest widowiskowo i mimo prostego sterowania jest też wszystko rozbudowane, jak to u EA BiG.
z DMXem lepiej nie zadzierać
Są trzy sposoby by wygrać walkę i nie jest to po prostu zbicie paska HP do zera. Teoretycznie możesz jeden mecz cały dzień rozgrywać bo pasek życia to tylko jeden z elementów wygranej. Pierwszym sposobem jest złamanie kończyny o którym pisałem, ale jest czasochłonny, drugim jest nadepnięcie leżącego przeciwnika i jego ‘liczenie”, ale w praktyce raczej nie działa a przeciwnik z tego wychodzi z kontrą. Ostatnim sposobem, który będzie wam towarzyszył niemal cały czas bo jest i efektowny i skuteczny to wykorzystanie Blazin mode. Lubię w grach EA BiG te wszystkie “specjalne stany”, czy to Tricky w SSX, czy to Gamebreaker w NBA Street, czy Freak out w Freekstyle (a nie, tu średnio mi pasował), czy to Shoxwave w Shox. Def Jam Vendetta ma też swój “specjalny stan”, a jakże! Robiąc efektowne przechwyty i chwyty, nie dając się zbytnio poniżyć samemu i mając dobry współczynnik charyzmy napełniasz szybciej pasek Blazin. Po jego uruchomieniu nasz nabuzowany osiłek może wykonać specjalny chwyt, który zabierze sporo paska życia, a jeżeli przed tym rzutem pasek energii przeciwnika już był krytyczny i wskazywał “Danger” to nasz specjal będzie jednocześnie finiszerem po którym zobaczymy napis K.O. Żeby nie było, przeciwnicy równie często wchodzą w tryb blazin co my, przez co gra jest dość wymagająca.
BLAZIN naładowany, u przeciwnika DANGER, pora na K.O.
Rodzaje pojedynków w trybie fabularnym mamy 3, są to: 1vs1, 2vs2 i 1vs3. Gdy mamy większą zawieruchę na planszy zaczyna się lekki chaos, pomijając to że nie mamy wytłumaczone jak sterować w konfiguracji drużynowej, to generalnie ring nieco żyje własnym życiem. Oponenci nierzadko, a w sumie często są oboje na ringu, nasz ziomal również, można robić łączone chwyty, ale przeważnie ty nawalasz jednego, a kumpel drugiego oprycha i tak sobie walka leci. W Tag battle sugeruję unikać chwytów “łamiących”, ponieważ podczas ich wykonywania niemal zawsze podbiegnie do nas drugi przeciwnik i sprzeda nam buta w mordę przerywając atak. Zwykłe chwyty nie podlegają przerwaniu, w związku z czym jesteś podczas ich wykonywania nietykalny. Jest to frustrujące gdy grasz 1 vs 3, i dochodzisz do momentu w którym z jednego łamańca przechodzisz płynnie w łapy drugiego bandziora i on też ci spuszcza wpierdol i tak sobie “podają’ ciebie jak dziewkę na gang bangu, frustrujące, najlepiej po prostu uciekać i atakować najsłabszego z doskoku. Jest jeszcze jeden rodzaj walk o którym nie wspomniałem, to walki lasek! Dupencje walczą o Ciebie, wybierasz jedną którą faworyzujesz i w ringu za włosy targają się obie. Nagrodą są względy dupencji i jej “erotyczne” fotki w galerii bo jak się okazuje wszystkie one są zdigitalizowanymi modelkami. Gdy to odkryłem to miałem niezłe wtf!? na twarzy ahah, zamurowało mnie, jak w tym memie “co ja pacze”.
laski też się chwytają na macie, a co!
Grafika wydaje się spoko, postacie są nieco zbyt klockowate jakby je ciosano siekierą, ale ogólnie ok. Areny jednak są dość sztampowe, zawsze jest ring i kilka metrów pustej podłogi obok ringu. Nie ma interakcji z otoczeniem, a same miejscówki są raczej do przewidzenia i bez finezji. Do tego nie wszystkie są ładnie wykonane, sprite’y widzów w dragons den aż straszą i są żywcem wyjęte z PSX’a i nie przystoi to grze z 2003 roku. Sama gra też jest z jednej strony płynna ale i nieco ślamazarna. Nie chodzi mi tutaj o spadki animacji bo tych nie ma, ale cały system gry jest nieco wolny, a w przypadku walki z kilkoma gośćmi na arenie wkrada się dużo umowności i chaosu. Nijak ma się to do kontynuacji gdzie nawet drzwiami samochodu okładasz przeciwnika, ale my dziś nie o tym.
SMASH SUMTHIN, CRASH SUMTHIN
O ile grafika jest ok, ale bez szału tak ze względów oczywistych mamy wypasiony OST. W końcu w grze EA BiG korporacja nie szczędziła wydając grę na CD i tnąc koszty na licencjonowany OST, od tego momentu jest już na wypasie, spójrzmy na setlistę:
- DMX – Intro
- DMX- Party Up
- DMX – X Gon’ Give It to Ya
- Method Man – Bring the Pain
- Method Man – Uh Huh!
