Kolejna Gra Wstępna z Przyjaciółką! Czy w końcu dojdzie do zbliżenia? Jak najbardziej! Jego owocem dzisiaj będą trojaczki: motocyklowe wyścigi postapo zwane Black Viper, Breathless – ponoć jedna z najlepszych strzelanin FPS oraz FireForce, czyli samotny komandos w samobójczej misji przeciwko armii wroga. Ten ostatni to run and gun z widokiem z boku. Nasz amigowy zgred oraz gospodarz tego cyklu jednocześnie – Marecheck Retroman nie próżnuje i ciągle nagrywa nowe materiały o mniej znanych amigowych szpilach. W natłoku obowiązków próbuję gonić go artykułami, w których zawsze możecie poczytać o trzech grach na Amigę. Możliwe, że gdzieś w połowie przyszłego roku go dogonię, ale znając jego płodność to niekoniecznie… Akurat dzisiaj złożyło się tak, iż w dwa z prezentowanych przez niego tytułów grałem dużo za młodu. Świetnie prezentujące się wyścigi, osadzone w przyszłości, w trakcie których pędzimy superszybkim motorem Czarną Żmiją przez zniszczony świat, cholernie podobały mi się na screenach i reklamach. A jak było z grywalnością? O tym przeczytacie poniżej. FireForce, czyli rozwinięcie pomysłu na rozgrywkę znanego z kultowego Green Beret, często gościło w stacjach dysków polskich amigowców i przeważnie spotykało się z ciepłym przyjęciem. Niestety mnie nigdy nie porwało… Breathless wypalał gałki oczne w polskiej prasie spragnionym Dooma na Amidze, jednakże nigdy nie miałem przyjemności w niego zagrać. Niestety nie dysponowałem sprzętem, który by udźwignąłby tego szpila, ani nikt z moich znajomych. W przypadku tej strzelanki zdam się głównie na opinię Marechcka oraz recenzentów z przeszłości. Musicie mi to wybaczyć! Zapraszam na seans trzech filmów oraz lekturę poniższych minirecenzji…
BLACK VIPER
NEO / LIGHT SHOCK (1996)
WYŚCIGI MOTOCYKLOWE / STRZELANINA
FILM DOTYCZY WERSJI: AMIGA AGA (1200 / CD32). TAKŻE: AMIGI 500/600
Okładka podobnie do całej gry – jest bardzo klimatyczna.
Kiedy z kuzynem Gałasem zobaczyliśmy zdjecia z Black Viper podniecenie sięgnęło zenitu! – Zobacz jaka fajowa grafika, superszybki jednoślad przemierza zrujnowane miasta i napromieniowane pustkowia! Zapewne po jakiejś wojnie atomowej, czy innym kataklizmie?! Akurat byliśmy świeżo po ogrywaniu świetnego Prime Movera od Psygnosis, który nami doszczętnie pozamiatał i podobnej jakości spodziewaliśmy się tutaj. A może nawet lepszej, skoro gra w wersji na zwykłe Amigi (500/600) zajmowała aż 5 dyskietek? Dodatkowo oferowała walkę (za pomocą szybkostrzelnego działka) z przeciwnikami czyhającymi na nasze życie i paliwo. Ślinka nam ciekła straszliwie na tego racera w świecie wyjętym prosto z Mad Maxa…
Wprowadzające intro naprawdę zanęca!
Były to już czasy dogorywania Amigi w moim domu, na którą wychodziło niestety coraz mniej fajowych szpili, jednakże wspomniana wcześniej objętość gry oraz początkowe intro zwiastowały, że naprawdę mamy tutaj do czynienia z hitem! Klimatyczna muzyka, obrazy zniszczonego świata, trójwymiarowe przedstawienie naszego nowoczesnego motocyklu, będzie dobrze myślałem… Pierwszy przejazd jednakże trochę ostudził mój zapał, chociaż nie rozczarował do końca. Black Viper to po prostu średnio udany klon Lotusa Turbo Challenge (tyle, że motorem), któremu pod względem wykonania bliżej niestety do niezłego Moonshine Racers, niźli do najlepszych amigowych wyścigów. Spojrzycie pewnie na zrzuty ekranów, czy rozgrywkę i pomyślicie pewnie, ale ten Borsuk czepialski. Więc co tutaj nie zagrało do końca?
Mapa naszej motocyklowej odysei po pustkowiach…
Zacznijmy od rzeczy najistotniejszych w grach wyścigowych, czyli modelu jazdy oraz uczucia pędu. Model jazdy to standard w tego typu programach i pomimo, że posiada intuicyjne sterowanie, to niestety jest bardzo prosty. Cała rozgrywka polega na wymijaniu przeciwników i przeszkód na drodze, lub ich zestrzeliwaniu, z wyjątkiem pojazdów z cywilami, które są oznaczone odpowiednim symbolem. W rzeczywistości to przyspieszamy do oporu i ciągle naparzamy przycisk odpowiedzialny za strzelanie, ściągając palec ze spustu tylko w momencie ujrzenia “niewinnych” uczestników ruchu drogowego. Oczywiście musimy zmieścić się w zakrętach, więc zwalniamy przed najostrzejszymi, niejednokrotnie zdarzy nam się skoczyć na wzniesieniu, co dodaje troszkę adrenaliny. Nie ma żadnych driftów, czy specjalnej techniki pokonywania zakrętów, nie występują tu elementy na trasie, które ożywiłyby grywalność, jakieś pola przyspieszające, przemyślane power’upy. Przede wszystkim brakuje ścigania się z innymi motocyklistami, jak w prawdziwych grach wyścigowych! To ostatnie wkurza najbardziej. Jedziemy, strzelamy non stop, pilnujemy uszkodzenia motocyklu i czasu na przejechanie odcinka oraz dostajemy nagrody za zabicie bandyterki. I tyle. Monotonia zabija tę grę bardzo szybko…
Trzeba przyznać, że grafika jest naprawdę fachowa. Ładny krajobraz i stonowane barwy. Ciekawe jak inne etapy?
Uczucie rozwijanych prędkości i płynność jazdy są całkiem wiernie oddane, chociaż na Amidze znajdziecie trochę gier, lepiej przedstawiających ten element. Poprawne wyścigi, w których najbardziej jednak irytuje skokowa animacja przeciwników oraz tła (daleko do płynności Lotusa, czy Prime Mover) oraz spartaczona detekcja kolizji. Wielokrotnie zdarzy się nam ominąć przeszkodę, zmieścić się w zakręcie, wyprzedzić przeciwnika, a tu jebudu i stoimy! Zahaczyłeś pikselem o skały motocyklisto kochany! Skądże, nie do wiary?! A jednak, przecież komputer nie może się mylić! To strasznie irytuje.
Graficznie oraz dźwiękowo Black Viper prezentuje się całkiem porządnie, nawet godnie. Po pierwszym etapie byłem zachwycony widokami. Krajobrazy odwiedzanych miejscówek (ruiny miasta, śnieżyca, pustynia, noc, zimowa noc, pustkowia) są niestety bardzo, ale to bardzo do siebie podobne… W dalszych etapach zabrakło pomysłów i jeździmy ciągle po bardzo podobnej okolicy w zbliżonej kolorystyce. Po nudnych piaszczystych pustkowiach i znowu po pustkowiach, nad którymi niekiedy się ściemnia, a później po pustkowiach z ruinami miasta w tle, albo lasem majaczącym gdzieś daleko… Dobre wrażenia wizualne psuje głównie monotonna kolorystyka (wszystko brązowo, szaro-bure) oraz bardzo nieciekawe projekty wrogich pojazdów. Muzyczki w trakcie jazdy są całkiem do rzeczy, nie ranią uszu, anie nie powodują mimowolnego ich nucenia. To po prostu amigowa jakość uzupełniona nieraz mocniejszym brzmieniem. W sumie trzeba przyznać, że pasują to do postapo jak ulał.
To ciągle ten sam etap? Nie, zupełnie inny. Aha.
Co z tego, że występuje w tej grze jakaś fabuła skoro nie ma ona żadnego wpływu na gameplay. Co z tego, że pomiędzy trasami można upgradować motor oraz jego działko pokładowe, skoro nie wpływa to praktycznie w żaden sposób na pokonywanie kolejnych etapów. Ciągle działamy według identycznego schematu – gaz do dechy, najpierw strzelaj, potem skręcaj, tylko zmienia się wielkość naszych pocisków… To jeden z najnudniejszych amigowych wyścigów w jakie grałem. Będąc szczerym to stareńkie 8-bitowe Road Race z Atari i C64 pod względem stopnia skomplikowania rozgrywki – jest bardziej rozbudowaną grą. No i zdecydowanie bardziej rajcowną. Właśnie! Jakby Black Viper był postapokaliptycznym, motocyklowym odpowiednikiem starego hitu od Activision były to nieziemski czad! Chociaż z drugiej strony może wystarczyłoby dodać w nim jakiś fajny tryb mistrzostw (z przeciwnikami), zamiast fabularnego pitu, pitu o samotnym mścicielu na motorze. Strzelanie w tej grze jest rajcowne niczym poniedziałkowy poranek przed pójściem do roboty, a samotna jazda w wyścigach nikgo nie grzeje. Moim zdaniem ten szpil to spore rozczarowanie. Jednakże mój przyjaciel ma odmienny punkt widzenia na ten temat i zachęcam do obejrzenia jego filmiku. U niego Black Viper zasłużył na zdecydowanie lepszą notę. I dobrze, co dwie głowy to nie jedna…
BORSUK: BLACK VIPER (AMIGA)
Marecheck Retroman – Rozgrywka BLACK VIPER (1995) – Amiga AGA.