- N.O.R.E. – Nothin’
- Redman – Smash Sumthin’
- Public Enemy – Fight the Power
- Ghostface Killah ft. RZA – The Grain
- Joe Budden – Focus
- Scarface – In Cold Blood
- Onyx – Throw Ya Gunz
- WC ft. Snoop Dogg & Nate Dogg – The Streets
- Keith Murray – Oh My Goodness
- Keith Murray ft. Erick Sermon & Redman – Yeah Yeah U Know It
- Comp – Do Sumthin
- Comp – Stick ’em
- C-N-N ft. M.O.P. – Stomp
- Christina Milian ft. Ja Rule – Get Away
Oczywiście nie każdy musi taki typ muzy lubić, ale tacy pewnie w Def Jam Vendetta nie grają. Po tytułach i wykonawcach widać że zjechali się tutaj na imprezę jedni z największych z moimi faworytami DMX’em i Method’em na czele. Klimat dzięki temu się zwiększa, do tego raperzy podkładali głosy pod swoje postacie racząc nas jakimś wstępniakiem przed walką, chyba najciekawiej wypada tu duet Red&Meth.
Red&Meth dostają z urzędu plusa za charyzmatyczny występ
Nigdy nie grałem w wrestlingi, ale postanowiłem spróbować. Nigdy też nie grałem w future racery uważając je za zbyt skillowe, a tu proszę w tym roku już pięć futurystycznych ścigałek przeszedłem i nie mam dosyć. Niby wszystko spoko, setting siadł mi mocno bo to moje szczeniackie klimaty, logo EA BiG skutecznie mnie nęciło, to że mechanika jest nieco prostsza niż w licencjonowanych zapasach również dla takiego laika jak ja jest na plus. Wiele rzeczy przemawia do mnie za tą produkcją, nawet ten cudaczny pomysł z laniem się lasek jakoś mimo współczynnika “co ja pacze” mi się koniec końców spodobał.
w tag team chaos i demolka może być zaletą, ale mi nie podszedł
Mimo to nie… wrestlingi nie są chyba dla mnie. Nie odnajduję się w tej formule, jest trochę ślamazarna, a chaos w grach z kilkoma przeciwnikami mnie tylko denerwował. Te możliwości rzucania i chwytania przeciwników imponują, ale na dłuższą metę trochę nudzą. Areny są dość sztampowe, nasz osiłek to kloc bez wyrazu, grafika niby spoko, ale bez pazura, jedynie OST w moim przypadku ratował sporo podobnie jak sylwetki raperów. Dlatego też pewnie sięgnę jeszcze w przyszłości po Def Jam: Fight for NY, ale oleję totalnie licencjonowane wrestlingi. Kolejny Def Jam wszystko rozbudował, a rooster fighterów przyprawia o zawrót głowy, areny ciekawsze, interakcja z otoczeniem… ale my dziś o Def Jam Vendetta. Spoko odskocznia dla mnie od innych gatunków, ciekawy etap w historii EA BiG bo w końcu czuć większy pieniądz wydany na produkcję, fajne doświadczenie, ale wracać nie będę. Swoją drogą to zabawne jak bardzo amerykańska jest gra zrobiona przez Japończyków.
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: PlayStation 2/2020
3 słowa do gracza: licencja Def Jam i ogrom chwytów do zastosowania mogą się podobać, ale brakuje wielu szlifów by uprzyjemnić gameplay
Ciekawostki:
» w wydaniu na rynku Japońskim jako że to ojczyzna AKI Corporation dodano “coś ekstra”. Gościnnie jako postacie występują japońscy raperzy Dabo i S-Word, mają też swoje kawałki w OST. Będąc przy Japońskiej wersji trzeba też wspomnieć że podobnie jak Shox nie była wydana tam jako EA Sports BiG, tylko pod szyldem EA Games.
» Def Jam Vendetta to pierwsza część serii, ale jedyna wydana pod szyldem EA Sports BiG (z wyjątkiem Japonii, o której wyżej pisałem). Kolejne części w tym kultowy Def Jam: Fight for NY były już wydane pod logiem EA Games
» Głosu D-Mob użyczył Douglas Christopher Judge, który od 2018 roku jest też głosem Kratosa w serii God of War. Z kolei Angel za którą goni nasz bohater przez całą grę to gwiazdka R&B Christina Milian
» Mamy w tym roku 20 lat od premiery PS2, mamy też i 20 lat od założenia EA Sports BiG, postanowiłem zatem „coś przedsięwziąć”. Nie wiem na ile mi się ta sztuka uda, ale będę chronologicznie przechodził i opisywał gry EA BiG na łamach RnG. Nie wiem jak przy tasiemcach pod koniec będę na to patrzył, biorę pod uwagę że NFL to sobie daruję. Ograniczę się tylko do 6 generacji, do prime time tego wydawcy, zacząłem od SSX, NBA Street, SSX Tricky, Sled Storm, Freekstyle, Shox a kolejny będzie NBA Street vol. 2. Gdybyś czytelniku odkrył ten tekst kilka lat po premierze, to możesz sprawdzić jak mi poszło, drzwi zostawiam ci tutaj