PLUSY
+ Ciekawe fabularne wprowadzanie oraz klimat świata po zagładzie.
+ Bardzo dobre uczucie pędu i scrolling trasy.
+ Ładnie przedstawione krajobrazy postapo, jednakże etapy są mało zróżnicowane.
+ Możliwość rozbudowy naszego motocyklu.
+ Idealnie dopasowana muzyka do rozgrywki.
A tu jeszcze sklep, w którym ulepszamy nasz motor.
MINUSY
– Przy dużych prędkościach mała kontrola nad wydarzeniami na trasie.
– Monotonia rozgrywki na dłuższą metę i jednolita kolorystyka.
– Detekcja kolizji potrafi irytować.
– Przydałoby się więcej trybów rozgrywki.
MARECHECK: BLACK VIPER (AMIGA)
BREATHLESS
POWER COMPUTING / FIELD OF VISION (1995)
FIRST PERSON SHOOTER
FILM DOTYCZY WERSJI: AMIGA AGA (1200/CD32).
Chłopie ten hełm to ci chyba jubiler projektował?!
Niestety o Breathless, który był w pewnym momencie obiektem pożądania wszystkich Amigowców wiem tyle, ile przeczytałem w ówczesnej prasie. Nigdy nie dysponowałem Przyjaciółką zdolną ujarzmić to bydlę, teraz zresztą posiadam tylko Amigę CD32 i chyba ona także nie pociągnie tego FPSa. To krowiszcze ma straszne wymagania, przynajmniej dla mnie… Pamiętam ocenę z polskiego Secret Service, gdzie gra dostawała praktycznie maksymalne noty w każdej z rubryk ichniejszej oceniaczki: za grafikę, muzykę oraz miodność. Zapoznajcie się więc z filmem Marechcka, plusami i minusami, które przytoczył dotyczącymi tejże gry, a ja przedstawię wam kilka opinii z amigowej prasy końcówki zeszłego wieku.
Widoczki jak na lata 90-te to prawie jak w Bytomiu…
Steve McGill z Amiga Format (numer 80 ze stycznia 1996) napisał peany pochwalne aż na 4 strony! No, może trzy jeżeli odejmiemy zdjęcia… Zauważa on w recenzji, że Bez Oddechu to najlepsza reklama amigowych kart turbo i jest po prostu przyjaciółkową odpowiedzią na Dooma. Hmm, czyli chyba konkretny szpil?! Wielkość ekranu rozgrywki jest uzależniona od posiadanego procesora oraz ilości pamięci RAM, zaś różnica między trybem pikseli 2×2, a 1×1 jest naprawdę widoczna dla gracza pod względem pola widzenia oraz ostrości obrazu. Normalnie jakby przeskoczyć ze świata umownego, rysunkowego w rzeczywisty! Hmm. Rozgrywka jest fascynująca i pomimo faktu, że wykonujemy w jej trakcie standardowe dla FPSów czynności (walka z potworami, szukanie kluczy, zbieranie broni i apteczek) to zmieniające się co pewien czas środowisko oraz potwory naprawdę powodują, że chcemy zobaczyć co spotka nas w kolejnych etapach. Wynika więc, że jest różnorodnie. Przeciwnicy w zależności od gatunku dysponują różnym poziomem sztucznej inteligencji, a wielu z nich wyglądem może przyprawić gracza o koszmary! Możecie tu nawet spotkać osobniki podobne do kultowych Obcych od Gigera. Silnik potrafi generować efekty świetlne, proste bo proste, ale zawsze. Całe Breathless to cztery odmienne światy, z których każdy składa się z pięciu aren, czytaj poziomów. Recenzent naprawdę rozpływa się w pochwałach, stwierdza nawet, że to najlepsza gra w jaką kiedykolwiek grał na Amidze! Na końcu nawet popłynął pięknie w metafory. Jeżeli Amiga byłaby Królem Arturem to Breathless byłby Galahadem, jej najlepszym i najmocniejszym rycerzem! Werdykt końcowy 95%! Hmm, pięknie Steven, pięknie, nadawałbyś się do Retro na Gazie bez dwóch zdań!
Wróg chyba mnie przyuważył?! Trzeba znikać, ino migiem…
Większość ocen gry jakie znalazłem w sieci pokazuje nam dobitnie, że mamy tu do czynienia z prawdziwym killerem! CU Amiga – 92%, Amiga Computing – 92%, Amiga Magazyn – 85% i myślę, że tak właśnie wówczas odbierano ten tytuł, jako najlepszą amigową odpowiedź na Dooma. Znalazł się na szczęście jeden gagatek, który ostro pojechał po majtach temu debeściakowi, więc przyjrzyjmy się jego zarzutom! Stuart Campbell z Amiga Power (numer lutowy z 96 roku) także na czterech stronach pozamiatał Bez Oddechu i wydał werdykt 56%. Uuuu, dzieję się, poczytajmy! Najpierw narzekanie, że znowu akcja dzieje się w kosmicznych bazach, a nie na jakimś tajemniczym zamku. Sikor, weź tam Stuartowi podeślij Tajemniczy Zamek 2 na Atarynę… Według recenzenta gra jest technicznie doskonała, ale po prostu nudna i nic w niej się nie dzieje. Projekt etapów jest tak dobry, że w połowie drugiego gracz zasypia z wrażenia… Bezcelowa włóczęga po ładnej okolicy, w której bezmyślnie porozmieszczano wrogów: za drzwiami, lub przy nich, żeby nas zaskakiwali! Ponoć bardzo irytuje fakt posiadania tylko trzech żyć i konieczność powtarzania po zgonie całego świata, nawet jeżeli byliśmy w jego ostatniej planszy… No cóż, trzeba by zapytać się Amigowców, a najlepiej kogoś obcykanego zarówno ze strzelaninami FPS na PC, jak i na Przyjaciółce, jak uczciwie ocenić Breathless. Ja swego czasu mocno chciałem w niego zagrać, jednakże później kupiłem PC, przeszedłem obydwa Doomy i o Bez Oddechu najzwyczajniej w świecie zapomniałem… W ocenie w retrometrze polegam więc w zupełności na opinii Marechcka.
Marecheck Retroman – Rozgrywka BREATHLESS (1995) – Amiga AGA.
PLUSY
+ Jeden z niewielu udanych FPSów na Amigę. W porównaniu do konkurencji – najlepszy!
+ Naprawdę dopracowany graficznie i pod względem technicznym.
+ Prosty motyw muzyczny, który doskonale buduje klimat.
MINUSY
– Brak jakiejkolwiek fabuły oraz zadań. Celem jest zabicie wszystkiego.
– Zbyt droga rozbudowa arsenału.
– Wysokie wymagania sprzętowe.
– Nudnawe etapy.
– To jednak ciągle nie jest jakość PeCetowego Dooma.
BREATHLESS (AMIGA AGA)
FIREFORCE
I.C.E. (1992)
RUN AND GUN
FILM DOTYCZY WERSJI: AMIGA / TAKŻE AMIGA CD32 / ATARI ST
Yeah! Arnie powrócił w Fire Force! Nie? A podobny!
Na koniec czas na produkcję, która swego czasu w Polsce była bardzo popularna. Wynikało to najpewniej z uwielbienia Polaków dla filmów Rambo, czy Commando oraz automatu Green Beret, którego Fireforce początkowo mocno przypomina. Głównie dlatego, że rozgrywkę w nim rozpoczynamy wyposażeni w nóż, a nasz bohater to jakiś komandos do zadań bardzo specjalnych. Jednakże ja zbytnim fanem omawianej dzisiaj gry nigdy nie byłem, dla mnie śmierdziała ona budżetowością, niedopracowaniem i miała po prostu zbyt wolną akcję jak na run and guna, czyli bieganie z bronią. Z perspektywy czasu doceniam jednak podejście do rozgrywki jakie oferuje FireForce, gdyż jest ona tutaj dosyć realistyczna, trochę taktyczna, jakby gra była wręcz symulatorem komandosa. Nasz żołnierz jest całkiem dobrze animowany i posiada naprawdę szeroki zakres ruchów: chodzenie, skakanie, schylanie się, czołganie, oczywiście strzelanie z najróżniejszych broni, rzucanie granatami, a nawet brutalne podcinanie gardeł przeciwnikom. Zaryzykuję stwierdzenie, że to jakby połączenie Green Beret i Metal Gear Solid z widokiem z profilu. Oczywiście pod względem mechaniki, gdyż pod względem fabuły to jednak nie ten rozmiar kapelusza. Za młodu potrzebowałem dynamiczniejszej akcji w stylu Metal Sluga, jednakże wielu moich przyjaciół mocno zagrywało się w FireForce.
– Rambo? – Co? – Zajdź go od tyłu i poderżnij gardło! – Jawohl.
W misjach niby ciągle przemykamy w prawo, ale możemy dodatkowo pozwiedzać rożne namioty, budynki, znaleźć nowe wyposażenie naszego żołdaka, uzupełnić w znalezionych skrzyniach amunicję, w apteczkach zdrowie itp. Możemy zabawić się w Johna Rambo i iść na żywioł, jednakże rozgrywka jest skonstruowana bardziej pod myślących wojaków, jeżeli takowi istnieją… Często i gęsto trzeba będzie zaplanować nasze działania i powoli wprowadzać je w życie. Oprawa graficzna jest na przeciętnym jak na Przyjaciółkę poziomie, bez żadnych wodotrysków, paralaksy, pięknych widoków w 2D, ale w zupełności wystarcza do zabawy. Komandos jest przyzwoicie animowany, zaś dużym plusem FireForce jest bez wątpienia brutalność i realizm. Kiedy strzelicie przeciwnikowi w twarz z trzech metrów, czy nadepniecie na minę to będziecie wiedzieć o czym mówię. O oprawie dźwiękowej mogę powiedzieć tylko, że karabiny strzelają, granaty wybuchają, ofiary krzyczą i brzmi to całkiem realistycznie! Jednakże co do muzyki, to nawet nie pamiętam, żeby tu była, znaczy się w ucho nie wpada.
Znowu zaczynam z nożem? Heh, jakby mi od razu nie mogli dać kałacha…
Sterowanie jest trochę niedopracowane, jakbyśmy sterowali robotem zamiast zwinnym komandosem, mało responsywne i nie sprzyja wykonywaniu szybkich akcji. Z tego właśnie powodu to nie jest tytuł dla każdego. Jeżeli lubicie szybkie gry akcji podobne do Contry, czy Turricana to wynudzicie się tutaj tylko i wkurzycie na toporną mechanikę. Podobnie do młodego Borsuka, kiedy należał jeszcze do szeroko pojętej młodzieży… Teraz jako stary dziad bardziej doceniam ten tytuł, więc jeżeli wy także preferujecie realistyczną, trochę taktyczną rozgrywkę, to pomimo sztywnego sterowania, FireForce powinno wam się spodobać. Szczególnie, że produkcja ta oferuje aż 12 misji (dżungla, pustynia, tereny miejskie), które potrafią składać się nawet z kilkudziesięciu ekranów. Szczerze to ten szpil przypomina mi troszkę zapomniane Komando Foki, czyli Navy Seals. Pamięta ktoś?
A edycja na duże Atari? Grałem tylko w wersję Amigową, a port na Atari ST widziałem niestety tylko na filmikach. Gra wygląda praktycznie identycznie, chociaż wydaje mi się, że płynność rozgrywki jest minimalnie gorsza. Jednak niech się na ten temat wypowiedzą w komentarzach posiadacze tego komputera. Ocena na Atari ST moim zdaniem powinna być identyczna z wersją przyjaciółkową, chociażby ze względu na mniejszą konkurencję podobnych gier na tym sprzęcie.
Marecheck Retroman – Rozgrywka FIREFORCE (1995) – Amiga.
PLUSY
+ Porządna grafika i animacja, jednakże do rewelacji daleko.
+ Realizm pola walki i arsenału. Dosyć taktyczna rozgrywka.
+ Możliwości znajdowania sprzętu, a nawet zabierania poległym.
+ Zmienne cele misji podczas rozgrywki.
+ Świetne odgłosy dźwiękowe oraz krwistość gry.
MINUSY
– Trudna dla początkujących.
– Trochę niemrawa akcja.
– Sterowanie mogłoby być lepsze, jest zbyt sztywne.
– Brak muzyki podczas rozgrywki.
– Koniec gry to pieprzony What the Fuck? Pamięta ktoś?
FIREFORCE (AMIGA / ATARI ST)
PS. Plusy i minusy pochodzą zarówno od Marechcka, jak i Borsuka. Okładki i screeny wykorzystane we wpisie pochodzą głównie z MobyGames, oraz Lemon Amiga.